Taki slogan obowiązywał na etapie edukacji podstawowej.
Wypisany dziecięcą ręką, kredą, na tablicy miał sprawić przyjemność Pani lub
Panu wkraczającemu do klasy z dziennikiem lekcyjnym pod pachą. To był znak, że
lekcja ma być lekka i przyjemna zwłaszcza, że na „katedrze” spoczywał bukiet
kwiatów oraz bombonierka sponsorowana przez Komitet Rodzicielki lub zespół
Trójki Klasowej. Zresztą część uczniów w klasie nieobecna gdyż przygotowuje
uroczystą Akademię, na którą już wkrótce trzeba udać się parami pod wodzą
Bohatera Dnia czyli Nauczyciela. Na Sali gimnastycznej wystrojona na galowo
najzdolniejsza dziatwa z zapałem recytuje i chór szkolny wyśpiewuje peany ku
czci swych edukatorów. Zachwycone swoimi pociechami Mamusie z Komitetu Rodzicielskiego
jednocześnie doglądają szykowania stołów z poczęstunkiem dla Nauczycieli. Bo
przecież wpływowy Tatuś „załatwił” konserwową szynkę, którą trzeba ułożyć w
misternie zwijane ruloniki, trzeba pokroić blachy domowych ciast i przygotować
szklanki na kawę. Królowa stołu – sałatka jarzynowa oczekuje na dopełnienie
imprezowego menu. Będzie uczta i bratanie się Nauczycieli z Rodzicami. Dziatwa
do domu!
Gdy zostałam Belfrem wkrótce okazało się, że Dzień
Nauczyciela to jeden z najgorszych dni w roku szkolnym. Kwiatki, czekoladki
(często ukradkiem wręcz kosztowne prezenty) i promienne uśmiechy otrzymywali
hojnie Nauczyciele przedmiotów oraz Dyrekcja. Biesiady z sałatkami i ciastkami
sponsorowane przez Fundusz Socjalny musieliśmy organizować sobie sami. Zadanie
to wykonywali głównie pracownicy obsługi Internatu ze swym Kierownikiem (Nauczycielem)
oraz Wychowawcami ( Nauczycielami). No, ale do stołu można usiąść „na zmianę” i
tylko na chwileczkę bo „ktoś się musi
zająć młodzieżą” hasającą (z powodu braku lekcji) w budynku.
Mało się o tym mówi, że w szkołach z internatem istniał
nieformalny podział na dwie kategorie Nauczycieli. Pierwsza – bardzo szanowana
i honorowana przez władze oświatowe, Dyrekcję oraz Rodziców to nauczyciele przedmiotów
i wychowawcy klas. Kategoria druga –
traktowana adekwatnie dla owego nieformalnego zaszeregowania to wychowawcy
Internatu z ustawowo wyższym pensum oraz po południowo - nocnymi i weekendowymi godzinami
pracy. Utarło się, że to drugi szereg pedagogiczny i bardzo trudno było wybić
się na równość:) Walczyliśmy i przyznaję, że sytuacja poprawiała się z biegiem
lat. Co nie zmienia faktu, że wciąż trzeba było przypominać, że to grupa Nauczycieli
a nie personel. Wyróżnienia, nagrody i medale oczywiście były, ale
zawsze w drugiej kolejności. Bywało, że Rodzice także wykazywali sporą
obojętność no bo taki Wychowawca nie stawiał piątek i właściwie kariera
uczniowska nie miała z nich żadnego zysku. No to po co kwiatki dawać?
Skoro o tym piszę to raczej oczywiste jest że trwałam w tym
drugim szeregu nierzadko walcząc o równość i sprawiedliwe traktowanie i dlatego moje wspomnienia Dnia Nauczyciela
takie słodko-gorzkie. Pomimo tego pracę w cieniu bardziej poważanych nauczycieli
wspominam bardzo miło, a co fajnego i
wesołego jako belfer przeżyłam to moje!
Wszak nie dla kwiatków się pracuje. Ktoś te nastolatków pożary musiał gasić, euforie
sukcesów współprzeżywać i rozpalać umiłowanie do porządku oraz kultury dnia codziennego.
W
kategorii „drugiego sortu” czułam się nieźle i tak mi to już zostało, a nawet
na dobre wyszło, bo gdy doszło do podzielenia
społeczeństwa na dwa sorty nie zrobiło to na mnie wielkiego wrażenia:)
A teraz, mam nadzieję na ujawnienie w komentarzach kto tu
jeszcze Belfrem był lub nadal jest? Proszę się przyznać się do sukcesów i medali
jako i ja to czynię. Bez obawy na konsekwencje :)
Wszystkich Nauczycieli przytulam do rozweselonego (zgodnie z
hasłem w tytule) serca.