Zawsze bardzo mi się podobało to słowo. Bo takie nieskomplikowane i dosłowne. Dać w łapę!
Jakież to proste i zrozumiałe! I niestety przeważnie skuteczne. Przynajmniej
tak bywało w czasach minionych. Utarło się wręcz mniemanie, że bez łapówki nie
sposób było cokolwiek załatwić. Któż zatem bywał łapówko biorcą? Hmmm… Ciężko
wyliczyć, aby było sprawiedliwie: brał lekarz i pielęgniarka, urzędniczka i
sprzedawca, nauczyciel i policjant, naczelnik i dozorca! Ach, wyliczanka długa
i nie ma sensu bo dotyczyła wielu, bardzo wielu.
Czy bez łapówek dało się żyć? Moim zdaniem tak i owszem czego
jestem żywym przykładem. Nie umiałam łapówek dawać! Na samą myśl, że mam to
zrobić robiło mi się gorąco i trzęsły się me nieporadne ręce. Taka fajtłapa
musiała się obyć bez trudno dostępnych dóbr i usług, ale jakoś to przeżyła.
Najtrudniejszy moment nadszedł gdy sama zostałam łapówką
potraktowana. Będąc młodą urzędniczką na pierwszej posadzie otrzymałam tabliczkę czekolady… Och, to
uczucie zażenowania i wstydu, szybkie bicie serca, pąsowa twarz i ogromny
dylemat „jak się zachować”? W szkołach i na uczelniach nie uczono wtedy
asertywności. Byliśmy zdani na własne
poczucie uczciwości i zasady dobrego wychowania. Z tamtego zdarzenia pamiętam zatroskane
i łagodne, pełne dobrych intencji oczy prostej kobiety, które mówiły, że odmowa
sprawi jej przykrość. Aby tego uniknąć instynktownie wzięłam na siebie ciężar negatywnych
emocji grzecznie dziękując za podarunek… Wyrzuty sumienia męczyły mnie długo,
tym bardziej, że sprawa nie wymagała specjalnych zabiegów i wynikała wprost z
zakresu moich służbowych obowiązków! Odtąd zawsze już prosiłam Opatrzność, aby
już nigdy nikt nie zechciał dawać mi prezentów w okolicznościach służbowych.
Opatrzność wysłuchała w stu procentach i dotrzymała obietnicy co do joty!
Więcej łapówek nie pamiętam.
Zachowanie mojej petentki z czekoladą przy załatwianiu
prostej i oczywistej wręcz sprawy dowodzi jak bardzo zakorzeniony był zwyczaj
„dawania”. Znam kobiety z pewnej wioski, które uznawały za obowiązek włożenie
banknotu o wartości 20 zł /lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku, a więc przed
denominacją:)/do
książeczki ubezpieczeniowej okazywanej podczas zwykłych wizyt lekarskich. Nawet
w przypadku przeziębienia, wysypki czy szczepienia. Po prostu tak wypada –
tłumaczyły mi gdy okazywałam zdumienie. A tamtejsi lekarze – tak po prostu
akceptowali obyczaj i banknoty z książeczek zbierali. Hi, hi, hi… Zapewne też,
podobnie jak ja w przypadku czekolady, nie chcieli odmową stresować darczyńców.
Czasy się zmieniły, społeczeństwo urosło w siłę i spora jego
część żyje znacznie dostatniej, a łapówkarstwo nadal ma się dobrze. Niestety
nie znikło wraz z transformacją. Tylko,
że teraz chodzi o miliony. Takie sumy trudno „brać w łapę” więc może czas
zmienić nazwę tego zjawiska na „przelewki”? Zaraz, zaraz… A jak nazwać
fundowane wyjazdy egzotyczne, intratne fuchy dla rodziny i przyjaciół, prezenty
firmowe oraz inne bardziej wyrafinowane, których istnienia nawet się nie
domyślam, formy współczesnych łapówek? To jakiś gigantyczny łapówkowy mutant
nijak nie przystający do mojej, okupionej wyrzutami sumienia, tabliczki
czekolady oraz wielu ton bombonierek skrzętnie chowanych w służbowych szufladach
licznej rzeszy urzędników dawno, dawno temu…
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńDla dzisiejszych "łapówek" - oprócz przelewek - proponuję nazwy:
- fundówki,
- posadówki,
- przetargówki,
- funduszówki,
- wakacjówki.
Pozdrawiam serdecznie.
Paskudne zjawisko warto ładnie owinąć odpowiednim słowem. Mniej gorzkie wtedy:))
UsuńNa zdjęciu jest banknot o nominale dwieście tysięcy. To myśmy mieli takie pięniądze?
OdpowiedzUsuńMieliśmy miliony!Nie każde pokolenie może się pochwalić tak dużą ilością milionerów:))
UsuńZarabiałem ponad dziesięć milionów miesięcznie. Gdzież to alElla w tym czasie bywała?
UsuńBywałam, bywałam i też miliony miewałam, tylko zapomniało mi się. :)
UsuńAtualnie pochylam się nad rachunkiem za ogrzewanie i zastanawiam się, skąd teraz wziąć taki, jak na zdjęciu, banknocik.
Skopiuj sobie ze zdjęcia:))
UsuńMasz rację !.
OdpowiedzUsuńSłowo łapówka się zdewaluowało ale mam dla Ciebie złą wiadomość - jestes łapówkarą a na pocieszenie dodam, że ja też w wszyscy komentujący też.
Przykład - wczoraj odbierałem samochód z warsztatu i do zapłacenia miałem 790.-. Dałem 800.- i nie chciałem reszty. Paragon fiskalny dostałem na 790.-.
Ktoś uzyskał dochód nieudokumentowany i na pewno nie odprowadził od niego podatku.
Przykład dla Ciebie. Kupiłaś pęczek marchewki i czy jesteś pewna, że ta pani ze wsi odprowadziła podatek ?. Może ma niezarejestrowaną działalność gospodarczą ?.
Jak trzeba będzie to zamknie się Ciebie w przytulnym pierdelku bo przy zakupie nie dochowałaś nalezytej staranności czy owa marchewka pochodzi z legalnego źródła ???.
Ad absurdam - tak ale powolutku w ta stronę zmierzamy dzieku Jarosławowi Kaczyńskiemu /zawsze dziewica/
Pozdrawiam i wszystkie dobre w Nowym Roku.
Ty to masz gest! Dycha dla mechanika:)) Ale to nie jest prawdziwa łapówka bo wręczona już po wykonaniu usługi. To może być co najwyżej "dowód wdzięczności":)) W przypadku łapówek ważna jest kolejność wydarzeń.
UsuńDziękuję za życzenia i wzajemnie życzę samych dobrych dni:)
To jest napiwek.
UsuńA co jeśli mechanik niepijący jest?
UsuńTo niech nie bierze napiwków, o! :)))
UsuńPamiętam tamte czasy...
OdpowiedzUsuńJeszcze kilka lat temu, gdy nasza Bunia zaczęła coraz częściej przebywać w szpitalach, chciała zawsze mieć stówki w portfelu. Po co mamuś - pytam - masz wszystko co ci potrzeba, a jak nie to przyniosę ,(miała już ostrą demencję i wzmagał się brak kontroli nad wszystkim). - A bo muszę dać tej i tej pielęgniarce - do kieszonki. - A jak nie dasz to cię nie obsłuży? Nie wykona swoich obowiązków? - no nie wiem... i nie zapomnij PODZIĘKOWAĆ lekarzowi!
W Holandii, jedna znajoma Polka, która próbowała podsunąć lekarzowi "kopertę"(który to lekarz miał operować jej męża), została wyrzucona wręcz z gabinetu...
W Polsce też już chyba powszechnym jest tak, że lekarze stanowczo protestują przeciw kopertom. Nie jestem w tym temacie ekspertem bo doświadczenie szpitalne /na szczęście!/ mam nikłe ale doprawdy nawet dziękczynne czekoladki przy wypisie miałam trudne do wręczenia. W szpitalach są kamery a i lekarze boją się konsekwencji. Albo... "Dawać trza umić"?
UsuńŁapówkarstwo nie dotyczy oczywiście Jarosława Kaczyńskiego za przekazanie 50 tys. zł księdzu, za podpis na zgodę.
OdpowiedzUsuńTo oczywista oczywistość!
UsuńMoże to była ofiara na kościół?
UsuńBardzo dobra linia obrony, ciekawe czy Prezes też na to wpadł?
UsuńTakie grosiki pewnie dawno zapomniał. Teraz to miliardy się daje, np. na propagandę w telewizji.
UsuńMiliardy nie mieszczą się w kopercie:)) Dlatego nazywają się "dotacją za misję".
UsuńDawać łapówki nauczyłem się od kolegi. Otóż w Filharmonii prócz biletów istniały tzw. wejściówki, które nie gwarantowały miejsc siedzących. Była ich jednak ograniczona liczba, gdy więc wejściówki (tańsze od najtańszych biletów) się skończyły - dawało się dychę do rączki wpuszczającemu portierowi. Na tym łapówkarstwo zacząłem i na tym też skończyłem.
OdpowiedzUsuńI to jest klasyczna łapówka! Usprawiedliwia to jednak fakt, że chodziło o wysoką kulturę:))
UsuńTeż dawałam do rączki za miejsce na schodach wysokiej kultury.
UsuńTeż wystawiam Ci usprawiedliwienie:))
UsuńDziękuję. :)
UsuńKu chwale kultury!
Nie umiałem dawać łapówek, nie dawałem i tak mi do dzisiaj zostało.
OdpowiedzUsuńTo dokładnie tak jak ja. Jesteśmy plemieniem "bezłapówkowców":))
UsuńZłożona sprawa z tymi łapówkami, bo bardzo trudno je odróżnić od napiwków, czy zwykłego dodatkowego wynagrodzenia za dodatkowe czynności. W niektórych krajach jest to karalne, w innych obowiązkowe. Czasem łapówka jest powodem do dumy, a innym razem to wstyd i hańba. Szkoda, że teraz staje się to bronią w ręku polityków.
OdpowiedzUsuńJa nie mam problemu z odróżnieniem łapówki od wynagrodzenia. Napiwki akceptuję i daję nawet chętnie.
UsuńDuma z łapówki jest dla mnie doświadczeniem nieznanym.
Miałem na myśli także inne kraje. Zresztą i u nas, tam gdzie przepisy nie są jednoznaczne, np.: kierowca autobusu dalekobieżnego (pilot, kapitan statku, taksówkarz, itp.) może „przymknąć oko” i zabierze osobę, która nagle zachorowała w podróży, ale nie musi … Takich przypadków „na oko” można podać mnóstwo, i chyba nie jest przypadkiem to, że rozwiązaniem jest łapówka. Podobnie jest z intencjonalną pomocą, życzliwym nastawieniem do innych, czy zwkłą empatią. Ale może się mylę, może Ty nie miałaś takich życiowych sytuacji.
UsuńTrzeba też wziąć pod uwagę to, że państwa, które demokracji dopiero się uczą, celowo produkują takie przepisy, aby pojawiła się w nich „dobra wola urzędnika”.
Pomoc wynikająca z życzliwego nastawienia do innych nie wymaga wynagrodzenia, z definicji. Jeśli występuje jakaś gratyfikacja to nazwałbym ją "dowodem wdzięczności".
UsuńKoniecznie potrzebna urzędowa definicja łapówki!
Myśle, że definicja łapówki jest zbędna bo i tak każdy wie o co chodzi. Gdy mój tata umierał na raka ktoś mi polecił profesora, który operował trudne przypadki. Poszłam tam z kopertą. Obejrzał wyniki badań, zdjęcia, powiedział,że sytuacja jest bardzo trudna. Ja wtedy próbowałam z tą kopertą... A on spojrzał na mnie smutno i powiedział: dziecko, ja nie robię majątku na cudzym nieszczęściu. To była moja jedyna i nieudana próba wręczenia. Proszę o rozgrzeszenie bo w ówczesnej sytuacji zrobiłabym wszystko, żeby tatę ratować, Nie żyje już 25 lat (a więc byłam dzieckiem...)
OdpowiedzUsuńRozgrzeszenie pewne na 100%. Podziwiam piękną postawę tego lekarza.
UsuńWziątka?
OdpowiedzUsuńMoże też być "bierka" :))
Usuń