Na sąsiedniej „blogowej chmurce” u alElli /Malarstwo akcji/, autorka uderzyła w struny wysokiej kultury prezentując malarstwo młodej artystki. Rozgadaliśmy się na temat odbioru ambitnej sztuki współczesnej. Traf chciał, że w tym samym czasie, w Krakowie wydarzyło się coś dziwnego.
lovekrakow.pl : W nocy z wtorku na środę doszło do „zderzenia autobusowego na placu przed Gmachem Głównym Muzeum Narodowego w Krakowie”.
„Autobus KR 736EJ należący do artysty Piotra Lutyńskiego wbił się w cokół pomnika Stanisława Wyspiańskiego. Do nieszczęśliwego zdarzenia doszło zaledwie kilka tygodni przed 30. rocznicą ustawienia pomnika na placu przed Muzeum Narodowym w Krakowie. Policja bada okoliczności wypadku. Krąży pogłoska, że to krakowscy poeci zaatakowali wielkiego Artystę. Wyniki śledztwa będą znane w piątek, 10 sierpnia o godz. 19.00. Wszystkich zainteresowanych zapraszamy na miejsce zderzenia przed Gmach Główny, al. 3 Maja 1, gdzie ujawnimy szczegóły śledztwa. Niespodzianki gwarantowane.”
No i co? Zostałam oddelegowana i zobowiązana do sprawdzenia na własnej skórze co to będzie? Ciemne chmury wisiały nad miastem lecz posłusznie podniosłam się z kanapy.
Baterie do aparatu, załadować!
Notesik i długopis, zapakować!
Parasol w dłoń! Ruszaj!
Na miejscu wpierw lustruję skutki „wypadku”. Ani śladu uszkodzenia na pomniku, na autobusie także nie widać nawet draśnięcia. Uuuuu… myślę sobie, to jakiś medialny pic. No cóż, skoro tu jestem, skoro ustawiono już kilka reżyserskich krzesełek dla widzów i na placyku pojawia się ekipa TV, dołączam do nielicznej grupki widzów.
Na dachu autobusu ustawiono instrumenty muzyczne typowe dla kapel weselnych. Kilku mężczyzn w kapeluszach i luzackich ubrankach wesoło podryguje i szarpie struny czyniąc atmosferę strojenia instrumentów. To wrażenie strojenia nie opuszczało nas już do końca spektaklu. Muzyka nie wywoływała wprawdzie bólu zębów ale też nie porywała melodyjnością lub jakimś rytmem. Szczerze mówiąc była klasycznie „kocia”. Artysta, poeta – Miłosz Biedrzycki, bez zbędnych wstępów rozpoczyna melorecytacje swoich wierszy… A tak naprawdę, po prostu czyta z kartki. Niekiedy kartkę z wierszem rzuca nonszalancko ku publiczności niczym "perły przed wieprze"...
Troszkę zanotowałam.
…najgorsze jest powietrze…
100% narkomanów zaczynało od powietrza
niektórzy z narkomanów już nie żyją, niektórzy umrą na zawał
…położyć but na głowie, uratować kota…
oraz tak zwany Hymn:
…plamy po owadach są przejrzystym światłem…
przedni i tylny most pojazdu jest przejrzystym światłem…
zakonnica z megafonem na drągu jest przejrzystym światłem…
nici deszczu na napiętej skórze śliwki jest przejrzystym światłem…
I tak przez półtorej godziny, a może nawet dłużej… nie wiem, bo moje uszy więcej nie wytrzymały. Pomimo, że częstowano wódką i kiszonymi ogórkami. Wódka była ciepła, ogórki wyborne.
Ten wódczany akcent robił wrażenie stylizacji na Piotra Skrzyneckiego, który w swojej Piwnicy wprawdzie nie częstował, lecz gorąco zachęcał do picia wódeczki /tak właśnie mawiał, pieszczotliwie/ w piwnicznym barze. Zresztą, jak wiadomo, abstynentem nie był. Cóż, takim osobowościom, wybacza się alkoholową słabość…
Dzisiejszemu artyście daleko jednak do klasy i poziomu Mistrza Piotra, a jego instalacja była miłym i wesołym zdarzeniem, lecz nie wywołała poczucia obcowania ze sztuką. Nooo, chyba, że zaliczymy opary wielkiej sztuki emitowane przez mury gmachu Muzeum Narodowego. Przebywanie w takiej „strefie rażenia sztuką” nie jest chyba obojętne dla duszy?
Myślę, że jednym z celów instalacji była promocja Muzeum i z tego głównie względu zaliczam imprezę do sympatycznych wydarzeń zbliżających ludzi do wysokiej kultury. Taki swobodny „wygłup” na umiarkowanie artystycznym poziomie wywołał u ludzi pogodny nastrój i poczucie uczestnictwa w niebanalnym wydarzeniu. A Wyspiański stał niewzruszony i nie zagniewany. Przynajmniej miał gości u swoich stóp.
Parasol był zbędny. Czarna chmura wisiała nadal, ale nie odważyła się wykorzystać swojej mocy. Może więc ta instalacja była jednak magiczna?
.....wielka mi rzecz !!!. Wszendzie som artychy. a my se mamy Kukiza, który ani chybi musiał przyjść na świat w piwnicznym barze i mam niejasne przeczucie, że jeszcze z niego nie wylazł. Ma żal do świata, że przekaziory na okrągło nie graja jego muzycznych wypocin po których autentycznie bola ząbki czyli - każdy orze jak może !!!.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Piotrze, dość orki - mamy wakacje!!!!!
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNo to już wiem, skąd się biorą kolizje samochodowe? Bo "przedni i tylny most pojazdu jest przejrzystym światłem…" :)))
Coś z poezji buddyjskiej w tym hymnie jest. A może poeta jest tak bombardowany światłem dnia, że jako kierowca nie może sobie poradzić?
;)
Stanisław Wyspiański też pewnie przejrzysty i dlatego kierowca-poeta walnął w jego pomnik. A może potrzebuje okulary? Jakieś fotochromy, czy coś...
;)
cały "HYMN"
plamy po owadach są przejrzystym światłem, pełnym mocy.
szczątki owadów roztrzaskanych o przednią szybę, są przejrzystym światłem.
spieniona wybojami rzeka hucząca pod mostem ciężarówki, jest przejrzystym światłem.
przedni i tylny most ciężarówki, płynące nad zakrzepłą asfaltową rzeką, są przejrzystym światłem.
wielkie zaorane pole, białe od bocianów zbierających się do lotu, jest przejrzystym światłem.
pielgrzymka idąca skrajem szosy, zakonnica z megafonem na drągu, są przejrzystym światłem.
pielgrzymi w ukośnych sznurach deszczu, zakonnica z megafonem na drągu, są przejrzystym światłem.
bociany brodzące po brunatnym polu, ściernisko odwrócone twarzą do ziemi, jest przejrzystym światłem.
dzieci sprzedające zakurzone śliwki na poboczu, są przejrzystym światłem.
napięta skóra śliwek pod nićmi deszczu, dzieci tulące się do pnia pod gęstą koroną, są przejrzystym światłem.
grobla powyżej szosy, posiekane igłami deszczu lustro stawu, jest przejrzystym światłem.
szczelina czerwonego nieba pomiędzy deszczem i horyzontem,
dwa rzędy lip odprowadzające mokry piach do horyzontu,
czerwony odblask na drutach wzdłuż szosy.
Ooo, widzę, że Hymn przypadł ci do gustu. Nie znam się na poezji buddyjskiej więc nie mogę porównać. Widzę jednak, że w moim notesiku zdołałam dość sporo zanotować z tego tekstu. Kto jeszcze korzysta z notesów i ręcznych notatek... faktycznie, wracasz do domu, klik w Google i masz jak na dłoni wszystko.
UsuńJa korzystam z notesików jak najbardziej.
UsuńA skąd wniosek, że hymn przypadł mi go gustu. Absolutnie NIE! Przecież nawet troszkę zadrwiłam z poety-kierowcy w kontekście "hymnu".
Bo przeczytałaś, a nawet przepisałaś cały hymn dlatego wnioskuję, że zainteresował cię.
UsuńNasze rozmowy o sztuce współczesnej dały już efekt: mamy świetne wytłumaczenia przykrych zdarzeń. Spalenie czajnika to instalacja artystyczna. Wypadek drogowy jest wynikiem poetyckiej przejrzystości przedmiotów.
Czyżby taki był dla nas pożytek ze sztuki:))))
Bo żeby zabrać głos, chciałam poznać cały. A skoro już znalazłam, to skopiowałam dla ewentualnych innych dyskutantów.
Usuńza to jesteśmy Tobie wdzięczni. Też jestem ciekawa opinii
UsuńPo obejrzeniu zdjęć w większym formacie, wygląda mi to bardziej na promocję niemieckiego piwa piwnicznego, niż Muzeum Narodowego.
OdpowiedzUsuń;)
No cóż, artysta też człowiek, jeść musi.
UsuńHi, hi...
UsuńPić też musi.
O tak, pić i palić musi. Coś w tym jest.
UsuńJak dla mnie, promocja picia czy palenia w kontekście sztuki, jakoś...
UsuńTe parasole reklamowe nigdzie się dobrze nie prezentują, no, może na plaży lub w piwnym ogródku. Poza ty wszędzie tylko szpecą i kłują po oczach. Artystów na dachu usprawiedliwia jedynie fakt, że wcale nie starali się stworzyć jakiejś scenografii a może nawet ten parasol ma jakieś znaczenie symbolizując wszechobecną komercję?
UsuńA co znaczy napis za szybą autobusu?
OdpowiedzUsuńES GEHT OHNE BARES
ES GEHT OHNE TICKET
jedzie bez gotówki
OdpowiedzUsuńjedzie bez biletu
nie wiem dlaczego po niemiecku - ten facet musi mieć jakiś związek z Niemcami bo i piwo, jak mówisz, niemieckie reklamuje.
Przez Sodomę do Gomory jedzie bez gotówki i biletu. Wyjaśniał to? Bo coś na pewno to znaczy.
Usuńnic nie wyjaśniał, chyba trzeba by wczytać się w ten tekst o instalacji totalnej czy coś w tym rodzaju. Wczoraj była tylko recytacja, kocia muzyka .
UsuńFotoreportaż bardzo dobry. Chociaż ja bym wolał abyś z tym aparatem poajwiła sie na instalacji u Maliny M. To by były pewno wrażenia niezapomniane. Tylko pewno herbatki by nie było.
OdpowiedzUsuńAnzai
Nie bardzo rozumiem dlaczego wysyłasz mnie do Maliny? A herbatka nie powinna być ujęta w cudzysłów?
UsuńWydawało mi się, że "instalacja czajnikowa" była bardziej spektakularna. A cudzysłowu nie dałem, bo herbatkę można parzyć na różne sposoby. Podobno jeden z najciekawszych sposobów z lat 60' ub.w. to branie saszetki do ust i popijanie wrzątkiem. Ale może jestem w błędzie?
OdpowiedzUsuńAnzai
Och, dopiero teraz "załapałam" czajnik Maliny oraz skojarzenie tego z herbatką. Zatkał mi się mózg chwilowo... Domagałam się cudzysłowu bowiem w mojej instalacji występuje zgoła inny napój. Pomyślałam, że robisz aluzję do tego nazywając go "herbatką"
UsuńJednym słowem: totalnie cię nie zrozumiałam:))))))
A sposób na parzenie herbaty przez popijanie oczywiście pamiętam.
Sposób na parzenie herbaty opisany przez Anzaia, to żart.
UsuńPrawdziwy natomiast był sposób słodzenia herbaty w zaborze rosyjskim, kiedy to cukrownie produkowały cukier w kostkach - sześcienne kostki z głowami stożkami. Ze względu na oszczędność cukru pito herbatę z kawałkiem cukru w ustach. Nazywało się to piciem "na prikusku".
Żartowano, że jest jeszcze oszczędniejszy sposób: "na prilizku" - głowa cukru wisiała nad stołem i można ją było polizać, a każde liźnięcie popić herbatą.
Ale najtańszym sposobem było picie "na pridumku i prigladku" - wieszano opakowanie z cukru, a pijący herbatę mieli sobie wydumać/wyobrazić, że to cukier i jest im słodko.
Poprawka, cukier nie w kostkach z głowami, tylko w kostkach (sześciany) i w głowach (stożki). A może coś mi się pomieszało :)
UsuńMożna wzbogacić instalację u Maliny - Chałwianki.
Okrągły stół, nad stołem na łańcuchu wisi głowa cukru, na stole spalony czerwony czajnik, a herbaciarze piją na "pridumku", to znaczy dumają, w czym zagotować wodę do herbaty "na prilizku". To by było wiekopomne dzieło historyczne z podłożem politycznym, czy odwrotnie.
A wiecie co? Chyba napiszę o tym notkę. Raz, dwa, trzy, zaklepuję temat :)))
UsuńTym sposobem zwolniłaś mnie o konieczności odpowiedzi na komentarz bo skoro będzie notka to wypowiem się pod notką.
UsuńCukru w głowach nie znam osobiście, tylko z opowiadań rodziców wspominających czasy przedwojenne.
Hmm od dluzszego czasu mam dziwne przemyslenia.Moja rodzina to artysci - siostra,jej 2 synow,moja corka.Ja sie wyrodzilam chyba - przeciez ktos na te bande artystow musial zarobic:)) I nieraz mam wrazenie,ze artysci wszelkiej masci nas maluczkich robia zwyczajnie w konia.Widzialam program w nederlandzkiej tv - reportaz z muzeum erotycznego,gdzie wystawiano erotyczne rzezby i malunki.Hmm instalacje byly budujace. Najbardziej mnie zafascynowal zloty penis slusznych rozmiarow wysadzanych diamentami.(Na pewno nie bylo to prawdziwe zloto ani prawdziwe diamenty)I wyobraz sobie,ze kupil go calkiem przystojny koles...Ten gosc z Krakowa to bylo male piwo...
OdpowiedzUsuńReno, zastanawiam się jak zachowały by się diamenty na penisie podczas jego użycia w wiadomym celu? Hi,hi,... chyba by drapały???? Och, wybacz, ale rozśmieszyło mnie to bardzo.
OdpowiedzUsuń