Pomimo słonecznego poranka, po południu niebo zaciągnęło się
chmurami, które ciemniały i gęstniały z każdą chwilą grożąc wiosenną burzą.
Ach, a ja tak beztrosko zlekceważyłam pytanie wychodzącego „do miasta”
domownika: „Parasol trzeba brać?”
- Hi, hi, hi! Raczej słoneczne okulary! Zaszczebiotałam radośnie.
Widok
granatowego nieba obudził we mnie malutkie wyrzuty sumienia za brak
zapobiegliwości i wielkie wspomnienia jak to dawniej bywało.
A mówiąc serio, obyczaj ten wiele mówi o dawnych relacjach w
rodzinie gdzie dbałość o kochanego człowieka objawiała się takimi właśnie, z
pozoru drobnymi, opiekuńczymi gestami.
Opisana powyżej „rodzinna ochrona przeciwdeszczowa”
koresponduje dobrze z niegdysiejszą naszą tu dyskusją nad znaczeniem słowa
„dochówka”. Przypomnę fragment tekstu opublikowanego na blogu Onet 20 listopada 2009:
Niedawno zachwyciło
mnie słowo „dochówka”…
Całkiem
wyszło z użycia , tak jak czynność jaką opisuje. Otóż „dochówka” – to schowek w
piecu kaflowym przeznaczony na przechowywanie potraw w cieple….No właśnie. Po
co teraz coś takiego? Pstryk w mikrofali…i…. gotowe! Po co komu archaiczne
słowo „dochówka”?????
Ileż
jednak ciepła i pozytywnych emocji jest w tym słowie. Otóż ktoś przetrzymuje z
troską ,obiad, dla kogoś kochanego, aby miał smaczny i ciepły posiłek. Posiłek
trzeba „dochować” czyli utrzymać… dla … kogoś ważnego i kochanego. Szczęśliwy
ten „ktoś”, szczęśliwa osoba, która „dochowa”….
A
mikrofala ? Zimna stal, anonimowy pstryk, kilka sekund i gotowe. Gdzie tu
miejsce na troskliwe myślenie i serce ?????
Szkoda
mi „dochówki” i tego ciepła, które w tym słowie wyczuwam…
Podobnie szkoda mi, że już nie biegnę na
przystanek z zapasowym parasolem gdy niespodziewanie spadnie deszcz. Czy tylko
u mnie czy u wielu z nas coś się zmieniło?
Dyżurny parasol? Co za elegancja, pamiętam czasy, gdy kupić parasol nie było łatwo. Raz w przejściowym przypływie zamożności nabyłem w PEWEXie, chyba za sześć dolarów.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że braki zaopatrzenia w parasole mogły być przyczyną owych wędrówek na przystanek. Skoro w rodzinie był jeden egzemplarz to musiał być przekazywany potrzebującemu w ramach akcji ratunkowej:-)
UsuńDobrze, że najwyższy parasol u Ciebie to czarny. Przyda się na kolejny marsz.
OdpowiedzUsuń"Dochówek" u mnie zastąpiły t.zw. trojaczki, mam takie podgrzewane elektrycznie, z kontrolą czasu, i temperatury. Fajny jest taki szklany czajnik, idealny do podgrzania przygotowanej wcześniej kawy.
No i proszę, dawniej parasol był pomocny w umacnianiu więzi rodzinnych a dziś ma być symbolem protestu. Ot,takie mamy czasy.
OdpowiedzUsuńW kolekcji parasoli jest też taki wielokolorowy, tęczowy... Przyda się jako rekwizyt na Paradę. Wiadomo jaką, prawda?
UsuńNajlepszy to byłby taki, który w szpikulcu ma umieszczoną truciznę. Wtedy mogłabyś nawet iść na marsz ONRu ...
UsuńJednym słowem, modyfikując mistrza Wyspiańskiego:"Jakby kiedy co do czego... Parasole stoją w przedpokoju!" Na sztorc!
UsuńDochówka :) moja babcia tam chowała w małym rondelku ziemniaki które zostały po obiedzie :) wieczorem kroiła na kawałki niczym tort - nie jadłam nic lepszego
OdpowiedzUsuńNo widzisz, poczytaj poniżej wypowiedź z Jakubowa...
UsuńMyślę, że funkcjonowały dwie nazwy i dwie interpretacje pochodzenia tego słowa. Obie są logiczne i mogą być uznane za prawdziwe.
Jakkolwiek by nie nazwać tego ciepłego miejsca - zawsze kojarzy się z przyjemnie z kochanymi osobami. I to jest najbardziej urocze w tym słowie.
UsuńA nie mogłaś wyjśc po Domownika z parasolem? Dochówka - pamietam z dzieciństwa, ale nie wiedziałam, że nazwa bierze się z "dochowania". Tym bardziej, że ja nie wiedzieć czemu mówiłam "duchówka" (może od duszenia potraw?)
OdpowiedzUsuńWłaśnie sama się zadziwiłam dlaczego nie biegnę z tym parasolem:)) Dopadła mnie znieczulica, czy co? Domownik przeżył, dotarł do domu z lekkim opóźnieniem przeczekawszy deszcz w pobliskiej galerii.
UsuńW czasach gdy obowiązywało bieganie z parasolem nie było miejsca do przeczekania. Tylko wąski daszek okalający budkę z pieczywem:))
Może stąd ten zwyczaj parasolowej ochrony?
Nie bardzo zgadzam się z etymologią "dochowania". W lubelskiem była to duchówka, kojarząca się z ciepłem dusznego, bez wentylacji, wnętrza, duszy, kaflowego pieca "pokojowego".
OdpowiedzUsuńNiektórzy nie zgadzają się z brzmieniem tego słowa i utrzymują, że to żadna tam duchówka tylko dochówka bo dochowuje ciepło.
UsuńUważam, że obie formy są prawidłowe a różnica związana jest z regionem i lokalnymi nazwami. Podobnie jest z narzędziem do prac ogrodniczych. Dla jednych jest to motyczka a dla innych haczka. Jedni chodzą w kapciach a inni w laczkach:))
Tak czy siak , obie nazwy mają w sobie ciepło zarówno pochodzące z pieca jak i z serca.
Klik dobry:)
UsuńJa jestem z lubelskiego i u nas była dochówka. O duchówce dopiero na blogu się dowiedziałam.
Pozdrawiam serdecznie.
I mnie bardziej odpowiada słowo dochówka.
UsuńŁo Jezusicku Kochaniusieńki! Gdyby taka zmoczona,zziębnięta istota dotarła ku mnie na sobotnią randkę,to tylko CIEPŁE słowo,ciepły kocyk i chyba już żadnych amorów..No..chyba żeby była chętna..Bom z natury jest gorący..
OdpowiedzUsuńDziś słońce świeci, parasole siedzą w kącie:-)
OdpowiedzUsuńCi, co przyjechali z Kresów mówili "duchówka" i taka forma jest w Słowniku Doroszewskiego. Mówili.... bo już ich nie ma.
OdpowiedzUsuńMarcowy Zając
Pewne jest, że jest to słowo magiczne - zawsze wzbudza emocje i zawsze ciepłe wspomnienia.
UsuńMarcowy, kresowiacy jeszcze są, co raz mniej licznie niestety ale są! Niech nam żyją wiele jeszcze lat!
W moich stronach prawie wszyscy byli z Kresów i mówili dochówka. Nigdy o duchówce od Kresowiaków nie słyszałam.
UsuńNo i masz babo placek! Węzeł gordyjski nam się zrobił.
UsuńMowa żyje własnym życiem...
UsuńSłowniki - słownikami, zasady - zasadami, a życie - to samo życie... o!
Tak jest!
UsuńA ja miałam taki ze stal podłużny piecyk, stawiałam go na środku kuchni i piekłam w nim placki, mięsa. Nazywał się duchówka. Niezastąpiony. Moje dziecko mówiło: włącz tę swoją mikrofalę, zagrzeję sobie obiad.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam