Pierwsze promyki wiosennego
słońca oraz niespodziewany zielony deseń nowych obrusów sprowokowały do
żartobliwej rozmowy przy stołówkowym stoliku.
- Grasz w zielone?
Zapytałam towarzyszącego mi przy obiedzie kolegę.
Siedzące obok dziewczęta spojrzały na nas cielęcym i nic nie rozumiejącym wzrokiem. Myśląc zapewne: co też ci starzy wymyślają? No tak, skąd dzisiejsze dzieci mają wiedzieć o co chodzi? Przecież to zabawa z innej epoki.
Grasz
w zielone? Masz zielone?
Przegrywał
ten, kto nie miał. Gapa, zapomniał zerwać listek. A tu liczył się każdy, nawet
najmniejszy skrawek żywej zieleni. Wymiętoszony, wydobyty z zakamarków
kieszeni, tornistrów, worków z pantoflami. Przegrana nie powodowała właściwie
żadnych sankcji oprócz poczucia bycia fajtłapą. Grać w zielone oznaczało
przyłączenie się do grupy i gwarantowało status „fajnego”. Niby nic, ale ile
było w tym radości! Ileż dziecięcego zapału i skłonności do żartów. Jaki
ładunek radości z budzącej się wiosny!
Kto
dziś potrafi się tak cieszyć z nadejścia wiosny? Radować się budzącym nadzieję
rozkwitem przyrody, życiem?
Patrzę
w zdumione oczy przysłuchujących się naszej rozmowie dziewcząt i dostrzegłam w
nich cień żalu i smutku. Chyba poczuły, że coś je omija.
A
my, mocno dojrzałe osoby ze śmiechem powróciliśmy do dziecięcych radości. Niech
się młodzież uczy!
To
jak, gramy w zielone?
Ciąg dalszy tematu "grajmy w zielone" dodany 17 kwietnia dzięki czujności allensteiner'a, który proponuje tę oto piosenkę
Wieczorem tego samego dnia także czuwający Anzai protestuje:
- to nie jest nasze zielone! Zbyt poważne i refleksyjne jak na zabawę. Nasze zielone jest tu, u Alibabek!
Wkrótce, nasz drogi Anzai, poprawia sam siebie i odsyła nas do źródła, do praojca naszego zielonego. Ot!
Obu Panom bardzo dziękuję za wzbogacenie tekstu. Dzięki temu motto bloga jest wciąż aktualne i prawdziwe.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńMyśmy tak mówili:
- Grasz w zielone?
- Gram!
- Masz zielone?
- Mam!
A teraz powiem coś innego. Tylko nie nakrzycz na mnie, ale muszę... inaczej się uduszę, o!
Notka jest przewspaniała. Taka lekka, a ileż poważnej treści między wierszami...
To się nazywa inteligencja i geniusz!
Przecudowne i prze...piórkowe, o!
Takie "musiki" to czysta przyjemność! Och, czuję się geniuszowata na wiosnę, och i ach!
UsuńTak - ten dialog przy "zielonym" tak właśnie brzmiał. Pamiętam jak chłopcy wywalali całą zawartość swoich kieszeni /wiadomo,że były to skarbnice niezbędnych rzeczy/ w poszukiwaniu okruchów zieleni. Prawie zawsze coś tam znajdowali.
Zabawa ta zupełnie zapomniana.
Myśmy grali w zielone nawet z naszą wychowawczynią.
UsuńTrochę bym popolemizował z alEllą. Bo niezależnie od tego jak cudowna, lekka, nastrojowa, a miejscami poważna jest ta notka, to nie da się tym samym stylem opisać np. "zagazowywania więźniów w Oświęcimu". No i chyba topór lepiej pasuje np. do opisywania "linczów KKK w USA". Myślę, że sztuką jest właśnie dobór stylu do przekazywanej treści (celowali w tym np. nasi nobliści). To tylko tak a'propos.
UsuńPS. Jak zwykle przemawia przeze mnie m.in. zazdrość.
Anzai, pełna zgoda. Ale... Mówię o tej konkretnej notce przecież. Czy po słowach "Notka jest przewspaniała. Taka lekka, a ileż poważnej treści między wierszami... To się nazywa inteligencja i geniusz! Przecudowne i prze...piórkowe, o!" powinnam dodać, ale nie należy takim stylem pisać o "zagazowywaniu więźniów w Oświęcimu"?
UsuńAnzai, czyżbym aspirowała do grona noblistów w kwestii dobierania stylu do treści? Hi,hi,hi... w razie czego masz u mnie autograf jak w banku:)))
UsuńOczywiście, że toporem lepiej pisać o topornych sprawach.
Ponadto, zarówno dobór tematów jak i stylu musi pasować do osobowości autora. Ja toporem posługuję się kiepsko...
alEllu, pamiętasz skąd wzięło się określenie "piórkowe"? Same to wymyśliłyśmy. Teraz mamy do kontrastu "toporne" albo "toporowe". Toporowe lepsze bo takie po swojemu wymyślone, prawda?
UsuńZaraz... zaraz...
UsuńAnzai dopiero czwarty w kolejce po autograf. Ja byłam pierwsza, Honiewicz drugi, a Szesnasty trzeci.
A poza tym Anzai z zazdrości, a my platonicznie. :)))
________________________
Pamiętam, że to myśmy wymyśliły. Nie pamiętam tylko, która z nas i przy jakiej notce. Któraś z nas wysłała drugiej tekst do oceny i padło sformułowanie, że może być, tylko za mało piórkowy. Potem, jak coś było zbyt toporne, to mówiłyśmy: opiórkuj i publikuj.
Hi,hi,hi....kolejka się ustawia!
UsuńPiórkowość wzięła się chyba jako synonim lekkości w związku z piórkiem, którego używasz jako wskaźnika na monitorze.
@ alElla cd. polemiki 14.04.2013 14:27
UsuńNie powinnaś porównywać piórkowości do topora, bo to są dwa odrębne style pisania, a to właśnie zrobiłaś tutaj, cyt.:
"...alElla14.04.2013, 09:37
Cieszy mnie, że kolejny Pan docenił notkę i zauważył jej piórkowość. "Waga piórkowa" jest wielką sztuką. Ja przynajmniej tak uważam. Toporem jest o wiele łatwiej..."
koniec cytatu.
Jak zauważyła Bet, nie zawsze jest łatwiej pisać toporem.
Anzai, chyba się nie wyspałeś dziś... Topór wojenny już dawno zakopany :)))
Usuń:)))
UsuńJa tylko chciałem trochę popo .... ;)
UsuńPS Faktycznie ze snem było kiepsko, barometr w górę, ja w dół, eech
Anzai, uważaj, bo jak cię popo..piórkujemy ! lepiej napij sie kawy albo przespij. Albo połóż barometr na podłogę, będzie w dół.
UsuńEch takie to proste było i tyle radości dawało :-)
OdpowiedzUsuńA teraz jest wszystko i biedne dziecko się nudzi :-)))
No właśnie. Można to porównać do entuzjazmu z jakim chłopcy kopali szmaciana piłkę. Tego brak piłkarzom z ekskluzywnych klubów.
UsuńZielonej radości brak współczesnym dzieciom.
Nazywam to "syndromem nadmiaru".
Bardzo trafnie to nazwałaś, Bet.
UsuńTen syndrom dotyka co raz więcej ludzi. Najbardziej jednak żal mi dzieci.
Usuń.......nie grałem w zielone bo juz wtedy byłem chłopczykiem. Gralismy w inne rzeczy jak np. ............... wiem ale nie powiem !!.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Och ty łobuzie! Chłopczyki też grali, popatrz Antoni potwierdza.
UsuńChłopcy tez grali w zielone. Pamiętam
OdpowiedzUsuńPewnie, że grali, jeszcze jak!
UsuńGralam w zielone.I sadze , ze pomimo nadmiaru u dzisiejszych dzieci jesli rodzic czy wlasnie nauczyciel mialby ochote szczera "zarazic"to by sie udalo.Szczegolnie tej wiosny :)) Dzieci dalej pozostaly dziecmi .Glupawka co prawda ogarnelaby coraz mlodsze dzieci bo jakos szybko teraz staja sie stare malenkie ale..daje pod rozwage.
OdpowiedzUsuńRozważam, rozważam...
UsuńChłopcy też grali! Beż żadnych ceregieli krzyczało się: Zielone! I "okrzyczany" musiał się zielonym wykazać. Nie wiem, czy były jakieś fanty, ale pamiętam, że najczęściej nosiło się to zielone w ustach, bo zawsze było świeże, i można było wszystkim pokazywać język.
OdpowiedzUsuńSkoro o grach, to ponownie chciałbym (chyba po raz wtóry!?) przypomnieć jeszcze inną grę w: "Trupa niemowę". Zamiast cześć, krzyczało się: "trup niemowa", a okrzyczany musiał stanąć w bezruchu i trwać aż do zwolnienia go przez krzyczącego. Gra nie trwała zbyt długo, bo z reguły chłopcy wykorzystywali sytuację w stosunku do dziewczynek.
Oj, zabawy "na trupa" nie znam...
UsuńW grze w zielone fantów chyba nie było. Bardzo rzadko okrzyczany nie miał nic zielonego. Zwłaszcza chłopcy byli w tym dobrzy bo w ich kieszeniach można było znaleźć wszystko, w tym zielone okruchy. Dziewczynki nie miały tylu kieszeni do dyspozycji zważywszy, że w tamtych czasach nosiły sukienki i spódniczki. To była epoka przed dżinsowa...
Sukienki? Spódniczki? Co za bezeceństwa! A gdzie granatowe fartuszki z białym kołnierzykiem i emblematem szkoły na lewym ramieniu?
Usuńallensteiner
Fartuszki z kołnierzykami to strój szkolny. Po lekcjach obowiązywał strój bardziej swobodny czyli to co było pod fartuszkiem...hi,hi,hi..
UsuńBet, po włączeniu przed chwilą laptopa wpadło mi w oko Twoje okienko. Otwieram więc, no i czytam i oceniam tekst. Zazdrość mnie zżera za pomysł, za przypomnienie o zielonym. Uruchamiam wspomnienia. I, w rzeczy samej, też graliśmy w zielone. Zwłaszcza że w otoczeniu zieleni rosłem. Przez którekolwiek okno domu się spojrzało było tylko zielono.
OdpowiedzUsuńZazdrość mnie zżera i z drugiego powodu. Otóż, chcąc na gorąco opisać swoje wrażenie, zobaczyłem komentarz alElli. I to drugi ten powód zazdrości, bowiem niemal identyczną ocenę mam Twojego tekstu, jak alElla. Nie jestem pierwszy w hołdzie!!!
Nie dodam nic więcej, bo powie alElla, że Ją "plagiatuję".
P.S. Anzai też mi przypomniał o "niemowie". Dziewczyny były szczypane, by fanty wymusić.
Honiewicz, nie powiem... nie powiem...
UsuńSkoro się hołd należy, to żaden kolejny nie jest plagiatem.
Honiewicz, niech "okienko" wpada jak najczęściej a przez okienko jak najwięcej zieleni i słońca. Hołdy zawsze chętnie przyjmuję i w każdych ilościach:)))
UsuńZielone przypomniało mi się z wielkiej za owym tęsknoty. Już jest, dziś kupiłam pęczki rosnących tulipanów, tych co to miały być na Wielkanoc.
alEllu, uwielbiam takie plagiaty:))) Tak miło łaskoczą w dumę...hi,hi,hi...
Usuńps w słowie "dumę" nie ma pomyłki literowej!:))))
Wydaje mi się, że prosta zabawa w chowanego, trzy ognie, państwa, "pomidora", czy nawet kopiowanie "Wielkiej Gry", dobrze zorganizowane, stawały się bardzo atrakcyjne, wymagały kreatywności, sprytu, no i wiedzy (co z tego, że szkolnej?). To był jednak krótki okres kilkuletnich zabaw z których się, niestety, zbyt szybko wyrastało.
OdpowiedzUsuńW pomidora! To było cudowne! Siadaliśmy rzędem na trzepaku jak kurczaki,a przywódca "pomidor" przodem do nas wyznaczał kolejnego "pomidorka". Zaśmiewaliśmy się do bólu...z niczego.
OdpowiedzUsuńBet,wspaniale! Lekkim piórem,tj.klikiem napisałaś tę notkę. Gratulacje! Dawnych wspomnień czar..Kto nie grał wtedy w zielone lub pomidora? Był jeszcze cymbergaj,pliszka i ze dwadzieścia innych zabaw. To trwało gdzieś tak do ukończenia 4 klasy. Potem to już tylko piłka nożna,siatkówka,pływanie,kino,książki i inne poważniejsze zajęcia.
OdpowiedzUsuńDziękuję m_16. Co to jest "pliszka"?
UsuńInne poważniejsze zajęcia to było głównie randkowanie. To czas pierwszych miłości.
Cieszy mnie, że kolejny Pan docenił notkę i zauważył jej piórkowość. "Waga piórkowa" jest wielką sztuką. Ja przynajmniej tak uważam. Toporem jest o wiele łatwiej.
UsuńalEllu, z toporem na zieleń? Raczej kosiarka i piła :)))
Usuń... i polewaczka :)))
UsuńNo, chyba, że mamy do czynienia z dżunglą...wtedy bez topora nie poradzisz.
UsuńOj,ale barbarzynki! Na przyrodę z toporem,piłą,kosiarką?! Najwyżej można z brzytwą na poziomki.
UsuńPrzecież mówię, że z toporem to do dżungli! Wbrew pozorom nie taka ona egzotyczna... Wręcz pospolita w dyskusjach politycznych.
UsuńNie wiem skąd się wzięła piórkowość, ale wiem, że mój szef miał niezwykle "lekkie pióro", wystarczyło, że łyknął 50 g wódeczki, i po przyłożeniu pióra do papieru samo mu pisało świetne teksty. Ale po 4-5 wódeczce "co to wiadomo, że nigdy nie zaszkodzi", jego pióro stawało się toporem, a teksty topornymi.
UsuńCo do "topora" to ja chciałem tylko zauważyć, że nie można porównywać dwóch stylów na takiej zasadzie: cyt.:
"...alElla14.04.2013, 09:37
Cieszy mnie, że kolejny Pan docenił notkę i zauważył jej piórkowość. "Waga piórkowa" jest wielką sztuką. Ja przynajmniej tak uważam. Toporem jest o wiele łatwiej..."
bo to są odrębne style. Czekam aż Bet, albo alElla napiszą np. o "Zadowolonym obywatelu" posługując się "toporem". :) ;)
Ale topornie mi to wyszło.
Piórkowość została wyjaśniona w drzewku alElli. Wyjaśniałam też, że topory w moim wydaniu wychodzą fatalnie.
UsuńWidzę, że Zadowolonego Obywatela nie możesz mi wybaczyć :)))
No tak. Takiej zdrady PRL-u nie wybacza się łatwo.
UsuńProponuję zieloną gałązkę pokoju.
UsuńNo to gram w zielone! :)
UsuńAnzai, z łatwością pisania Twojego kiedyś szefa po pięćdziesiątce, to podobnie u mnie. Dobrze się mi pisze po jednej, drugiej, no dobrze, może trzeciej szklaneczce. Potem nie zawsze trafiam w klawisze, zwłaszcza że mam małe (klawisze), że bez "wspomagania" też nie trafiam.
UsuńOch,cho... nie wierzę w ani jedno słowo, Honiewicz. Będziesz się nazywał Szklaneczkowicz od teraz.
UsuńBet, to w miejsce Honiewicza? Za długie to nazwisko. 15 liter!!!
UsuńBez szklaneczki ze złocistym kolorze płynu, o smaku wyrafinowanym, o zapachu ekscytującym trudno by było......
Bet,pliszka to taki zaostrzony z obu stron kawałek kijka (tak ok.5cm długości).
OdpowiedzUsuńZabawa polegała na tym,że kładło się to na ziemię,uderzało pałką z jednej strony,pliszka wyskakiwała do góry i wtedy sruuu! ją pałą z całej siły aby jak najdalej poleciała. To tak z grubsza,bo jeszcze przy tym inne ceremonie obowiązywały. a randki to tyż,tyż,ale to sporo lat później..
Aaaaaa.... takiej zabawy nie znałam. To wygląda prawie jak amerykański bejsbol.
UsuńBet, to co M-16 opisał nie jest do bejsbola podobne. U nas, to palant był. A ta pliszka u M-16, to u mnie była klipa.
UsuńPrzednia zabawa to była.Wymagała refleksu, sprytu, no i oka!!!
O! Co raz więcej się dowiaduję o chłopięcych zabawach.
Usuńhttp://www.facebook.com/l.php?u=https%3A%2F%2Fwww.youtube.com%2Fwatch%3Ffeature%3Dplayer_embedded%26v%3DfIYLTIG82zY&h=0AQFY36XR
OdpowiedzUsuńBet, to na dobranoc. H.
Dzięki, H. Wielka jest potęga życia. Nie było na dobranoc ale na dobre popołudnie.
UsuńZadziwiające, że przy tym temacie nikt nie pamiętał o...
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=NeWYgFQYAF0
http://www.youtube.com/watch?v=TniEe4ay_0Y
alleneteiner
alleneteiner, dziękuję bardzo za przypomnienie tej piosenki. Pozwoliłam sobie włączyć ją do notki bo naprawdę warto.
Usuńps czy allensteiner to Ty? Czy pomyliłeś się w podpisie?
To nie jest "nasze zielone!!!".
UsuńObie piosenki, M. Umer, i W Młynarski powstały prawie 30 lat po "naszym zielonym". Nasze zielone to "Alibabki":
http://www.youtube.com/watch?v=ro_rTrIvkQs
Nasze zielone to dziecinna gra, a gra w zielone, to gra, ale gra z życiem, i to jest zupełnie inny temat. Ot, zbieżność słów. Ale dobrze, że allensteiner przypomniał i tę drugą wersję.
Pozdrawiam
Anzai, połowicznie masz rację. Alibabki są bardziej nasze i dotyczą tej dziecinnej zabawy. W moim tekście pobrzmiewa jednak też coś więcej niż dziecinne igraszki więc i Magda Umer tu pasuje.
UsuńWlepiam Alibabki do notki także
i dziękuję za czujność.
Znalazłem tę oryginalną wersję Olszy:
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=w6C6VjDZ2FE
Wiesz Bet, tym razem chyba nie dam się przekonać. Młynarski i Umer to klasyczne protestsongi, nam tej 30-paroletniej młodzieży o coś wtedy jednak chodziło. Natomiast Olsza i Alibabki to jest właśnie to "wycie do wiosny", wycie i nic więcej. Nie mylmy epok. I tego się będę trzymał. :)
UsuńI tak cie nie przegadam:))) Idę wyć do księżyca:)))
Usuń:) :) :)
UsuńBardzo ciekawy zapis "wycia"...Hi,hi,hi..
UsuńJuż się "wywyłaś"?
UsuńBo ja tak, i "nie chcem, ale muszem" stwierdzić, że cenię takie notki, gdzie wspólnymi siłami ustaliliśmy czym była ta gra w zielone, i co było nagrodą (ja nie wiedziałem, Honiewicz szczypał dziewczyny).
Osobiście zaskoczyło mnie to jakie olbrzymie spustoszenie w psychice małego człowieka spowodowała II wojna światowa. Przecież ta "gra w zielone" funkcjonowała w międzywojennej Polsce, i grali w nią dorośli! Po wojnie z powodzeniem bawiły się nią dzieci. Jest tu gdzieś miejsce na infantylizm naszych przodków, a może to tylko przemiany kulturowe?
No cóż, gdyby nie allensteiner to pewnie byśmy dalej lukrowali tę piękną notkę, a tak mamy jeszcze "wartość dodaną".
Gratuluję!
anzai, taka jest uroda tego bloga, że "każdy wnosi coś swojego..."- patrz motto bloga w ramce po prawej. Wszystkim za to dziękuję.
UsuńWasze piosenki bardzo wzbogaciły notkę, która i tak w zamyśle miała wzbudzać refleksje nie tylko związane z zabawą.
I chyba wzbudziła.
ps nie wyłam, usnęłam:)))
Żebyś widziała mój rękopis.....
OdpowiedzUsuńallensteiner
Widzę klikopis:)) Już poprawiam pisownię Twojego nicka w notce u góry!
UsuńBet, pewnie, że grałam w zielone.Gram nadal, dla samej siebie, jak Pollyanna w zadowolenie.
OdpowiedzUsuńA pomidor też był, tak jak u Ciebie, na trzepaku. A po zabawie robiłyśmy fikołki i gwiazdy też, ale to już nie każda chciała, do tego potrzeba było więcej odwagi.
Pozdrawiam wesoło:)
Widzę, widzę Twoje zielone w każdej notce i pochwalam.
UsuńFikołki fikałam ale tylko z niższego poziomu trzepaka. Natomiast gwiazdy nigdy nie umiałam zrobić, podobnie jak przeskoczyć kozła na WF-ie. To skakanie przez kozły to moja szkolna trauma. Nikt jednak sie wtedy takimi fobiami nie przejmował. Nosiło się etykietkę "niezdary" i już.
Ja też z parteru i to wyższego:), przy gwieździe musiało być dostatecznie wysoko. A kozły to faktycznie dzieliły na tych co przeskoczą i się ...zatrzymają. To może przy zaliczeniu fikołków na materacu nadrabiałaś?
UsuńJa wskakiwałam na kozła i siadałam jak placek na środku. Dalej nie chciało mnie wyrzucić:))) Tak, na materacu szło mi lepiej, ale stresu kozłowego nie zapomnę nigdy.
UsuńDzięki, Bet, za rozgrzeszenie. Rzeczywiście, w pierwszym momencie naszły mnie wątpliwości, czy wyciągnąłem właściwe zielone. Ale przecież Umer, Młynarskiemu, czy - istotnie najsłuszniejszemu - Olszy szło o to samo zielone, co Bet, tylko z zastosowaniem innej formy wyrazu i innej techniki przekazu. Czyż wszyscy tu obecni jesteście dużo młodsi od wymienionych wyżej, z wyjątkiem Olszy?
OdpowiedzUsuńallensteiner
Hi,hi,hi... na temat młodości można dyskutować:))) Od Olszy chyba jesteśmy młodsi, ale od M.Umer to już niekoniecznie:)))
UsuńDobrze, że wyjąłeś zielone, bardzo dobrze. Jak widzisz anzai poszedł tym samym tropem i wyszukał takie perełki jak prezentowane w "dośpiewku".
Na tym polega urok tego bloga, że goście wzbogacają prezentowane treści. Za to Wam wszystkim dziękuję.
ps przeczytaj motto bloga w ramce po prawej.
Ciepełko się zrobiło,pewnie Wędrowna Mróweczka Bet ruszy na szlak,wędrując uparcie i skrycie..Oj, będzie chyba posucha na blogu.
OdpowiedzUsuńNie będzie. Na jutro deszcz zapowiadają:)))
UsuńDeszcz? To znakomita okazja do zajrzenia w dawno nie odwiedzane zakątki tego interesu przez jego szefową...
Usuńallensteiner
A żebyś wiedział! Będą dawne zakątki porządnie odkurzone, już wkrótce.
UsuńŻałuję, że nie zajrzałem tu parę dni temu. Prawdopodobnie po mojej "wiosennej depresji" nie pozostał by żaden ślad.
OdpowiedzUsuńChociaż z drugiej strony o czym bym wtedy pisał w swoim felietonie?
Jednak jak się położy na jednej szali wątpliwej jakości felieton a na drugiej tekst bezboleśnie aplikujący "radość życia" - to werdykt może być tylko jeden.
Bet - to już wystarczający powód by Cię nie lubić!!
Jednak jakoś nie potrafię!
_leszku, jakże miłe to wyznanie! Dziękuję!
UsuńCieszę się, że po depresji już nie ma śladu. Tematów do pisania nie zabraknie.
Jestem w Bieszczadach i mam zielono. Trawę na pewno, pąki na drzewach jednak mocno zwinięte jeszcze.
OdpowiedzUsuńHoniewicz, jakże zazdroszczę tego natury łona! Upajaj się zielonością. Pąki obudzone już choć w górach jeszcze troszkę zaspane.
Usuń