niedziela, 28 października 2018

Ostatnia tej jesieni wędróweczka


        Tytuł tekstu usprawiedliwia fakt, że trudno było mi nazwać wędrówką lub niewielką nawet podróżą wyprawę typu „cztery mile za piec” czyli tuż poza granicę rodzimego miasta. 

Tak mi się przydarzyło w bardzo pogodną, październikową sobotę, po południu. Nie da się wysiedzieć w domu gdy jesienne słoneczko zawoła więc posługując się słowami nostalgicznej piosenki zapytałam: „ A może byśmy tak najmilszy, wpadli na…” chwilkę do Myślenic? 

No to hop i siup! Po kilkunastu minutach jazdy jestem w miasteczku, które już od dawna chciałam odwiedzić. Dotąd jakoś nie było okazji bo Myślenice z powodu swego położenia wciąż mijane są w pośpiechu. Na wypoczynkowy przystanek w drodze na południe, tam gdzie góry – za wcześnie. W drodze powrotnej zazwyczaj jest za późno bo do domu już tylko przysłowiowy rzut beretem i żal zjechać z wygodnej dwupasmowej drogi. Miasteczko ma więc u mnie swoistego pecha z powodu geograficznej bliskości choć pozostaje w życzliwej pamięci od lat wielu jako wspomnienie śniadaniowego przysmaku z dzieciństwa. Chodzi o nabiałowy specjał o nazwie Serek Myślenicki, który był świetnie przyprawionym twarożkiem o lekko słonym i mocno śmietankowym smaku. Serek sprzedawano w formie małych osełek zawijanych w mokry od serwatki papier z wydrukowaną na niebiesko nazwą i opisem produktu. Widzę ten spożywczy hit we wspomnieniu jak na obrazku i przełykam ślinę... Ach, co to był za ser!

 Prawdą jest, że „przez żołądek do serca” najpewniej jest trafić i już tam pozostać. Hi, hi, hi…

        Oto więc jestem w Myślenicach, mieście znanym obecnie już nie z powodu sera, ale jako popularnego miejsca do plażowania na rzeką Rabą. Jesień to nie pora na kąpiele wodne więc wizytuję „na sucho” ścisłe centrum miasta.





 

        
     Niewiele tego wizytowania. Siadam zatem pokornie wśród gołębi i kontempluję, staram się wczuć w atmosferę miejsca, chłonąć jego aurę, doszukać się romantyzmu lub jakiejś nutki sentymentu... Chłonę i chłonę, wytężam wrażliwość, ale… Aury nie wyczuwam, romantyzmu za grosz. Nic, a nic. Gołębie gapią się na mnie raczej głupio, drepczą nerwowo rozczarowane brakiem poczęstunku i po gołębiemu gruchają: „Po coś tu przyszła? Nie dość ci krakowskich gołębi, ty centusiu?”  Albo coś w tym stylu.

Hmm… Skoro zauroczenia brak i ptactwo tu na mnie sarka – z sentymentów pozostaje tylko starodawny ser.  

        Ale co to? Opuszczając Myślenice odnajduję optymistyczny akcent. 


Jest Nadzieja! To cóż, że w tak niespodziewanym miejscu? 

    Nadzieja to nadzieja. Zapewne jakaś moc w tym mieście jest i być może trzeba w nim rozsmakować. 

Koniecznie wrócę. Może wiosną? Pa!






piątek, 19 października 2018

Na jesienne smutki oraz przedwyborczy stres


       
Druh Mirek, autor tekstów w zakładce "Gawędy Druha Mirka", proponuje uśmiech na wspomnienie peerelowskich dowcipów. Pomyślałam, że to dobry pomysł na obecny trudny czas. Posłuchajmy zatem wspomnień Druha:

 Dawno, bardzo dawno temu. W okresie, o którym nawet najstarsi ludzie nie pamiętają,  w okresie o który znamy wyłącznie z informacji profesorów historii z Instytutu Pamięci Narodowej no i opowieści mumii które żyły w tym okresie. Istniały wtedy trzy partie polityczne: kilku milionowa PZPR i kilku tysięczne ZSL i SD, oraz kilka organizacji społeczno politycznych najbardziej znaczące to: Pax, CHSS Znak........................  

W KC PZPR istniała komórka, której zadaniem było tworzenie i puszczanie w obieg dowcipów politycznych. Jednym z pracowników tej komórki był pan Pietrzak. Dlaczego dałem aż trochę przydługi tekst ponieważ z tej komórki wychodziły nawet dobre dowcipy jak na przykład ten o Jabloneksie:

- Na granicy Polsko - Czechosłowackiej spotkały się dwa psy: polski i czechosłowacki. Polski brudny, głodny skudlony i smutny. Czechosłowacki czyściutki, radosny i z obrożą oczywiście  z Jablonexu. Pogadały sobie, wymieniły poglądy i postanowiły na dwa tygodnie wymienić się miejscami pobytu. Po dwóch tygodniach zgodnie z umową znowu się spotkały tylko zmienił się ich wygląd: polski czyściutki, wyszczotkowany no i z obrożą z Jabloneksu, natomiast czechosłowacki brudny, skołtuniony, ale rozradowany. Polski spojrzał na niego i się odezwał : Spojrzyj w lustro, Jak ty wyglądasz, z czego ty się cieszysz ? Na to czeski mu odpowiedział: Bracie ale com się naszczekał tom się naszczekał.

- Na lotnisku przedstawiciele naszych władz witają Prezydenta jakiegoś kraju zachodniego. Nasz Przywódca odczytał mowę powitalną a Gość wygłosił swoją odpowiedź. W naszej delegacji jeden z uczestników odezwał się do drugiego: Ty popatrz, przywódca takiego dużego kraju, a nie potrafi czytać. 

Skoro  już, zacny Druh Mirek rozwiązał wspomnieniowy worek z dowcipami – proponuję abyśmy wrzucili doń kolejne, zapamiętane porcyjki peerelowskiego humoru. Dowcipów mieliśmy wszak prawdziwy dostatek. Doszło do tego, że sami mianowaliśmy się: „Najweselszym barakiem w socjalistycznym obozie”. Trochę makabrycznie to brzmi, ale cóż, tego typu humor także wtedy był.

Zapraszam, kto pamięta jakiś dobry, peerelowski dowcip albo wic?

Oto one:


Andrzej Rawicz: Sporo było tych PRL-owskich, ale ja nawiążę do obecnej sytuacji.
"Jaka jest różnica między IV RP a PRL?
- Za PRLu rząd był w Londynie, a naród w Polsce"
 


alElla: - Tata, tata! Ruscy polecieli na Księżyc!
- Wszyscy?
- Nie, trzech.
- To co mi gówniarzu głowę zawracasz?!!!


Lilka: Ech, Druhu Mirku... :)))

– Kto tam?!
– Harcerze!
– Nie wierzę!
– Otwieraj chamie, ZOMO nigdy nie kłamie!

W tramwaju sprzeczka:
-Pani nie wie, kim ja jestem...!Jestem kierownikiem sklepu mięsnego!
Stojąca obok kobieta do koleżanki:
– Znam go, to profesor uniwersytetu, ale widzę, że ostatnio cierpi na manię wielkości…

Sekretarz partii podchodzi do proboszcza:
- Pożyczcie proboszczu trochę ławek na zebranie partii.
- Nie pożyczę.
- Nie pożyczycie? Dobrze, to my nie będziemy nieśli baldachimu na procesji.
- Nie będziecie nieśli? To ja nie napiszę wam przemówienia na 1 maja.
- Nie napiszecie? To my nie będziemy chodzić do spowiedzi i g**no będziecie wiedzieli, co się dzieje w partii.



Sobiepan:  Jedyny na świecie "profesor" mniemanologii stosowanej - Jan Tadeusz Stanisławski - głosił w jedynej na świecie "Samodzielnej Akademii Mniemanologii Stosowanej" ( Kabaret "Stodoła" ), że: "Nawet niebo oglądane z góry - ma dno, zaś dno oglądane z dołu - zda się czasami niebem.."
Prowadził też "wykłady" o "wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Swiętami Bożego Narodzenia" - te jest wyżej, które bliżej. Był też samodzielnym autorem sławnego w PRL powiedzenia - "i to by było na tyle".


Druh Mirek w dniu 20 października:


Czuj, czuj  CZUWAJ !

Cieszę się bardzo, że mogę być z Wami. Cieszę się również, że mogę  Wam przybliżyć świat mojej młodości. Tak, jak ja go odbierałem. W poprzednim tekście przypomniałem Wam o ówczesnych liczących się "siłach politycznych". Muszę Wam dodać, że każda z wymienionych partii politycznych musiała prowadzić bardzo dokładnie dokumentację członkowską. Nawet jeżeli członek tej partii zmieniał miejsce zamieszkania. Od ilości członków  uzależniona była ilość mandatów samorządowych i parlamentarnych. Partie polityczne i organizacje społeczne wchodziły w skład Komitetów Frontu Jedności Narodu: Gminnych, wojewódzkich oraz krajowego. Pierwsi Sekretarze Komitety Centralnego  byli uzależnieni od frakcji partyjnej która ich popierała, żaden z nich nie posiadał takiej władzy jaką posiada pan Kaczyński.



No to wróćmy do dowcipów. Najwięcej z nich to dowcipy o Premierze Cyrankiewiczu. Prawdopodobnie dlatego, że on był najbardziej wyluzowanym  politykiem. Trzeba również pamiętać, że wywodził się z kierownictwa  Polskiej Partii Socjalistycznej. Był pierwszym z przywódców KDL, który zabierał  swoją żonę  na wizyty zagraniczne. Przypomnę, że była to Nina Andrycz - aktorka i rzeczywiście, Pierwsza  Dama PRL.

- Premier wraz z żoną kąpią się w basenie. (Rzeczywiście miał w swej  willi  basen kąpielowy, a prawie większość pomieszczenia miała zainstalowane  bardzo duże lustra). Pewnego razu w czasie kąpieli pani Nina zwróciła się  do Niego z propozycją: "Józiu ! Usiądę Ci na głowie ".
Oczywiście, pierwszy, drugi i trzeci raz Jej odmówił. Podobno jak kobieta czegoś  zechce to i wymusi realizację swego życzenia. W końcu Cyrankiewicz wyraził zgodę. Pani Nina usiadła mu na głowie. Kiedy zeszła Premier spytał Jej się dlaczego to zrobiła. Pani Nina powiedziała:"Chciałam zobaczyć jak będziesz wyglądać z grzywką".

- Późno w nocy, Premierostwo już położyli się spać tylko lokaj jeszcze sprawdzał  czy okna są po zamykane, światła wygaszone......... i  usłyszał, że co jakiś czas z sypialni premierostwa dobiegają oklaski. Następnego poranka kręci się po jadalni i widać po nim, że chce się o coś spytać. Premier to zauważył więc go spytał  o co mu chodzi. Lokaj  mu powiedział o tych oklaskach. Premier mu odpowiedział: "Przecież Wiesz,  że moja żona jest aktorką i po każdym akcie należą się jej brawa".

Serdecznie Was pozdrawiam i czuj, czuj  CZUWAJ  Mirek


iwonakmita.pl:  Mówi kolega do kolegi: słyszałeś, że Ruskie wylądowali na księżycu?
No i co z tego? Moja stara od 20 lat suszy bieliznę na słońcu :)




 

Ultra: - Dlaczego po zjednoczeniu PPR i PPS i powstaniu PZPR w Polsce jest zimno, ciemno i mokro?
Bo rządzi lud, świeci tylko jedna gwiazda i dwie partie się zlały.

 – Coście kupili za premię?
–  Buty.
–  A co z resztą pieniędzy?
–  Resztę dołożyła teściowa.

Plakat: 'Mocznik najlepszym nawozem pogłównie'

-  W sklepie warzywnym klient prosi o jedną brukselkę.
-  Jedną? - dziwi się sprzedawca.
-  Tak, bo to do gołąbków z przydziałowego mięsa.



tekst jest też tu