niedziela, 19 grudnia 2010

Trzeć czy mleć?

 Trzeć czy mleć... oto jest pytanie!
Dylemat w stylu Hamleta czas rozwiązać!

Makowce i strucle czekają! Rozważamy dziś wyższość maku tartego ręcznie w misce zwanej makutrą.

Oto ona 

        Kamionka, wyposażona w rowki dla uzyskania lepszej siły tarcia. Czynność wymaga sporej siły i nade wszystko cierpliwości! Doskonale sprawdzają się tu męskie ręce!
Makutra - niezbędne wyposażenie solidnej peerelowskiej kuchni.

        Dziś, jak donoszą zaprzyjaźnione  Panie Domu, makutry zamieszkują głębokie zakamarki piwnic! Zdegradowane, pozbawione pracy, wyparte z domu przez MIKSERY I ELEKTRYCZNE  MASZYNKI!
To jeszcze nie jest najgorsze...
Pojawiły się Gotowe Masy Makowe zamknięte w blaszanych puszkach!
Czy z tego produktu powstaną smakowite makowce i strucle?

 

Osądźcie sami !

       Osobiście polecam masę makową domowej roboty z maku utartego lub ostatecznie zmielonego... Och, ubolewam nad tym. Ale cóż, czego się nie robi dla postępu technicznego?

Podobnie jak domowy wyrób uszek.

 

Życzę
 Najlepszych Świąt
dla wszystkich przyjaciół
wspominających razem ze mną
czasy Peerelu!


 
Bet

środa, 15 grudnia 2010

Gadające ludziki


W latach 60-tych, gdy telefonia wkraczała do Polski, aby zainstalować telefon trzeba było odczekać w kolejce ok. 10 lat… Gdy już nadszedł ten szczęśliwy dzień… w domu pojawił się  ON! 

 Cały czarny, zrobiony z ebonitu odpornego na obmacywanie, drapanie i głaskanie. Solidny typ „nie-gniotsia-nie-łamiotsia, z uroczo terkoczącą obrotową tarczą uruchamianą palcem wetkniętym w odpowiedni otwór, z przeraźliwie głośnym dzwonkiem co to „umarłego by obudził”, z długim, oplecionym tkaniną kablem. Był atrakcją, atrybutem nowoczesności oraz urządzeniem podnoszącym niebywale prestiż właściciela.

        Telefon dostarczał niezwykłych wrażeń. Dla dzieci atrakcją było wysłuchiwanie bajek odtwarzanych z taśmy po wybraniu specjalnego numeru. Inny spec-numer umożliwiał zamówienie budzenia. Była zegarynka podająca aktualny czas, a nawet telefoniczne nadawanie telegramów…
Czarny aparat spełniał niezwykle ważną misję socjologiczną. Scalał społeczeństwo. Ożywiał życie sąsiedzkie. Była okazja aby wpaść „skorzystać z telefonu” i przy okazji poplotkować, opowiedzieć po co i do kogo telefonujemy… Bywało, że telefon był tylko pretekstem, aby odwiedzić sąsiadkę… Ach, te kontakty międzyludzkie! Nikt już nie pożycza szklanki cukru ani odrobiny soli. Mamy sklepy całodobowe! Nikt nie poszukuje sąsiadki z telefonem! Teraz każdy ma w domu kilka błyszczących, mobilnych i stacjonarnych aparacików.
 Po co nam sąsiedzi ? 

         A Pan Telefon - jak już się zadomowił to… już poszło !!! Zgodnie   z trendami mody wyposażany w kolejne udogodnienia : skręcany kabel, uchwyt na dłoń pozwalający rozmawiać spacerując po mieszkaniu /pod warunkiem odpowiedniej długości kabla/ niebanalna kolorystyka… np kanarkowy /!/   ewolucja kształtów i wielkości. Ach, wszystko na nic!

          Nastała era wszechobecnych miniaturowych komórek. Straciliśmy sąsiadów oraz część wolności! To maleństwo dopada nas wszędzie : w tramwaju /cudowna okazja do utraty prywatności /, na urlopie pod palmami , a nawet w Kościele…

        Pan Telefon Domowy jeszcze próbuje trzymać  fason. Ma już kilka obsługujących go Wielkich Firm. Każda kusi, każda zachwala i reklamuje. Wszystko pięknie dopóki……. nie zdarzy się nam   a w a r i a……..
Awaria telefonu stacjonarnego ! Ha !

        Uszkodzenie należy zgłosić firmie poprzez Infolinię….. Fajna zabawa. Długie minuty spędzone na wysłuchiwaniu melodyjek oraz personaliów kolejnych konsultantów zanim znajdzie się ktoś zainteresowanych telefonią stacjonarną.……Tylko taka osoba może dokonać wpisu zgłoszenia do SYSTEMU ! Nic innego te Gadające Ludziki z infolinii nie MOGĄ  ZROBIĆ ……!

Gadające Ludziki , klepią wyuczone grzecznościowe formułki z obowiązkowym podaniem:
- pełnego imienia i nazwiska - po co mi ta wiadomość skoro i tak nic od tej osoby nie zależy ?
- …”w czym mogę pomóc?”- to akurat wiadomo, bo dzwonię po pomoc
-  …”miłego dnia!” - akurat wtedy gdy trzęsę się ze złości bo mam awarię
-  sms o treści : „Magda Jakaśtam dziękuje za rozmowę”……

I co z tych uprzejmości wynika? Nic… Awaria jak była tak jest. Dzień, dwa, trzy… czasem nawet 3 tygodnie. Autentyczne! Biada komu przyjdzie ochota dowiedzieć się: dlaczego? Nikt nic nie powie, nie obieca, nie poda terminu. Kiedyś tam po kolejnych wysłuchaniach wyklepanych formułek, następuje szczęśliwy finał !

Naprawiono !     

Gadające Ludziki - naprawdę nic zrobić nie mogą - są trybikami w ogromnej, bezosobowej machinie… Nie dostają informacji jaki jest rodzaj awarii, co i kiedy zrobiono i kiedy będzie finał całej operacji…… mogą tylko wklepać do komputera kolejne zgłoszenie……

        Gadające ludziki ożywają jednak gdy zbliża się koniec okresu obowiązywania Umowy z Firmą. Wtedy stają się kreatywne niezwykle. Cierpliwie dzwonią, ścigają wręcz klienta aby go dopaść i zagadać, zagadać tak, że dla świętego spokoju klient zgodzi się na wszystko… byle się uwolnić. Gdy już cię mają – masz spokój i nową, niekoniecznie korzystną Umowę.
A zdesperowany klient ? Nie ma na kogo nakrzyczeć ! Nie ma telefonu do Szefa, Dyrektora ani nawet jakiegoś Kierownika. Żadnego! Cóż pomoże  krzyczenie na Gadającego Ludzika ? I tak na końcu usłyszysz : …miłego dnia”   i dostaniesz   sms : „Tomasz Jakiśtam dziękuje za rozmowę”.

        Och… gdzie te czasy gdy na zgłoszoną awarię zjawiał się w moim domu prawdziwy, żywy Pan z Młotkiem lub Skrzynką. Postukał, popukał wymienił kabelek, wypił piwko i w zamian założył dodatkowe gniazdko w kolejnym pokoju, pogadał z człowiekiem ludzkim głosem. Czasem zaklął jak trzeba, zasmrodził papierosem przyklejonym do ust…

        A gdy Pan Młotkowy nie przyszedł to… zawsze można było się pożalić do Prezesa, pokrzyczeć na telefonistkę lub napisać coś w Książce Skarg i Wniosków. Można było postraszyć interwencją w Komitecie….
   

 



    

sobota, 4 grudnia 2010

Rekonesans pod Tatrami

Zima za pasem -czas odwiedzić nasze polskie Tatry.
Sprawdzić gotowość do sezonu i gościnność naszych Górali.
     Jako,że Mrówka światłą i światową się stała, zaczyna od przeglądu ofert miejsc noclegowych w internecie. Jest tego bez liku ! Sprawdzam więc zachęcającą ofertę pewnego pensjonatu reklamującą super promocyjne ceny na pobyt w czasie "przedsezonowym"....jesiennym.

     I... pierwsze rozczarowanie ! Wiadomość wysłana na adres emailowy pozostaje bez odpowiedzi kilka dni. Nie daję za wygraną. Dzwonię telefonem pod wskazany numer. Miła Pani odpowiada:
     - tak, mamy chyba wolne miejsce ale proszę rezerwować emailem bo jestem poza pensjonatem...
OK - kolejny email....i.....nadal brak odpowiedzi. Dzwonię następnego dnia.
    - och....jestem obecnie na zakupach...nie mam tu grafiku, proszę zadzwonić za godzinę.....
Dzwonię.
    - jeszcze jestem poza pensjonatem ale, ale spróbuję rezerwować na pamięć....hmmmm mam jeszcze malutki pokoik ale bardzo ciasny, nie polecam.....
Wściekła i obrażona mrówka rzuca telefonem i rozpoczyna poszukiwania od początku.
Jest, fajne gospodarstwo agroturystyczne. Gospodyni milutka, oferowana cena już nieco mniej, ale rezerwuję na wieść,że własnej roboty sery góralskie są, masło domowe itp delikatesy....
       Jedziemy do Bukowiny Tatrzańskiej. Serce turystyki w naszych Tatrach. Szeroko reklamowane nowiutkie baseny termalne !

        P r z y b y w a m y   ochoczo.

       Miejscowość to malutka. Składa się właściwie głównie z niewielkiego ronda głównego nieopodal Basenów termalnych oraz głównej ulicy, bardzo ruchliwej. Na tej ulicy posadowiono wszystkie sklepy, sklepiki oraz karczmy góralskie. Kilka kramów z produktami miejscowych górali : futrzaki, czapki i skarpety wełniane, misie, ciupaski /w zaniku ....!/ itp.

        Drugie rozczarowanie : "góralka" sprzedająca owe wyroby nie potrafi wskazać drogi bo, jak twierdzi: "nie jestem stąd".....
Aż się bałam zapytać : "a skąd, fałszywa gaździno"?
          Nic to, odnajdujemy nasz punkt noclegowy.
Piękny dom, pięknie  zadbane otoczenie. Naprawdę miła gospodyni ale......rodem z Mazur ! Ani śladu mowy góralskiej ! Jedyna nadzieja w Gospodarzu, specjalizującym się w wyrobie serów...
         Niestety, gospodarz choć miejscowy, wysoko wykształcony - zatracił kompletnie nawet podhalański akcent wymowy....
Sery robi pyszne, takie ma hobby w czasie wolnym od pracy gdzieś... na jakimś niepospolitym stanowisku. Podobno jest w gospodarstwie osobista krowa dająca surowiec do produkcji sera - ale próżno jej wypatrywać. Ani śladu obory, zapachu mleka, obornika... Takie sterylne krowy teraz mamy.

Ot, tacy Górale mi się trafili...

Wszystko rekompensują widoki i przyroda. Tu się nie można rozczarować.
 


Wizyta w Basenach termalnych też rozczarowuje...
Piekielnie drogo, za drogo jak na to co się tu oferuje. Woda chłodna...w jednym z basenów z dyszami masującymi obowiązuje kolejka! Na dźwięk dzwonka kolejka posuwa się o jedno stanowisko dalej...

Uciekłam stąd ! Trafiam do hali głównej z basenem o bardzo chłodnej wodzie. Niewielu chętnych do takiej kąpieli.W rogach hali są maleńkie baseniki wielkości nooooooo........sporej misy /!/ gdzie tłoczno z powodu ciepłej wody i efektu "bulgotania"....

Uciekam stąd !

 Pozostaje najcieplejszy i najmilszy basen zewnętrzny. Dobre chociaż to.
Ale następnym razem jadę na Słowację !
Niestety, konkurencja nie śpi, tuż po drugiej stronie Tatr !