środa, 25 maja 2022

Co z tą mamą... I tatą też?

         Dawniej sprawa była prosta i przyjemna. Na Dzień Matki niezdarnie malowane laurki, słodkie buziaki i wierszyki, przytulanki i garściami darowane serduszka. Z czasem kumpelskie pogaduszki, wspólne wypady do kina albo weekendy w SPA no i prezenty. Prezenty na miarę zamożności latorośli, czasem bardzo bogate, czasem symboliczne bo przecież według zgodnych deklaracji ważna jest miłość i wdzięczność za trud wychowania.

        Wraz z otwarciem granic na szeroki świat, miłość i oddanie czasem bywało wystawione na próbę odległości i wzajemnego zaangażowania we własne życia. Więzi słabną naturalną siłą rzeczy i może nawet wbrew intencjom. Fetowanie Dnia Matki często ograniczało się do telefonicznych rozmów lub co gorsza kwitowane okolicznościowym sms-em. Wzdychamy wtedy zgodnie z mamami: „Takie jest życie, ech…”

        I tak to trwa, aż przychodzi czas gdy te piękne, podziwiane i partnersko traktowane Mamy oraz Taty tracą zarówno urodę jak i zdolność do samodzielnego życia. I co wtedy?

        Czy wymyślono już jakiś moralny wzorzec zachowania dzieci wobec starych rodziców mając na względzie współczesne modele życia rodzin osiadłych w znacznej od siebie odległości? Jak powinny postępować dzieci szczęśliwe w swoim życiu na emigracji? Czego mają moralne prawo oczekiwać sędziwi rodzice aby nie rujnować szczęścia dzieci? Kto powinien przejąć obowiązek opieki nad „naszymi kochanymi seniorami” bo chyba kolejna czternasta emerytura nie załatwi sprawy?

        Pytań dużo, a odpowiedź z pozoru oczywista, po głębszym zastanowieniu swą oczywistość traci. No bo czy szczęśliwa będzie mama przeflancowana do obcego sobie środowiska choćby w objęciach ukochanego dziecka? Czy zadowolony i spełniony będzie dojrzały dzieciak porzucający swe budowane latami ciężkiej pracy miejsce po to aby towarzyszyć rodzicom w ostatnich latach życia? Czy w przypadku rodzeństwa rozsianego po świecie obowiązek troski o seniorów ponosić mają wyłącznie ci co żyją najbliżej?

        Przyznaję, że osobiście mam problem z ustaleniem moralnie poprawnego wzorca zachowań i zastanawiam się jak powinno się kształtować wychowywanie młodych pokoleń w tym temacie? Bo chyba porzucić trzeba idealny lecz już nierealny model wielopokoleniowych rodzin egzystujących we wspólnych posiadłościach. Ale pozostawić Seniorów na łaskę państwowego systemu opieki to też tak jakoś … No właśnie. A może jednak nie „tak jakoś…” i czas zmienić  wpojony za młodu sposób spełniania obowiązku opieki wobec rodziców? A rodzice może winni zaakceptować pogląd, że „dziecko nie jest polisą ubezpieczeniową na starość”? Obserwuję uczuciowe dylematy moich licznych znajomych i przyjaciół osiadłych w różnych zakątkach w kraju i na świecie i nie wiem jakie zająć stanowisko. Obserwuję rozterki starzejących się seniorów i także nie wiem kogo chwalić, a do kogo mieć żal. Nie wiem.

        Ktokolwiek wie i potrafi swe zdanie uzasadnić niechaj się odezwie. Proszę.

        Póki co, buziaki dla zacnych Mam, dzisiaj wszystkim dam!

 


 


 

19 komentarzy:

  1. Widzę, że nurtują nas te same problemy, bo ja też się zastanawiam, czy postęp cywilizacyjny oznacza także postęp w rozwoju stosunków rodzinnych. Wychowałem się w domu jednorodzinnym, ale część tego dzieciństwa spędzałem w dużym wielorodzinnym domu moich przodków, gdzie mieszkało czworo braci i cztery siostry. To od nich przejąłem skrajne sposoby patrzenia na świat, i pewnie dlatego o mało co nie zostałem księdzem, albo UB/SB-kiem. Moi przodkowie (nie rozróżniam dziadków od ich rodzeństwa, bo przecież te 17 osób mieszkało razem) byli wykształceni humanistycznie, inni w naukach ścisłych, więc "niedaleko padło jabłko od jabłoni" ;) Uważam, że to był dobry, a może i najlepszy, sposób budowania ogniska rodzinnego, bo nikt z naszych wujów, stryjów, ciotek, stryjenek nie pozostawał sam, a ci długowieczni byli przyjmowani pod dach swoich dalszych rodzin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to bezspornie najlepszy model życia dla rodzin. Jednak, myślę, że już nieosiągalny i stąd moje rozterki. Seniorzy już nie ci sami - długo zachowują aktywność, nawet zawodową - w tym czasie potomstwo się starzeje i zapuszcza korzonki w swoim miejscu na ziemi, dochowuje się własnych wnuków, często na drugim końcu świata. I co wtedy?
      Dawne emigracje też wyglądały inaczej bo ciągnęło się całe rodziny... Więc chyba jednak w nas zaszły zmiany, które jakoś trzeba uporządkować.

      Usuń
  2. Po pierwsze nie należy oceniać pochopnie. Zwykle wiemy za mało do takiej moralnej oceny. Sam doświadczyłem tego dylematu. Moja matka utrzymywała ze mną chłodne relacje, a ja musiałem to przyjąć bo albo żadne, albo takie. Bywałem więc przed świętami, świętem zmarłych. Żadne patologie taki wybór, a potem zachorowała i kiedy wypisano ją ze szpitala, a wymagała opieki non stop ponieważ nie chodziła samodzielnie i miała problemy z podstawowymi czynnościami zaczął się problem. Moja żona na wózku, w żaden sposób nie ogranie tej opieki i ja który miałem pracę. Jedynym wyjściem był dom opieki. Mam brata, ale to młodszy brat ze wszystkimi tego konsekwencjami. Myślę że po pięćdziesiątce określenie młodszy brat jest śmieszne, a jednak.
    Szczęśliwie okazało się że w odległości niecałego kilometra jest taki domu, gdzie zawiozłem matkę pomimo jej sprzeciwów. Ona przewracając się przy próbie chodzenia mówiła że sobie sama poradzi. Kiedy minęły pierwsze fochy zaczęliśmy poprawiać relacje. Bywałem tam dwa razy w tygodniu, a pogodne soboty, lub niedziele brałem matkę do naszego domu. Bacznie obserwowałem jakość opieki i byłem pod wrażeniem. Tak to poprawiły się moje rodzinne relacje. A żeby do tej beczki miodu dodać łyżkę dziegciu powiem, że nastąpiła pandemia i zakaz odwiedzin w domu opieki. W tym czasie matka zaczęła powoli gasnąć. Aż któregoś dnia upadła na schodach, złamała rękę i skręciła nogę. Znam to tylko z przekazów ponieważ wizyty były niemożliwe. Niedługo po tym wydarzeniu, kiedy już wydawało się że wraca do formy, pogotowie odwiozło ją do szpitala w ciężkim stanie. Parę godzin później umarła, a ja zobaczyłem Ją dopiero w sali pożegnań zakładu pogrzebowego. Czy sobie zarzucam że oddałem ją do domu opieki?
    Zarzucam sobie. Czy uważam że nie miałem innego wyboru? Tak uważam.
    Dlatego powtórzę to co napisałem na początku. Najważniejsze nie oceniać, ponieważ tylko sami zainteresowania znają wszystkie okoliczności trudnej decyzji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełna zgoda. Nie należy oceniać zakładając z góry, że Dom Opieki to dramat. Czasem jest to jedyne dobre wyjście i bardzo to rozumiem.
      Często myślę, że współczesne życie idzie w tym kierunku. Domy Opieki stoją już na niezłym poziomie i może trzeba by pomyśleć o jakimś rodzaju ubezpieczeń, które zapewniło by komfortowy pobyt seniora w takim domu bez szoku finansowego?
      Antoni, uważam, że Twoja historia jest znakomitym przykładem postępowania w najlepszy, możliwy sposób. Choć do brata można by się trochę "przyczepić". Ty możesz oczyścić swoje sumienie choć żal na pewno pozostanie.
      Pozdrawiam i popieram.

      Usuń
    2. Witaj Antoni. Piszesz, że nie należy oceniać pochopnie. Od siebie dodam, takich sytuacji w ogóle nie należy oceniać .Moja znajoma była oburzona, że nasza koleżanka oddała swoją mamę do ZOL-u. Swoją opinię wyrażała głośno wszem i wobec. Minęło kilka lat i do tego samego ZOL-u odwiozła swojego ojca. Historia zatoczyła koło. Są sytuacje, które nas przerastają. Nikt samodzielnie nie potrafi zaopiekować się np. osobą z Alzhaimerem. Dziesiątki innych sytuacji także wymagają fachowej opieki, żeby ulżyć w chorobie i bólu. Ty zrobiłeś wszystko co mogłeś.
      Pozdrawiam serdecznie :)
      Elżbietka53

      Usuń
    3. Absolutnie, oboje macie rację - nie należy oceniać. I chyba taki jest wniosek, że nie można formułować ogólnego wzorca postępowania bo każda sytuacja jest inna. Każdy musi się sam zmierzyć z takim problemem.

      Usuń
    4. Mając liczną dalszą rodzinę zamieszkującą wspólnie w dużym rodzinnym domu nigdy nie rozważaliśmy oddania bliskich pod opiekę innych osób. Bliscy to nie tylko rodzice, ale - w moim przypadku - także ciotki i wujkowie. To dla nich (3 przypadki Alzheimera) rezygnowaliśmy z pracy, dotychczasowego mieszkania i wygodnego życia. Myślę, że trudne decyzje wynikają z wcześniejszych relacji rodzinnych i mogą być różne. A więc nie należy oceniać, a raczej wzmacniać więzy rodzinne.

      Usuń
    5. Pięknie myślisz i pięknie działałeś. Zauważ jednak, że wzmacnianie więzów rodzinnych w minionym stuleciu było bardziej oczywiste ze względu na odmienne od obecnego tempo życia. Duże rodzinny dom dodatkowo sprawę ułatwiał.
      Ale, jak słusznie zauważasz, bliscy to nie tylko rodzice i dzieci. W moim otoczeniu obserwuję, że z obowiązków wobec seniorów wyklucza się wnuki. Bo uczą się, pracują, mają własne małe dzieci itp
      Nie znam przypadku zmiany pracy lub mieszkania - znam przypadki angażowania opiekunek, nawet całodobowo, pomimo zamieszkania w tym samym mieście.
      Zauważ, że gdy w rodzinie pojawia się dziecko ( zwłaszcza takie wymagające specjalnej troski) zazwyczaj jest gotowość do przeorganizowania dotychczasowego życia w celu zaopiekowania malucha. I tu często pierwsze deklarują swój czas babcie i dziadkowie. W drugą stronę to jakoś nie działa.

      Usuń
  3. Moralnie poprawnymi wzorcami zachowań zajmują się różne religie i partie polityczne odpowiednio do swoich potrzeb. Tymczasem życie jest znacznie bardziej skomplikowane i nie da się go włożyć w jakiejś ramki pasujące do każdej okoliczności. Moja Mama umierała pięć lat. Opiekowaliśmy się w czwórkę - co kwartał zmiana. Dobry wzór? Zapewne, ale nie wszędzie się uda zastosować. To ja, Mareczek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nie zawsze jest się z kim dzielić obowiązkami. Jednak popieram taki wzór działania.
      Jedno z przykazań boskich mówi: "czcij matkę i ojca swego abyś długo żył i dobrze ci się powodziło na ziemi". Tobie ma się dobrze powodzić a matce i ojcu ma wystarczyć "czczenie"? Tak więc przykazanie boże można różnie rozumieć.

      Usuń
  4. Sama stoję przed dylematem czy nadal żyć w swoim mieszkaniu, pomimo znacznych ograniczeń samodzielności, czy przenieść się do Domu Opieki, co sugerują niektórzy znajomi. Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno radzić w tej sprawie. Samodzielna decyzja wydaje się tu jak najbardziej na miejscu i na pewno łatwiejsza do zaakceptowania jeśli nie jest wymuszona przez osoby bliskie.
      Pozdrowienia:)

      Usuń
  5. Dylematy wyrwane z moich myśli. Ogrom obaw co będzie I czy starczy sił by się z tym zmierzyć, z każdej strony.
    Świadomość, że dla młodych to zupełnie inna bajka, nie biorą pod uwagę tego co może się wydarzyć, być może pewni ,że wszystko można załatwić wynajmując, oplacajac, oddając w inne, dobre obce ręce.
    Oby dobre.
    (Zielonooka pozdrawia)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, te ręce mogą być nawet doskonałe ale skoro obce...?
      Z tego dylematu wykluczam sytuację gdy tylko obce, specjalistyczne ręce mogą ulżyć w cierpieniu. W pozostałych przypadkach dylemat pozostaje dylematem.
      Dla młodych to bajka, która jednak kiedyś się zderzy z przykrą rzeczywistością.
      Zielonooka, pozdrawiam:)

      Usuń
  6. Klik dobry:)
    W innych krajach normalne, wskazane i pożądane jest spędzenie starości w jakimś ośrodku, gdy jest się niesamodzielnym. Ludzie myślą o tym już za młodu i odkładają pieniądze na dom opieki lub samodzielne mieszkanie we wspólnocie z lekarzem, pielęgniarkami i stołówką.
    Myślę, że u nas - w większości przypadków - problemem jest kwestia pieniędzy. Jak bowiem żyć, gdy trzeba zrezygnować z pracy, by zapewnić rodzicom całodobową opiekę? Emerytura rodzica nie wystarczy i nie wyżywi jego oraz bezrobotnego opiekuna.
    Nawet, gdy się nie pracuje, a pieniądze jakieś wpływają lub spadają z nieba, to fizyczną i psychiczną niemożliwością jest codzienna opieka bez chwili wytchnienia i conocnego głębokiego snu. Co innego w rodzinie wielopokoleniowej i w dużym domu, w którym zawsze ktoś się krząta i gdy jeden śpi, albo pracuje, to ktoś drugi czuwa, trzeci biegnie do apteki, a czwarty zamiata i pali w piecu...
    Pozdrawiam serdecznie.

    Ciekawy artykuł: https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/oddala-matke-do-domu-opieki-odzyskalismy-nasze-zycie/fxry9rs,30bc1058

    OdpowiedzUsuń
  7. No tak, artykuł bardzo ciekawy i jasno z niego wynika, że każda sytuacja jest inna i inne potrzebne rozwiązania. W każdym jednak przypadku przewija się problem "wyrzutów sumienia" u opiekunów. Ja sądzę, że nie jesteśmy mentalnie przygotowywani na taką sytuację. Kwestia obyczajowości, utartych stereotypów zachowania? I także brak dostępnego dla wszystkich systemu opieki. Stąd myślę o wprowadzeniu jakiegoś rodzaju ubezpieczenia gdzie gromadzone będą pieniądze na przyszły Dom Seniora. Ale najważniejsze jest przygotowanie psychiczne dla obu stron. Cóż z "odzyskanego życia" udręczonych opiekunów skoro okupione poczuciem winy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydaje, że nie ma identycznych sytuacji. Z której strony nie spoglądać, to widać, że problem jest bardzo osobisty i bardzo trudny dla każdego.

      Usuń
    2. No i taki chyba musi być końcowy wniosek z rozmowy na ten temat. Nie istnieje standardowy wzorzec postępowania - wszystko zależy od sytuacji oraz możliwości i indywidualnej wrażliwości.

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.