Z
biegiem lat, z biegiem dni zmieniało się moje mrówcze wędrowanie. Początki
wyglądały szaro, ale bardzo radośnie. Ważne, że na tych szlakach wyrabiało się
umiłowanie do wędrówek. Przeglądając nieliczne /bo któż wtedy miał aparat fotograficzny?/ stare zdjęcia znalazłam niezbity dowód peerelowskiego szczęścia
nastolatków. Twarda żerdź pod pupą i pajda chleba z masłem w dłoni, a w oczach
zachwyt! Jakże niewiele nam było trzeba.
Kromka
chleba z masłem to zwykła przekąska dla zaspokojenia popołudniowego głodu.
Chleby były duże więc i kromka w rozmiarze XL trzymana charakterystycznym
gestem. Dawno już nie widziałam, aby ktoś tak trzymał i jadł chleb. Bo
dzisiejsze, bogato nadziane kanapki trzyma się całkiem inaczej… chwytem kleszczowym.
Takie
kromki chleba lubiły wymykać się z rąk i spadać na ziemię zawsze masłem do
spodu. Dlaczego właściwie spadały w trakcie smarowania? Kto pamięta?
Mrówcze
nóżki rosły i mężniały, ale trwały wciąż na szlaku.
W tym towarzystwie już nie jadano chleba z masłem – tu liczyła się strawa duchowa z
gitarowym śpiewem na pierwszym planie. Ach, młodości, skrzydeł nie trzeba
podawać, same rosną!
Takie wędrowanie przetrwało
czarno-biały czas, aż nadeszły zmiany.
Góry tu wyższe, kolorowe...
Wszystko osiągalne już nie tylko palcem po mapie.
Alpy? Paryż? Bazylea?
Phiii…
Gdzie dusza zapragnie, bo nawet wymarzony w szarych czasach paszport to
już zbędny dokument.
Podsłuchana rozmowa nastolatków:
-
łeeeee… szkoła proponuje nam wycieczkę do Paryża albo Wiednia, a przecież każdy
już tam był!!! Będą nudy!
No tak, takie światowe zmanierowanie doprowadziło do tego, że
tegoroczna majówkę spędziłam u Afrodyty. W SPA! A, co? Mrówce też się należy „odrobina luksusu - jest tego warta”.
Hi,hi,hi… już widzę
komentarze w stylu: czas starzejące się łapki w ciepłych źródełkach moczyć… I
szpanować fortepianem.
Prawda, szczera prawda.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńNo, i tak, że "od rzemyczka do koniczka". Nawet od gitary do fortepianu :)))
Ale co Afrodyta, to Afrodyta.
UsuńPewnie. Należy się Mrówce. Pięknie i z umiłowaniem wędrowała "na czarno-biało", to i "na kolorowo" się należy, skoro są możliwości, o!
UsuńMnie rozczuliła ta pajda chleba w rekach dziewczynki. Naprawdę dawno już nie widziałam aby ktoś tak jadł chleb.
UsuńPajdę chleba babcia polewała syropem z konfitury albo miodem i przynosiła nam na podwórko. Czasem, oprócz syropu trafiała się konfitura. Jem zupełnie tak, jak dziewczynka na zdjęciu i ustami popycham konfiturę, aby - jako rarytas - zjeść na deser z ostatnim kęsem chleba. I... bach, konfitura spada na ziemię! Od tej pory najlepsze zjadam najpierw.
UsuńA ja kropkowałam pajdę przyprawą w płynie do zup Maggi. To była wersja na pikantnie.
UsuńTaką przyprawę, ale w kostkach, podgryzaliśmy jako słoną przekąskę, bardzo chętnie. Chyba uzupełnialismy jakieś braki soli w organiźmie? Jak cielaki, które chętnie liżą sól...
W PRL 4-7 dniowy wyjazd do Paryża to: poprawność polityczna, ok. 15.000 zł (1978) koszt, i posiadanie min. 200 dol. na koncie, razem kilkanaście pensji. Dzisiaj ten sam wyjazd to 800-1000 zł. czyli 1/3 średniej pensji.
OdpowiedzUsuńW PRL miesięczny czynsz za mieszkanie to ok. 170-200 zł. (0,75 l. wódki), dzisiaj ten sam koszt to 800 zł. (ok. 20 l. wódki).
W PRL pracę mieli wszyscy, dzisiaj ponad 5,5 mln. osób jest bez pracy, a połowa z nich na emigracji "za chlebem".
Blichtr, złudzenie, czy tylko omamy, skoro nawet nasz wypasiony narodowy "skoczek przez płot" mówi: "nie o takie Polskie walczyłem"?
anzai, nie bardzo rozumiem co chciałeś powiedzieć. Afrodyta mi się nie śniła....
UsuńTo jest przepiękna notka, oddająca prawdę tamtych "szarych czasów" w PRL, i dziejszych rzekomo "kolorowych", ale odnosi się do bardzo wąskiego spektrum (wypoczynek młodzieży). Porównywanie tych dwóch epok w tak wąskim ujęciu zawsze będzie bardzo ryzykowne, a "szare czasy" wyjątkowo paskudnie zgrzytają.
UsuńPS. Naprawdę nie dostrzegasz tego, że w PRL na wycieczki jeździły wszystkie dzieci, a dzisiaj tylko te, których rodziców na to stać?
O to zgrzytanie właśnie mi chodziło. Chciałam pokazać jak zmieniły się czasy i nasze możliwości.
UsuńPokazałaś ten "zgrzyt" tylko w jedną stronę, bo dzisiejszy Paryż jest kilkanaście razy tańszy od tego "PRL-owskiego". Ale "Paryżem" nie można się najeść, ani w nim zamieszkać.
UsuńPoza tym te "nasze możliwości" dotyczą tylko ok. miliona osób, którym się udało "ukraść pierwszy milion", pracują w budżetówkach (ok. 700.000), albo mają średnie emerytury (3,4 mln.). Pozostali do Paryża na pewno nie pojadą.
A ile jest klientów biur podróży? Chyba trochę więcej skoro jest ich takie mnóstwo w każdym nawet nie największym mieście?
UsuńNa pewno nie wszyscy tak podróżują, nigdzie tak nie ma aby wszystkim było świetnie.
Pewno masz rację, że skoro tyle osób wyjeżdża to może i ludzie wydają na to pieniądze. Wprawdzie znam wiele osób, które robią to wielokrotnie w ciągu roku, ale jeżeli na tym ma polegać ubarwienie naszego życia, to to chyba o wiele za mało.
UsuńRozmawiamy o jednym wycinku życia. Oczywiście, że wędrówki to nie wszystko.
OdpowiedzUsuńTo fakt, że wędrówki nie oddają sensu życia w PRL i w III RP, ale próba porównania tych dwóch systemów tylko przez pryzmat wędrówek, jest jeszcze większym błędem.
UsuńHi,hi,hi...Anzai, to Ty porównujesz systemy za pomocą wędrówek. Ja tylko opisuję różnice. W tekście nie ma twierdzenia, który system lepszy i dlaczego. A zakończenie wyraźnie wskazuje, że na zmianę w wędrówkach wpływ ma jednak wiek wędrowca... Może nawet większy niż zmiana systemu politycznego.
UsuńTo co? To o niczym wspomnieniowym "dawniej a dziś" nie można notki napisać w takim tonie? Musi to być rozprawka systemowo-polityczna ze wskaźnikami bezrobocia, Tuskiem i króliczkami? hi, hi...
UsuńToż moje wędrowanie "od rzemyczka do koniczka" to moje, i co błędnego w tym? Równie dobrze mogą to być inne tematy, np. Od "Fiata do Opla", albo "od Rubina do Samsunga" itd...
I - po mojemu - nie jest błędem się czymś cieszyć a nawet chwalić - porównując dawniejsze uciechy z dzisiejszymi.
Koniecznie muszę dodać: ale tyle i tyle procent społeczeństwa śpi pod mostem, kiedy publikuję notkę o swoim nowym łóżku ze specjalistycznym materacem, porównując do wersalki, na której spałam w PRL?
Ja notkę Bet rozumiem, jako wędrowanie mrówki dawniej - akurat w PRL /bo na te czasy przypadła jej wędrowna młodość/ i dziś.
Cyt.:
Usuń"... Takie wędrowanie przetrwało czarno-biały czas, aż nadeszły zmiany.
Góry tu wyższe, kolorowe... Wszystko osiągalne już nie tylko palcem po mapie. Alpy? Paryż? Bazylea? Phiii… Gdzie dusza zapragnie, bo nawet wymarzony w szarych czasach paszport ..."
No jak mogłem sam na to nie wpaść?! Po czarno-białym czasie i tych szarych czasach PRL, nic już nie mogło być piękniejsze ...
Myślę Bet, że oboje się zapędziliśmy, i każde z nas ma rację. Chociaż prawda może być inna, bo coś mi się zdaje, że te góry, rzeki, a nawet Alpy, Paryż, Bazylea, były czystsze w czasach PRL, i mniej zadeptane niż teraz. To przecież tylko kwestia postrzegania, percepcji, i kojarzenia, żeby nie stwierdzić, że ... gustu.
A notka, jak zwykle piękna.
Och, to "po twojemu" bardzo mi się podoba. Dzięki wielkie za wsparcie i dodam, że tekst zakwalifikowałam do kategorii "podróże" a nie "polityka".
UsuńAnzai, jak zwykle, na koniec dochodzimy do porozumienia. Pochwal kolorowe refleksy na posadzce na zdjęciu z fortepianem. Chyba, że poczucie gustu nie pozwala:))))
UsuńNie wiem czy Alpy były czystsze dawniej... nie znałam ich atedy osobiście.
Wydawało mi się, że czytelnicy bloga "koszyk Bet", który przywędrował z bloga, a nawet jest kopiowany do "Pogadajmy o Peerelu" mogą oczekiwać, że rzadziej będą wyciągane te imponderabilia, które wydają się tylko przekonywać do tego co mamy teraz, a potępiać PRL.
UsuńNo i także wydawało mi się, pewno błędnie, że notka opisuje PODRÓŻE w PRL, i ... obecnie.
A dlaczego nie dodałaś np., że w PRL dzieci w mijających się pojazdach wycieczkowych przyjaźnie machały do siebie, a dzisiaj pokazują sobie środkowy palec, i mruczą "fuck you"?
W PRL można było wejść do każdego lasu, stawu i gospodarza (aby np, kupić mleko), a dzisiaj widzimy przeważnie: "Teren Prywtany", "Wściekły pies". A może to, kurde, wściekły system?
PS. Co do zdjęć to faktycznie, aż się zachłysnąłem. Posadzkę udało Ci się ustrzelić, ale mnie osobiście zachwyciło to wielokolorowe zdjęcie białego łabędzia. Trochę mnie denerwują te domki w perspektywie, ale pewnie znowu za dużo wymagam.
Posadzka wyszła przypadkiem - ja fotografuję jak "małpa" więc czasem coś się uda ustrzelić. Pochwała z ust fachowca to zaszczyt. To nic, że troszkę wymuszona:)))
UsuńBlog "Koszyk" jest zbiorem tekstów podróżniczych, peerelowskich oraz tzw rozmaitości. Stąg podział na kategorie. Kopiuję do onetowego peerelu właściwie wyłącznie na użytek przemiłej zazy, której tu jakoś trudno wejść. No i dla tradycji też.
Sprawy zachowań dzieci, grodzenie lasów oraz wód /!/ to osobne tematy i może warto je podnieść na Dzień Dziecka? Tylko co wtedy z psami zrobić??? Tak żartuję, ale w tych sprawach masz rację.
"Posadzka" (muszla koncertowa?) wyszła nieźle, bo zdominowały kolory. Robisz zdjęcia w stylu reporterskim, centralnie, technicznie, i klasycznie (ostatecznie tło to chyba neoklasycyzm). Niektóre zdjęcia mogły by robić za pocztówki. A jednak łabędź jest jakimś wyjątkiem ... rzadko kiedy udaje się trafić na takie warunki, aby w jednym miejscu pokazały się wszystkie trzy podstawowe kolory (RGB), czyste i nasycone, i to Ci się udało.
UsuńNiestety z tym PRL-em to coś chyba nie tak. Przecież te PRL-owskie wycieczki też były dla nas piękne i niepowtarzalne. Ja też mam masę zdjęć czarno-białych z lat 60' ub.w., ale wspomnienia mam bajecznie kolorowe, i pamiętam smak źródlanej wody, której już nie ma.
Za kilka, kilkanaście lat będziemy już mieli w domu filmy 3D do 7D, a może nawet i hologramy naszych nieżyjących bliskich, a wczasy będziemy spędzali na Księżycu, ale czy to oznacza, że teraz jest byle jak, a potem będzie super?
Tak jak pisze niżej Renata Kłosowska, każda epoka ma swój czas i w każdej jest "zwyczajnie inaczej", co nie znaczy, że gorzej, szarzej, i czarno-biało ...
Oczywiście, całkowicie zgadzam się z drugą częścią komentarza dot PRL. Nie gloryfikuję obecnych, kolorowych wędrówek - piszę wyraźnie o radosnych wędrówkach szarych czasów. Piszę o zachwycie w oczach, skrzydłach, które same rosną...
UsuńCo nie wyklucza tego, że kolorowe Alpy i Afrodyta też mi się podobają.
Chcę mieć wszystko! Hi,hi,hi...
Odnośnie zdjęć - wszystko czym się zachwycasz to czysty fuks. Masz rację, że łabędzia psują domki w oddali. To najlepiej świadczy o moim małpim fotografowaniu.
Fajna ta Afrodyta , ale ja wolę stare czasy :-)))
OdpowiedzUsuńNo cóż, dawne czasy mają urok.
UsuńOj Bet,oj Bet..Poruszyłaś strunę,a tu łza się w oku kręci..Ale nic to! Jedźmy dalej! Hej Mazury! Leci komar leci,przez wzgórza i góry,leci komar leci..leci nad Mazury!
OdpowiedzUsuńJedźmy! Nikt nie woła!
OdpowiedzUsuńHooop, hoooopppp!!!! Szesnasty!!!!!!! A hoj !!!!!!! Wiatr w żagle!
UsuńOj - jak sobie przypomnę !!!! np. takie trasy Kubalonka - Stożek - Czantoria lub Kubalonka - Kozińce - Równica.
OdpowiedzUsuńCzłek wieczorem ledwo stał na nogach i po kolacji.................ruszał w tany i wygłupy i jak i tego juz nie mógł zdzierżyć to padał i spał i nie ruszały go żadne ulewy czy burze. Rankiej dalej Kubalonka - Barania Góra...
Ale to se ne wrati !!!!.
Dzisiaj; Real lub tesco, siateczka, piwko i krople nasercowe a jeżeli wycieczka to dupka w autko i ..............och jak przyjemnie.......gdy szumi, szumi, woda......... .
Pozdrawiam
... i ... gdzie strumyk płynie z wolna, rozsiewa zioła maj...
UsuńNa stokrotki Piotrze, na stokrotki!
A Piotruś taki gapa.., że aż w pokrzywy wpadł! Po pas, po pas!!!
UsuńW zasadzie to można napisać rozprawe na temat trzymania kromki chleba.
OdpowiedzUsuńDuży chleb okrągły, przed pierwszym krojeniem znak krzyża nożem. Widziałem to jeszcze na wsi.
A kiedy dzieckiem byłem i chleb mi spadł na podłogę podnosiłem go z ziemi i całowałem jakby przepraszając. Wpojono mi duży szacunek do chleba.
Kiedy teraz widzę jak młodzi rzucają do siebie chlebem to chciałbym im dać po łbie , cytując równocześnie Norwida - Do kraju tego gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba, tęskno i Panie
Pozdrawiam
Anbtoni, pieknie napisałeś o chlebie. Ja też pamiętam znak krzyża i przepraszanie "upadłej" kromki.
UsuńPiękny zwyczaj niestety zanikł. A teraz tym bardziej, bo jakże kreslić święty znak na folii opasującej pokrojony już chleb?
Mnie też brakuje tej wielkiej kromki z wiejskiego,pachnącego bochenka chleba z twardym ,smacznym spodem z białą posypką .Czasami nawet wspominając ,smak i zapach myślę ,że dobrze bo mamy co wspominać .Ciekawe jak zapamięta smak chleba mój wnuk ? Teraz wszystkie z ulepszaczami o podobnym smaku ,szkoda gadać -zatęskniłam za taką kromką ,mogłaby być nawet bez masła - pozdrawiam Eliza F.
OdpowiedzUsuńElizo F, zanika nawet umiejetność ręcznego krojenia chleba. A przecież to też był rytuał i różne sposoby trzymania bochenka oraz kierunku noża. Rytuał stanowiący tradycje rodzinne bo tak jak chleb kroiła mama tak potem robiły to jej dzieci.
UsuńMaszyny zniszczyły cząstkę tego co łączyło pokolenia.
Ze wtrace moje 3 grosze. Moja babcia piekla sama chleb.Krajal te pajde ,polewala swojska smietana,ktora sama zbierala,posypywala to cukrem i dawala nam .Do dzis pamietam ten smak.Moja corka juz nie wie jak moze takie cos smakowac.Pamietam z moich wedrowek juz nie istniejaca miejscowosc nad DUnajcem-Kluszkowce - gdzie jadlam nalesniki z jagodami i smietana u goralki ,ktora nam lokum uzyczyla- to bylo tak znakomite jedzenie .Juz nigdy potem tak pysznych i swietnych nalesnikow nie jadlam.Mamy co pamietac Bet. Mysle,ze mlodzi maja swoje rozne rzeczy,ktore potem gdy beda w naszym wieku beda wspominac bo nowe pokolenie bedzie mialo inne zabawki.A co do zblazowania i porownan - kiedys czy w PRL czy w innych krajach bylo zwyczajnie inaczej.A dzieki temu,ze mielismy okazje i mozliwosci do wedrowek po Polsce znamy ja.Mniej wiecej.I co by nie mowic - wedrowaniem,kajakarstwem,zegolowaniem to rodzico i szkoly sprawa,zeby zarazic ...I mysle ,ze na 20 uczestnikow jednego reidu w Polske mozna zarazic przynajmniej 2. I dobrze - reszta niech jezdzi do wypasionych hoteli gdzies tam na Majorke np.Ci zarazeni tez pojada na Majorke ale oprocz dyskotek i picia sangri na plazy byc moze zechca ja bardzie poznac i inaczej.I tak mysle - zarazic umilowaniem do wedrowek mozna .Nie wydaje mi sie,ze zawsze trzeba mowic,ze mlodziez jest inna.Acha - i nie wszystkich trzeba zarazac:))
OdpowiedzUsuńOczywiście, Reno, masz rację. Na górskich szlakach wciąż spotyka się mnóstwo młodzieży. Warto pokazać, zachęcić do popróbowania i pozostawić wolny wybór.
OdpowiedzUsuńWieś Kluszkowce została zalana wodą ale powstała wieś Nowe Kluszkowce. Ludność wybudowała nowe domy za pieniądze z odszkodowań albo to państwo finansowało te domy, dokładnie nie wiem. Nowa wieś jest taka jeszcze nie zasiedziała, nie obrosła tym wszystkim co jest specyfiką starych wsi. No, ale trudno, zbiorniki wodne trzeba budować podobnie jak autostrady.
Nie czytam dziś komentarzy, bo nie mam czasu. Do Twojego tekstu opatrzonego zdjęciami tymi czarno-białymi, Bet, dodam, że wspaniale smakowała kromka chleba z masłem posypana cukrem. W moim domu tego nie znano, ale, jak to na Ziemiach Zachodnich, w tym zbiorowisku ze wszystkich niemal stron II RP, bliskimi sąsiadami byli ludzie z Baranowicz (obecnie chyba Białoruś). Oni właśnie jedli chleb posypany cukrem. Po pierwszych oporach, smakowało znakomicie. Albo świeże ogórki z miodem. Pycha to była.
OdpowiedzUsuńNo tak, chleb z cukrem chwali sporo osób. Ja jednak zawsze wolałam słone dodatki. Do dziś nie lubię chleba z dżemem a makaron z serem pochlapuję Maggi choć prawie wszyscy jedzą to z cukrem.
UsuńOgórki też solę... Jestem niedosolona:))))
Jadałem chleb ze smalcem i z cukrem, więc i ty możesz polewać sobie ten makaron, czym lubisz, ale Maggi? Skąd ty to bierzesz? Czy to jeszcze istnieje? Zdaje się, że tę znakomitą przyprawę wyparły wszelkiego rodzaju sosy sojowe i chyba nikt już nie pamięta, jak smakował oryginał, który występował tez w kostkach. Nawet Wikipedia twierdzi, że to coś w rodzaju sosu sojowego.
OdpowiedzUsuńallensteiner
Jest Maggi, jest - może nawet zrobię notkę o tym??? Bo to jedna z niewielu rzeczy, które trwają bez względu na mody i transformacje.
UsuńJak ja lubię te klimaty! Biała bułeczka, albo oryginalny wiejski chleb. Smalec własnej roboty (skwarki oddzielamy, a tłuszcz i sos miksujemy z mlekiem, potem dodajemy skwarki, i mieszamy wszystko). Smalec oczywiście posypany zmiażdżonym czosnkiem, i pokropiony "Maggi", tu recepta:
Usuńhttp://kuchnia.wp.pl/zyj-zdrowo/health/1448/1/10/przyprawy-w-plynie-sama-chemia-.html
Do tego obowiązkowo ogóreczki małosolne niedokiszone.
Anzai, po co? Po co mówisz o skwarkach i ogóreczkach małosolnych? Teraz wytrzymać przez Ciebie nie mogę. Matko kochana, jakie to pyszne.
UsuńAaaaaa... Anzai, nie "miażdżyj" czosnku. Spróbuj pokroić milimetr na milimetr - zobaczysz, jaka różnica. Ten trud się opłaca. Mniammmm.
UsuńKroiłem nawet jeszcze drobiej, ale podobno olejki eteryczne (balsam dla dróg oddechowych, i dla znajmomych!) uwalniają się tylko podczas miażdżenia. Jak masz ostry nóż i dobre okulary to ja polecam czosnek kroić w cienkie, prześwitujące plastry, i długo (jak krowa) przeżuwać - odkaża jamę ustną, i oczywiście znajomych. ;) :)
UsuńSmacznego przeżuwania państwu życzę!
UsuńCholerka, czy uchodzi się znęcać nade mną tymi opisami wspaniałości smakowymi? To okrutne!!!
OdpowiedzUsuńKiedyś, w pięknym uzdrowiskowym Heviz ( Węgry,zachodni brzeg Balatonu), poznani tam Polacy z Austrii, mnie już nabzdryngolonego, bo zamiast moczyć się w radoczynnej wodzie chodziłem od winiarni do winiarni i próbowałem, które wino lepsze - namówili na spacer (okazało się 5 kilometrowy w jedną stronę), by zjeść wg nich najlepszy chleb z czosnkiem pod słońcem.
Nie wiem, czy to z recepty Anzai`a smalec, ale czosnek, niczym płatki róży cienkie, rozłożone na grubej, wielkiej kromce chleba do tego wino czerwone (tak nadal piłem), i kapela cygańska. To było pyszne!!!
Aaaaaa zapomniałem. Ogórki z papryką kieszone do tego były.
No popatrz, a ja czosnek /o zgrozo miażdżony!/ kładłam na maśle zawsze... Muszę wypróbować wersję smalcową. Blogi sa jednak bardzo kształcące.
Usuń"Piłem w Spale spałem w Pile,heeej,oooo heeej!"|...|. Idzie lato,czas na powtórkę z rozrywki..
OdpowiedzUsuńTak,tak... powtórka konieczna. A hoj przygodo!
UsuńDoskonale Cię rozumię (widocznie Strzelcy tak mają !)-też robie wszystkim w/g życzenia na słodko ale sobie zawsze zostawiam czy to naleśniki czy placki i żeby ich nie gorszyć -rozkoszuję sie na ostro !:)))- Eliza F.
OdpowiedzUsuńOstre z nas kobitki:))))
UsuńAllensteinerowi -odpowiadam ,że ''Maggi' jest cały czas w bardzo kształtnej buteleczce kwadratowej z długą szyjką -masa netto 200g i bez niej jakoś własnej kuchni bym nie widziała...widzę te inne sosy...ale Maggi ma tradycję od 1886 roku-ElizaF.
OdpowiedzUsuńAleż ta Maggi prowokuje...hmmm
UsuńKształt butelki doskonale pamiętam. Pod presją opinii publicznej przeszukałem dwa supermarkety i rzeczywiście! Znalazłem w kącie na dolnej półce. Pewnie te sojowe lepiej się opłacają...
OdpowiedzUsuńallensteiner
Opinia publiczna jest usatysfakcjonowana. Maggi zepchnięto na dolną półkę bo sosy sojowe taaakie nowoczesne.....A może ich producent lepsze "półkowe" opłacił.
UsuńSuper -pozdrawiam Bet i allensteinera :))) Eliza F.
OdpowiedzUsuń