sobota, 19 października 2013

Blogowe manowce



        Jest tytuł, ale brak treści. Jest pomysł i celna myśl, ale gdzie konkrety? Tak to moje kochane Komentatorium wyprowadziło mnie na manowce. Domagają się tematu, aby zaraz potem rozgadać się zupełnie o czym innym… 

Wypisz – wymaluj jak peerelowskie zakupy. Idziesz kupić buty -  a wracasz z młynkiem do kawy bo właśnie to „rzucili” do sąsiedniego sklepu. Zresztą na buty i tak zabrakło talonu, więc lepiej było kupić to, co akurat jest w sprzedaży i jakoś likwidować inflacyjny nawis. Rosły więc nam stosy niepotrzebnych rzeczy, zapełniały się wersalki cukrem. Do dziś mam spory zapas tasiemki do podszywania spodni, której nabyłam okazyjnie cały motek. A spodni już nikt nie podszywa tasiemkami z pogrubionym brzegiem. Mam też kupon bawełnianej tkaniny o nazwie krepon, wielce pożądanej swego czasu. Krepon wyszedł z mody zanim powstała z niego stosowna koszula. 

Pewna Znajoma odbyła egzotyczną podróż do Grecji, Włoch, albo innej Hiszpanii. Wybaczcie, że nie pamiętam który to z tych egzotycznych krajów był wszak każda zagranica była wtedy egzotyką.  Z tej podróży przywiozła cudną ceramiczną amforę sporych rozmiarów. Wiele zachodu wymagała troska o ten okaz w czasie długiej podróży. Pielęgnowany i owijany w różne miękkości kruchy prezent po szczegółowych oględzinach w kraju okazał się ceramiką made in Poland, Łysa Góra.

To były manowce konsumenckie.

A teraz proponuję manowce jesienne! 

Otóż, szanujące się Zakłady Pracy organizowały wyjazdy do lasu na grzybobranie. Takie integracyjno - zaopatrzeniowe wypady do grzybnych lasów czasem bardzo odległych. Przetwórstwo grzybowe kwitło bowiem w PRL bo cóż lepszego na zagryzkę do wódeczki niż marynowane grzybki? A sos tatarski bez grzybka z zalewie octowej nie był prawdziwym sosem… W tamtych czasach grzybów się nikt nie bał. Chyba mieliśmy wątroby z żelaza. 
Wyjazdy „po grzyby” często zamieniały się w wyprawy „na grzyby” bowiem leśne runo zbierali najambitniejsi, podczas, gdy reszta towarzystwa biesiadowała przy ognisku. Prawdziwe to ogniska biesiadne były gdzie kiełbas, trunków, tańców i śpiewów nie brakowało. Może nawet jakiś las spłonął wtedy wraz z grzybami? To dopiero były manowce!

Nasze blogowe gadanie też prowadzi często w nieoczekiwane kierunki. Słusznie zauważył nieoceniony Allensteiner: 

Od zimy doszliśmy do różnic między balią a szaflikiem, od kanapek - do jakości wody w kranach, od herbaty do sposobów pędzenia bimbru itp. 

Co tym razem zaproponuje moje Komentatorium?



43 komentarze:

  1. Podeprę się Kabaretem Starszych Panów:
    http://www.youtube.com/watch?v=dFttaXuC0BM
    Wprawdzie Panowie planowali pójść na ryby... ale jak to z manowcami bywa i o grzybach myśl była:).
    "...A można i na grzyby
    Na grzyby - w aromatów pełen las
    Na grzyby - przed wyjazdem słuchaj sprawdźmy gaz
    Weźmy czegoś parę kropel
    A na drzwiach wywieśmy o tem
    Że ruszyliśmy w sobotę
    bo powzięlismy ochotę
    Na grzyby - tu borowik a tam dzik
    dzik, wściekły na mnie... ech... pociągnijmy sobie łyk
    nie musimy dużo łykać, by się przestać lękać dzika
    bo gdyby, gdyby łyk większy
    to na lwy'by, a dlaczego nie na lwyby..."
    Prawdę mówiąc nie ważne dokąd, ważne z kim i jak ten czas minął... ot takie manowce:))
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetny komentarz Akwamarynko! Pewnie, że to mistrzowie w prowadzeniu na manowce! Jak mogłam to przeoczyć:)))

      Usuń
    2. Po takim profesjonalnym komentarzu Akwamaryny nie ma już sensu wysilać się - cudownie skomentowany post.

      Usuń
    3. No,no, nie wyręczaj się koleżanką Akwamarynką. Rusz głową:))))

      Usuń
  2. Klik dobry:)
    Bardzo lubię zabawy w "blogowe manowce". Chętnie wtedy żartuję i wdaję się w dyskusje. Coraz mniej jednak takich zabaw...

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witajcie w niedzielne przedpołudnie, jesienne, ze słońcem leniwie spoglądającym przez chmury. Dzisiaj duchowo jestem nastawiona… manowce wewnętrzne… manowce myślenia dokąd mogą zaprowadzić?… jesienna aura sprzyja pochmurnym manowcom, słoneczna wyprowadza mnie na zewnątrz… Tą drugą szczególnie sobie cenię, jednakże te wewnętrzne dominują we mnie:) o nich też często piszę:)... a gdy napiszę zaczynają się manowce blogowe...:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba uważać z tymi wewnętrznymi manowcami:))) Lepiej wybrać się "na lwyby". To wyrażenie często było używane w mojej rodzinie na określenie wypadu bez celu gdzieś tam... Manowce, nie ma dwóch zdań!

      Usuń
    2. A co tam, u mnie wewnętrzne manowce nie groźne:))
      Na lwybach byłam i wczoraj i dzisiaj... korzystam póki jesień w zwiewnych kieckach chodzi:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. A wiesz, te jesienne "zwiewne kiecki" kojarzą mi się z modnymi kiedyś długimi kolorowymi spódnicami, które nosiłyśmy w czasach "hippisowskich". Im bardziej kolorowe tym ładniejsze były. Jak jesień.

      Usuń
  4. Już mnie cytują. Zostałem klasykiem?... Wypada zabrać głos "z okazji"?...

    Przypomnę, czym to jeździło się na te grzyby: zakładowymi nysami, żukami, roburami wyposażonymi w krzesła albo skrzynki jako miejsca siedzące. Dziś pierwsza kontrola drogowa wygnałaby towarzystwo z pojazdu a kierowca załapałby za to niezły mandat i sporo punktów.

    A przecież w PRL bywało, że i na szkolne wycieczki jeździło się odkrytymi ciężarówkami, do których stawiano ławki. Dawniej jeszcze - traktorami, na odległości niewyobrażalne dziś dla tego środka lokomocji.

    Co zaś do grzybów - w tym roku nie narzekam...

    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, dawniejsze podróżowanie może dziś budzić grozę. Ja podróżowałam na grzyby do pobliskiego lasu stojąc na zaczepie ciągnika rolniczego. Teraz nie miałabym odwagi tak jechać. Wypadków jednak było mniej, prawda? A może po prostu mniej było wiadomości o takich wypadkach?
      Grzybów nie zbieram bo nie umiem i nie lubię.

      Usuń
    2. Acha, odnośnie bycia klasykiem to... cytuję Cię nie pierwszy już raz. Coś w tym jest!
      Klasykuj nadal!

      Usuń
  5. Grzybobranie opisałaś jak byś w moim zakładzie pracy tez pracowała z jednym małym szczegółem. Niektórzy po grzybobraniu mieli podbite oczy a czasami i złamana jakąs kończynę, ale integracja braci pracowniczej się odbyła.
    .........................i komu to przeszkadzało ???
    Pozdrawiam /z nad morza Połnocnego/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, nie ma jak integracja w gipsowni:))) Ale co racja to racja, w zakładowym grzybobraniu grzyby były najmniej istotnym elementem. Czasem nawet niepożądanym bo tyle pracy przy nich potem:)))

      Usuń
    2. Och, jak miło czuć bryzę Morza Północnego! Ale wracaj szczęśliwie na ojczyzny łono!

      Usuń
  6. Bet, muszę zaprotestować, bo ja zawsze na temat. Pryncypialnie. Może mało, rzadko wracam, ale to z innych powodów. ,Na manowce zwykle, choć rzadko, byłem sprowadzany, sam nie schodziłem na nie. A to przez okoliczności, a to przez .............. itp.

    Dwa powody były tych grzybobrań zakładowych. Jeden taki, że rada zakładowa zz, by się wykazać aktywnością wobec tzw. załogi prosiła kierownictwo firmy o zapewnienie transportu i wyżerki (pod kiełbasą i musztadą, ogórkami kryły się spore ilości alkoholu w fakturach nie wymienione), by na grzyby się udać.

    Drugi, to taki, że rozrywkowa część pracowników firmy, upatrywała w eskapadzie darmową atrakcję, jak się to obecnie nazywa - integracyjną. Wtedy i teraz cel był podobny. Grzyby były więc pretekstem.

    Trzeci taki mało formalny, to zdobywało się na grzybobraniu wiedzę o tym co "w trawie piszczy".
    Niekoniecznie więc wracano z grzybobrania z grzybami. W domu bywało różnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie liczyłem, ale na swoich blogach - a było ich już 9 w ciągu tych prawie 16 lat - nie mam chyba ani jednego postu (poza życzeniami świątecznymi), który by temat wyczerpał zgodnie z założeniami. Zawsze pojawiało się coś nowego, albo wątki podsuwane przeze mnie "nie chwytały". I myślę, że dla tego rodzaju blogów jest to normalne, i znacznie odbiega od t.zw. "profesjonałów", gdzie można dostać punkty karne za otworzenie nowego wątku, albo być wykluczonym za udzielenie niesprawdzonych informacji.
    Najśmieszniejsze to to, że jak piszę żartobliwym tonem to komentatorzy się obrażają, a jak ja poważnie to z drugiej strony śmiech, itd. I to jest chyba to co podtrzymuje pasję pisania blogów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny dowód na blogowe manowce. W sprawie żartowania blogowego to ja też miewam takie nieporozumienia z brakiem odczytania komentarza jako żart. Wszystko przez to, że słowo pisane nie zawsze oddaje emocje, ton głosu czy wręcz chichot piszącego. Trzeba posiłkować się uśmieszkami graficznymi.
      Ale racja, że takie nieporozumienia czasem wkurzają a czasem własnie prowadzą na manowce i to jest fajne bo daje dreszczyk niepewności.

      Usuń
    2. Dokładnie tak, Bet. Mnie jednak wyczerpują zdrowotnie "dreszczyki niepewności", jak to nazywasz i nie jest dla mnie fajne, jak moim zdaniem (i nie tylko moim - sprawdzałam!) fajny dowcip, z którego zaśmiewam się i jestem zadowolona, że udało mi się dowcip wymyślić, spotyka się z taką reakcją autora bloga, że potem trzy dni beczę i zbieram dynamit na wysadzenie w powietrze nawet swoich blogów, przysięgając, że nigdy więcej nie będę żartować, ani wdawać się w dyskusje, a jedynie pisać co najwyżej: "Dziendoberek, ładny pościk i zdjątko. Masz rację! Popieram w całej rozciągłości".
      Po 4-5 dniach przysięgę zwykle łamię, ale nerwówka jednak czyni spustoszenia w organizmie tu i ówdzie.
      Dochodzę więc do wniosku, że na manowce można chodzić tylko z bardzo dobrze znanymi, a nawet tylko z bliskimi osobami.

      Usuń
    3. Dynamit, powiadasz? Ha - robi się bombowo!

      Usuń
    4. Przecież blogowanie jest w rzeczy samej bombowe., o!

      Usuń
  8. Skoro ma być bomba, to odpalam lont.
    15.10 AlElla na swoim blogu napisała post

    http://grycela.blogspot.com/2013/10/z-dyrekcji-gornej-na-dolna-po-zotych.html

    Kilka godzin później w komentarzu swoim użyłem - przyznaję, że dla prowokacji - pojęcia "znajomi króliczka", odnosząc się do stanu majątkowego byłych PKP, i obecnych spadkobierców.
    Następnego dnia, czyli 16.10 pojawiły się komentarze Maliny i AlElli pośrednio nawiązujące do: hodowli królików, oraz czapek, futerek, i łapek króliczych.
    Cała dalsza dyskusja ze "znajomych króliczka" (co chyba nawiazuje do postu?) została zwekslowana na manowce, bo na króliki i wyroby z ich futra.
    Lont się pali. :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak,tak... też zauważyłam tą zabawę "w króliczki" - sama dołożyłam się do tego szukając królików:)))
      Myślę jednak, że to zbieg okoliczności i wspomnienie przez Malinkę futerek króliczych nie miało mieć związku z twoimi "króliczkami". W przeciwnym razie byłby to krwawy horror!
      Masz pojęcie? Futerka z twoich "króliczków" na dzieciach kolejarzy....

      Usuń
    2. Nieeee, nooo, Anzaaaaai, całkiem już króliczki pomerdałeś :)))

      Usuń
    3. Teraz to chyba ja pomerdałam snując wizję horroru króliczego.

      Usuń
    4. "Merdanie królików" - kto by nie pomerdał - to mamy temat na notkę. Kto kupuje?

      Usuń
    5. Od królików wolę trzymać się z daleka. Jest tu taki jeden specjalista od tych spraw...hi,hi...

      Usuń
  9. Ja właściwie to już non-stop piszę o "znajomych króliczka", więc w najbliższym czasie też będzie o mojej ulubionej dziennikarce blondynce, co polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się domyślam o jaka blondynkę chodzi ale to też "króliczka" jest?

      Usuń
    2. Teraz to ona już sama jest królica.

      Usuń
    3. Stąd już blisko do "królewny":))) No i mamy królewskie salony!

      Usuń
  10. No.. Bet,tylko nie to! Kiedyś,pamiętam wspólnie z alEllą podczas wędrówki po Chełmie wyprowadziłyście wszystkich na tzw. Skałki,gdzie urzędował Duch Bieluch. Ganiał nas tam po wszystkich grotach,a my ze strasznym krzykiem grozy rwaliśmy stamtąd niczym pies Scubidu!;-)))
    Tylko nie manowce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co tam manowce? Oby tylko nikt nie wyrońdował. ;)

      Usuń
    2. A leci z nami pilot?????? :))))))))))))

      Usuń
    3. Ja bym raczej zapytał, czy leci z nami samolot? :) :)

      Usuń
    4. Był tam pilot,ale automatyczny,pompką dmuchany.

      Usuń
  11. oryginalne buty z PRL!
    http://allegro.pl/buty-relaks-z-prl-u-kultowe-jak-nowe-oryginal-bcm-i3652879243.html

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzięki evig! Wyobraź sobie, że takie buty znalazłam niedawno w sklepie nowiutkie! Mam zamiar napisać o tym wkrótce. Produkują je!

    OdpowiedzUsuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.