sobota, 13 sierpnia 2011

Kwiaty polskie, ludowe


       Sierpień – zawiera słowo „sierp”. Kto pamięta, że to nie tylko symboliczny towarzysz młota, ale zacne narzędzie rolnicze? Pomocne przy żniwach. Dawno, dawno temu.
        Kto pamięta czym zajmowały się media zwykle o tym czasie? Dziarskie nawoływania: „kto żyw do żniw” bo przecież „każdy kłos na wagę złota”! Liczenie ton złocistych ziaren, uśmiechy zakurzonych żniwiarek i dramatyczne doniesienia o braku sznurka do snopowiązałek.  Zanim nastała era kombajnów BIZON - miastowi ruszali na pomoc żniwiarzom.  W ramach sojuszu robotniczo-chłopskiego. Nikt nie liczył rolniczych zysków, nie wyceniał pracy miastowych pomocników, ważna była wydajność z hektara i pełne spichrze. 


         Żniwa w PRL to była narodowa sprawa no i zboże było nasze, wspólne. Wspólne też było po żniwach świętowanie na Ogólnopolskich Dożynkach. Cóż to było za widowisko! Na ogromnym stadionie, z bochnem chleba wielkości koła od wozu i przepięknymi wieńcami dożynkowymi. Pokaz sztuki i tradycji ludowej zaprawiony socjalistyczną ideologią. Sekretarz KC w roli dobrodusznego gospodarza rozdzielającego pochwały i podziękowania za chłopski trud w służbie Narodu. Rolnicze „pięć minut” chwały. Obowiązkiem szkolnym było oglądanie Dożynek Centralnych w TV i pisanie sprawozdań z uroczystości.

        Och, brzmi to jak sielanka  w porównaniu do  dzisiejszych zmagań, wszystkorobięabyprzeciwnikomdokopać, polityków.

U mnie też dziś żniwa. Kwiatowe. 
 
        Kilka dni temu zachwycił mnie rozświetlony słońcem rząd floksów w  ogródku sąsiadki. To chyba ostatni już taki ogródek… Bo  floksy prawie zniknęły. Wraz z nimi w zapomnienie poszły inne rabatowe piękności: astry, begonie, cynie…




Co tam floksy! Gdzie podziały się malwy? Sztandarowy, kwiatowy  symbol polski ludowej? Przeszukałam wszystkie miejskie i około miejskie ogródki w ich poszukiwaniu. Bezskutecznie. Gdzieś tam, przy drodze, jakby przypadkiem stoją mizerne, rachityczne wspomnienia tych kwiatów. Takich, jak te, w nagłówku nie stwierdzono.

 Aby przed domem było ładnie – musiał być klomb, rabata. Klomb w kształcie koła, rombu lub prostokąta. Najczęściej kombinacja tych figur oddzielonych wąziutkimi, pracowicie wydeptanymi ścieżkami.
Na klombie rosły kwiaty i rośliny ozdobne. Ziemia wzruszana pazurkami, plewiona / to słowo to już archaizm?/ i podlewana konewką.
Wieczorami, Panie Ogródkowe, pilnie śledziły klombową sytuację. Niech no tylko jakieś źdźbło perzu przebiło się przez obowiązkowo czarną ziemię, natychmiast: Cap! Do kompostownika precz! Siłą i zręcznością dłoni. Bez chemicznych „dopalaczy”. Ekolożki??? Hi, hi…
Dziś na posesji mamy pedantycznie strzyżoną mieszankę specjalnie wyhodowanych traw. Uwaga dla wrażliwych: zapewne genetycznie modyfikowanych! Mamy fantazyjne iglaki, tuje i szczepione egzotyczne krzewy. Już nawet rowy odwadniające,  za kutymi w żeliwie ogrodzeniami, są gładko wygolone. Bardzo schludnie to wygląda.
 Ale nie ma owocodajnych  „malinowych chruśniaków”, porzeczek i agrestów. Nie ma wisienek, śliwek… bo brudzą trawnik owocami. Nie ma wymagających plewienia klombów. Moda czy wygodnictwo?
Kto ocali polskie malwy, od zapomnienia ? A może mam tajemną siłę sprawczą, która kiedyś pomogła już odnaleźć zapomniane goździki? Goździki wróciły więc może i malwy zyskają drugą szansę?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.