Stare wraca! Portal Interia donosi: "Zapomnij o rurkach, tej wiosny królują dzwony". Pewnie, że królują bo dzwony były zawsze blisko
królewskich dworów, czyż nie? Hi, hi, hi… Tym razem chodzi jednak o spodnie.
Spodnie dzwony, hit początku lat siedemdziesiątych. Nogawki szerokie u dołu tak
bardzo jak tylko się da. W ekstremalnych przypadkach przekształcały się w
malowniczo falujące falbany. Inspiracją
tego kroju spodni były spodnie marynarskich mundurów. Wydaje się, że szeroka
podstawa nóg wizualnie łagodziła naturalną chwiejność pokładu statku i czyniła
sylwetkę marynarza bardziej stabilną. To taka moja interpretacja modowych
trendów i nie trzeba jej brać zbyt poważnie.
Stabilności potrzebowała też roztańczona w rytmie big-bit i
rock and rola młodzież. Spodnie dzwony stały się modne z całą siłą modowej
dyktatury. Jak sprostać wymaganiom gdy w kieszeni pusto, w sklepach pusto?
Handel uspołeczniony nie nadążał tak szybko za nowymi trendami. A tu
młodzieżowy wyż demograficzny przytupuje z niecierpliwości i chęci bycia „do
przodu”… Cóż, zaturkotały domowe maszyny do szycia, zadźwięczały nożyce.
Rach-ciach-ciach! Starym spodniom ucinamy nogawki na poziomie kolan, wykrawamy
z nich trójkąty, które wszywamy w rozprute do wysokości kolana nogawki innej
pary spodni. Tak powstawał pożądany fason nogawek - modny dzwon!
foto z net |
Przy czym wstawiane kliny materiału czasem różniły się bardzo
kolorem i rodzajem tkaniny od upiększanych spodni ale kto by się tym
przejmował! Niekiedy był to zabieg celowy aby uzyskać szaloną, barwną kreację.
Dzieci-kwiaty miały fantazję.
Wszywanie klinów pozostało krawieckim obyczajem na długo. Za
pomocą tego tricku spodnie dżinsy przekształcano w modne spódniczki dżinsowe,
których na rynku po prostu nie było! Moda wyprzedzała handel o kilka długości!
Aby spodnie stały się spódniczką trzeba uciąć nogawki na dowolnej długości,
rozpruć ich wewnętrzne szwy, wyciąć krok i w to miejsce wszyć kliny wykrojone z
uciętych nogawek. Spódniczka-cudo gotowa!
Po co nam dziś ta wiedza? Wystarczy klik w jedną z licznych
reklam, a żądany fason i rozmiar czegokolwiek kurier dostarczy wprost do drzwi.
I po co nam teraz pomysłowość i zręczne ręce?
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńPewnie, że stare wraca. Niewiele nowego w modzie wymyślono. Prawie wszystko, co widzę w sklepach, przypomina ubrania, które dawno... dawno temu nosiłam.
Pozdrawiam serdecznie.
PS. Ależ piórkowa notka. Tak lekko, zwiewnie napisane, jakby te dzwony z szyfonu były.
Dziękuję za pochwałę, jak miło, tak z samego rana, w poniedziałek...
UsuńDzwony były zwiewne i falujące czasem wręcz falbaniaste. Teraz widzę, że ten fason najlepiej wygląda na wysokich i szczupłych sylwetkach ale będąc kluchowatą nastolatką wcale się nad tym nie zastanawiałam i poszerzałam dzwonami:)))
Jak zwykle rozmarzyłem się czytając ten, faktycznie lekko i z wdziękiem, pisany post. Osobiście jednak bym przesunął datę wejścia mody spodni dzwonów na lata 60', ub.w. Ja już w 1966 r. stoczyłem z rodzicami walkę o takie spodnie, które wykreowali Beatlesi. Walkę przegrałem, ale od ciotki dostałem garnitur po stryju (tego od Legionów), i własnym sumptem wyciąłem i wstawiłem trójkąty z góry spodni do nogawek. Pamiętam, że w miejscu łączenia czubka trójkąta obowiązywały przyszyte guziki, więc je odprułem od marynarki. Wyszło super, ale potem zacząłem ćwiczyć kulturystykę, i spodnie stały się za wąskie ...
OdpowiedzUsuńOch, potwierdzenie pochwały bardzo cenne i dziękuję.
UsuńMasz rację przypominając o guzikach maskujących wszycie klinów. Szykownie było aby były to trzy guziki, dobrze pamiętam?
O datę wejścia w modę dzwonów też nie będę się spierać - chyba masz rację. Dzwony biły może już wcześniej:)))
Fakt, guziki były trzy, a dzwony biły na Beatlesach już na przełomie lat 1959/1960. U nas pewnie kilka lat później ...
UsuńZapewne, dobrych kilka lat później:)))
UsuńA co tu tak cichutko? Ja o dzwonach nic nie napiszę, bo - poza cudnymi w dzwonach marynarzami - niewiele pamiętam.
OdpowiedzUsuńA współcześni marynarze nadal noszą takie spodnie? Jakoś nie zwróciłam uwagi na to...
UsuńNa jakiejs defiladzie widziałam, że jedni mieli spodnie wpuszczone w buty, a inni proste spodnie - nie dzwony. To była chyba marynarka wojenna.
UsuńTak mi się też wydaje, że dzwony marynarskie już mało aktualne są.
UsuńJeszcze, jak przez mgłę, widzę Czerwone Gitary w białych garniturkach z dzwonami.
OdpowiedzUsuńBo to patrioci byli, biało-czerwoni:)))
UsuńMoja mama szyła.Śliczne sukienki,w/g najnowsze mody, miała dostęp do zagrancznych żurnali i była na czasie ...ale spodni dzwonow mi nigdy nie uszyła .Marzyłam o nich,marzyłam o dzinsach i dopiero niestety jak dorosłam sama sobie sprawiłam. Tylko pamiętam,że dół tych spodnie miał być taki szeroki jak długa stopa. A ja rozmiar mam słuszny - być może szkoda jej było materiału?
OdpowiedzUsuńTak jest! Miarą szerokości nogawki była długość stopy. Dół nogawki miał przykrywać stopę od pięty po czubek buta. Nawet praktyczne to było bo w razie niedoczyszczenia obuwia mniej wstydu:-)
UsuńJa tam jednak wole rurki
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No to jest nas dwoje:-)
UsuńWreszcie i ja tu trafiłam. Mam nadzieję zagościć na dłużej. Nie tylko dzwony pamiętam, ale w PRL też żyłam. Zobacz mój post :Jak ja tak mogłam żyć. Pozdrawiam wędrowniczkę.
OdpowiedzUsuńWitaj Ultro i rozgość się, proszę. Czuję pokrewną duszę:-) niestety nie znalazłam polecanego postu - wyszukiwarka u ciebie nie znalazła. Podaj link lub datę publikacji.
UsuńDo poklikania:-)
Ja już tam byłem:
Usuńhttp://bezpukania.blog.pl/2015/04/04/jak-ja-moglam-tak-zyc/#comments
Dziękuję za drogowskaz:-) Byłam, czytałam - warto było. Świetny tekst Ultry!
UsuńPamiętam tamto wcielenie. Przed reinkarnacją systemową. Jeszcze tą Gierkowską. Szpanowało się hajdawerami dzwoniastymi. Zamiatało chodniki zamaszystym chodem. Kupić marzenia nie można było, bo handel zawodził na tym polu. Więcej z pruderyjności prowincjonalnej niż nienadążania za modą. Samemu wyprodukować też się nie umiało. Ale, od czego niewyczerpana inwencja młodych. Dorywcza praca w chwilach wolnych od nicnierobienia, a wynagrodzenie wymieniało się w tekstylnym na ,,sztukę materiału''. Wystarczała sztuka podwójnej płachty bawełnianej o rozmiarach 100x110 (na zwalistego chłopa 170 cm. wzrostu, 72cm. w obwodzie przy wadze lekkiej-60 kg), z którą pokornie udać się należało do krojczego. Tak nazywaliśmy fachmana krojącego naszą sztukę i... nasze dziurawe kieszenie. Przy odrobinie szczęścia (rękodzielnik miał zawsze nawał krojenia) było się za stówaka posiadaczem obiektu zawiści okolicznych epuzerów.
OdpowiedzUsuńBłogostan posiadacza dzwonów mógł zakłócić tylko nosiciel...szerszych nogawek. A kiedy dziewczyny częściej pozierały na takiego szczęściarza, szło się do pracy dorywczej...I powtarzało pogoń za marzeniem, z zamiarem pogrążenia rywala.
Dziewczyny też miały pod górkę. Musiały dodatkowo walczyć z całym bagażem stereotypów przyzwoitości i tzw. prowadzenia się. Ale, jak widziałem, też dzwoniły. Znacznie lepiej od nas radziły sobie ze sztukami i krojeniem. Pozostało im to do dziś. Zwłaszcza żonom.
Eh, gdzie te niegdysiejsze śniegi-powtórzę za Villonem.
Anonimowy, pięknie wspominasz... Z wdziękiem mówisz o pogoni za marzeniem. Wiesz to chyba odróżnia nas od współczesnej młodzieży bo często mam wrażenie, że obecnie mniej jest marzeń a więcej żądań. Mniej pogoni za marzeniem a więcej roszczeń. Może to tylko takie wrażenie?
UsuńMalinko,a i tak Cię Kocham!
OdpowiedzUsuńMróweczkę wędrowną kochać należy,co niniejszym czynię!
OdpowiedzUsuńA co Ty taki kochliwy dziś?:-)
UsuńNo tak mnie znienacka siekło..Ale potwierdzam powyższe poglądy!!!
UsuńZa dzwonami nie latałem. Bo handel i przemysł nie nadążał? Gdy po latach spróbowałem wskoczyć w ślubny garnitur produkcji państwowego Bytomia - ze zdumieniem odkryłem, że spodnie mają onego czasy zwykły, ale obecnie całkiem niedzisiejszy fason, niewiele tylko odbiegający in minus od opisanej powyżej normy na dzwony.
OdpowiedzUsuńallensteiner
Nie nadążał w początkowym okresie. Na nic zresztą nadążanie skoro pieniędzy na nowe spodnie zabrakło. Stąd domowe sposoby poszerzania i umodniania posiadanych już spodni.
UsuńGarnitury to co innego... Tego się nie przerabiało własnymi rękami, tu potrzebny był specjalista.
Sugerujesz, że ten garnitur przerabiał mi jakiś specjalista? Nic z tego, zawsze miałem rozmiar jak z fabryki i garnitury czasem kupowałem bez przymierzania.
OdpowiedzUsuńNie, nie sugeruję nic tylko stwierdzam fakt, że przeróbki garniturów to poważna sprawa.
UsuńNie wątpię, że Twoje garnitury były oryginalne, nawet te z dzwonami:-)
Teraz sobie przypomniałem, że ta "dzwonowa" moda obowiązywała też dla marynarek, gdzie zamiast jednego rozcięcia z tyłu, robiono dwa po bokach. Nie były to jednak kliny, tylko kontrafałdy, oczywiście z guzikami na szczycie. Tę swoją marynarkę po stryju też przerobiłem, ale spasowałem przy klapach, bo były duże i za niskie. Po kilku latach klapy już się "umodniły", ale wtedy sprezentowałem sobie szykowny garniturek z elanowełny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Andrzej Rawicz (Anzai)
O!Dzwonowe były też rękawy u bluzek i sukienek! Spódnice kloszowe też można zaliczyć do dzwonów:-)
UsuńMarynarki męskie "dzwonowe" z jednym kontrfałdem na środku pleców to klasyczny, ponadczasowy fason "bawarski". Uroczy i szykowny, zachwyca mnie nieustannie.
Ale się rozdzwoniliśmy:-)
No tak, miałyście dzwony na rękawach. Ale my za to - dzięki tym kontrafałdom - mieliśmy wydłużone marynarki. No i co? Podzwonne dla dzwonów? ;)
UsuńNiech dzwony dzwonią:-) Moda powraca.
Usuń"Dzyń,dzyń.."-rzekły dzwony,a echo im odpowiada":O kurde,racja!'! Kto ma rację,stawia kolację.
UsuńW chwilach uwolnienia się od alzheimera przypominam sobie spodnie ,,dzwony. O, mignęły także ,,rury''. Były też i ,,dzwony'' z kontrafałdami. Dwie rozcięte po zewnętrznych stronach nogawice ,,zabudowane'' fałdami z materiału i spięte patkami. Te z kolei na krańcach ozdabiały dwa guziki obszyte materiałem. Fałdy i obszycia guzików były z pozostałości po kroju spodni.
OdpowiedzUsuńTo tak gwoli ścisłości.
Marynarki szyto raczej z pół kontrafałdami. Były to rozcięcia (jedna pośrodku ,,siądźki'' albo dwie po jej bokach) zachodzące klapami na siebie tak, by rozcięcia nie odsłaniały tego i owego. Bez wszywania pomiędzy nie fałdy. Miało to praktyczne znaczenie. Przy sięganiu do kieszeni spodni np., do czego musieliśmy podwinąć połę marynarki, góra nie marszczyła się ani ulegała pomarszczeniu.
Takie były ,,tryndy''-jak mawiał pewien burbobn ,,szląski''. Mody często wymyślniejsze w torturowaniu od męczarni inkwizytorów. Bo, któżby nosił za karę buty tak przylegające do stóp, że na zewnątrz były mniejsze niż w środku. Albo 24/24 godziny spodnie z płótna żaglowego nasączone pasta do połysku, w których gehenną było zgięcie kolan.
Z chęcią poddałbym się tym torturom jeszcze raz.
Scyzoryk.
Scyzoryku! Twoja pamięć do szczegółów jest zdumiewająca. Wszystkie guziczki, patki i zakładki dokładnie i prawidłowo umiejscowione:)))
UsuńDzięki za tak miły i wyczerpujący komentarz.
Teraz sobie przypomniałem, że na blogu zamieściłem takie zdjęcie - jak pisze Scyzoryk "24/24 godziny spodnie z płótna żaglowego nasączone pastą do połysku, w których gehenną było zgięcie kolan".
Usuńhttp://1.bp.blogspot.com/-O4csc5d8CcY/UyM-TPk94iI/AAAAAAAAArg/zjKcD4gMy68/s1600/769+a3+end.jpg
Spodnie były białe z grubego jeansu, zakładało się je raz, i można było w nich tylko chodzić (szpanować), nie dało się usiąść, ani zgiąć kolan, bo zawsze coś gdzieś pękło. W spodnie wchodziło się na leżąco, po zdjęciu nadawały się tylko do prania.
Biedaki... Nie miałam pojęcia o tych torturach. To gorsze niż spanie z drucianymi wałkami na głowie:-)
UsuńAnzai, do zdjęcia nie mogę się dostać bom kiep i na tablecie nie potrafię kopiować linków. Buuuuu...... Jakbyś ten link uaktywnił będzie miło:-)
UsuńSpodnie, w które się wchodzi na leżąco przypominają mi buty, piękne,włoskie, osiągalne w PRL w komisach. Z podeszwami z tektury.
Usuńallensteiner
Nie aktywowałem linku, bo nie chciałem się narzucać.
Usuńhttp://1.bp.blogspot.com/-O4csc5d8CcY/UyM-TPk94iI/AAAAAAAAArg/zjKcD4gMy68/s1600/769+a3+end.jpg
A buty "kowbojki" też miałem, nie z tektury, ale z pięknej skóry jakiegoś jaszczura. Chodziłem w nich kilka razy, ale po pierwszym deszczu i wysuszeniu zmniejszyły się o 2 nimery, i nawet stając na uszach nie dał bym rady ich wciągnąć. ;)
Kobiety miały kozaczki wyposażone w długą cholewkę z czgoś plastikowego, elastycznego i błyszczącego. Wciągało się to jak skarpetkę , ściśle przylegające do nogi obuwie nazywałyśmy "konserwą"
UsuńAndrzeju, dziękuję za aktywację:-) przypomniałam sobie to zdjęcie na Twoim blogu. Na zdjęciu nie wygląda, że cierpisz tortury:-) Duma z modnego odzienia niweluje niewygody - każdy tak ma.
UsuńCierpiałem połowicznie, na nogach miałem wspaniałe wygodne i mięciutkie włoskie mokasyny na podwyższonym obcasie i z wąskim czubkiem. ;)
UsuńSzkoda, że nie ma ich na zdjęciu. Męskie buty na obcasach! Tak, była taka moda i to na wiele lat przed gender:-)
UsuńBet, nie każdy, albo kazdy minus jeden. Nigdy, przenigdy dla mody nie cierpiałabym najmniejszej niewygody. O torturach mowy nie ma!
UsuńalElla
No tak, bo "ładnemu we wszystkim ładnie" i cierpieć nie musi:-)
UsuńButy nosiło się ,,różniste''. Więc ,,bitelsówki'' (tak się nabożnie wymawiało), ,,kowbojki'', ,,pikolaki''-z czubami zaokrąglonymi lub w szpic, a nawet kwadratowymi wywiniętymi niczym noski nart. Obcasy podwyższone zdecydowanie, bez obawy o wyeksponowanie brzuchów, które wówczas raczej przyrastały nam do krzyża niż chodziły przed nami. (Obcasy dla męskich butów wymyślił ponoć brzydal całowany w czoło?). Buty miały przylegać do stóp ciaśniej niż skarpetki, celem zamaskowania kajakowatych wymiarów kończyn dolnych u płci brzydszej. Niejeden nosiciel paznokci wydłużających o 2-3 numery stopy cierpiał niemiłosiernie przy wkładaniu np. pikolaków. Nie domyślił się orzeł, by obciąć szpony. Może się obawiał, że wówczas but będzie o dwa numery za duży?
UsuńCo nam zostało z tych lat? Fogg nazywa je ,,wspomnieniami czułymi''. No, nie tylko tzw. młotkowate palce i zdeformowane stopy. Cokolwiek zostało ,,to na zawsze nasze już jest, choć boli'' . A pod pojęciem ,,boli'' autor tekstu piosenki miał, zapewne na myśli niewygody mody. Może coś więcej. Osobistego.
Scyzoryk
Oj zostały deformacje stóp i odciski:-) Pozostałe "bolaki" to już na duszy, a jakże, pozostały także.
UsuńTe męskie bitlesówki były ozdabiane błyszczącymi klamrami o ile pamiętam.
Nie pytaj, komu bije dzwon...
OdpowiedzUsuńallensteiner
Nie pytam i nawet nie myślę o tym. Dzwonimy nogawkami, rękawami i marynarkami na wesoło:-)
UsuńBije on tobie..
UsuńI Tobie... Nam wszystkim.
UsuńCześć Bet! Spodzień we wtych czasach szerokim musiał być. Na moje pierwsze dżinsy puściłem kliny..Dziś toże.bym..A hoj!
OdpowiedzUsuńNo to puszczaj:-) Moda wróciła:-)
UsuńHm, dzwony nie wyglądają wg mnie dobrze ale mają ''to coś'' :-p.
OdpowiedzUsuńWitam nowego gościa:-)
UsuńDzwony mają dla nas wartość sentymentalną, może to jest "to coś"?
Witaj,Mróweczko Bet! Idzie lato,gdzie powędrujesz? A ja tam czekał będę..
OdpowiedzUsuńNowy trend: dzwony! Sprawdź dzwony spodnie Dolores w Lalabaj Butik.
OdpowiedzUsuń