poniedziałek, 21 września 2020

Czy to jesień już?

         Kalendarz jest nieubłagany i wskazuje na koniec lata. Sprawdzam co na to Matka Natura! Niewielki spacer w pobliskie, leśne ostępy ma dać odpowiedź. I oto co widzę?  Słoneczne refleksy prześwietlają zielone jeszcze liście. Drzewka, które jeszcze tak niedawno /!/ sięgały mi do ramion teraz strzelają już w niebo. Gromada niedawnych dzieciaków uganiająca się wśród młodziutkich sosenek i brzózek teraz dostojnym krokiem przechadza się po żwirowanych alejkach i może poszerzać wiedzę dendrologiczną oraz ekologiczną:)) Na naukę nie jest jeszcze za późno! Idźmy dalej, ciesząc się, że jeszcze bez pomocy laski, w poszukiwaniu oznak jesieni.






           Jest, jest! Czerwona jarzębina. Nikt już nie robi z niej korali… Nie nawleka na nitkę bo kto dziś potrafi utrzymać igłę w palcach? Nie, żeby z powodu wieku, ale tak w ogóle ręczne szycie mało przydatne jest. Nie pamiętam kiedy przyszywałam guzik albo reperowałam nadpruty szew? Jarzębinę podziwiam więc zadzierając głowę mocno do góry i nucąc starodawną piosenkę: „Jarzębino czerwona…” A po korale sięgnę do szkatułki w domowej szufladzie zadowolona, że już nie muszę za pomocą ślicznego drzewka rozstrzygać problemu „któremu serce dać”.


           Na obrzeżach parku, za płotem rozległego domostwa, dostrzegłam obsypaną owocami jabłoń. Bardzo dekoracyjny element początku jesieni. Robię więc fotograficzny pstryk wspominając jak to w dzieciństwie popularne były wyprawy „na grandę” w celu pozyskania jabłek z cudzego ogrodu. Trochę to łobuzerskie były wybryki spowodowane chyba atawistyczną potrzebą polowania? Nie byliśmy przecież tak bardzo spragnieni owoców ani głodni – liczyła się zdobycz. Oczywiście grzeczne dziewczynki tylko asystowały:))


           No cóż, zbieram „nie wiadomo po co” dorodne żołędzie, które czasem spadają wprost na głowy kontemplujących ostatni letni dzień spacerowiczów. Kasztanów w tej okolicy brak co sprawia, że mniej mam takich zbędnych skarbów ze spaceru. Ufff… Trzeba pogodzić się z nadciągającym szelestem kolorowych liści pod stopami. Ech… Byle do wiosny!



 

 


         

19 komentarzy:

  1. Piękna jesień, niech jej uroda trwa jak najdłużej, bez słot, wiatrów i błota.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jarzebine mam przed domem. Kasztanowiec tez sobie rosnie, kasztanow ogromna ilosc. Nawet w okolicy znajdzie sie kasztan jadalny, uwielbiany przez papugi! Tak, w Londynie lataja papugi;)
    Ale nie ma lasow, pachnacej sosny, bardzo mi brak naszych polskich lasow i grzybow!
    Pozdrawiam serdecznie
    Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, a ja w Krakowie mam las:)) Grzyby też tu są ale mnie nie interesują:)
      Polskie kasztany nieustannie chorują zżerane przez szkodnika, którego nie udaje się zwalczyć. Za to kwitną zawsze punktualnie w terminie matury. Tego roku też zakwitły choć egzaminy przełożono na odległy termin i obawiam się, że były /te kasztanowce/ rozczarowane.
      Odpozdrawiam:)

      Usuń
  3. U nas kasztany tez choruja, ale ten szkodnik sie rozprzestrzenil! Ciekawe skad przywedrowal, moze z Chin?
    Moj kasztan kwitnie juz w kwietniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkodnik ma piękne imię: Szrotówek Kasztanowiaczek, ale jest ogromnie zjadliwy. Prawie jak koronawirus a kasztanów na kwarantannę nie da się wysłać:)
      Angielskie kasztanowce nie znają polskich terminów matur i dlatego kwitną kiedy chcą:)

      Usuń
    2. Kasztanowiaczek podobno przybył z Półwyspu Bałkańskiego (gł. Bułgarii).
      A wycieczka piękna, aż się wierzyć nie chce, że to kalendarzowa jesień.

      Usuń
    3. Też mi się nie chce wierzyć i chyba będę udawać, że jesieni jeszcze nie ma.
      Bułgarski kasztanowiaczek? Nie podejrzewałam go o to.

      Usuń
  4. Jarzębiny nie tylko na korale, ale chyba nawet na jarzębiak nikt nie używa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda. Jarzębiak wyszedł z mody. Jutro sprawdzę w sklepie czy ten gatunek wódki istnieje. Ach, jak dobrze, że przypomniałeś bo to chyba też wspomnienie z dawnych czasów. Jarzębiak był ozdobą biesiadnych stołów:))

      Usuń
  5. Igłę w celu zacerowania dziury w sweterku (nowym zresztą) trzymałam w dłoni kilka dni temu i nieźle mi poszło (sweterek niedługo się przyda). A jesień czuć i nad naszym morzem, które zawsze jest chłodne. Tęskni mi się od kilku dni do Polski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo za sprawne władanie igłą!
      Polska jest przyrodniczo warta tęsknoty:)) A samo uczucie bardzo uszlachetnia i wzbogaca ludzkie wnętrza. Mam nadzieję, że kiedyś warunki pozwolą na zaspokojenie tęsknoty. Oby.

      Usuń
  6. Ja bym tej jarzębinie nie przepuścił.
    Oberwać i do zamrażarki. Po dobrym zamrożeniu i rozmrożeniu zalać spirytusem. Doskonałość na nadciśnienie a jeżeli go nie masz to napisz na privie - przyjadę, wypiję i na koniec pośpiewam.
    Pozdro z Opo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HI, hi, hi... Najbardziej podoba mi się końcówka ostatniego zdania:)) Interesująca propozycja. Nadciśnienie u mnie powstaje napadowo, gdy słucham i oglądam niektórych polityków. Więc chyba jednak jarzębiak sie przyda.

      Usuń
  7. Powyrywać, poobcinać, przesadzić, podsypać ziemią a jesień tka piękna....Dobrze, że na spacery chodzę to zauważyłam.
    Maria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie przesadziłam piwonie, które nie kwitły więc za karę trochę je poszarpałam. Może przemyślą i zakwitną za rok.

      Usuń
  8. Klik dobry:)
    Nie widzę w notce zdjęcia Wróżki Jarzębinki. Trzeba Ją wstawić koniecznie.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, Wróżka Jarzębinka już się zestarzała:))

    OdpowiedzUsuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.