Są
takie przyjaźnie, które nie gasną. Są takie miejsca, do których się wraca. Dziś
o tym opowiem.
Było
nas trzy. Młodziutkie studentki o różnych charakterach i temperamentach, różnym
stopniu dziewczęcego szaleństwa połączone w stały zespół przyjaciółek. Razem na
zajęcia, razem po zajęciach, razem na rajdach, zabawach, przy nauce i w
bibliotekach. Nie przysięgałyśmy przyjacielskiej wierności „na śmierć i życie” i
choć losy dorosłego życia rozrzuciły nas po świecie to jednak więzy koleżeńskie
pozostały trwałe już od ponad czterech dekad. Lubimy i szanujemy siebie
nawzajem i mamy wspólny sentyment do naszego studenckiego miasta Krakowa.
Były to bowiem czasy gdy ośrodków
uniwersyteckich w naszym kraju nie było tak wiele jak dziś. Do Krakowa ciągnęły
z różnych stron rzesze głodnych wiedzy i chęci zdobycia zawodu młodych ludzi.
Stali mieszkańcy tego zacnego grodu mając na miejscu spory wybór uczelni rzadko
decydowali się na wędrówki „za wiedzą” do innych miast. Bo po co, skoro tyle
wokół intelektualnego dobra i kwatera ciepła, bo rodzinna, jest za darmo? Jako przedstawiciel
owej osiadłej części studenckiego grona dzieliłam się swym posiadaniem z
przyjaciółkami. Udzielałam rodzinnego ciepełka karmiąc domowymi plackami z
ziemniaków i udostępniając „chatę” do wspólnej nauki gdy potrzebny był spokój
przy wkuwaniu.
Większość
czasu spędzałyśmy jednak w murach uczelni i „na mieście”. Ulubionym miejscem na
relaks i pokrzepienie w przerwach między zajęciami był malutki bar kawowy o
egzotycznej nazwie RIO położony w samym sercu miasta. Nie mam pojęcia dlaczego
lokal ten był tak bardzo popularny wśród studentów wielu uczelni w mieście. Bar
kawowy RIO ofertę miał skromną: bardzo smaczna kawa w trzech wersjach: czarna,
z płynną lub bitą śmietanką, w cenie „akurat na studencką kieszeń”. Surowy, a
nawet spartański wystrój wnętrza zmuszał do konsumpcji na stojąco lub w
niewygodnym przysiadzie na twardym zydelku. Czy to mogło być przyczyną jego
atrakcyjności? Nie. Coś nieuchwytnego, jakaś tajemnicza aura ściągała doń tłumy
młodzieży, ich poważnych wykładowców i spore grono miejscowych artystów. RIO znane
także jako „ryło” tworzyło centrum spotkań wszystkich ze wszystkimi, z działającą spontanicznie pocztą karteczkową*
obsługiwaną gratis przez życzliwą obsługę baru.
Tak
to i po latach miejscem nielicznych już teraz spotkań trzech przyjaciółek zawsze
i niezmiennie jest ten sam Bar RIO. Z Krakowa, z głębi Polski i zza Oceanu – do
naszego RIO! Zaraz, zaraz… Naszego??? Ależ ten lokal odmieniony! Nie, nie…
Zasadniczy wystrój wnętrza, uznany może za zabytek stylu socrealizmu, pozostał
niezmieniony. Jedynie ściany, niegdyś malowane na gładko jakąś szarą farbą olejną,
teraz ozdobiono galerią obrazów. Kawa z parującego ekspresu smakuje jak dawniej
– tylko brak śmietanki zarówno płynnej jak i bitej. Buuu… Propaganda anty śmietankowa
zadziałała i tu. Może jakieś sojowe zamienniki mają? Brrr… Nie pytałam bo
skupiłam się na kontemplowaniu opustoszałego wnętrza. Szok. Tam gdzie dawniej kłębił
się tłum – dziś puste miejsca.
Gdzie
są ludzie z tej kawiarni?
Gdzie studenci i ich profesorowie?
Gdzie miejscowi artyści?
No,
gdzie?…
Objaśnienie:
*poczta karteczkowa – Krótkie Wiadomości Tekstowe zapisane na
małych karteczkach /często serwetka gastronomiczna/ pozostawiane, dzięki
uprzejmości barmanki, na górnej półce baru. Konsumenci oczekujący na kawowy
napar cieknący z parującego ekspresu ciśnieniowego wzrokiem sprawdzali adresy
na karteczkach i odbierali wiadomości dla nich przeznaczone.
Pytasz:
OdpowiedzUsuń"... Gdzie są ludzie z tej kawiarni? Gdzie studenci i ich profesorowie? Gdzie miejscowi artyści? No, gdzie? …"
Odpowiedź niestety jest bardzo prozaiczna - "wszyscy siedzą na wychodku", czyli na wychodźstwie, inaczej emigracji wszelakiego rodzaju, także wewnętrznego.
To zjawisko jest zauważalne nie tylko w Krakowie. Zniknął charakterystyczny klimat dzielnic studenckich. Także w okolicznych kawiarniach i restauracjach nie siedzą wiecznie przekomarzający się studenci. Bo po co szlifować nabytą wiedzę teoretyczną, skoro wszystko, nawet fikcyjny staż, można kupić za przysłowiową "kaszankę"?
Anzai, nie przygnębiaj mnie:(( Takiej diagnozy nie przewidywałam, ale jest ona wielce prawdopodobna. Smutno mi jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńBet, nie mamy czego żałować. Tych lat, wspaniałych lat studenckich nie zabierze nam nikt. Czasami się zastanawiam dlaczego tylko wspominając te czasy studenckie gęba mi się śmieje od ucha do ucha. Owszem były inne powody do większej radości, ale to wtedy powstawały największe przyjaźnie i miłości życia:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=MTxG2SKZJsY
Anzai
To jest pocieszenie. Pani Santor też należy do tego klimatu i niech będzie:"Tych lat nie odbierze nam nikt"!
UsuńUśmiechajmy się do wspomnień i pielęgnujmy stare przyjaźnie bo to jest najlepsze "żywe" wspomnienie:))
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńW moim mieście ulubioną kawiarnią był spory lokal "Kosmos". Wiadomo było, w jaki dzień i o której godzinie, kogo sie tam spotka. Chcę widzieć Alę, to w niedzielę o 9.30. Dzidkę i Kazię? O godzinie 16 codziennie. Pana mecenasa oczekującego z szachami na partnera codziennie od godz. 10 do obiadu. Dziś w tym miejscu jest bank.
Pozdrawiam serdecznie.
Ha,z bankiem nie pogadasz:)))
UsuńGdzie te Ale, Dzidki i Asie teraz można spotkać? W internecie?
W Warszawie każda uczelnia chyba miała swoje ulubione miejsce. Najbliżej Uniwersytetu znajdowała się restauracja w Domu Turysty, w której można było spotkać grupki młodzieży. Polibuda miała "Stodołę" ale inni też tam się bawili. Może było chłodno, głodno i do domu daleko, ale przynajmniej jest teraz co wspominać. Pozdrawiam wszystkich studentów PRL-u.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że poszczególne uczelnie zawłaszczały sobie kawiarnie i bary. Do restauracji raczej się nie chodziło bo to dla studentów drogo, jedzenie niezbyt dobre, a ogóle kto by sobie zawracał głowę jedzeniem obiadu! Wystarczył obwarzanek i czarna kawa w RIO!
UsuńLegendarny Klub Pod Jaszczurami był niby międzyuczelniany ale zdecydowanie dominowali tam studenci UJ.
Odpozdrawiam w imieniu studentów z PRL-u
I mnie do RIO już nie ciągnie. Ba, nie pamiętam kiedy byłem ostatnio na Rynku nie mówiąc o Kopcu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWszystko w życiu ma swój czas. Ja też bywam rzadko w centrum - najczęściej gdy ktoś mnie odwiedza:)) Czasem robię sobie prywatne wycieczki dla odświeżenia orientacji co gdzie jest i co się zmieniło.
UsuńNie tylko do tej notki, ale i do innych także pasuje mi taka mądrość:
OdpowiedzUsuń"Życie nie jest tym, co człowiek przeżył, ale tym, co i jak zapamiętał" /Gabriel García Márquez/.
Wpadła mi w oko podczas poprawiania na Posiaduszkach notek onetowych i przniosłam tutaj.
Bardzo miło, że przyniosłaś coś co wzbogaci naszą wiedzę i wyobraźnię. Motto bloga działa!
UsuńJuż natchnęło mnie to do przemyślenia czy naprawdę sferę przeżyć dobrze jest odsunąć na dalszy plan poza pamięć? Nie jestem pewna...
Też to mówią każdemu, że "kiedyś było inaczej...! I zgadzają się ludziska ze mną.
OdpowiedzUsuńBo i jak się z Tobą nie zgodzić? Hi,hi,hi
Usuń❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńDziękuję za umieszczenie nad natkami informacji o 1% dla Patryczka.
Ja ze swej strony dołączam się do prośby o ten 1%. Może Peerelkowi Goście zechcą przekazać? Pięknie proszę w imieniu mojej rodziny dotkniętej ciężką chorobą dziecka.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Mam nadzieję, że peerelkowicze będą łaskawi i procencie przekażą. Problem jest tylko taki,źe wiele programów do rozliczania on-line ma wpisane na stałe swoje organizacje pożytku wraz z KRS ani. Nie da się tego zmienić nijak. Trudno trafić w program czysty w rubryce 1%
UsuńNa stronce z Patrykiem jest wpisany KRS Patryka.
UsuńBesia,jesteś cuuuudowna!
OdpowiedzUsuńCzemu ich nie ma?
OdpowiedzUsuńJedna przyczyna to relacje między cenami detalicznymi i gastronomicznymi produktów, które za tzw. komuny rząd ustalał na znacznie niższym poziomie, niż dziś właściciele, choćby nawet knajpa miała być deficytowa.
Przyczyna druga - chciałaś pogadać - musiałaś się spotkać z ludźmi. Dziś pogadasz z kim zechcesz nie ruszając się z domu, a nawet z łóżka.
Witaj Mareczku!
UsuńCzarna Kawa w RIO kosztuje 5 zł, a więc cena w normie i raczej nie odstrasza. Bardziej przekonuje mnie Twoja "przyczyna druga" - brzmi bardzo wiarygodnie. Chociaż... W klubie piwnym przez szybę zauważyłam, że było trochę młodzieży. Moda na napoje piwne w lokalu pod szyldem PUB jest chyba kolejną przyczyną.
Prawda, że w normie. Ale policz, ile kaw za te 5 zł możesz sobie zrobić w domu. Zwłaszcza, gdy dochody studenta wynoszą... No, ile pięciozłotowych kaw? Tym nie mniej, zapewne pierwszą przyczyną jest, że spotkania wirtualne zabiły czy ograniczyły znacznie potrzebę spotkań w realu.
UsuńW moich studenckich czasach kawa tamże kosztowała 2 zł i to było w porządku dla studenckich kieszeni. Dlatego myślę, że dzisiejsze 5 zł to mniej więcej porównywalna wartość. Może się mylę.
UsuńMasz rację - świat wirtualny powoli niweluje potrzebę spotkań w realu. Nie ma na to rady - trzeba ten fakt zaakceptować.
Podzielam Wasze racje. Kiedyś, ilekroć zapragnęłam towarzystwa do rozmów, szłam do kawiarni, gdzie zawsze kogoś znajomego spotkałam. Teraz, otwieram laptopa. Np. dzisiaj od rana jest mi smutno. Mam ochotę z kimś porozmawiać... I co zrobiłam? Przyszłam tutaj, o! I co robię? Ppiję kawę patrząc w monitor, o!
UsuńCzy nie ma w tym trochę naszego wygodnictwa? Co stoi na przeszkodzie aby ubrać się i wypić tę kawę w kawiarni? Nie jest to przygana ale stwierdzenie faktu, że ulegamy nowym czasom. Ja też.
UsuńNie smuć się, już marzec w kalendarzu.
Otóż to! Zamiast rankiem się ładnie ubrać i ułożyć fryzurę, to wkładam szlafrok i już jestem gotowa do wyjścia... Na blogi.
UsuńLenistwo, moja droga. Lenistwo!
Usuńfaaaaajne było to Rio...
OdpowiedzUsuńu mnie był to KOCIAK.
Obecnie też pustawy... ale się jeszcze trzyma
Czyżby kawiarnie umierały? Pamiętam grupki osób gromadzące się w szatni w oczekiwaniu na wolne stoliki. Albo dosiadanie się do zajętego już stolika gdzie było wolne krzesło.
UsuńWitaj Bet! Jeśli kiedykolwiek będę w okolicach Krakowa,to ganc pewne,że zaproszę Cię do "RIO"na potwornie olbrzymią kawę!
OdpowiedzUsuńA jeśli nie przyjmiesz zaproszenia,to w przypływie rozpaczy zdemoluję Rynek,Mariacką Wieżę,a Lajkonikowi dam w ryj,o!
Waszku, to jest szantaż:))
Usuń:) ten ryj Lajkonika rozśmieszył mnie ... puściłam wodze wyobraźni ...
UsuńNic to Bet wobec tego,co jam uczynić zdolnym jest..Albowiem sam się wezmę i zabiję!Ty,Malinka i inne CUUUDOWNE kobietki szykujcie znicze i wieniec..O le!,że zakończę tym meksykańskim akcentem..Hasta la vista!
OdpowiedzUsuńTrójka to w przyjaźni piękna liczba :)
OdpowiedzUsuńw ogólniaku była nas trójeczka, dwaj koledzy i ja :)
na studiach też była nas trójeczka , dwaj koledzy i ja
ja byłam stała tylko konfiguracja kolegów się zmieniała, a serio - moi koledzy z Ogólniaka wybrali inne miasta do studiowania ... czy któryś bywał w RIO tego już nie sprawdzę ... obaj już na niebieskich łąkach pijają kawkę ... pewnie z niebieska śmietanka
No widzisz? Ty wolałaś chłopców, a ja dziewczynki:)))
UsuńWszyscy sie kiedyś spotkamy na niebieskiej kawce.