niedziela, 30 kwietnia 2017

Na barykady!


        Zbieżność daty oraz hasła w tytule jest poniekąd przypadkowa. Ale barykada jak najbardziej realna.

Rozpoczęłam prywatną i indywidualna wojnę z dwoma gołębiami. Wiosną ubiegłego roku skarżyłam się tu publicznie na bezprzykładny atak ze strony tych dwóch ptaszysków. Wrrr… Wtedy pomagało jeszcze tupanie nogą, okazjonalne wymachiwanie szmatkami. Długofalowo skuteczny okazał się rozcapierzony mop koloru niebieskiego, zatknięty za balustradę pełnił straż balkonową w dni powszednie oraz święta bez względu na pogodę rok cały. Estetycznie naganny, ale cóż… „Nie szata zdobi…” Liczy się wykonanie zadania. Walka wydawała się wygraną do tego stopnia, że ptaki przestały zanieczyszczać także sąsiednie balkony. Mop otrzymał w nagrodę za zasługi miejsce dożywotnie w towarzystwie uroczych upraw balkonowych oraz dozgonną wdzięczność, a także zwolnienie z przypisanych mu z definicji funkcji czyli czyszczenia powierzchni płaskich. Idylla trwała, aż do obecnej wiosny. W nieliczne, jak dotąd, dni ożywienia przyrody, gdy słoneczko jakimś cudem chwilowo wygrywało walkę z zachmurzeniem i grzało nieco, gołąbki poczuły chęć gniazdowania. Wrrr… Wczesnym rankiem budziło mnie ich namiętne /chyba…/ Gruu, grruu, grrruuu… I radosne: Gul, gul, gul…


        I tak aż do momentu gdy zerwana ze snu wykonałam na posadzce wściekłe przytupy. Ufff, cisza… No to myk pod kołdrę! A za chwilkę…

Gruuu, gruuu, chu, chuuuuu… Gul, gul, gul…

Niebieski mop, nawet wprawiony w ruch prosty albo obrotowy był bezczelnie ignorowany. Nie pomogło nawet nadepnięcie w przytupie na pazury pierzastego intruza. Gołębie spokojnie rozpoczęły budowę gniazda. W zacisznym kąciku gromadziły budulec znosząc drobne patyczki. i układając je w zgrabny stos w zacisznym kącie balkonu, wykorzystując stojący tam taborecik i koszyczek na przyszłe truskawki. Oooo! Nie! Tego było mi za wiele. Zbudowałam barykadę wykorzystując  taborecik i koszyczek na oczekiwane w nowym sezonie truskawki. Całość dopełniał legendarny mop. No i co? 

Gołębie niewzruszone obecnością barykady gnieździły się nadal radośnie gruchając. Domownikom wyznaczyłam dyżury balkonowe. Obecność w domu czyniła odpowiedzialnym za wypędzanie ptaków. Zewsząd płynęły złowrogie wieści:
- media donoszą, że gdzieś tam pomieszczenia ludzkie zostały zaatakowane przez kleszczopodobne owady żerujące na gołębiach. Owady te atakują także ludzi.
- w pamięci mam tegoroczną, kilkumiesięczną i wielce kosztowną walkę z owadami wypadającymi z gniazd jaskółek jaką znam i prowadziłam osobiście w pomieszczeniach podległych mi służbowo. Jaskółki  upodobały sobie wnęki okien pokoi zamieszkałych przez urocze nastolatki. Uwierzcie, to nie przelewki. Nastolatki udaje się ujarzmić – gorzej z owadami.
- widok gzymsu obok balkonu sąsiada przyprawia o mdłości

Dość! Sięgam po tajną broń. Jest nią Plastikowy Kruk Odstraszyciel sprzedawany w komplecie z tajemnicza „dzidą”. Wygląda groźnie nawet dla człowieka. Czy się sprawdzi w działaniu anty gołębiowym? Właśnie testuję. Gołębie chyba też, bo bacznie obserwują sytuację z pozycji balkonu sąsiada. Jak widać zasięg siły rażenia Kruka jest niewielki. No, widocznie norma przewiduje jeden kruk na jeden balkon…

Po bliższym zapoznaniu się z zakupionym odstraszaczem „dzida” okazała się wielką szpilą pomocną w umocowaniu atrapy ptaka w kwiatowej skrzynce. Haczyk na końcówce „dzidy” pozwala także na umieszczenie ptaka w pozycji wiszącej. To dopiero będzie straszydło! 

Gołębie! Obserwuję Was, mam w zanadrzu jeszcze jeden na Was sposób i nie zawaham się go użyć. Jak wojna to wojna.

 


Aby być w zgodzie z kalendarzem i wpojoną za młodu tradycją stawiam dodatkową doniczkę z czerwoną pelargonią pośród białego kwiecia zdobiącego parapet. W tle łopocze biało-czerwona flaga. 



Niech się Święci Pierwszy Maja!




Dodatek specjalny od druha Mirka przysłany w dniu 1 maja

Przepraszam, że powrócę jednak do Święta Pracy. Oczywiście również za ten przydługi tekst. Wiesz przecież, że marudzenie wynika z mego wieku.     No, ale ad rem. 
Serdecznie pozdrawiam z okazji Międzynarodowego Dnia Pracy.

Rządzący światem samowładnie
Królowie kopalń, fabryk, hut
Tym mocni są, że każdy kradnie
Bogactwa, które stwarza lud!
W tej bandy kasie ogniotrwałej
Stopiony w złoto krwawy pot
Na własność do nas przejdzie cały,
Jak należności słusznej zwrot!

Byłem w czasach 1945 – 1956 uczestnikiem Świąt Majowych:
 1 maja - Międzynarodowego Dnia Pracy, a następnie
 3 maja - Rocznicy Konstytucji.
 9 maja – Dzień Zwycięstwa, który kończył majowe uroczystości
Od 1956 roku byłem już nie tylko uczestnikiem, ale również  współorganizatorem.
Muzyka: DAWID TUCHMANOW
DZIEŃ ZWYCIĘSTWA -
O NIM MARZYŁ KAŻDY Z NAS,
BYŁ DALEKI,
JAK ODLEGŁEJ GWIAZDY BLASK.
NASZE DROGI,
SKRYWAŁ WTEDY WOJNY PYŁ,
PRZYBLIŻALIŚMY TEN DZIEŃ
ZE WSZYSTKICH SIŁ.
W JASNY DZIEŃ ZWYCIĘSTWA
KWITNIE BIAŁY BEZ,
GRZMIĄ SALUTY
I SZTANDARY CHYLĄ SIĘ.

WIELKA RADOŚĆ,
ALE OCZY PEŁNE ŁEZ.
DZIEŃ ZWYCIĘSTWA !
DZIEŃ ZWYCIĘSTWA !
DZIEŃ ZWYCIĘSTWA !
Wiecie to nie prawda, że społeczeństwo było zmuszane do udziału w tych uroczystościach.. Oczywiście zdarzały się nieliczne przypadki  wywierania nacisku do uczestnictwa w tych uroczystościach.
Jak sobie przypominacie to w okresie międzywojennym działały dwie partie lewicowe. Były to Polska Partia Socjalistyczna i Komunistyczna Partia Polska. Według mnie używanie słowa Komunista lub komunistyczny jest nadużyciem, ponieważ nigdzie ta ideologia nie zaistniała. Przypomnę, że KPP zostało usunięte z międzynarodowej organizacji podobno „komunistycznej”, której władze urzędowały w Moskwie. Przypomnę, że kilka tysięcy członków KPP, którzy uciekli Polski do Związku Radzieckiego znalazło się w łagrach radzieckich. Przypomnę również, że kilkuset członków KPP (szczególnie jej liderów) było psychicznie represjonowanych przez władze Polski Ludowej.
Przepraszam, że znowu odbiegam od tematu.
          Okres między 01 do 09 maja to był okres naszego polskiego karnawału. Wszystkie miastecka, miasta i wsie były udekorowane i nie tylko flagami biało czerwonymi, ale również czerwonymi. Większość z nich były zradiofonizowane głośnikami ulicznymi. Z których przeważnie nadawano muzykę, Pieśni i piosenki zarówno ludowe i patriotycznie.
W tym okresie nasilona była organizacja imprez kulturalnych i sportowych no i oczywiście zabaw ludowych………………

W święta majowe jak również w Święto Odrodzenia czyli 22 lipca był zwyczaj, że nie tylko przedsiębiorstwa ale również organizacje społeczne ofiarowywały Krajowi w prezencie wykonane w czynie społecznym jakieś dobra materialne. A wszystkiemu towarzyszyły piosenki. Pamiętacie?
Budujemy nowy dom.
        Nad Wisłą, nad Wisłą szeroką
       Znów się pieśń na usta rwie.
       Pójdę na Stare Miasto

      Ukochany Kraj, umiłowany Kraj
      Ukochane miasta i wioski

     Czynem bogaci, Myślą skrzydlaci
    Z płomiennych serc uczyńmy grot:
    Naprzód, wytrwale, śmiało, zuchwale
    W podniebne szlaki skierujmy lot

      Podobno „starość jest piękna” to stwierdzenie jest nie prawdziwe.  Z pewnością miałem to życie bardzo ciekawe: 6 lat i 8 miesięcy żyłem w Kraju sanacyjnym, następnie do 20 stycznia 1945 roku byłem „dzieckiem wojny”. Później byłem wychowankiem i uczestnikiem odbudowy, przebudowy i rozbudowy PRL,  a teraz jestem obywatelem III RP.
Serdecznie pozdrawiam Mirek
 

sobota, 8 kwietnia 2017

Wiosenne wspomnienie o społecznym czynie



Nawiązując do notki  Stara wiara nie rdzewieje  opublikowanej w kwietniu 2011  uprzejmie  przypominam, że:

      Jednym z popularnych dowcipów opowiadanych dla umilenia zgromadzeń biesiadnych, które to odbywały się często jako ogólnie dostępna dla ludu rozrywka, była taka oto dykteryjka:

„ W Ameryce pieniądz opiera się na złocie, a w Peerelu na cynie. Społecnym…”

        Wiosenna chęć do wymiatania po zimowych brudów i porządkowania otoczenia skłania do wspomnienia o zapomnianym zjawisku jakim był „czyn społeczny” czyli działanie polegające na nieodpłatnym wykonywaniu pracy służącej lokalnej lub ogólnopolskiej społeczności. Wielu z nas uczestniczyło w zbiorowych akcjach sadzenia drzew /obecny Minister od Wycinki i Wyrębu prawdopodobnie też/ plantowania terenów i zakładaniu trawników, malowania płotów i wielu jeszcze innych społecznie użytecznych prac. Czasem był to pracowniczy mus, często jednak zwyczajna ludzka potrzeba poprawy estetyki i komfortu życia. 

        Ludzi aktywnych w organizowaniu lokalnych społeczności nazywano „Społecznikami”. To oni wyznaczali cele, agitowali i organizowali prace. Zazwyczaj byli to ludzie cieszący się uznaniem i sąsiedzkim autorytetem, ludzie z organizacyjnym talentem i dużą wrażliwością na potrzeby innych. Używając współczesnego języka można by o nich powiedzieć: Liderzy kreujący motywację, odpowiedzialni za przygotowanie logistyczne i sprawne przeprowadzenie przedsięwzięcia. Ufff…       Wbrew pozorom takie działania prowadzi się także współcześnie, ale kto by się odważył nazwać to czynem społecznym? Albo Lidera Społecznikiem? Za nic.

        Efekty prac wykonanych w ramach czynów społecznych były szczególnie dobrze widoczne na komunalnych osiedlach i wokół nich. Ludzie tam zamieszkujący z własnej inicjatywy pielęgnowali zieleń, uprawiali ogródki i sadzili krzewy na społecznej „ziemi niczyjej”. Prawdą jest, że ówczesny styl i tempo życia znacznie im to ułatwiał. Ludzie żyli może mniej dostatnio i komfortowo, ale znacznie wolniej. Był czas na zajęcia dla „dobra wspólnego” bo dobrym obyczajem było utrzymywać kontakty z sąsiadami i wzajemna sąsiedzka pomoc. 

        Dawne osiedla komunalne obecnie przekształciły się w zbiór Wspólnot Mieszkańców. Nie wiem czy wszędzie tak jest, ale Wspólnoty na moim osiedlu koncentrują się na wspólnym narzekaniu, stawianiu żądań, rozliczaniu Administracji i… Rozjeżdżaniu trawników kołami swoich „wypasionych” samochodów. Żywopłoty powyrywać? Taaak! Będzie więcej miejsca dla aut. A podobno Właściciel  bardziej dba o swój teren niż Lokator zasiedlający państwowy lokal. Nie pierwszy raz teoria mija się z praktyką. W oczekiwaniu na podjęcie działań przez spierające się o odpowiedzialność i kompetencje instytucje, osiedle wyglądało tak jak na zdjęciu po lewej. Jakże wtedy tęskniłam do czynu społecznego.  Tęskniłam w osamotnieniu, bez sąsiedzkiego wsparcia.
 
        Tak sobie pomyślałam, że choć zza żelaznej kurtyny, mieszkańcy Peerelu działali w zgodzie z hasłem Prezydenta USA Johna F. Kennedy’ego: „Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, pytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju” .

        Tak! Tacy to byliśmy „hop, do przodu”!  

        Tyle teorii na dziś. Pora chwycić za sekator aby przyciąć nieco krzewy rosnące na wspólnotowym trawniku i ukwiecić również wspólnotowy balkon. Przecież jestem z Peerelu…

         Acha, dodać także muszę, że instytucje odpowiedzialne uzgodniły stanowiska i obecnie osiedlowa zieleń jest porządkowana i strzyżona przez firmę opłacaną z funduszy wspólnotowych. I stało się to przed erą "dobrej zmiany"!