piątek, 27 lipca 2018

Coś pomalowało mi świat!


        Fioletowe krowy każdy zna. Może nawet bardziej niż te w tradycyjnych biało-czarnych barwach. A widział ktoś fioletowy las? 

        Nie? No to proszę – oto on! Spacerowałam sobie przyzwoicie po zielonym lesie. Było ślicznie więc zrobiłam aparatem, pstryk! Wyszło fioletowo… 








I co teraz? Zielono mi? Czy też raczej fioletowo? 


https://pogadajmyopeerelu.wordpress.com/2018/07/27/cos-pomalowalo-mi-swiat/ 


sobota, 14 lipca 2018

Pada deszcz? A ja idę na plażę!


        No, co? Wczasowicze spacerują w deszczu nad Bałtykiem słono za to płacąc, a ja mam to tutaj prawie całkiem za darmo. Deszczowa solidarność z pechowymi urlopowiczami kosztuje mnie prawie tyle co nic… Dwa bilety ulgowe po 1,40 zł za 20 minut podróży z Miejskim Przedsiębiorstwem komunikacyjnym i zdrowotny spacer gratis! Taki miejski pakiet urlopowy.

        Ruszam zatem nie zważając na słotę, gotowa wykorzystać każdy moment rozjaśnienia, a nawet przebłyski słońca co być może się zdarzą. Hi, hi, hi… Zdarzyły się, ale nazajutrz i dlatego część zdjęć ma pogodne niebo. Tak, spacer miał dwie odsłony aby fotograficzne obrazki ładne były. Sprytny trick?

        Oto most na mojej drodze. Nie zawaham się wyrazić, że to jest Pan Most z dużej litery pisany choć miejskie władze nazwały go zwykłą kładką. Co za afront i ignorancja skoro Pan Most taki wystrojony w figury linoskoczków i niezliczoną ilość żelaznych symboli „miłości aż po grób”. Serce się raduje, że też młodzież tak chętnie przystępuje do trwałych związków i radośnie oznajmia światu zamiar dozgonnej miłości zakładając solidne kłódki na balustradzie Pan Mostu.






Spoglądam w dół z lekką zadumą nad ilością kłódkowych kluczy, które zalegają chyba na tym wiślanym dnie… Może kiedyś powstanie tu metalowa wyspa „spełnionych uczuć”?


        Taki to jest romantyczny aspekt istnienia kładki, która tak naprawdę nosi imię zakonnika, ojca Bernatka, założyciela szpitala Bonifratrów położonego nieopodal owej przeprawy przez Wisłę. Popularnie mówi się: Kładka Bernatka, a krakowscy zakochani wiedzą swoje i zakuwają miłosne kłódki na potęgę. Może to i lepsze niż niegdysiejsze wycinanie serc na korze drzew? Bardziej Eko? 

        Tuż za mostem mam namiastkę portu żeglugi… No, może nie wielkiej i nawet nie rzecznej. Szczerze mówiąc są to barki-restauracje zacumowane całkiem nieruchomo u brzegu. Pomijając ten praktyczny szczegół, przy odrobinie wyobraźni, można poczuć się jak morski wilk, porozkoszować wilgotną bryzą z zapachem wody, przywołać morskie wspomnienia. Tym bardziej, że ruch na wodzie jest. Cicho suną  łodzie, statki i stateczki, barki oraz tramwaj wodny. Ahoj!


        Ja wybieram pieszą trasę, z biegiem rzeki za cel mając Miejską Plażę na Bulwarze Kurlandzkim. Tup, tup, tup… Właśnie mijam położony na drugim brzegu, ciekawy architektonicznie, obiekt: Ośrodek Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora „Cricoteka”. Osobliwość budowli polega na tym, że zabytkowy budynek starej elektrowni nadbudowany został nowoczesną bryłą architektoniczną wyposażaną w lustrzane podbicie gdzie odbija się obraz posadowionego poniżej zabytkowego budyneczku. Interesujący widok. 





 Wszystko pięknie, ale kto i kiedy podłożył nam tę świnię? Doprawdy nie wiem. Nie wiem też czy ma to związek ze sztuką Kantora czy też jest to dzieło jakiejś awangardy czy po prostu zwykły żart. Nie wiem i już. Tuptam dalej. Tup, tup, tup… 

Już za chwilę przystaję zdumiona gdyż… Trasa zmusza spacerowicza aby wznieść się chwilowo z poziomu rzeki na poziom zabudowań miasta i tu spotykam fragment wiejskiej łączki… Urocze zjawisko w środku miasta! 




Kilka kroków dalej – ogród! Miejsce zwane Ogrodem Pamięci poświęcone jest zadumie nad losami polskich Żydów. Bardzo ładny skwer ławeczkami do odpoczynku i chwil refleksji.  

 Tup, tup, tup… Smagana deszczem dzielnie brnę dalej bo w oddali majaczy już jasna smuga plażowego piachu. Mój cel jest tuż, tuż!  
 
Oto i ona – miejska plaża z „łachą” piasku, trawnikiem do polegiwania albo posiadywania, wygodnymi leżankami, ławeczkami, boiskiem, huśtawkami… No, cóż. Riwiera Turecka to nie jest, zakaz wejścia do wody hamuje zachwyt, ale… Lepszy rydz niż nic!




 Nad plażą góruje okazały budynek apartamentowca „Wiślane tarasy”. Hi, hi, hi… Wygląda jak parowóz albo parostatek! Tak, tak! Parostatek! Pasuje tu jak najbardziej jako element krajobrazu plażowego.

No i to już koniec atrakcji… Zmokłam i zmarzłam dostatecznie jak na letnie plażowanie w mieście. Wracam odwiedzając po drodze mój ulubiony zakątek refleksji nad tragedią ludzi w czas niemieckiej okupacji. Plac Bohaterów Getta dawniej Plac Zgody. Kamienne krzesła rozrzucone na rozległym placu przypominają wygląd tego miejsca tuż po likwidacji żydowskiego getta. Podobno, po wyprowadzeniu zgromadzanych przed  transportem do obozów śmierci mieszkańców żydowskiej dzielnicy, tak właśnie ten plac wyglądał… Niektóre krzesła „ubrano” w ręcznie wykonane szydełkowe pokrowce, które jeszcze bardziej symbolizują utracone tu ludzkie życia. Na pomnikowych krzesłach można usiąść aby pomyśleć i poczuć… Żaden inny pomnik pamięci nie robi na mnie większego wrażenia niż ten plac z krzesłami. 


Na zakończenie plażowej wycieczki odwiedzam nadwiślański zakątek starego Podgórza z Pomnikiem zacnego Prezydenta Miasta. Dokumentuję fotografią odnowione kamieniczki, dostojną wieżę Kościoła św. Józefa i nostalgiczny widoczek na kochaną Wisłę. 










Och, słońce wychodzi! Koniec deszczu, mogę iść do domu.




poniedziałek, 2 lipca 2018

Babskie ploteczki inspiracją wizyty u Króla Kraka


 Moje szkolne koleżanki często organizują wesołe, niekoniecznie wspomnieniowe spotkania. Tym razem zaproszenie nadeszło od uroczej właścicielki posesji usytuowanej w sąsiedztwie naszej dawnej szkoły. Ach, będzie jednak okazja do wspomnień! Podążam więc ochoczo szlakiem, dawniej codziennych, szkolnych wypraw. Ufff,  znajome schodki do szkoły „pod górkę” – tak miałam! Oto i okazały budynek  dawnego Liceum usytuowany u wrót pięknego, bo pagórkowatego  parku. Nadal jest tu szkoła, lecz o innym zgoła profilu. Obecnie prowadzi się tu kształcenie zawodowe, głównie gastronomiczne. W związku z tym w miejscu dawnej pracowni fizyki gdzie była moja izba intelektualnych tortur – teraz urządzono restaurację. Chyba nie odważę się tam nic zjeść… Hi, hi, hi… Spoglądając w te okna wciąż czuję  nieprzyjemną gulę w gardle na wspomnienie srogiego „Fizyka” o swojskim przezwisku „Wujo”. Że też udało mi się jakoś przeżyć ten „fizyczny” stres! 


Ach, co było to było, po latach można rozkoszować się urodą okolicy. Tuż obok szkoły mamy przestronny Rynek Podgórski – reprezentacyjny plac i serce całej dzielnicy z górującym nad nim dostojnym Kościołem św. Józefa. 


Jeszcze kilkanaście kroków ostro w górę i wpadam w przyjazne objęcia licealnych koleżanek. Jakże pasujemy wszystkie do tej okolicy! Po spontanicznych sympatycznych "ochach" i "achach" - pękam z zazdrości! Taki widok z okna salonu i sypialni! 


 Oooo, żesz…Ty! Syczę zazdrośnie: Ale masz codzienną radość o poranku, otwierasz rano oczy… I od razu zabytek! Nie, to nie sen, to prawdziwa, zabytkowa kościelna wieża na wprost nosa! 



 Jak nie zazdrościć? No, jak? Hi, hi, hi…

Atmosfera spotkania, uroda miejsca i wspomnień czar powoduje, że za dni kilka wracam w te okolice kontynuując spacer tym razem wędrując stromą uliczką jeszcze wyżej! Aż na wzgórze zwieńczone Kopcem Krakusa.

 
 No i taka stąd jest panorama… Kraków jak na płaskim talerzu podany! 


W dalekiej dali, we mgle, majaczy większy kolega omawianego teraz kopca – Kopiec Kościuszki.


A tu, nomen omen, kopcą kominy miejskiej elektrociepłowni… W dalszej dali Nowa Huta już mniej kopcąca kominami, ale z własnym historycznym Kopcem Wandy, córki króla Kraka. Niestety jest niewidoczny z tej dali… Trzeba mi uwierzyć na słowo.


Wieża telewizji Kraków, z tyłu kiepsko widoczny zarys klasztoru Kamedułów na Bielanach

Wzgórze Króla Kraka poprzedza nieco mniejsze wzniesienie z ruinami dawnych fortyfikacji oraz maleńkim kościółkiem św. Benedykta. Wnętrze kościółka podziwiać można tylko jeden raz w roku podczas trwania odpustu Rękawka przypadającego zwyczajowo we wtorek po Lanym Poniedziałku na Wielkanoc. 



Trzeba wiedzieć, że Krak, pierwszy władca zacnego grodu nad Wisłą, dobrym i kochanym królem był. Gdy wypełnił się jego czas, wyrazem umiłowania przez lud było wzniesienie tegoż kopca w miejscu królewskiej mogiły. Budulec czyli ziemię wnoszono na wzgórze siłą ludzkich mięśni i w czym kto miał - często były to obszerne rękawy ówczesnych szat. Stąd określenie Rękawka ściśle związane z krakowską dzielnicą Podgórze i jej krzemionkowym wzgórzem. Od strony centrum dzielnicy, w okolice Kopca Kraka wiedzie ulica Rękawka. 

Z drugiej strony, z drugiego „naprzeciwka” Kopca Krakusa mamy kamieniołom, miejsce ciężkich robót więźniów z niemieckiego obozu koncentracyjnego Płaszów. Niestety, mój aparat fotograficzny w tym miejscu zawiódł i zdjęcie kamieniołomu całkiem „nie wyszło”. Tym samym nieudolność fotografki oszczędziła czytelnikom tego smutnego zakończenia spacerowej relacji. 

Możemy zatem zapamiętać poczciwego Kraka, który być może spoczywa w głębi swojego Kopca choć żadne badania archeologiczne tego nie potwierdzają. Co nam jednak szkodzi w to wierzyć? Phi!


A tymczasem, pod Wawelem rozrosło się taakie drzewo, z konarami tuż przy ziemi i w poziomie!


Kościół Mariacki wciąż stoi na swoim miejscu. Ładny jest więc pokazuję!


 Nawiązując do pierwszej części tej notki wypada mi stwierdzić, że bardzo pożytecznie jest mieć inspirujące koleżanki!