Nawiązując do notki Stara wiara nie rdzewieje opublikowanej w kwietniu 2011 uprzejmie przypominam, że:
Jednym z popularnych dowcipów opowiadanych dla umilenia
zgromadzeń biesiadnych, które to odbywały się często jako ogólnie dostępna dla
ludu rozrywka, była taka oto
dykteryjka:
„
W Ameryce pieniądz opiera się na złocie, a w Peerelu na cynie. Społecnym…”
Wiosenna chęć do wymiatania po zimowych brudów i
porządkowania otoczenia skłania do wspomnienia o zapomnianym zjawisku jakim był
„czyn społeczny” czyli działanie polegające na nieodpłatnym wykonywaniu pracy
służącej lokalnej lub ogólnopolskiej społeczności. Wielu z nas uczestniczyło w
zbiorowych akcjach sadzenia drzew /obecny Minister od Wycinki i Wyrębu
prawdopodobnie też/ plantowania terenów i zakładaniu trawników, malowania
płotów i wielu jeszcze innych społecznie użytecznych prac. Czasem był to pracowniczy
mus, często jednak zwyczajna ludzka potrzeba poprawy estetyki i komfortu życia.
Ludzi aktywnych w organizowaniu lokalnych społeczności
nazywano „Społecznikami”. To oni wyznaczali cele, agitowali i organizowali
prace. Zazwyczaj byli to ludzie cieszący się uznaniem i sąsiedzkim autorytetem,
ludzie z organizacyjnym talentem i dużą wrażliwością na potrzeby innych. Używając
współczesnego języka można by o nich powiedzieć: Liderzy kreujący motywację,
odpowiedzialni za przygotowanie logistyczne i sprawne przeprowadzenie
przedsięwzięcia. Ufff… Wbrew
pozorom takie działania prowadzi się także współcześnie, ale kto by się odważył
nazwać to czynem społecznym? Albo Lidera Społecznikiem? Za nic.
Efekty prac wykonanych w ramach czynów społecznych były szczególnie
dobrze widoczne na komunalnych osiedlach i wokół nich. Ludzie tam zamieszkujący
z własnej inicjatywy pielęgnowali zieleń, uprawiali ogródki i sadzili krzewy na
społecznej „ziemi niczyjej”. Prawdą jest, że ówczesny styl i tempo życia
znacznie im to ułatwiał. Ludzie żyli może mniej dostatnio i komfortowo, ale znacznie
wolniej. Był czas na zajęcia dla „dobra wspólnego” bo dobrym obyczajem było
utrzymywać kontakty z sąsiadami i wzajemna sąsiedzka pomoc.
Dawne osiedla komunalne obecnie przekształciły się w zbiór
Wspólnot Mieszkańców. Nie wiem czy wszędzie tak jest, ale Wspólnoty na moim
osiedlu koncentrują się na wspólnym narzekaniu, stawianiu żądań, rozliczaniu
Administracji i… Rozjeżdżaniu trawników kołami swoich „wypasionych” samochodów.
Żywopłoty powyrywać? Taaak! Będzie więcej miejsca dla aut. A podobno Właściciel bardziej dba o swój teren niż Lokator
zasiedlający państwowy lokal. Nie pierwszy raz teoria mija się z praktyką. W oczekiwaniu na podjęcie działań przez spierające się o odpowiedzialność i kompetencje instytucje, osiedle wyglądało tak jak na zdjęciu po lewej. Jakże wtedy tęskniłam do czynu społecznego. Tęskniłam w osamotnieniu, bez sąsiedzkiego wsparcia.
Tak sobie pomyślałam, że choć zza żelaznej kurtyny, mieszkańcy Peerelu działali w zgodzie z hasłem
Prezydenta USA Johna F. Kennedy’ego: „Nie
pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, pytaj, co ty możesz zrobić dla
swojego kraju” .
Tak! Tacy to byliśmy „hop, do przodu”!
Tyle teorii na dziś. Pora chwycić za sekator aby przyciąć
nieco krzewy rosnące na wspólnotowym trawniku i ukwiecić również wspólnotowy
balkon. Przecież jestem z Peerelu…
Acha, dodać także muszę, że instytucje odpowiedzialne uzgodniły stanowiska i obecnie osiedlowa zieleń jest porządkowana i strzyżona przez firmę opłacaną z funduszy wspólnotowych. I stało się to przed erą "dobrej zmiany"!
U mnie na osiedlu też sprząta i dba o zieleń zatrudniona firma. A czyny społeczne? Najlepiej pamiętam te szkolne, kiedy to w sobotę zamiast lekcji szliśmy sprzątać jakieś osiedle albo sadzić zieleń. Rodzajem czynu społecznego, bo przecież nie opłacane były praktyki robotnicze dla pierwszorocznych studentów. Gdy się dostałeś na studia to przed rokiem akademickim trzeba było odbyć miesięczne praktyki. Pamiętam jak w ich ramach sadziłam rośliny na rondzie - wówczas Wery Kostrzewy, dziś nie wiem jak się nazywa - w Warszawie. I sprzątałam w parku Szczęśliwickim. I to tam usłyszałam taki wobec naszej grupy komentarz: nie chciało się nosić teczki to się nosi grabeczki.
OdpowiedzUsuńPraktyka zerowa - tak się to u nas nazywało. Tak, to był rodzaj czynu społecznego biorąc pod uwagę stronę ekonomiczną tej działalności.
UsuńPrawdziwy czyn społeczny to jednak działanie związane z ideą działania na rzecz współobywateli. Pamiętasz: "Baza i nadbudowa"...
Praktyka przed studencka chyba była tej idei pozbawiona i nawiązywała do pracy zgodnej z wybranym kierunkiem studiów. Przynajmniej z założenia powinna mieć taki kierunek.
Można się spierać o wartości wszelkich czynów i inicjatyw społecznych, czy publicznych wykazywanych zarówno w PRL jak i obecnie. Jedno jednak nie ulega wątpliwości, utraciliśmy najważniejszy argument "własności społecznej". To dzięki temu np. infrastruktura komunikacyjna w Polsce nie mając wspólnego gospodarza nie ma też fizycznej ciągłości. I to dzięki temu nie udaje się zachować ciągów komunikacyjnych od najprostszych chodników osiedlowych, poprzez autostrady, linie kolejowe, aż do linii lotniczych.
OdpowiedzUsuńW PRL było nie do pomyślenia aby np. dwie autostrady budowane z naprzeciwka nie spotkały się dokładnie w tym samym miejscu. Nie było też chodników osiedlowych, czy dróg państwowych nie odśnieżanych na zasadzie "bo nie ma właściciela", w najgorszym przypadku pojawiał się problem braku mocy przerobowych.
Bilet kolejowy (a nawet lotniczy), wykupiony np. w Rzeszowie, obowiązywał na całej trasie, nawet jeżeli sięgała ona do Szczecina. Dzisiaj takiej ciągłości komunikacyjnej nie potrafimy zachować nawet w większych miastach, gdzie rządzą lokalne AT taryfy przewozowe. Czy naprawdę dorośliśmy do zmiany systemu? A może jeszcze trwamy w t.zw. Polsce plemiennej?
Wiesz, nie mam wspomnień dotyczących bezsensownych czynów społecznych. Może miałam szczęście do racjonalnie myślących "społeczników" i odpowiedzialnych "personalnych" z rady zakładowej.
UsuńNiezwykle ważny jest argument "Własności społecznej" - masz rację, że to zapewniało ciągłość w organizacji życia.
TYlko przykład z autostradami nieco chybiony:))) Budowaliśmy autostrady w PRL?
KOńcowy wniosek jest słuszny - chyba nie dorośliśmy.
W PRL autostradami nazywaliśmy takie drogi jak np. słynna "Gierkówka". Budowano je jednak na zupełnie innej zasadzie, jeden inwestor, jeden wyspecjalizowany wykonawca, jeden dostawca materiału, jeden odbiorca inwestycji, itd., itp., ... W obecnym systemie autostrady budują zupełnie przypadkowe firmy, także zagraniczne. Nie ma koordynacji i nie ma właśnie tego poczucia wspólnej własności.
UsuńCo do bezsensowności to nie chodzi o czyny, ale o sposób i zorganizowania i wykonania (słynne zamiatanie liści w parkach, które pozostawiane w stertach rozdmuchiwał wiatr).
Podejrzewałam, że chodziło o "gierkówkę" - służy nieźle do dziś:)))
UsuńWspółczesne firmy także zdmuchują liście w sterty i nie zawsze zdążą je załadować do wywózki. Tak to wiatr atmosferyczny szydzi sobie z "wiatru historii":))
Pamietam, pamietam a w szczególności ile trzeba było włożyć wysiłku aby nawiać !!!.
OdpowiedzUsuńPozdro
OT, specjalista od nawiewów:)))
UsuńZależy. Jesienny czyn społeczny - sprzątanie parku, grabienie liści, niby przymusowy ale ile frajdy dawał. Jeden z moich lepeij wspominanych "czynów".
OdpowiedzUsuńMasz rację jeśli chodzi o osiedla powstające we wczesnych latach PRL. Ludzie sami bez żadnych przymusów organizowali się i upiększali swoje otoczenie. Zawsze w jakiejś społeczności znajdzie się prowodyr i już leci...
Takie znane mi nowe osiedle - już stare - przecież ludzie przyjeżdzałi z rożnych zakątków Polski, mieszały się obyczaje przywizione skądś z tymi zastanymi .Dzisiaj to osiedle - stalinowskie bloki , jest bardzo łądne. Zielone, zatrawione, zadrzewione. Być może patrę na nie z sentymentem ale widzę ,że takie swojskie jest i przyjazne.Dzięki między innymi czynom społecznym...Bo ludzie sadzili drzewka, robili ławeczki ,na placach między blokami powstawały a to pisakownica ,a to karuzela dla małych dzieci a to coś - nie bez udziału mieszkańców. I jakoś ,wspólnie mniej więcej dbali o to wspólne dobro...pewnie Piotrusiu - nawiewanie było też dobre bo jakieś wspomnienia się ma:))
Prawda, czyny społeczne to była też okazja do integracji. Ludzie śmiali się i żartowali przy pracy. Czasem organizowano wesołe zakończenia przy ognisku i zwyczajowych do ognisk dodatkach:))
UsuńEfekty były społecznie użyteczne , bez wątpienia. I takie "swoje".
Ja też wspominam miło te motywy. Były też "nowinki przy grabiach"...- ... o popatrz, x-ńska znowu w ciaży, a wiesz, Halinka ma nowego faceta... i.t.p.
OdpowiedzUsuńByło na pewno więcej więzi miedzyludzkiej, ale też i życie było inne. Jak sama wspomniałaś, toczyło się wolniej. Dzisiaj brakuje czasu na to by przystanąć z sąsiadką i poplotkować nie tylko o pogodzie. Łatwiej siąść za kompem i "mieć kontakt z całym światem". Ale to normalna kolej rzeczy. Bo ponoć stać w miejscu to znaczy cofać się. Hołdujmy więc wspomnienia :-)
Tak jest, hołdujmy! Właśnie to robię na tym blogu:))
UsuńOczywiście, że trzeba zrozumieć że czas się zmienił, obyczaje i style życia.
Możemy śmiało mówić:" za naszych czasów to było tak....".
Liderzy kreujący motywację - pięknie to ujęłaś.
OdpowiedzUsuńallensteiner
Też mi się podoba😄
UsuńCześć Bet! Kilka razy brałem udział w cynie i nie żałuję..
OdpowiedzUsuńBardzo słusznie, żałować nie ma czego:))
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńSpóźniłam się na czyn społeczny? Może zostało coś dla mnie do roboty?
Noooo... Nareszcie! Kobieto, łopaty rdzewieją z braku rąk do pracy!
UsuńZima idzie, to łopaty przydadzą się do odśnieżana.
UsuńNadeszła. Waliło śniegiem od rana. teraz trochę przestało.
UsuńWitaj Bet,urocza kobietko! Sygnalizuję swą obecność..A hoj! Sygnalizuję w czynie społecznym,bo jak by tu inaczej?
OdpowiedzUsuńBardzo miło, Waszku. Ustawiaj się w szeregu i zasuwaj bo mi tu łopaty zalegają bezczynnie:))
UsuńJużci bierę łopatę i idę w świat! A hoj,świecie!
UsuńBet,przed chwilą spotkałem się z debilnymi obrazkami..Gdzie trzeba pasować kij do wiadra..To już wcześniej było..Admin bloga to zwykły kretyn
OdpowiedzUsuńWaszku, takie obrazki spotykają tylko wybranych, niesfornych komentatorów:)) Nie mam na to wpływu.
UsuńJeśli ktoś włoży trochę pracy, to z pewnością będzie szanował swoje otoczenie. Marzy mi się, by młodych wdrożyć do idei: zrób coś dla siebie i innych za darmo i bezinteresownie.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
Ultro, Twoje marzenie jest niemożliwe do zrealizowania. Istnieją oczywiście chlubne wyjątki udzielające się w wolontariatach ale cała reszta woła zgodnym chórem: Daj, mnie się należy!
UsuńTYlko kto ich tego nauczył? Przecież my sami...
W czynie społecznym, całkiem bezinteresownie życzę wszystkim tu obecnym Wesołych Świąt
OdpowiedzUsuńallensteiner
To bardzo szlachetny czyn! W imieniu wszystkich oraz swoim dziękuję i odżyczam także Wesołych Świąt!
UsuńSpokojnych, pogodnych Świąt. Niechaj poczucie humoru nadal dopisuje i nigdy nie maleje.
OdpowiedzUsuńDziękuję Iwono:) Przydadzą się te życzenia bo trudno zachować poczucie humoru gdy za oknem śnieg pada jakby zapomniał, że jego czas już minął.
UsuńBet,kochana kobietko..A czy w czynie społecznym można się w kimś zakochać??
OdpowiedzUsuńOczywiście, że tak! Zwłaszcza we mnie:)))
UsuńNo i słowem ciało się ściało..Bet,podaj adres,a już zasuwam w te pędy!A może Elunia do nas dołączy? Oj,to było by szczęścia za wiele..Facet,przestań marzyć..
OdpowiedzUsuńWirtualnie, Waszku, wirtualnie :-)
OdpowiedzUsuńBet..Jak zwyykle gasisz mnie,okrutna kobieto..To zabij mnie i będzie spokój! Okrutna..
OdpowiedzUsuń