niedziela, 19 sierpnia 2018

Kąpiel dla zuchwałych


        W poszukiwaniu miejskiej, wodnej ochłody zawędrowałam pewnego upalnego popołudnia nad Zalew Zakrzówek. 
 

       Jest to miejsce osobliwe, urokliwe, momentami groźne, z całą pewnością „nie dla mięczaków”! Chyba można wpisać go na krakowska listę „rzeczy strasznych” na pozycji tuż po ziejącym śmiertelnym ogniem Wawelskim Smoku. Bestia z ogniem w pysku stacjonuje zresztą nieopodal, tuż za Wisłą, która toczy swe leniwe wody kilkaset od Zalewu Zakrzówek. No cóż, grozę tego miejsca potęgować może również legendarna wieść, że wspomniane leniwe wiślane wody przed wiekami pochłonęły młode życie niejakiej Wandy. Na dodatek tajemne alchemiczne eksperymenty przeprowadzał tu mistrz Twardowski. Podobno w ich wyniku doszło do wielkiej eksplozji, która poszarpała teren odsłaniając liczne skały wapienne.  Wiadomo, że Twardowski ewakuował się na księżyc potomnym pozostawiając wapienny kamieniołom, który po wielu wiekach z powodzeniem eksploatowano pozyskując cenny wapień do produkcji chemicznych substancji oraz nawozów sztucznych. 

        Całkiem współcześnie bo w 1990 roku niepotrzebne już wyrobisko zalano wodą i powstało takie oto „straszne cudo”. Ogromne, głębokie na około 30 metrów jezioro o krystalicznie czystej wodzie i pięknej rzeźbie bardzo trudno dostępnych brzegów.

 
 Niebezpiecznie! Teren słusznie ogrodzono i wytyczono zaledwie kilka miejsc dla plażowiczów i raczej zuchwałych pływaków. Małe tchórzyki o niezbyt wybujałych umiejętnościach pływackich niech lepiej trzymają się skrawków wytyczonego dla nich brzegu i podziwiają widoki robiąc co najwyżej pstryk aparatem zza krzaka…



Żar leje się z nieba. Chłodna, bez wątpienia, toń kusi. Na udostępnionej dla ludności mini plaży w formie sporej skalnej półki panuje tłok. Plażowicze siedzą w pozycji nieomal kucznej i solidarnie starają się zająć jak najmniejszy skrawek placu. O rozstawieniu parawanu nikt nie marzy. Wyznaczony do bezpiecznej kąpieli i pilnowany przez ratownika spłachetek wody malutki jest niczym dziecinny basenik. O brodzeniu w wodzie jednak mowy nie ma – trzeba pływać. 


 Za atrakcję pobytu nad tą wodą zapłacić trzeba aż 12 zł. Zniżek dla Seniorów nie przewidziano… Bo i po co? Zuchwałych seniorów skorych do kąpieli w zalewie nie zauważyłam i dlatego zwiedziwszy pieszo wszystkie dostępne acz wielce strome ścieżki przycupnęłam skromnie wśród krzaków obserwując zuchwałą młodzież. Po wysłuchaniu odpowiedniej dawki nieskrępowanego młodzieżowego slangu wycofuję się z pozycji obserwatora i bezpiecznie wracam do domu, absolutnie sucha. Nie, tego miejsca do plażowania, dojrzałym damom, nie polecam. Do podziwiania widoków jak najbardziej tak! 







środa, 15 sierpnia 2018

sobota, 4 sierpnia 2018

Luksus dla mas w nasz peerelowski czas


       
A jak? A tak! A jakże i owszem! Odrobina luksusu wszystkim nam się należała i chyba właśnie dlatego w pobliżu naszego robotniczego osiedla wybudowano prawdziwy, pełnowymiarowy basen do pływania, plażowania oraz dziecięcego taplania w brodziku i młodzieżowego trenowania skoków do wody. To, czym kuszą dziś za wielkie pieniądze deweloperzy na zamkniętych osiedlach dla bogaczy – my, mieliśmy tak po prostu, tuż obok bloku. Wstęp dla każdego za kilka złotych i  wakacyjny darmowy karnet dla uczniów miejscowej szkoły.

        Wystarczyło zarzucić ręcznik na szyję i nawet bez sukienki, w samym kostiumie kąpielowym, wybiec z domu, aby już po chwili zanurzyć się w wodzie. Dzieciom uchodził brak wierzchniego ubioru bowiem osiedlowa ścieżka do basenu króciutka była. 

Ech… Co to był za raj! Spędzaliśmy całe dnie na radosnym pluskaniu, o zgrozo całkiem samodzielnie! Zadowolone mamusie przychodziły obiadową porą nakarmić mokre latorośle. Kanapkę ze smalcem, kiszone ogórki, garnuszek zupy i butelki z kompotem lub zimną herbatą podawano przez płot. Na terenie basenu działał wprawdzie bufet, ale nie było potrzeby z niego korzystać mając domowy wikt pod nosem. Nawet nie wiem co serwowano w basenowym bufecie bo grzeczne dziewczynki tam nie uczęszczały. Nad bezpieczeństwem kąpiących się obywateli czuwali ratownicy i nie pamiętam aby kiedykolwiek doszło tam do poważniejszego wypadku. Owszem, co bardziej atrakcyjnym dziewczętom groziło niechciane wrzucenie do wody, oczywiście w ramach młodzieńczych zalotów. Pisku i plusku było co niemiara! 

Kto i dlaczego wpadł na pomysł zbudowania otwartego basenu z kompleksem rekreacyjnym na obrzeżach miasta, w pobliżu bloków zamieszkałych głównie przez klasę robotniczą z pobliskiej fabryki? Być może takie były wytyczne któregoś z ważnych Komitetów partyjnych, może nawet tego najważniejszego, Centralnego? A być może, w Miejskiej Radzie Narodowej był jakiś Towarzysz – Wizjoner, który zapragnął dać zwykłym ludziom odrobinę luksusu znanego z amerykańskich filmów o życiu bogaczy?  Wizjoner lub Społecznik zapewne załatwił stosowne zezwolenia i projekty, wystarał się „po znajomości” o materiał budowlany, zorganizował okoliczną ludność  i miejscowe Zakłady Pracy do działania w ramach „czynu społecznego” i powstał basen! Tak, ta wersja zdecydowanie bardziej mi się podoba chociaż za jej wiarygodność absolutnie nie ręczę oprócz rzeczywiście sporego wkładu „czynu społecznego” w realizacji tego przedsięwzięcia. No cóż, wszak „nie święci garnki lepią” a liczy się efekt.

Baseny kąpielowe dla „ludu” były ongiś chyba dość popularnym pomysłem na podniesienie atrakcyjności życia bowiem podobny obiekt spotkałam w pewnej opolskiej gminie, nieopodal sporego Państwowego Gospodarstwa Rolnego. Czyżby więc budowano je w myśl idei  „dla ludu pracującego miast i wsi”?
 
Minęło sporo lat… Tam, gdzie dawniej szum i wody plusk oraz radosna dziecięca wrzawa - dziś wyrasta krzaków gąszcz. Zabudowania i basenowe urządzenia rdzewieją, kruszą się i zapadają. Powstaje typowa dla opuszczonych inwestycji, wzorcowa wprost Ruina. Szkoda.

Powodem opisanego stanu rzeczy jest podobno nieuregulowana kwestia własności gruntu czyli mówiąc wprost, roszczenia potomków pradawnych właścicieli terenu. Sprawa jest pod względem prawnym na tyle zawiła, że trwa i trwa już dziesięciolecia, a nasza wzorcowa Ruina ma się świetnie i nadal postępuje. 


Wydaje się, że moda na otwarte baseny minęła bezpowrotnie. Podobno koszty eksploatacji zbyt duże, a zainteresowanie tym sposobem rekreacji słabnie. No tak, liczne podróże rodaków po odpoczynek nad naturalnymi akwenami w kraju i za granicą zdają się to potwierdzać. Chociaż… Mniej zamożni lub mniej mobilni obywatele nadal istnieją i nadal zasługują na odrobinę luksusu. Czyż nie?

No to idę schłodzić się pod domowym prysznicem. Szuuu... Szuuu… Kap… Kap… Kap!








Dodatek specjalny z dnia 8 sierpnia 2018!

Oto stan obecny basenu gdzie młodość spędzała koleżanka Lilka. Podziwiajmy ruinę, która otrzymała wprawdzie "drugie życie" w postaci pojemnika do kąpieli świątecznego karpia ale czy na taki los zasłużyła? 
 

A dawno, dawno temu było tu tak