Peerelowskie wielkie
udawanie
Gdy
prześliczna Marylin Monroe swym anielskim głosem ogłosiła światu, iż „brylanty
są najlepszym przyjacielem kobiety” wieść ta przeniknęła za żelazną kurtynę
wywołując pragnienie posiadania błyszczących ozdób. Cóż, kobiety pracujące
miast i wsi socjalistycznej części świata poczuły, że zasługują na odrobinę
luksusu. Ich pragnienia zaspokoili Czechosłowacy uruchamiając fabrykę sztucznej
biżuterii Jablonex.
Ach, przecudnej urody pierścionki, kolczyki, naszyjniki, a
nawet mieniące się szlifowanym szkiełkiem kolie i diademy. Korale, koraliki,
perły i perełki, bransolety i zegarki do złudzenia przypominały luksusową
biżuterię pełną złota, diamentów oraz innych szlachetnych kamieni. Tak, biżuteria
z Jablonexu była naprawdę ładna. Jeśli jednak któraś z pań zapragnęła prawdziwego
złota i rubinów mogła wybrać się Pociągiem Przyjaźni na terytorium ZSRR i tamże
zaopatrzyć swą szkatułkę w biżuterię z prawdziwego złota. To cóż, że estetyka i
uroda tych wyrobów mogły budzić mieszane uczucia. Phi… Liczyła się gramatura i
zawartość złota w wyrobie.
Gdy amerykańskie media krzyczały wielkim głosem „Coca Cola to
jest to”! Ludzie w kraju nad Wisłą jęczeli z zazdrości… Pasjami kolekcjonowali
zdobywane okazyjnie puszki i plastikowe torebki z logo tego kultowego napoju.
Aż w końcu ktoś wymyślił i wyprodukował rodzimy napój, który za pomocą swej
nazwy – Polo Cockta genialnie udawał ten kultowy, „amerykanski”. Jaki smak miało
to cudo, nie pamiętam, ale nazwa robiła wrażenie.
Gdy nastała ogólnoświatowa moda na dżins – polski przemysł
odzieżowy zareagował szybko produkując spodnie marki Teksas albo Odra. Porteczki owe szyto z
tkaniny splotem i teksturą udającej dżins. Niestety koloru indygo ani efektu
„spranej” farby nie udało się uzyskać. Buuu… Pozostało marzyć o Rifflach i
Wranglerach spoglądając tęsknie na wystawę w PEWEX-ie i zaklinać w duchu: „Och,
kiedyś, gdy zacznę zarabiać pieniądze, kupię sobie takie spodnie”…
Niedostępny świat zachodni co i rusz podrzucał nowe obiekty
zazdrości oraz pożądania. A pomysłowy peerelowiec co i rusz kombinował jakby
sobie kolejne „udawanie” wykreować. Tak oto powstały przemyślne spożywcze
produkty:
- zwykłą kawę zbożową
nazwano TUREK i ozdobiono wizerunkiem uśmiechniętego faceta w tureckim fezie.
Była to, być może, aluzja do znanej z opowieści i literatury wykwintnej Kawy po
Turecku podawanej w niedostępnej wówczas turystycznie Turcji
- paskudną mieszankę kaw
przeróżnych oraz magazynowych pozostałości po kawie serwowano pod egzotyczną
nazwą Kolumbijka!
- czekoladki i cukierki czekoladowe bez
czekolady nazywano adekwatnie i bez ściemy Wyrobem Czekoladopodobnym. Brawa za
szczerość!
- kotlety schabowe
zastępowano panierowanymi plastrami zwykłej, polskiej mortadeli
- rogal nadziany parówką leszczyńską udawał Hot
Doga
- a marcepan, proszę państwa, robiono z fasoli
Piękny Jaś. Fasola w połączeniu z olejkiem migdałowym występowała w roli
migdałów. Z takiej masy można było formować ciasteczka udające dzisiejsze
Rafaello!
- dżem z pospolitej dyni
uznawano czasem za odpowiednik pomarańczowej konfitury
- na półeczkach i w witrynkach
meblościanek ustawiano ozdobne naczynia z grubego, formowanego w ozdobnych formach
szkła udające kryształy
Wymienione powyżej produkty sprzyjały podniebieniom, stanowiły
strawę dla oka oraz ciała. A dla poprawienia stanu ducha i podniesienia
nastroju stosowano spacerowe, przenośne radia tranzystorowe. Można to chyba
uznać za udawanie wolności? Wszak uniezależniało od dostępu do elektrycznego
gniazdka. Czyż nie?
A co udawał załadowany po sam dach, czasem nawet ciągnący
przyczepę kempingową Polski Fiat 126p vel Maluch pomykający szosami bratnich,
socjalistycznych krajów, aż nad Morze Czarne letnią porą? No co? Pewnie
Mercedesa…
Czas na pointę: Pyszny
wafelek Prince Polo nigdy niczego nie udawał i do dziś świetnie się trzyma!
Pointa druga: Dziś także stosuje się udawanie! Przeważnie
głupiego!
Coś mi tu "śmierdzi", bo nigdy, poza "Kingsajzem", nie widziałem tej "polo Cocty". Ale pamiętam, że Polska była podzielona na północ i południe, gdzie królowały Pepsi Cola i Coca Cola.
OdpowiedzUsuńA maluch faktycznie udawał Mercedesa. Kiedyś opisywałem jak w Jugosławii maluchem przeciągnęliśmy przyczepę od Mercedesa na najbliższy parking. To była sensacja, bo wszyscy myśleli, że maluch targał te przyczepę od samej Polski. My tego nie prostowaliśmy.
Nie śmierdzi:)) Polo Cockta była produkowana ponoć już od 1960 roku. Być może dystrybucja szwankowała.
UsuńNatomiast prawdą jest, że Kingsajz wykorzystał ten produkt w swojej fabule.
Potwierdzam. Polo-Cocta występowała najpierw w naturze i w handlu detalicznym, a dopiero później w filmie.
UsuńBardzo dziękuję za potwierdzenie:))
UsuńByła, była ta Polo-Cocta. I w dodatku była okropna w smaku. A wszystko inne, o czym piszesz Bet to święta prawda. A wiesz, że mam jeszcze naszyjnik i kolczyki z Jablonexu?
UsuńTeż mi się wydaje, że Polocokta była trudna do polubienia i dlatego nie pamiętamy jej tak wyraźnie jak np. smakowitej oranżady w proszku:-)
Usuńhttp://4.bp.blogspot.com/-LMXLe2peQGQ/TinDZmKM6cI/AAAAAAAAACU/IKVJBHeHRTM/s320/1724230615.jpg
UsuńAle wyszperała!Hi,hi hi...
UsuńNie narzekajcie na Polo Coktę, było coś o duuużo "ciekawszego" w smaku, kto pamięta Quick Cola?
UsuńNie pamiętam, przyznaję.
Usuń;) Ja ją pamiętam dużo bardziej niż PoloCocktę, bo miała "wyraźnieszy" smak. W Czechach po dziś dzień w powszechnym użyciu jest Kofola, w której odnajduję smaki dzieciństwa.
UsuńU nich przetrwała i jest w sprzedaży od 1960 roku, po polskich wynalazkach nie ma już nawet śladu. https://pl.wikipedia.org/wiki/Kofola
UsuńNie wiedziałam o istnieniu Kofoli. Muszę spróbować przy okazji pobytu u sąsiadów z południa. Może okazja się nadarzy:-)
Usuń:) Osobiście polecam Kofolę z rumem, podają ją jak piwo w kufelku i osobno kieliszek rumu, wlewamy rum do kufelka i pijemy :)))
Usuń:) Moja mama miała cały komplet z JABLONEXu - do dziś pamiętam, że zakładałyśmy z siostrą na każdą imprezę wywołują falę zazdrości u wszystkich przedstawicielek płci pięknej. No i zostało mi to do dziś, że jak widzę coś błyszczącego to muszę się kontrolować, żeby tego nie kupić , bo na co dzień prawie nie noszę biżuterii. Quick Cola - to była podróbka firmowej coca coli A moi znajomi jeździli maluchem w 4 osoby do... Włoch :)
OdpowiedzUsuńZ przyczepą czy bez, Maluchem do tych Włoch?
UsuńJa też mam sporo sztucznej biżuterii i bardzo ją lubię.
Jablonex jest cudowny. W 200..którymś nakupiłam w Łodzi koralików luzem w firmowym sklepie. Do dziś wzbudzają zachwyt młodej i dorosłej ludzkości oglądającej.
OdpowiedzUsuńPewnie, że były wyroby ---podobne z ciekawych składników, ale jak pomyślę, z czego się dzisiaj jedzenie produkuje.....
Masz rację, że lepszy marcepan z fasoli a kawior z kaszanki niż chińskie zupki
UsuńEeeeetam, tak dobrze to nie jest.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńJa biżuterii nigdy nie lubiłam i nie lubię. Po prostu przeszkadza mi. Tę z Jablonexu zawsze jednak podziwiałam.
Pozdrawiam serdecznie.
A wiesz, że umiłowanie błyskotek u mnie mija z wiekiem:-) Co raz rzadziej coś ozdabia mą łabędzią szyję a okazji do założenia kolii też jakby mniej:-):-)
UsuńSkandal - zapomnieć a zegarku marki Ruhla.
OdpowiedzUsuńMiałem i szczyciłem sie bo mój był super mając aż 4 kamienie gdy inni mieli g....o nie kamienie.
Nalezy też wspomniec o piwie, którego były 2 rodzaje; beczkowe i w butelce.
POzdrawiam.
Skandal, przyznaję się do zapomnienia w zegarku oraz piwie:))
UsuńAle już przypomniałeś więc jest Ok.
Też miałem tę Ruhlę. Był to mój drugi zegarek, u nas w Łodzi nazywano go "Buksiak".
UsuńTeż miałem tę Ruhlę. Był to mój drugi zegarek, u nas w Łodzi nazywano go "Buksiak".
UsuńTeż miałam!
UsuńI ja miałam! Mój zegarek był duży i kolorowy, z NRD.
UsuńZ "Buksiakiem" pierwszy raz się spotykam. Czy nazwa "Buksiak" od czegoś konkretnego pochodzi?
Od buksowania?
UsuńWedług słowników: "buks - przestarzałe panewka, w której obraca się koło". Pewnie nie koło, tylko jego oś. I właśnie w "buksach" - zamiast kamieni - obracały się osie kółek zegarków. Stąd buksiak znany nie tylko w Łodzi.
UsuńZegarki Ruhla były też "prawdziwe", na kamienie, tylko podobnie jak prawdziwe radzieckie - około czterokrotnie droższe od buksiaków.
UsuńA więc moje skojarzenie było trafne! Buksiak pochodzi od kręcącego się koła.
UsuńNazwa "buksiak" nie była mi znana, a może tylko zapomniałam o niej?
Mareczku, Twoja wiedza i wkład w uzupełnianie treści bloga jest bezcenny. Dzięki.
UsuńCioteczka, siostra naszej Buni, miała też kolekcję z Jablonexu. Zawsze podziwiałam. Z kuzynką oglądałysmy cichaczem, z namaszczeniem, gdy byłysmy same u nich w domu. Nasza mama nie lubiła błyskotek. Nosiła tylko pierścinki czasem. Za to tato-pędziwiatr, jeżdził do Rosji i zawsze przywiózł jakieś złoto. Na 35-te urodziny dostałam od taty złoty pierścinek z rubinowym (czerwonym ;-)) oczkiem. Był duży, kańciasty, taki sygnet. Ale miał dla mnie wrtość emocjonalną. Szczególnie na obczyżnie. No i zgubiłam go... gdzieś na tej obczyżnie...
OdpowiedzUsuńA Maluchem w cztery dorosłe osoby jechaliśmy nad węgierski Balaton. Bez przyczepy, za to z dwoma namiotami upchanymi pomiędzy siedzeniami, więc zcierpnięte z czasem nogi "dziewczyn" z tyłu, lądowały na raminach "chłopaków"z przodu. Dwuletnie dzieciaki zostały u Dziadostwa. Ech, byli czasy...
Ale wcześniej była taka Sarenka (Syrena), która była sobą. Niczego nie udawała, taki polski produkt od korzeni. Ale byłam "pani" w moim Zaścianku, gdy "narzeczony" zajeżdżał do mnie takim "wozem"... :-)
Jak miłe są wspomnienia! Pierścionka naprawdę szkoda skoro był pamiątką. Pamiętam te ogromne rubiny i szmaragdy! Moje ręce były za małe na takie ozdoby, głupio wyglądały na takim kurdupelku :-)
UsuńSyrenka miała w sobie to coś, to prawda.
Mimo wielu słusznych uwag przypominam, że PRL to było jednak dość dawno. Pół wieku temu ten wymarzony "Zachód" z jakością jego produktów też odstawał od naszego dzisiejszego kapitalizmu. Radia tranzystorowe udawały wolność? Przecież najpierw w USA o w Japonii; to tam wszak była prawdziwa wolność.
OdpowiedzUsuńDlatego też sugeruję, z przymrużeniem oka, że radia tranzystorowe w Polsce trochę udawały wolność.
UsuńWszystko widziałam bądź miałam. Z perełkami na szyi. małą czarną i kwadratowym pierścionkiem z niebieskim kamieniem czułam się jak dama z tych wyższych sfer. Cóż, młodość, kochana Bet, to najpiękniejszy czas i niech nazywa się jak chce i tak wracamy do wspomnień.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Ultro, Damą się jest! Niezależnie od szaty, która nie zrobi człowieka:-)
UsuńNie wątpię, że nawet bez tego pierścionka Damą byłaś i jesteś nadal.
To była fajna zabawa w "dodawanie odrobiny luksusu" - np. w łazience szampon "Jacek i Agatka", rzadziej "Pokrzywowy" (bo okropnie niszczył włosy!) przelane do bajecznie kolorowej butelki po jakimś zdobycznym "zachodnim" kosmetyku, albo proszek "IXI" lub "Pollena" w kartonie po kiedyś zakupionym w Pewexie niemieckim proszku (znany był już chyba OMO lub Persil).
OdpowiedzUsuńKażdy wiedział, że to blef, ale zabawa trwała!
I kolorowo było.
I tak elegancko! Światowo. :)))
Lilko, cudnie wczułaś się w sens tej notki.Tak, przelewaliśmy, chowali w atrakcyjnych opakowaniach i udawaliśmy, że hej! Fajnie było, pod warunkiem zachowania dystansu do siebie i rzeczywistości.
UsuńWafelek Prince Polo chyba jako jedyny przetrwał próbę czasu i nadal jest przepyszny.
OdpowiedzUsuńCzekoladopodobne "tfory" mnie, wychowanej na Gierkowskich latach hmm dobrobytu, nie mogły przejść przez zęby. Ale marcepan? Gdybym wiedziała, że jest z fasoli... człowiek cieszył się z tylu rzeczy. Czy to nie były piękne lata, gdy szczytem marzeń bywała rolka papieru toaletowego? ;) i odrobina luksusu w postaci naprawdę kolorowej, a nie szarokolorowej plasteliny przywiezionej nawet nie z za żelaznej kurtyny, tylko z bratniej Czechosłowacji.
Ach, z Czechosłowacji przywożono też kolorowe kredki szkolne w barwach u nas nieznanych np cytrynowy, seledynowy, fioletowy itp. Innym hitem braci z południa były buciki dziecięce, którymi zachwycały się młode mamy oraz kaszka "Krupica":))
Usuń...oraz koce w kolorową kratę i damskie torebki :)
UsuńTyle, że trzeba było się pilnować, by wchodząc do pepiczkowych sklepów nie używać rodzimego języka (po roku 68 mieli uzasadnioną do nas awersję)
Z NRD przywoziło się buty, tranzystory i plastikowe naczynia, a Węgier bluzeczki/sweterki bouclé. I paprykową pastę w tubie. :))))
Lilko, powiem "na ucho", że jeszcze tampony OB:-) U nas wtedy nieosiągalne.
UsuńAle kobiety i tak uwielbiają komplementy i brylanty.
OdpowiedzUsuńJasne! Ideałem jest gdy dostają je od mądrego i dobrego faceta:-)
Usuń