Uwielbiam moje miasto i podziwiam panującą w nim niewidzialną
dla oka aurę minionych wieków oraz atmosferę stworzoną przez żyjących tu ludzi,
w tym wielkich władców i artystów.
Cieszę się, że do Krakowa przybywają licznie i zewsząd
turyści. Tak było i jest odkąd pamiętam. Zazwyczaj troszkę zadzieraliśmy nosa
szpanersko narzekając na gromady turystów zwanych „stonką”. Pamiętam też, że za
tym narzekaniem kryła się duma i radość z przebywania w obcojęzycznym gwarze turystów
z wielkiego świata. Przysłuchując się brzmieniu zachodnich, a czasem nawet
egzotycznych języków, czuliśmy powiew wielkiego świata i mieliśmy przez to
chwilowe wrażenie w nim uczestnictwa. Zawsze lubiłam wakacyjno-turystyczny ruch
w Krakowie. Tym chętniej wybrałam się na sierpniowy spacer po Rynku Głównym.
Już sam dojazd sprawiał emocje gdyż… Niebieski tramwaj
podążał dostojnie za koniem.
Nie byle jaki to koń, prawda? Lecz bynajmniej nie
zaczarowany. Udekorowany tak mocno, że wszystkie jego gadżety: pióropusze,
dzwonki i pomponiki zakrywają konia!
Przesada? Pewnie, że przesada i do tego kiczowata. Zmartwiłby się Gałczyński co
też z jego zaczarowaną dorożką i zaczarowanym koniem zrobiła komercja. Wrrr...
Podobnie strapiony jest legendarny Piotr Skrzynecki. W dłoń
wetknięto mu kolorowy chabaź w miejsce tradycyjnej róży. Nie obrażając
rzeczonego chabazia, ale jednak to upadek obyczajów. Róża! Czerwona lub biała,
prawdziwa róża Skrzyneckiemu się należy!
Niewiele lepszy los spotkał zasłużoną i już wtopioną w ten
krakowsko - rynkowy pejzaż rzeźbę autorstwa
Mitoraja. Otoczona reklamowymi parasolami i banerami wygląda mało dostojnie. Wizerunkowi
rzeźby nieco mniej szkodzą baraszkujące w jej wnętrzu dzieci. W końcu to przyszłość
narodu i sztukę może poznaje gruntownie bo od wnętrza.
Pragnę przysiąść w jednym z licznych kawiarnianych ogródków i
wypić kawę patrząc na wiekowe zabytki oraz górującego nad placem Wieszcza
Adama. Co ja mówię? Jakie ogródki? To całe połacie zastawione stolikami i
szczelnie nakryte wielkimi parasolami reklamującymi wiadome napoje. Zazdroszczę
Wieszczowi, że góruje i ma możliwość podziwiać widoki. Ja, z pozycji konsumenta
kawy nie widzę nic. Poszukiwania miejsca gdzie można po prostu napić się kawy z
jeść lody zmusiły do lustracji prawie całego obszaru pod parasolami. Większość
lokali oferuje eleganckie lancze, modne żywieniowo pasty, tortille i pizze oraz
bardzo wykwintne dania obiadowe. Na kawosza i lodojada patrzą z ukosa… Ja
rozumiem, że turystę z wielkiego świata trzeba nakarmić smacznie i modnie, ale czy musi się to odbywać na chodniku
tuż przy wejściu do Bazyliki Mariackiej? Czy brzęk talerzy i sztućców musi
towarzyszyć kontemplacji pradawnej architektury? Nie można tej dużej
gastronomii cofnąć do wnętrza lokalu, które stoją piękne i puste, gdzie jadła
nie zapaskudzi żaden latający gołąb zamiast zastawiać parasolami zacne zabytki?
Nie można by tego zrobić z szacunku dla historii i sztuki?
Zresztą może niepotrzebnie narzekam bo gromady turystów nie
wyglądają na kontemplujących architekturę i naszą cenną krakowską atmosferę
koncentrując się raczej na nagrywaniu Hejnału Mariackiego smart- fonami. Nie
uczestniczą w przeżywaniu tego osobliwego momentu lecz dokumentują. Czy
odsłuchanie unikatowej melodii z telefonu w dalekiej Ameryce lub Japonii ma
jakiś sens? Hmmm…
Stary Kraków wygląda jak małomiasteczkowy jarmark lub ludowy
festyn albo, co gorsza, targi międzynarodowej sztuki kulinarnej. Prawdziwego Krakowa w tym tyle, co kot
napłakał.
Wrócę tu w listopadzie... Wtedy będzie może zimno, mokro i
mglisto ale będzie można poczuć atmosferę Wyspiańskiego Wesela, a kolorowo
odziane konie będą bardziej na miejscu. Pomyślałam, że Narodowe Czytanie tego
dramatu wtedy i przed Bazyliką Mariacką też może byłoby bardziej na miejscu?
Skrzynecki i biała róża?! Toż biała róża to symbol nienawiści, tfu ... ;)
OdpowiedzUsuńFajny jest ten Twój Kraków, chociaż jak dla mnie nieco landrynkowaty. Za to czuje się oddech wieków.
Oj, nie pomyślałam o tym, że obecnie biała róża jest trefna. Może stąd ten wykpiony przeze mnie chabaź zamiast szlachetnego kwiatu? Może ma to ten właśnie podtekst?
UsuńCała notka jest raczej o tym, że oddech wieku zakryły parasole i talerze z jedzeniem. Chyba za mało dosadnie się wyrażałam:))
Nieco landrynkowy? Do bólu przesłodzony i przekiczowany.
Fajny to będzie jesienią i zimą, warto się o tym przekonać.
Landrynkowatość to nie talerze, parasole, i wyżerka pod nimi, ale wg mnie chaotyczna architektura miasta. Ale to chyba potwierdza znane powiedzenie, że "nie od razu Kraków zbudowano", bo budowano go etapami, długo i namiętnie, tak, że każdy etap jest totalnie inny. To już nawet nie eklektyzm, to zwykły klekotyzm.
UsuńCo innego wnętrza krakowskich budowli, to już arcydzieła.
Acha, landrynkowość została przez nas inaczej użyta. Jak to niewinny cukierek potrafi poróżnić ludzi:))
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńMoże te konie, to lajkoniki, dlatego tak przystrojone? ;) :)
Pozdrawiam serdecznie Kraków.
Końskie stroje nawiązują do nieco do tradycyjnych, ludowych strojeń stosowanych w tym regionie. Są bardzo przesadzone i przeładowane więc dla mnie wyglądają groteskowo. A lajkoniki mamy na co dzień ale wdrukowane w tkaninę obiciową krzesełek w tramwaju i autobusie. To, akurat oceniam estetycznie i merytorycznie bardzo dobrze.
UsuńTak, tak, wiem o czym mówisz. Byłam tego lata w Krakowie... I teraz wiem, co mi przeszkadzało w podziwianiu Rynku Głównego... Dodam jeszcze nachalność "menagerów" knajpianych, którzy chcą cię zaciagnąć do swojej restauracji. Właściwie to wybrałyśmy się z synową do Mocak (Muzeum Sztuki Współczesnej), które też rozczarowało. Zarówno lokalizacja jak i prezentacje... Dopiero na Kazimierzu poczułam, ze jestem w innym świecie :-). I pomimo, że też są stoliki na zewnątrz, to jakos tak dyskretniej, (jadłam znakomite szyjki gęsie nadziewane wątróbkami i kaszą). A zaraz obok orginalne "geszefty", jak Holcer - STOLARZ, czy Salon MÓD :-). A na drewnianych drzwiach informacja o "live music" z programem, jakby wyjętym z międzywojennej epoki. No ale to był Kazimierz... Jednak tenże najbardziej urzekł mnie W Krakowie... :-)
OdpowiedzUsuńMasz rację, MOCAK rozczarowuje pod każdym względem. Kazimierz, to całkiem inna bajka. Lepiej zachowuje elementy przeszłości chociaż i w tym przypadku preferuję wnętrza i ogródki na zapleczach. Główne zabytki niech zostaną wolne!
UsuńMnie Rynek Krakowski zawsze kojarzył się z krakowskimi kwiaciarkami i obwarzankami na sznurku oraz w szklanych gablotkach na kółkach. Popsułaś mi ten obraz "Heinekenem". Co wspólnego z historią i krakowskimi tradycjami ma jakieś holenderskie przedsiębiorstwo piwowarskie?!!! Po kij jechać gdziekolwiek, by poznawać kulturę i tradycję danego miejsca, skoro ono jest "ogólnoświatowe". Dawna atmosfera takiego miejsca, jak Rynek Krakowski powinna być chroniona, jako dziedzictwo kulturalne. Też mi dziedzictwo: zagramaniczne piwo i tortille. Jeśli gdzieś jadę, to nie tylko chcę zobaczyć kawałek katedry, czy pomnik, ale także poupajać się wszystkim, co dla danego miejsca charakterystyczne.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że tak alEllu!. Rynek powinien być strojny swoją tradycją i chroniony jego wizerunek. Całą tę garkuchnię i browarnictwo można wepchnąć do wnętrz, które naprawdę stoją puste teraz. Mam wrażenie, że te wnętrza bez reklamowej tandety mają więcej klimatu niż unikatowy na cały świat Rynek Główny.
UsuńNie wiem czy ci nasi Radni głowy pogubili? Już kiedyś wydali wojnę reklamom w starym Krakowie i wygrali. Czyżby tylko chwilowo?
I "tu jest pies pogrzebany"... Te dygresje dotyczą nie tylko Krakowa. Tego lata byłam również w Warszawie i w moim ukochanym Zakopanem... Katastrofa. Wprawdzie prawdziwi Zakopiańczycy twierdzą, że należy wiedzieć gdzie iść by napić się rasowego grzańca bez dodatku cepeli z kiczowatym przytupem, ale przecież nie o to chodzi...
UsuńMoże radni nie wiedzą, czym jest niematerialne dziedzictwo miasta i
Usuńw jaki sposób wpływa ono na lokalną tożsamość? Trzeba im to może uzmysłowić? Zabytki, zabytkami, ale to właśnie dziedzictwo niematerialne tworzy niepowtarzalną nigdzie na świecie aurę danego miejsca. Jeśli się nie mylę, to szopkarstwo i lajkonik są chronione, ale to za mało.
A co robi w tej kwestii Muzeum Historyczne? Dlaczego uznaje heinekeny za krakowskie?
Usuńmaradag, jasne, że nie o to chodzi. Ja też wiem w jaki zaułek wejść, aby poczuć stary Kraków, ale żal mi gdy widzę spaskudzony Rynek.
UsuńalEllu, tu zwyciężyła, jak zawsze ekonomia i chęć zysku. Może Radni uznali, że przeciętny turysta "ze świata" i tak nie poczuje atmosfery nie znając naszej historii i literatury więc lepiej wycisnąć z niego ile się da "dutków" i dać popatrzeć na to co jeszcze nie zasłonięte.
UsuńOczywiście, że nie zgadzam się z taką polityką ale kto mnie posłucha?
Jest spora część społeczeństwa,którym taki stan rzeczy nie wadzi i żłopią piwsko z upodobaniem bez poczucia winy wobec minionych wieków. Turyści piszczą z uciechy na widok pstrokatych koni bo co oni wiedzą o Gałczyńskim?
Zauważyłam, że konsumpcja przeniosła się na zewnątrz lokali w związku z zakazem palenia papierosów. Razem z zakazem zaczęły powstawać ogródki nawet z poduszkami i kocami oraz gazowymi ogrzewaczami. Palacz, który po posiłku nie może zapalić papieroska, natychmiast wyjdzie, a jak zapali, to jeszcze piwko do papierosa zamówi, a potem znowu dwa piwka...
OdpowiedzUsuńTo bardzo słuszna uwaga. Niewątpliwie ma to związek z zakazem palenia w lokalach wewnątrz.
UsuńBet, Warszawa tez zastawiona "ogródkami", zresztą wszędzie tak jest. W Barcelonie, gdzie wiosną 'bywnęłam" - to samo. To wszystko pod turystów, bo pieniądz niestety rządzi. Masz rację, jesień będzie lepszym momentem na kontemplację...
OdpowiedzUsuńWiem, że to ogólnoświatowa parasolowa moda. Ale i tak będę narzekać bo tylko tyle mogę zrobić dla spokoju własnego sumienia:))
UsuńRaz w życiu byłam w Krakowie na 2 dniowej wycieczce, której głównym zadaniem było zwiedzenie Biblioteki UJ(na pierwszym roku studiów). Z powodu kalectwa nie byłam w miejscach, które pokazujesz na zdjęciach. W roku 1975 jeszcze Kraków był zabytkowy i piękny. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO, tak Iwono, w latach 70-tych Kraków był piękny swoim naturalnym pięknem. Największą ozdobą Rynku były stragany kwiaciarek pełne świeżych kwiatów. Od słońca chroniły je delikatne parasolki nie przesłaniające widoków. Może kwiaty były wtedy bardziej odporne na kaprysy klimatu?
UsuńLudzie byli mądrzejsi, bo wiedzieli że są rzeczy ważniejsze od pieniędzy zdobywanych za wszelką cenę. Ukłony.
UsuńCZUWAJ Druhny i Druhowie !
OdpowiedzUsuńPan Mirek , ma kłopoty z wzrokiem. Ja mu służę za wzrok no i równiez za ręce..
Dopiero 30 października ma mieć zabieg laserowy po za gałką oczną.
Za dawnych czasów kiedy bywał w Pani mieście zdarzył się taki incydent.
Pewien starszy mężczyzna mieszkający w nowej i nowoczesnej dzielnicy miał psa.
No i któregoś razu nie wrócił do domu. po prostu miał zawał i marł. Pies całe dni i noce wyczekiwał na przystanku autobusowym. Mieszkańcy tej dzielnicy dokarmiali go a nawet postawili mu budę. Po jakimś czasie udało sie również starszej kobiety zabrać go do swego mieszkania. . Było im razem dobrze razem . Panią zabrano do szpitala a pis wrócił pod ten przystanek. .. Zaczeła się dla niego nastepna powtórka. Oczywiście mieszkańcy go dokarmiali . Po jakiś czasie pies znikł. . Okazało się, że rojechał go pociąg. Wśród mieszkańców krążyła opinia, rze rzuił się pod pociąg. Jak pan miek pamięta to mieszkańcy dostali zezwolenie i postawili przy tym przystanku pomnik tego psa.
Wyrazy sympatii i szacunku dla wszystkich no i harcerskie CZUWAJ Mirek
Czuwaj, druhu Mirku! Z przykrością słyszę o niedomaganiach wzroku i pozostaję w nadziei, że zapowiadany zabieg poprawi kondycję i sprawność. Panią "Zastępcze oczy i ręce" pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wiadomości.
UsuńOpisana historia psiej wierności jest prawdziwa i stała się już jedną z prawdziwych legend Krakowa. Jako, że jest już legendą obrosła też w wiele wersji i wątków pobocznych jednak sedno historii jest niezmienne. Psie serce i wrażliwa psia dusza,które tak boleśnie odczuły stratę ukochanej osoby, że nie pozwoliły dalej żyć.
Wierny jak pies. To najprawdziwsza prawda.
Wyrazy otuchy i wsparcia posyłam dla dzielnego druha Mirka:)
Trzymaj się!
Dobry wieczór i CZUWAJ !
OdpowiedzUsuńPan Mirek bardzo, bardo dziękuje za pozdrowienia i wyrazy wsparcia. Mam Państwu napisać co to jet i dla czego.
Dzwa latatemu był w Klinice niemieckiej w Pasewalku.. Wykonano mu tam zabieg usunięcia zaćmy. Efekt tego zabiegu był wspaniały. Do tego stopnia, że nie musiał nosić okularów.
Dwa miesiące temu przewrócił się w nocy i rozciął sobie rozbił sobie głowę tuż nad lewym łukiem brwiowym. Koleżanki opiekunka i pielęgniarka wezwały pogotowie. To się zdarzyło około 23 W szpitalu natychmiast wykonano wszystkie badania głowy i nie tylko bo ®ównież wykonano EKG…. Nastepnie z szyto Mu to rozcięcie. Wykonano nastepne badania i odwieziono Go do domu. Było wszystko fajnie
Tymczasem dwa i pól tygodnia temu z dnia na dzień tracił wzrok. W tej chwili widzi tylko wszystko jakby za mgłąJak sobie zaretuje bardzo lubi ten teatr cieni.
Nie samowity gość. Zawsze elegancki, zawsze super grzeczny,posiada nie samowitą wiedzę Dla nas zaskakujące jest to, że nie przejmuje się stanem swego zdrowia. Ma takie powiedzonko, że „chce umrzeć na stojąco”.
No to będę już kończyła bo o 19 tej kończę swój dyżur. My opiekunki i pielęgniarki pracujemy w systemie dwunasto godzinnym i kończymy swój dyżur o 19.
Pan Mirek prosił bym się dowiedziała co słychać u pani Maliny
Pan Mirek serdecznie Państwa pozdrawia i dziękuje za wsparcie
Ja również pryłaczam się do Jego pozdrowieN Tymczasowe Jego oczy i ręce !
Druh Mirek prezentuje niezwykłą dzielność i wzorową postawę. Podziwiamy wszyscy jego pogodę ducha, wiedzę i czar osobisty.
UsuńNie mam wiadomości od Maliny - na jej blogu brak wpisów.
Miłego wieczornego odpoczynku życzę Pani oraz druhowi Mirkowi.
Dobranoc:)
Na swoim blogu politycznym Malina działa.
UsuńŻycząc zdrowia druhowi Mirkowi ,powiem ,że ten wierny pies to DŻEK i ma swój pomnik przy moście Grunwaldzkim na skwerku . Pozdrawiam Bet i Jej przyjaciół - Eliza F.
OdpowiedzUsuńJest dokładnie tak. Pomnik stoi w okolicy miejsca gdzie wierny pies oczekiwał na zmarłego pana. Prawdą też jest, że historia ta opowiadana przez różne osoby różni się szczegółami. Na przykład imię psa brzmi niekiedy DŻOK a niekiedy DŻEK.
UsuńPozdrawiam ciepło w chłodny przedjesienny poranek
Jak to dobrze,że już ponad 20 lat tam nie byłem.
OdpowiedzUsuń- Nie przenoście nam stolicy do Kiczowaaaa...
- Kiczowaty dorożkarz...
- Kiczowata dorożka...
- Kiczowaty ...słoń! A co?- wielkość zobowiązuje ...
Zapraszam do PiS-dołka [i nie tylko]:
https://plus.google.com/u/0/108864187587885072799
Witam nowego Gościa:) A może... Lepszy kicz niż nic?
UsuńDziękuję za zaproszenie, skorzystam jak najbardziej.
Święta racja ,kicz który nie przysparza naszemu miastu chwały.
OdpowiedzUsuńTeraz nie liczy się atmosfera,sentymenty a jedynie KASA.
A konie,jeszcze trochę a będą tak kolorowe jak Laj-konik
jak sugeruje nasza przyjaciółka alElla.
Starodawnym,powitaniem i pożegnaniem "całuję rączki szanownej Pani"
serdecznie pozdrawiam Ciebie i Kraków.
Kłaniam się szanownemu panu:))
UsuńNiestety liczy się kasa i dobry gust staje się niemodny. Trudno, taki przywilej starszej pani aby trochę ponarzekać.
Pozdrawiam Ciebie i bratni Wiedeń:))
Witaj Bet!
OdpowiedzUsuńKiedyś,dawno,dawno temu byłem w Krakowie na wycieczce szkolnej(przejazdem)..
Autokar stanął gdzieś w pobliżu rynku i nagle..Wpadł do środka jakiś facet i wrzeszczał:"makagigi,makagigi! komu makagigi?"
Dla niezorietowanych wyjaśniam,że to taka sprasowana kostka maku z miodem,cukrem i czymś tam jeszcze.Kilku frajerów dało się nabrać,wszak frajerów nigdy i nigdzie nie brak..To mi tak,o dziwo utkwiło w pamięci,bo innych zdarzeń nie za mocno pamiętam..Ale chyba na pewno i tak wogóle było ho,ho!
Bet,goń tych skurczybyków z Rynku Krakowskiego!
Potrzebujesz pomocy?
No to bierę dzidę i idę!!!
Często jest tak, że w pamięć zapadają mało znaczące zdarzenia. Ja pamiętam z pierwszej wycieczki szkolnej do Warszawy dziewczynkę spotkaną na jednym z podwórek. Dziewczynka miała włosy związane w kucyk za pomocą gumki z plastikowymi kuleczkami w kolorze biało- granatowym. Tę ozdobną gumkę widzę jakby to było wczoraj.
UsuńWitaj ,przyszłam tu z bloga Iwony Zmyślonej i chyba zostanę.W Krakowie mieszkam od urodzenia ,a to już bez mała poł wieku.Doskonale wiem o czym piszesz.Rynek to targowisko próżności.Dodałabym jeszcze tych wszystkich mimów ,lirników ,tancerzy i grajków z bożej łaski ,piszczałek ,kogucików itp.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
Pięknie witam, liviio. Proszę rozgość się i zostań na dłużej.
UsuńNiestety, od komercji nie ma ucieczki ubolewam jednak, że jest ona w tak złym guście.
Stary Kraków najbardziej lubię późną jesienią i zimą.
Coś w tym jest, ponieważ omijam Rynek ze względu na ten piwny jarmark przypominający dawne budki z piwem. Wprawdzie nawrót do jarmarczności w całej Polsce, niemniej jednak do Krakowa ściągają turyści, a lokalnych przysmaków jak na lekarstwo. Na Plantach nachalni alkoholicy wprawdzie nakarmieni, ale pić się chce (przy czym ich dzieci nikt nie nakarmi), więc najczęściej bywam na spokojnych uliczkach obok, np. Jagiellońska, Poselska, Św. Krzyża, Kanonicza.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam