Zbliża się Wielkanoc*. U mnie zamiast wiosennego trzepania dywanów ( nikt nie trzepie, osiedlowe trzepaki stoją bezużyteczne jak jakieś pomniki zamierzchłej przeszłości) i zamiast pucowania okien (dawno już umyte wraz pierwszym cieplejszym dniem marcowym) kliknęło w pamięci i otwarła się szufladka z wielkanocnymi wspomnieniami.
Hmmm… przyznaję z zażenowaniem, że tematem wiodącym są tu kulinaria. Czy to wstyd i poruta? Bo duchowe przeżycia związane z istotą Wielkanocy jakoś nie zapadły pamięć. Ach, jednak coś się zachowało! Jako dziecko, chętnie wędrowałam z koszyczkiem do święcenia pokarmów, które to ukradkiem wyjadałam w drodze powrotnej do domu. Zwłaszcza kiełbaskę choć to post był wówczas nakazany bez względu na wiek i wrodzone łakomstwo. Jako podrosła panienka lubiłam odwiedzać kościoły ( a jest ci u nas w Krakowie prawdziwy ich dostatek) i podziwiać prezentowane tam Chrystusowe groby. Niczym Lalka - Izabella Łęcka o ile dobrze pamiętam:)
Bardzo dużą przyjemnością było pomaganie mamie przy gotowaniu i pieczeniu świątecznych specjałów. Uwielbiałam siekanie bakalii, mieszanie w garnkach, a nawet ręczne ucieranie sernika w glinianej makutrze. Pracy było sporo bo choć rodzina niewielka to asortyment wypieków obowiązkowo zawierał drożdżowe babki i różne mazurki.
Malowania jaj nie było – tę tradycję zagospodarowywała szkoła na zajęciach plastycznych gdzie wymagano od nas dostarczania wydmuszek czyli pustych skorupek. Uzyskanie wydmuszki było prawdziwym wyzwaniem dla rodziców. W domu preferowaliśmy naturalne piękno jaj podkreślane gotowaniem w wywarze z łupin cebuli.
Zajęcia ekstremalne czyli ręczne tarcie korzenia chrzanu powierzano rodzinnym twardzielom czyli męskiej jej części. Oj, ciężka sprawa lecz niezbędna bo chrzanu tartego przemysłowo i sprzedawanego w słoikach nie było. Obowiązywało hasło: ”Chcesz jeść chrzan – zrób to sam”. I już.
Dekoracje świąteczne były skromne i najczęściej sprawę załatwiał wazonik zerwanych na spacerze bazi i kolekcja wykonanych z żółtej waty kurczaczków oraz cukrowy baranek. Brak było figurki zajączka – właściwie zastanawiam się kiedy i dlaczego zające pojawiły się w świątecznym asortymencie dekoracyjnym? I co taki zając ma symbolizować? Czyżby pasztet?
Pieczenie babek tak od dziecka trenowałam, że pewnego roku, w dorosłości, osiągnęłam babkowe apogeum! O, takie jak poniżej!
W ostatnim czasie ilość babek systematycznie malała z roku na rok zgodnie z malejąca ilością konsumentów i rosnąca chęcią spędzania Wielkanocy poza domem. Tak mi się w pewnym okresie życia porobiło:) Ale już przeszło.
Wszystkim życzę podobnego apogeum udanych Wielkanocnych Bab i sporo radości ze świętowania!
*Przed Bożym Narodzeniem chętnie używa się zwrotu: „Idą święta” natomiast Wielkanoc, zwykle „się zbliża”. Czyż nie jest tak? Może na tym polega jedna z subtelnych różnic pomiędzy tymi Świętami?
Dopisek z dnia 15 kwietnia 2025!
Nadeszła obiecana przez Mareczka kartka świąteczna z okresu bardzo późnego PRL. Uważam, że jest śliczna i taka aktualnie patriotyczna:) Dziękujemy!
Przy okazji zagadka: do czego służy prezentowane tu urządzenie zapewne drewniane?
Zające? Wiadomo przecież, że zielone i fioletowa całymi stadami uganiały się 2000 lat temu po Golgocie, dlatego takie oferuje handel. Dołączył bym piękną z czasów PRL kartkę wielkanocną, ale nie wiem jak sprawić by do Ciebie dotarła. Wesołych Świat! (Mareczek)
OdpowiedzUsuńMareczku, formularz kontaktowy na końcu panelu po prawej "napisz do mnie" jeśli zechcesz :)
UsuńDziękuję za rozwiązanie zagadki z zającami:)) Teraz już wiem!
Świat się zmienia, więc i święta też mają inny wygląd. Faktycznie dywanów nikt już nie trzepie, dzieciaki też już rozstały się z trzepakami. Ale wydaje mi się, że w latach 50/60 ub.w. chodziło nie tyle o trzepanie dywanów dla czystości, co o prezentację swoich okazałych "persów". Dzisiaj po dywanach jeżdżą roboty piorące i odkurzające. Minęła też epoka pucowania okien, u mnie np. po szybach jeżdzi mały robocik i całkiem nieźle czyści to do czego ma dostęp.
OdpowiedzUsuńUchowały się kulinaria, w hipermarketach można kupić gotowe zestawy na każde święta, nawet takie jak Halloween, czy Walentynki. Zajęcia kuchenne odeszły do lamusa, mam w domu kilka robotów, które wyrabiają i pieką ciasto, produkują ćwikłę, sklejają pierogi, i na ogół "golą, p....olą, krawaty wiążą, i zajmują sie ciążą". ;)
Powoli zanika też dyngusowanie wypierane przez nygusowanie, a więc niech się "zbliżają święta".
Masz rację - świat się zmienia tak bardzo, że już nie nadążam. Myślę, że już wkrótce Wielkanocne Baby upiecze mi jakaś sztuczna inteligencja. Tylko czy to będzie nadal drożdżowa baba?
UsuńRoboty są przydatne, ale wciąż trzeba wiedzieć co do tego robota wsadzić:))
Żal mi trzepaków, chyba jest im smutno...
Pal licho woda, ale dobrze że minęła moda na polewanie się wodami kwiatowymi i perfumami. Po takim dniu człowiek tak capił, że własny pies nie kojarzący zapachu mógłby go pogryźć
OdpowiedzUsuńAntoni, a pamiętasz czasy gdy młodzież chlustała wiadrami wody do wnętrza tramwaju? A potem, gdy weszły w życie torebki foliowe, rzucano napełnione wodą woreczki z okien wprost na przechodniów. Pal licho gdy było to okno na niskiej kondygnacji. Taka wodna bomba lecąca z wieżowca mogła zabić.
UsuńJuż wolę te perfumy.
Jeździła także straż pożarna i polewała. Nie wiem, czy teraz, gdy pełno przepisów chroniących dobra osobiste, jest to dozwolone.
UsuńJest dozwolone na specjalnie do tego organizowanych imprezach. Kto chce być polany to się tam stawia. Widziałam w telewizji kiedyś.
UsuńPrzepiękne wspomnienie młodości. Może na świątecznym stole nie będzie wielu bab, ale to Ty jesteś z nich najlepsza. Uściski.
OdpowiedzUsuńO, tak! Ja jestem baba jak się patrzy:))
UsuńDobrych Świąt, Iwono.
Święta wielkanocne lubiłem zdecydowanie bardziej. Za oknem wiosna dawała o sobie znać. Dni były dużo dłuższe. Przygotowania do uroczystości nie zajmowały tyle czasu.
OdpowiedzUsuńBardzo witam cię River, rozgość się:) To prawda, że Wielkanoc ma inny klimat także za sprawą wiosennej aury. Jakoś bardziej chce się cieszyć.
UsuńUdanych Świąt życzę.
Odpowiadam z pamięci - urządzenie służy do czynienia hałasu w ostatnich dniach postu gdy w kościele nie wolno używać dzwonków. Może ktoś mnie poprawi? (Mareczek)
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę, to się nazywa chyba kołatka albo jakoś tak. Przyznam, że pierwsze skojarzenie moje było z jakimś przyrządem kuchennym. No, ale ja już tak mam, że wszystko kojarzy mi się z jedzeniem:))
UsuńNie trzeba poprawiać. To kołatka, która podczas postu (w szczególności w czasie Triduum Paschalnego) w kościele zastępuje dźwięk dzwonów. Dźwięk kołatek symbolizuje ból, cierpienie i żałobę.
UsuńNo to super, że trafnie wytypowaliśmy:)
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńA ja się w tym roku zagapiłam i nawet nie mam mąki na babkę. Nie wysłałam też tradycyjnych kartek świątecznych. Już się chyba nie da nadrobić.
Pozdrawiam serdecznie.
Ciekawa jestem o czym tak intensywnie rozmyślałaś skoro o Świętach zapomniałaś:))
UsuńJa też kartek nie wysłałam... Cały pakiecik ślicznych kartek leży odłogiem i nikt ich nie chce. Chyba nawet My wycofujemy się ze świątecznego kartkowania.
Babkę jeszcze zdążysz upiec, do roboty!
Nie rozmyślałam, tylko intensywnie robótkowałam na drutach. Tak mnie wciągnęło, że nadejścia kwietnia nie zauważyłam. Dobrze, że mnie przygnało na "Peerelek", to o świętach się dowiedziałam.
UsuńKolejny pożytek z Peerelku:)
Usuń