Upalne, letnie dni
wykorzystuję czasem /!/ na porządkowanie szafek i szufladek kuchennych oraz
salonowych witrynek. Na polerowanie zastaw i rodowych sreber każdy czas jest
dobry. Hi, hi, hi… Kto nie jedzie na wakacje „do wód” jakichś - niech się bawi
jak Kopciuszek, prawda?
W szarym kątku jednej z kuchennych szafek znalazłam takie oto szklaneczki po
musztardach. No i sobie przypomniałam wiekopomną rolę „musztardówek” w służbie
peerelowskiego narodu.
Musztarda była bardzo popularnym dodatkiem do
przekąsek oraz dań różnych z racji tego, że wybór w tym zakresie mieliśmy nader
skromny. Właściwie to oprócz wspomnianej musztardy dostępny był chyba tylko
majonez, najczęściej domowej roboty. Ketchupy, sosy meksykańskie, greckie i
wszystkie inne były nam obce podobnie jak wyjazdy za granice bratniego bloku
socjalistycznego. Wydaje mi się, że majonezy „sklepowe” pokazały się w handlu
dopiero gdy przemysł spożywczy opanował ówczesne wyżyny technologiczne w
produkcji żywności. Natomiast musztarda dostępna była zawsze, odkąd pamiętam. Musiała
być, bo jakże inaczej smakowałaby kiełbasiana zagryzka do wódeczki albo parówki
o chrupiącej skórce podawane na kolację albo kiełbasa na patyku upieczona przy
ognisku? No jak? Mało tego! Niektóre dzieci chętnie zjadały chleb z masłem i
musztardą jako niebanalną przekąskę, a kreatywni młodzieńcy urozmaicali taką
kanapkę kleksem owocowego dżemu. W menu biwakowym, musztarda świetnie
komponowała się z konserwą rybną albo jakiem na twardo. Och, zastosowania
musztardy można by wyliczać długo i ciekawie bo taka to z niej była uniwersalna
pasta do wszystkiego!
A teraz, uwaga! Musztardę sprzedawano w słoiczkach z grubego
szkła zamykanych plastikowym dekielkiem nazwanych musztardówkami” czyli adekwatnie do
zawartości. Opakowania te były wyrobem solidnym i zasługiwały na drugie, po musztardowe życie. Tym
bardziej, że o recyclingu jeszcze wtedy nikt nie słyszał, a ludzie byli
przyzwyczajeni do wielokrotnego używania przedmiotów trwałych. Przy odrobinie
dobrej woli i estetycznej tolerancji musztardówki można było uznać za szklanki
„gorszego sortu” i w tej roli wykorzystywać. Niestety, grube szkło słabo
tolerowało gorące napitki pękając pod wpływem wrzątku nierzadko. Naczynka o
grubym szkle świetnie jednak nadawały się jako „stakancziki” do wódki oraz
zimnej „zapitki”. Dzieci i młodzież oraz osoby starsze, wszyscy oni, mogli
śmiało spijać z musztardówek chłodną
herbatkę z cytryną lub zbożową kawę Turek. Oj, musztardówki stanowiły
wyposażenie kuchennych szafek wielu mniej zasobnych rodzin.
Zachowane w mojej kuchni egzemplarze prawdopodobnie
zasłużyły na wieloletnie przechowywanie z powodu swej urody odbiegającej
znacznie od opisanego powyżej pierwowzoru topornej, peerelowskiej musztardówki.
Te, pokazane na zdjęciu, pochodzą z bardziej cywilizowanej generacji szklanych
opakowań. Powiedzmy, ze to takie „celebrytki” swego gatunku! A jednak, stoją
bezużyteczne, zapomniane, zastąpione w swojej funkcji przez modniejsze i bardziej
eleganckie kubeczki oraz filiżanki, w tym takie nietłukące z Duralexu.
- Hi, hi, hi… Też mi elegancja! Drwią
fajanse i porcelanowe modnisie w kwiatki malowane rozpychając się w pierwszym
rzędzie ustawionych na półce naczyń.
Aby zapobiec porcelanowej awanturze uznaję, że
musztardówki mają wartość sentymentalną. Wypucowane na błysk odbyły sesję
zdjęciową na kuchennej „ściance” a za sprawą tej notki otrzymują wiekuiste
miejsce w sieci Internetu oraz dożywotnie miejsce w szafce. Tym bardziej, że…
Nazajutrz,
robiąc zakupy w pewnym markecie staję jak wryta przed regałem pełnym… No, czego
jest tu tak bardzo dużo?
Współczesne musztardówki!
Słoiczki wprawdzie całkiem nowoczesne, podkolorowane, z zakręcanym na twist dekielkiem
i wyposażone w gustowne słomki – antenki. Wypisz – wymaluj podrasowana musztardówka! Helloł… Wraca
stare!
Kochana, takie słoiczki jak te ze zdjęcia, to teraz szczyt mody - pije się z nich różne smoothy - czyli po naszemu koktajle. Broń Boże do nich musztardę wpychać. Ci, co te słoiczki zaprojektowali to pewnie nawet nie wiedzą, co to znaczy musztardówka. A w takiej musztardówce to dopiero ówczesne drinki smakowały!
OdpowiedzUsuńNo więc właśnie dlatego wspomniałam musztardówkę.
UsuńOczywiście zauważyłam teraźniejszy trend modowy w pojemnikach na napoje i postanowiłam troszeczkę go ośmieszyć zestawiając z pogardzaną ongiś musztardówką.
Ta szklaneczka która stoi lekko z tyłu jest z Nutelli - mam takich kilka - lubię je :) A słoiczki z drugiego zdjęcia stoją tylko na ozdobę
OdpowiedzUsuńA gdzie tam na ozdobę! Ludzie to kupują w celu napełniania chłodnymi napojami. Przykrywki i słomki służą do ochrony przed owadami, które w plenerze czasem dokuczają konsumentom.
UsuńNo niestety masz wyjątkowo elegancki zestaw musztardówek. W moim regionie królowały takie bardziej toporne i kanciaste. Były za to bardzo "niewywrotne", a to ważne, bo wiadomo przy spożywaniu płynów % ziemia staje się niestabilna.
OdpowiedzUsuńDo musztardówek można było wlewać nawet wrzątek, ale sposobem znanym gospodyniom (wlewamy pierw odrobinę wrzątku, rozgrzewamy musztardówkę, wylewamy i dopiero potem właściwy "zalew").
No niestety, Jaga A powyżej troszkę mnie zdekonspirowała rozpoznając słoiczek po Nutelli:))) Szczerze mówiąc sama byłam przekonana, że to musztardówki nowszej generacji! Ale skojarzenie szklaneczek po słodkim kremie z dawną musztardówką jest chyba prawidłowe i temat do wspomnień pasuje do tematu bloga.
UsuńMyślę, że to drobna manipulacja będzie mi wybaczona:))
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńTwoje musztardówki, to Jaśnie Panie Musztardówki. Ale i rola tych najzwyklejszych była nie do przecenienia. Ja trzymałam w nich smalec ze skwarkami. Świetnie z nich się wybierało nożem, czego nie można powiedzieć o słoikach.
Pozdrawiam serdecznie.
Racja, mam Musztrdówki-Arystokratki:)) Pomysł ze smalcem jest świetny tylko skąd teraz wziąć jadalną słoninę na smalec?
UsuńA istnieje w ogóle słonina?
UsuńNo właśnie, z tym jest problem:)) Istnieją jakieś namiastki słoniny, odtłuszczone do granic możliwości, bez smaku i zapachu.
UsuńPrzesadzacie, Szanowne Panie. Ile razy potrzebuję słoniny, to ją kupuję, choć czasem za drugim czy trzecim podejściem.
UsuńJasne, że trochę przesadzamy, ale tylko po to aby podkreślić różnice między naszymi a dawnymi laty. Odnajdujesz w obecnej słoninie smak słoniny? Ja trafiam prawie zawsze na jakieś nędzne wspomnienie jej zapachu i smaku .
Usuń"Najlepsza witamina to boczek i słonina!"
Usuń- z musztardą?
Jasne, że tak:)))
UsuńDasz wiarę, Bet?
OdpowiedzUsuńTE poszły za 78 zeta! :))))
To naprawdę godne podziwu. Widać, że wartości sentymentalne można mierzyć w złotówkach!
UsuńOj pamiętam, pamiętam... Gdy mój Małożonek jeszcze studiował, to na imprezkach często funkcjonował tego rodzaju "sprzęt". Do napojów zimnych, oczywiście... ;-). A mówiło się na to szumnie: szkło :-).
OdpowiedzUsuńBo to naprawdę było "Szkło" w odróżnieniu od plastikowych kubeczków do mycia zębów, które to często służyły za pojemniki do picia:))
UsuńJednak ze "szkła" lepiej smakowało!
A były musztardówki rżnięte, uhonorowane przez poetę.
OdpowiedzUsuń„W przepysznie rżniętej wina szklanicy
Zasnął gdzieś na dnie musztardy smak"
Został nawet wydany zbiór tekstów pt. "Musztardówka".
"...Z honorem jednak musisz znieść: Pamiętaj, że jesteś dziewką z ludu i nigdy nie pożyjesz jak równa wśród szklanek i kieliszków.
Nawet jeżeli się dopchasz do stołu, przy pierwszej lepszej biesiadzie, ktoś z kryształem z garści może złośliwie zauważyć, żeś toporna i grubo ciosana, nawet nie pół krwi. To co wtedy?"
Łałł...Tego nie wiedziałam. A któryż to poeta piewcą musztardówki był?
UsuńTadeusz Kwiatkowski-Cugow
UsuńA Grześkowiat śpiewał „...W przepysznie rżniętej wina szklanicy
UsuńZasnął gdzieś na dnie musztardy smak...".
Te rżnięte musztardówki miały na dole taki "karbowany" pierścień, z którego trudno było zmyć pozostałe w rowkach resztki musztardy, co dawało trunkom musztardowy posmak.
UsuńOch, takiego poety nie znałam. Dzięki za informację.
OdpowiedzUsuńGrześkowiaka i jego pieśni znam, akurat fraza o musztardówce nie zapadła w pamięć. Ale przytoczony cytat jest typowy dla jego twórczości.
Mam jednak wątpliwości co do "rżniętej" musztardówki bo to cecha szlachetnych kryształów. Myślę, że to taka poetycka przenośnia.
Wręby na dnie były, owszem, ale raczej na skutek formy do odlewów. Myślę się?
Wrębów na dnie nie pamietam, ale te pierścienie zapadły mi w pamięci ze względu na trudne ich domycie.
OdpowiedzUsuńMusztardówka z pierścieniem:
Usuńhttps://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/4/49/Szklanka_musztardowka.jpg
MOja Droga! "Wręby" to wg mnie właśnie takie pierścienie:))) Użyłam skrótu myślowego w swoim stylu, wiesz, że czasem naginam rzeczywistość:)))
UsuńMnie się wręby skojarzyły z lasem, hi, hi... Z ppoż. w leśnictwie pamiętam, że odległość między wrębami oraz odległość między wrębem a ostatnim pasem zrębowym powinny być równe podwójnej szerokości zrębów czy jakoś tak. :)))
UsuńW lesie są wyręby - od wyrąbać.
UsuńWręby czy wyręby. Kij z nimi. Ważne, że musztardówki też w lesie na biwaku bywały.
UsuńO! Jeszcze i jak!
UsuńA jakby tak teraz biwak urządzić na wrębie?
UsuńLepiej jednak na wyrębie:)) Tylko skąd ja tu wyrąb znajdę? Zaledwie jeden pieniek mam pobliżu:)))
UsuńTeraz pomyślałam, że może dla autora tekstu i uczestników biesiady przy musztardówkach "rżnąć" oznaczało zgrywać się, grać rolę kogoś/czegoś, podszywać się, pozorować... Rżnięta musztardówka w roli kieliszka udawała kryształ...
OdpowiedzUsuńTo dobry trop. Coś w tym brzmi jak lekka i wyrafinowana kpina.
UsuńA teraz pomyślałam, jak wiele rzeczy/przedmiotów udawało coś wykwintnego, czego ludzie nie mieli. Przysposabianie czegokolwiek do zadań nadzwyczajnych to zwykłe radzenie sobie, czy głębsza sprawa psychologiczno - socjologiczna?
OdpowiedzUsuńNo, tak. Rozmawiam sama se sobą :))), bo nikogo w tej chwili tu nie ma, kto podejmie się poetyckiego i naukowego rozpracowania rżniętej musztardówki. ;) :)))
Racja! Na przykład kaszankę nazywano polskim kawiorem:))
UsuńByłam nieobecna ale teraz rozważam aspekt psychologiczo-socjologiczny musztardówki.
Jak dobrze, że wskazałaś ten tok myślenia! popatrz, niby zwykłe szkło a ile w nim treści!
Faktycznie treściwa jest musztardówka. Od musztardy, poprzez smalec, aż do trunków wyskokowych i aspektów psychologiczno-socjologicznych. :)))
UsuńMusztardowe manowce!
UsuńMam temat na kolejną notkę pt. "Rżnięcie czyli udawanie czegoś innego w PRL".
OdpowiedzUsuńPomysł świetny lecz tytuł dość ryzykowny:)))))
UsuńAle ponadczasowy,o!
UsuńMOże nawet teraz bardziej aktualny niż kiedykolwiek:))
UsuńMusztardówki miałam, bo były niezawodne na imprezach, gdy brakowało szklanek, które tłukły się na potęgę.
OdpowiedzUsuńPewnie nie uwierzysz, ale na chleb z masłem kładłam musztardę, a potem dopiero wędlinę, biały lub żółty ser. Ostatnio jakaś dietetyczka też mówiła, żeby smarować chleb keczupem lub musztardą, bo to, co było dawniej dobre wróci wcześniej lub później.
Serdeczności zasyłam
Ja pamiętam, że musztarda na chlebie czasem zastępowała wędlinę. Obecność dodatków "do chleba" nie była tak oczywista jak dziś a przynajmniej nie w takich ilościach i wyborze. Zdarzało się kłaść dwa plasterki kiełbasy na dużą kromkę i przesuwać je w miarę ubywania podłoża bo kiełbasy musiało wystarczyć dla pozostałych członków rodziny.
UsuńZauważyłem w jednym z komentarzy: "wraca stare"! Nie owo stare nie odeszło, "ono" jest. Całe piękno polega na tym, żeby je zauważyć.
OdpowiedzUsuńAle kto może je zauważyć? Tylko stare pokolenie czyli my!
UsuńTo co na zdjęciach to eleganckie jakieś naczynia, mocno odstają od starych, dobrych musztardówek, z czasów, gdy jeszcze nie były nakrywane plastykowym, tylko szklanym wieczkiem jakoś tam papierową banderolą zaklejane. A w piosence Grześkowiaka "Kawalerskie noce" to co o musztardówce to wyłącznie poetycka przenośnia...
OdpowiedzUsuńO, nie pamiętam szklanych wieczek od musztardówek. Może to sprawa lokalnych wytwórni?
UsuńBoś młoda
UsuńOch, jak miło to słyszeć:))))
UsuńSłyszeć? Więcej! Masz to na piśmie...
OdpowiedzUsuńCudownie!
UsuńZ prawdziwych "tych" musztardówek piją bimber "na Wilczych echach". Pewnie w tamtych czasach miały one te szklane pokrywki.Ja pamiętam późniejsze - też w przekroju mające literę "U"- ale z pokrywką postalnowskiej Polski Ludowej- z plastiku ebonitowego nieco prezroczystego, jakby" mrożonego szkła.
OdpowiedzUsuńWłaśnie szukam tego cudownego tworzywa i...zamiast tego znajduję Was.A pokrywki do musztardy nigdzie!...jak nima tak nima! A z tej żywicy zrobiono pod Moskwą (chyba za Gorbaczowa) przezroczystą piramidę, do której w siarczysty, minus 20-o stopniowy mróz tłumy moskwian spacerowały w jeszcze nie weekendy,by nabrać w jej wnętrzu nowej mocy. Pozdrowienia i dużo zdrowia z musztardy,która regeneruje nieco wątrbę .
Dziękuję Anonimowy:) Owocnych poszukiwań pokrywki! Ni ma, ni ma... Chyba wiem o jakie tworzywo c.i chodzi, ale nie wiem jak się to nazywa. O piramidzie w Moskwie nie wiedziałam.
UsuńMróweczko! Oto wcześniejsza niż Twoje musztardówka, tj. w filmlie 'Wilcze echa", link:https://forum.odkrywca.pl/topic/705413-szklanka--z-niemieckiego-okopu/
OdpowiedzUsuńJar.