czwartek, 16 czerwca 2011

Opole 2011



Tegoroczny Festiwal był jakby na moje zamówienie.  Pisałam o Opolskich festiwalach niedawno  TU. Dlatego dziś nie mogę, nie mogę powstrzymać się od komentarza. Tyle tym razem było wspomnień ! Młodzież zapewne będzie sarkać i narzekać, ale mnie się podobało. Chociaż żaden ze mnie znawca muzyki.
        Po pierwsze: odnowiony amfiteatr prezentuje się wspaniale. Przynajmniej w Telewizji. Jest sławna, zabytkowa wieżyczka w tle, o którą tak się niedawno martwiliśmy. Scena lśni bogactwem nowoczesnej techniki – aż trudno tęsknić za dawną papierową dekoracją kolorowych motyli. Dla mnie to dowód, że pięknieje i wzbogaca się nam kraj. Nie trzeba narzekać  - nie trzeba się wstydzić. Trzeba się cieszyć.
        Po drugie: mocno zabrzmiały dawne, polskie , najlepsze z możliwych piosenki. Pokazali się najlepsi z naszych, wykonawcy i autorzy. Oczywiście mam na myśli koncert sobotni z okazji Jubileuszu Lata z Radiem. Przecież to kultowa audycja Peerelu trwająca do dziś.
        Po trzecie: stanął na scenie Pan Kydryński. Kydryński-Junior.  Pięknie wkomponowany w legendę Festiwalu nie tylko dzięki nazwisku. Marcin Kydryński zachwyca swoją kompetencją, wrodzoną elegancją i urokiem scenicznym. Wielka jest potęga genów. Jak dobrze, że właśnie On poprowadził Wieczór Czarnego Anioła.
        Po czwarte: mogliśmy się na nowo delektować najlepszymi utworami z  repertuaru Ewy Demarczyk. To był piękny koncert, pełen autentycznych wzruszeń. Zachwyciły współczesne wokalistki i aktorki w tym repertuarze. Wszystkie godne i dumne, wystylizowane na wzór Pani Ewy, a jednak trochę inne. Piękne, mocne wykonania, pełne ekspresji, a nawet łez. Mnie wzruszyły na nowo te pieśni. To był godny hołd dla talentu Ewy Demarczyk, która choć nieobecna, była wielkim bohaterem wieczoru.
        Po piąte: występ Ani Rusowicz. Największa dla mnie niespodzianka. Przez moment miałam wrażenie, że to nasza dawna, pamiętna,  Ada Rusowicz szaleje na scenie. Ten sam głos o niezwykłej barwie i ten sam wygląd ! Podobna interpretacja, utrzymany w stylu lat 60-tych kostium.
Żywa kopia dawnej gwiazdy Niebiesko-Czarnych. Nieprawdopodobne. Odebrałam to znowu jako hołd dla dokonań jednej z pionierek polskiej piosenki rozrywkowej.
        Zastanawiająca i znamienna historia tej dziewczyny. Tak bardzo podobna do historii Natalii Kukulskiej. Matka Ani Rusowicz – Ada, zginęła tragicznie w wypadku samochodowym. Córka – Anna, osierocona w wieku 7 lat, obdarzona genetycznie talentem wokalnym pozostała jednak w cieniu. O Adzie Rusowicz zapomniano. Jej córka - Anna nie miała protektorów w branży rozrywkowej. Nie była lansowana. Nie rozbudzono w niej talentu. Ania Rusowicz przyznała, że radość śpiewania odkryła niedawno. Sama. Po tym, co pokazała w Opolu, bardzo możliwe, że rozwinie skrzydła. Życzę jej tego! Za skromność, za rezygnację z lansowania siebie na rzecz przypomnienia twórczości nieżyjącej Mamy.
        Kolejny raz okazało się, że kulturalne osiągnięcia artystów z Peerel są wielkie. Kolejny raz tryumfy święciła Prawdziwa Królowa Polskiej Piosenki – Maryla Rodowicz. Bo… królowa jest tylko jedna ! No, nie ?
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.