niedziela, 25 maja 2014

Ukłon dla Generała



        Dziś zmarł generał Wojciech Jaruzelski…

        Jakaż to strata dla tych, co każdego 13 grudnia pikietują jego dom! Nie ma już w kogo rzucać oskarżeń, biczować hasłami: „morderca”, „zdrajca” i „hańba”! Gdzie teraz wyładować swoje frustracje?

        Nie ośmielę się i nie chcę oceniać słuszności decyzji i całej drogi życiowej Generała, ale chcę docenić odwagę i niezłomną postawę. Łatwo jest krytykować i ferować wyroki z dzisiejszej bezpiecznej perspektywy – trudniej było w tamtej rzeczywistości brać odpowiedzialność za decyzje wielkiej wagi i nieść jej ciężar przez wiele, wiele lat. Trudniej latami bronić słuszności swego postępowania, z honorem znosić zniewagi i poniżające traktowanie.

Zawsze w postawie zasadniczej i z podniesioną głową, nie unikający odpowiedzialności, konsekwentnie broniąc swojej racji. Żołnierz walczący z politykami pomimo fizycznej już słabości. Honor zachował do końca i mam nadzieję, że tego już nikt mu nie odbierze.

        Szacunek, Panie Generale!        

sobota, 17 maja 2014

W czasie deszczu...



…dzieci się nudzą, a szalone koleżanki kupują kostiumy kąpielowe! Tak, tak! Za oknami deszczowe strugi, zagrożenie powodziowe rośnie, a my wędrujemy po wirtualnych sklepach i aukcjach w poszukiwaniu słonecznych kolorów. Nie, żeby jakiś mus czy coś. Tak wyszło… Hi, hi, hi…

A zaczęło się od niechcianej ulotki reklamowej, która wypadła z gazetki. A w niej… Wymarzona, wytęskniona i nieobecna w zwykłych sklepach, sukieneczka kąpielowa. Sama słodycz! Jakże nie pochwalić się i nie podzielić odkryciem z koleżanką?

No i się zaczęło! W @poczcie zawrzało: 

- a jaki materiał? Jak wszyte majtki i czy na pewno są tam majtki? Jaka gumka i miseczki? Eeee… Nie podali długości… To dla mnie za krótkie, a tamto w rowki wchodzi… A jeszcze tutaj popatrz! Eeee… to nieładne, to za drogie, a to trzeba licytować… 

I tak dwa dni całe. Z nieba nadal leje się jak z cebra, a my na wirtualnej plaży naciągamy wirtualne ramiączka i oceniamy podatność materiału na słoneczne suszenie.

- czy wiesz, że pandex pod wpływem wody morskiej robi się gąbczasty i wstrętny?
- taak? Nigdy o tym nie pomyślałam…

Aż tu nagle, na trzysta trzydziestej drugiej stronie… Jest! Jest! Jest! Cudeńko spełniające wszystkie wymagania i w idealnym rozmiarze! Zaraz, zaraz dla kogo idealny rozmiar?

 - ja mam rozmiar B!

- ty, B ??? Nie, to mój rozmiar! Ty powinnaś brać C!

Mała wojna na biusty, aby zyskać przewagę w prawie do zakupu. Przydałby się męski arbiter, ale też taki raczej wirtualny, internetowo anonimowy bo obiektywny. Ech, trudno - wreszcie decyzja:

- kupujemy?

- kupujemy! Ty pierwsza, ja już stoję i czekam przy kasie! 

No i to był błąd… Sukieneczka bowiem jedna, a kupujących kobiet dwie! Dramat, bo transakcja w internecie to i argument solidnej parasolki w ręku bezużyteczny. No i targanie się za włosy odpada. Jak tu kupować,  gdy nawet wirtualny kolega w kwestii rozmiaru biustu jest bezradny? Panie Premierze! Jak żyć w takim wirtualnym świecie? Hi, hi, hi…



Epilog

Dnia następnego cierpliwość została nagrodzona. Znalazła się taka sama sukieneczka, w innym sklepie, w innej cenie i... Innym rozmiarze biustu! Teraz zobaczymy kto wojnę biustową wygra. Ha!

  
 

niedziela, 11 maja 2014

Kruche jak mydlana bańka?



        Podobno wspomnienia są tak kruche i nietrwałe jak mydlane bańki na wietrze. Gdzie tam! Wspomnienia są jak skała! Wystarczyło jedno spojrzenie na zdjęcie u Akwamaryny i już pstryk, świst, prast, mam przed oczami taki oto obrazek :

        Leniwe, niedzielne popołudnie latem. Słońce dogrzewa, rodzice popijają poobiednią kawę, świeżo zmieloną ręcznym, zabytkowym młynkiem. Aromat kawy unosi się w całym mieszkaniu.  Starszy brat łapie szkiełkiem powiększającym promienie słońca i za ich pomocą wypala jakieś znaki na drewnianej deszczułce. Eksperyment naukowy to jest bo brat dociekliwy, nawet małą pracownię fizyczno- chemiczną ma w kącie wspólnego pokoju. Ma tam szklane zlewki, próbówki i długie, cienkie pipety. Czym zająć natrętnie szarpiącą za ramię małą siostrę? Czym ją od siebie odpędzić? Tato, pomocy!

        Odsiecz i pomoc ojcowska nadciąga błyskawicznie. W szklanej zlewce miesza się woda z mydłem. Szklana pipeta jest trochę zbyt długa dla małych rączek, ale… Słomka wyjęta z maty zdobiącej młodzieżowy pokój /taki standard był/ jest w sam raz. Już wirują w powietrzu mydlane bańki, małe rączki próbują złapać je w locie, połyskliwe kuleczki wymykają się otwartym oknem w szeroki świat. I pstryk! Gasną, giną bez śladu. Jak wydmuchać największą? Jak wypuścić wielką falę tych drobniutkich? Ach, zabawa dla malucha cudowna. Tato też się bawi i eksperymentuje. Do kilku baniek wdmuchuje dymek z papierosa. Obserwujemy jak układają się w kuli dymne pasma tworząc piękny, wirujący ornament. Czar pryska gdy banieczka pęka – pozostaje obłoczek siwego dymu. Niejeden dziś zgrzytnie ze zgrozą na taką zabawę. Palić przy dziecku? Bawić się złowrogim dymem? Hmmm… Były to czasy gdy palenie tytoniu nie było tak naganne jak teraz. Więcej niebezpieczeństwa w tych igraszkach upatrywała mama bojąc się mokrych plam na wypastowanym parkiecie! Ot, takie priorytety były!


        Zabawa w mydlane bańki jest ponadczasowa. Współczesne maluchy też to lubią. Mają łatwiej bo wymyślono plastikowe kolorowe aparaciki produkujące banieczki. Łatwiej? Może po prostu inaczej. 




          Obecnie występują też bańki-olbrzymy, wielkie przezroczyste obłoki, takie jak na zdjęciu u Akwamaryny Kosmiczne mutanty poczciwego mydła czy jakieś mydlane GMO? No i jak się toto robi? Kto wie?





sobota, 3 maja 2014

Fajnie jest to wszystko ogarnąć



        Mamy tu epokowe zestawienie dwóch najbardziej popularnych w środowiskach młodzieżowych słów. Ooooo… Aż się sama teraz zadziwiłam ogromem tego porównania. Dwie epoki, młodzież dwóch, a nawet więcej pokoleń… Bardzo poważnie to brzmi, ale niech tam, wyjaśniam.

        Pamiętam z dzieciństwa zawrotną popularność słowa „fajnie”. Słówko to określało wszystko co miłe, dobre, przyjemne, a nade wszystko „trendy” i na „czasie”. Było kwintesencją młodzieżowego luzu oraz symbolem nowoczesnego stylu bycia. Szczyt popularności  „fajności” przypadła w okresie fascynacji dżinsami, gitarami i fryzurami a’la Beatles. Zbieg tych wszystkich rewolucyjnych okoliczności potęgował irytację naszych rodziców. Nie wytrzymywali tej fali zmian. Sarkali i oburzali się pytając: 

- co to takiego to słowo „fajnie”? Co to znaczy i dlaczego prawie każde zdanie go zawiera? Hę? Nieznośna, młodzieżowa maniera… Mawiali wzruszając pogardliwie ramionami.

        Jakim sposobem przedarło się to pochodzące z wrogiego rejonu   /niemieckie „fein”/ słówko przez żelazną kurtynę do socjalistycznej Polski? No, może poprzez wymianę przygraniczną z bratnią NRD oraz przy dużej pomocy ludności śląskiej. A może /angielskie „fine”/ z kontrabandą zrzucone wraz z amerykańską stonką ziemniaczaną? Szkodliwe owady zwalczono za pomocą DDT, Niemców i Ślązaków pokochaliśmy jak braci, a fajność zakorzeniła się w PRL na dobre i z czasem przestała dziwić nawet najbardziej konserwatywnych rodziców i nauczycieli. Mało tego, słowo to stało się pewnego rodzaju pomostem łączącym pokolenia. Nauczyciel używający przymiotnika „fajny” stawał się fajnym i akceptowanym przez młodzież. Słowo stało się ponadczasowe podobnie jak wiecznie modne są dżinsy.

        Historia lubi się powtarzać. Nie wymyślono nic nowego w miejsce dżinsów, ale narodziło się nowe, uniwersalne słowo: ogarniać! Znaczy  bardzo wiele: nadążać, rozumieć, uporządkować, posprzątać, ubrać się i uczesać, zrobić makijaż, zrozumieć i ogólnie dążyć z postępem. No, chyba to jeszcze nie wszystkie z zastosowań tego słowa. Teraz ja sarkam i pogardliwie wzruszam ramionami. Złoszczę się nawet, ale… Czasem używam w celu ułatwienia kontaktu z młodzieżą. Cóż, odwieczny konflikt pokoleń, chyba nieunikniony.

        Zauważyłam też inną, nową manierę w sposobie wypowiadania się. Zdania twierdzące kończy się tonem pytającym zawieszając głos na znak pytajnika i jakby nie kończąc definitywnie wypowiedzi. Na przykład taki dialog:

- Dlaczego zjadłaś tego banana?
- Bo chciałam włączyć się do akcji „stop dla rasizmu” …? 

        Wygląda, a raczej brzmi to jak brak stanowczości, obawa przed wypowiadaniem swojego zdania, oczekiwanie na poparcie.  A może po prostu jakaś przejściowa młodzieżowa moda. Podobnie jak siadanie na oparciu ławki zamiast na jej siedzisku. Phiii..!  
    
        Pełną wdzięku przywarą kobiet dawnymi czasy bywało strojenie fochów lub po prostu ich posiadanie. Mówiono: „ona ma dziś fochy”. Zawsze w liczbie mnogiej jakby dla podkreślenia ważności tego faktu.  Współczesne dziewczęta „strzelają focha” lub bywają „sfochowane”, a przypadłość ta dotyka także mężczyzn co oznajmiają chętnie napisami na koszulkach: „nie mam focha”. Wszystko w liczbie pojedynczej, formie gwałtownej /strzał, wybuch, potem spokój/ a więc chyba nie warto zwracać na to uwagi.

        Znacznie gorzej gdy artystka-gwiazdka oznajmia publicznie tremę i obawę o „wykon”… Co to jest ten wykon, u licha? Ślady inteligencji podpowiadają mi, że to o zwykłe wykonanie chodzi. Występ, prezentacja wiekopomnego zapewne utworu to jest wykon. O! Człowiek uczy się przez całe życie i nie nadąża, nie ogarnia!

         A teraz podaję trochę zieloności, aby ogarnąć wiosenne fajności i bez focha ocenić wykon. Hi, hi, hi…