„Deszczyk pada, słońce świeci, czarownica masło kleci”. Gdzie? Na Łysej Górze! Wszyscy wiedzą, że ta
Świętokrzyska góra to miejsce sabatów Czarownic. Fruwały tam miotły, klekotały czaszki i
piszczele służące do przyrządzania czarodziejskich mikstur i „klecenia masła” w
blasku tęczy. Bo gdy słońce i deszcz to tęcza musowo jest. Zwłaszcza dla
dekoracji sabatu czarownic. Moja hipoteza zakłada, że bardziej postępowe
czarownice używały jednak glinianych garnków lepionych w… małopolskiej wiosce o
nazwie Łysa Góra! Że co? Że to nie jest to samo miejsce na ziemi? No, nie jest,
ale nazwa zobowiązuje. Frrr… Transport na miotłach działał!
Wyroby ceramiki artystycznej z tej małopolskiej Łysej Góry
eksportowano już nie na miotłach, ale statkami i samolotami w szeroki świat! To
był ważny produkt eksportowy z silnym akcentem propagandowym jako wytwór
polskich, chłopskich rąk. Zakłady ceramiczne w Łysej Górze rozkwitały
wykorzystując talent ludowych rzemieślników i dając zatrudnienie małorolnym
chłopom. Ich babom i córkom też! Powstała szkoła zawodowa w randze szkoły
artystycznej kształcąca młodych garncarzy-ceramików. W całej Polsce rozkwitła
moda na ceramikę. Modę rozpowszechniała sieć sklepów Cepelia, prasa kobieca i
poradniki adresowane do nowoczesnych Pań Domu.
Duży,pękaty,
szaro-srebrzysty. Legenda rodzinna
głosi, że właśnie w Łysej Górze ulepiony, ale pewności nie ma. Służył głównie
do prezentowania swojej formy i urody bo jako wazon na kwiaty kiepsko się
sprawował. Przeciekał nieborak… Ratowaliśmy jego honor wkładając do wnętrza
szklany słoik /no tak, banalne, ale skuteczne/ jako pojemnik utrzymujący wodę. Wtedy siwak stawał się pełnowartościowym wazonem. Kochaliśmy go za to, że był
piękny. Nie wiadomo kiedy i dlaczego zniknął… Ktoś go rozbił z chwilowej
nieuwagi i braku troski? Może samowolnie
pękł ze starości?
Był też w naszym domu mniejszy jego kolega, znany z poprzedniej
notki, smukły siwaczek.
Ten też tylko udawał że jest wazonikiem więc do środka wkładaliśmy mu szklankę albo
coś innego nieprzemakalnego… Albo wiosenne bazie, które wody nie wymagały.
Obydwa wazoniki zniknęły. Może stało się to w czas popularności
Albina Siwaka, tego co to MDM w Warszawie „własnymi ręcami” budował? Słowo „siwak”
nabrało innego, groźnego wymiaru. Może dlatego w naszym domu pojawił się inny
wazon, też ceramiczny i podobny w formie, też przeciekający, ale już nie siwy…
Przypadek to czy celowe działanie? Nie wiadomo.
„Nie siwy” siwak żyje i cieszy oko do dziś.
„Nie siwy” siwak żyje i cieszy oko do dziś.
Z upływem czasu Polska Ludowa rosła w siłę, a społeczeństwo
żyło dostatniej i nastała moda na kryształy.
No tak ... nie święci garnki lepią. W moim regionie siwak to jednak tylko Albin. :)
OdpowiedzUsuńTo Ty wywołałeś tego ducha i sprowokowałeś wspomnienia o domowych siwakach:)
UsuńAle przyznam, że mnie też słowo siwak kojarzy się z Albinem. Zapadło w podświadomość i wyrwać się nie daje nawet za pomocą ślicznych wazoników.
Gdy wpiszesz w wyszukiwarkę hasło "Siwak" natychmiast wyskakuje gliniany garnek a zaraz potem Siwak Albin. Nawet Google ma podobne do naszych skojarzenia.
UsuńFajne, Siwak jak diabełek, guglujemy go, a on wyskakuj e z przeglądarki. ;)
UsuńChyba był taki dowcip ostrzegający aby nie otwierać konserw bo może Siwak wyskoczyć. Tak pełno go było wszędzie przez pewien czas.
UsuńSiwaka wyciągnięto z kapelusza po strajkach w Radomiu (1986), i potem już został. To był taki ówczesny autentyczny głos "ciemnego luda". :)
UsuńPostać którą trudno nazwać sympatyczną.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNa Podlasiu do dziś działają pracownie garncarskie, w których wypala się siwaki. Można też kupić siwaki w sklepach. Ceną dorównują kryształom.
Pozdrawiam serdecznie.
Wikipedia podaje, że siwak to " naczynie gliniane, o kolorze stalowoszarym lub czarnym uzyskanym wskutek zastosowania specjalnego sposobu wypalania".
UsuńMyślę, że ten specjalny sposób wypalania sprawia, że ceny są wysokie.
Takie "siwe siwaki" widziałaś w sklepie?
Tak, widziałam. Siwy nie szkliwiony kosztował koło 100 zł. A niższe były po 70 zł.
UsuńTo faktycznie drogo. W mojej okolicy siwaków nie widać.
UsuńSzkoła ceramiki artystycznej w Łysej Górze zmieniła profil i kształci hotelarzy,fryzjerów i w minimalnym zakresie ceramików ale głównie przemysłowych.
Ja nigdy nie słyszałam o siwakach z Łysej Góry. Także o miejscowości Łysa Góra. Jak to człowiek całe życie uczy się. Natomiast siwaki podlaskie są mi znane, a Podlasie słynie z największej ilości pracowni garncarskich. Dziesięć lat temu głośno było o badaniach archeologicznych w Bielsku Podlaskim. Wykopano fragmenty naczyń ceramicznych, z których większość stanowiły siwaki.
UsuńUczy się człowiek, uczy. To naturalne, że najlepiej znamy własny region. W czasach rozkwitu Łysej Góry nie było reklam wrzeszczących na całą Polskę.
UsuńJuż widzę taki spot reklamowy: czarownica w locie, na miotle, wymachująca radośnie pękatym siwakiem i napis "czarodziejskie garnki z Łysej Góry".
Toż ja nie z Podlasia. :)))
UsuńAle jesteś bliżej Podlasia niż ja! Więc to Twój rewir.
UsuńHi, hi...
UsuńAle telewizję mam ogólnopolską i o Twojej Łysej Górze nie wspomniała, a o siwakach z Podlasia nie raz i nie dwa trąbiła, o! ;) :)
Ja nie słyszałam o siwakach z Podlasia:))) Słuch mam wybiórczy albo w te dni miałam wychodne albo telewizor zepsuty:))
UsuńI to dodatkowy plus dodatni blogowania, że możemy się uzupełniać wiadomościami.
UsuńOczywiście, że to plus! plus nad plusy!
UsuńZastanawia mnie przeciekanie siwaków. Toż dawno, dawno temu służyły jako naczynia użytkowe. To jak sobie np. w średniowieczu radzono z tym przeciekaniem?
OdpowiedzUsuńtez mnie to zastanawia. A jak radzono sobie z gotowaniem na żywym ogniu w garnkach glinianych? Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
UsuńMoże jakimiś żywicami wenątrz smarowano?
UsuńA żywy ogień co garnkom zrobi, skoro w ogniu wypalane?
Na siwakach się nie znam, ale w "przesączających" naczyniach całkiem nieźle się gotuje. Zresztą to wcale nie muszą być naczynia, np. rybki można ugotować zawijając je w mokry papier i wsadzając do gorącego żaru/popiołu. Jeszcze lepsze są kurczaki okładane mokrą gliną i wkładane do ognia.
UsuńO, właśnie! O moczeniu, Anzai, przypomniałeś. Gliniane naczynie należy przed pieczeniem moczyć w wodzie. Dzięki temu potem piecze się w wilgotnym powietrzu i pieczeń jest lepsza. Np. chleb pieczony w moczonej glinianej foremce ma warunki podobne do tych w piecu chlebowym.
UsuńA kurczaki najlepsze są pieczone na stojąco, nadziane na butelkę z piwem. Dno butelki w kuprze, a otwór butelki w dziurze po odciętej szyi kurczaka. Z butelki wydobywają się opary piwa i po kurczaku sukcesywnie spływa piwna pianka. Mniammmm!
UsuńAnzai, a to co się przesącza czyli ciecz zapewne nie zaleje ognia? Mokry papier nie, ale sos z duszenia to już może zalać...
UsuńAlEllu, moczone garnki? Może, może wszak para wodna w pieczeniu potrzebna. Nowoczesne piece konwekcyjne mają w programie funkcję nawilżania gorącego powietrza.
UsuńKurczaki "piekałam" nasadzane na puszkę z piwem. Wydawało się, że szklana butelka może "pęc" i nadziać kurczę szklanymi odłamkami. Ale może to zbytnia ostrozność.
UsuńA co z farbami zrobiłaś? Dały się zmyć z puszki? Czy zjadłaś w kurczaku?
UsuńNie pamiętam aby farby z puszki złaziły. Kurczak tez nie był zafarbowany w środku.
UsuńO moczeniu glinianych garnków nie wspominałem, bo to "oczywista oczywistość" jak mawiał klasyk.
UsuńA mięso i ryby przed smażeniem zawija się w liście (najlepiej z drzew owocowych, ew. chrzan) i zioła. Woda nie przecieka, bo wcześniej wyparuje.
Nie jest to oczywiste dla takich nieuków jak ja, którzy nie zetknęli się z technologią gotowania i pieczenia w gliniakach... Teraz to już wiem co z garnkiem zrobić:)))
UsuńA kurczak nie przeszedł smakiem aluminium i lakieru?
UsuńNie, Puszka nie zareagowała chemicznie z kurczakiem.
UsuńTak, czy siak, po mojemu szkło jest najbardziej obojętne ze wszystkich wynalazków do stykania się z żywnością i nie zmienia smaku. Dodatkowo butelka jest wyższa, a z wystającej szyjki /warto ją jeszcze owinąć skórą kurczakową tak, by piwo nie spływało tylko po butelce wewnątrz kurczaka a piwo posolić by się lepiej pieniło/ pianka z piwa spływa po kurczaku, co jest głównym zadaniem tego sposobu pieczenia.
Usuń"Drugą razą" zrobię po Twojemu:)))
UsuńAaaaa, żeby było na temat, a nie jakieś manowce, to podczas pieczenia można pić piwo z siwaka i czytać książkę Albina Siwaka, o!
UsuńSiwaki przeciekają. Szkoda piwa na przecieki:))) Lepiej więc Albina czytać:)))
UsuńWydaje mi się, że co innego jest wypalać bo działa tu gorące powietrze a co innego przypiekać żywym płomieniem. Mam wrażenie, że takie przypiekanie powoduje pekanie.
OdpowiedzUsuńW naczyniach glinianych gotowano i duszono już 4 tysiące lat temu. Teraz znowu wchodzi w modę, bo podobno podczas gotowania w glinianych eliminuje się zbędny tłuszcz, a duszenie mięs jest lepsze dla zdrowia, niż smażenie i duszenie na metalu i teflonie, z którego dostają się do potraw substancje toksyczne. Nie wiem tylko, ile w tym prawdy a ile propagandy jakiegoś koncernu glinianego. Pamiętam, jak niedawno jeszcze teflon był najzdrowszy na świecie.
UsuńA w Turcji nie robili Wam pokazu gotowania w garnkach glinianych z Kapadocji?
UsuńTak, masz rację do niedawna teflon był najlepszy do smażenia. Teraz "najlepsza" jest ceramika czyli... Wracamy do korzeni! Ceramiczne naczynia! Hi, hi, hi...
UsuńNie, nie zaproszono nas na pokaz gotowania.
Nie wiem, jak sobie drzewiej radzono z gotowaniem w siwakach, ale ja - przez upodobanie do siwaków - zniszczyłam sobie nowiutkie biurko, które udało mi się z ogromnym trudem nabyć. Po tym zdarzeniu używałam siwaki już tylko do suchych bukietów.
OdpowiedzUsuńJeśli idzie o wspomnianego Albina S., to raczej nie wznosił on Nowej Huty, tylko jako murarz był budowniczym MDM w Warszawie i pewnie tam wykształcił się na zbrojarza-betoniarza. W latach 80. ubiegłego wieku (ciągle nie mogę się nadziwić, że to piszę) zrobił wielką karierę partyjną - został członkiem KC PZPR, a nawet członkiem Biura Politycznego, w końcu został radcą ambasady PRL w Libii!
W czasie stanu wojennego w Warszawie ludność układała krzyż z kwiatów (początkowo na Pl. Zwycięstwa, a potem przy kościele Św. Anny na Krakowskim Przedmieściu), który ubecja ciągle niszczyła. Przy tym krzyżu zawsze stała grupa ludzi i śpiewała różne pieśni, a jedna z nich była poświęcona Albinowi S., po latach pamiętam już tylko krótki jej fragment: "Komenda była taka - równaj do Siwaka, równaj do Siwaka!".
Evo70! Dziękuję za wytknięcie błędu. Oczywiście masz rację: Siwak budował MDM w Warszawie. Wiedziałam o tym ale odruchowo wpisałam Nową Hutę bo to automatycznie kojarzy mi się z murarzami-przodownikami. Zaraz poprawię błąd w tekście.
UsuńWiedziałam przecież, czytałam o tym! Wrrrr....
A o co chodziło z tym groźnym wymiarem słowa "siwak"?
UsuńAlbina zapamiętałam jako bardzo groźnego, wciąż zagniewanego i krzyczącego na wiecach. Dlatego był dla mnie groźny.
UsuńNa rzut beretem-i trochę dalej-od Łysicy do dziś ,,siwaki'' znajdują powszechne zastosowanie. Jako statki kuchenne najczęściej. Na zakwas barszczu białego, zsiadłe mleko, kapustę i ogórki kiszone. Zapewniam, że nie jest to cepeliada. Po prostu zdrowsze. Skąd ludziska biorą ową ceramikę, w dobie teflonu i plastiku, pozostaje dla mnie tajemnicą.
OdpowiedzUsuńMyślę, że za 100-200 lat ,,siwaki'' osiągną rangę starożytnych naczyń. Może wówczas przyznawanie się do znajomości Łysej Góry nie będzie obciachem.
Scyzoryk
Oooo, Scyzoryku! Dzięki za włączenie się do dyskusji. Potrzebowałam uwiarygodnienia glinianych naczyń z Łysej Góry:))) Byłam tu terroryzowana siwakami z Podlasia:)))))
UsuńPotrzeba jeszcze wyjaśnić, że "scyzorykami" nazywa się mieszkańców kielecczyzny i Gór Świętokrzyskich. Nigdy nie wiedziałam dlaczego.
Ja także używam naczyń ceramicznych do kiszonek oraz do przechowywania wędlin. Tak, tak, wędliny kupowane w małych ilościach i plasterkowane lub nie lepiej przechowują się w lodówce gdy siedzą w kamionkowym rondelku lub beczułce.
No właśnie, już się wygadałam, że te współczesne ceramiczne naczynia to kamionka. Można kupić nawet w supermarketach. A gliniane naczynia na miejskich bazarach też się pojawiają.
Pozdrawiam wszystkie Scyzoryki!
Czarna wersja genezy tego określenia jest związana z Kubą. Rozpruwaczem. Brrr. Złośliwi wywodzą ją z faktu zajęcia określenia ,,Kosynierzy''. Jednakże tożsamość scyzorykową mieszkańcy regionu świętokrzyskiego zawdzięczają swej pasji rzeźbienia i strugania drzewa. Dla wydobycia perełek rękodzielnictwa ale i zabawek dziecięcych bądź sprzętu codziennego użytku tj.; kołyski, cebry, warząchwie.
UsuńRównież z wielkim zapałem (po części z potrzeby) zajmowali się garncarstwem. Jeszcze w latach 50-60 ubiegłego wieku w gospodarstwach ,,scyzoryków'' używano wielu statków glinianych. Wśród nich ,,siwaki'' i ich odmiany; kanki, skopki, gliniaki. Użyteczne, jednakże niezbyt trwałe zwłaszcza w spektaklach fruwających naczyń urządzanych przez wracających z oberży gospodarzy.
Pozostały po ,,siwakach'' imiona własne. Siwak, Siwicki, Kociołek uosabiające wszystkie wady gliny nie zahartowanej ogniem. Może dlatego towarzystwo komentujących przerzuca się wzgardzanymi ,,siwakami''. Bo, nie sadzę żeby wracało z oberż.
Scyzoryk.
Scyzoryku! Niezwykle piękny komentarz wpisałeś. Dowcip przeplatasz z ludową gawędą i historycznym przekazem a na koniec zauważasz wesołą zabawę siwakami:))) Super!
UsuńNajbardziej podoba mi się wersja Kosynierów. Chociaż rzeźbiarstwo w drewnie też nie do pogardzenia...
My nie gardzimy siwakami! My je podziwiamy i wspominamy z nostalgią!
Wady gliny zaklęte w nazwiskach? Ciekawe jaką wadę zawiera Siwak? Czyżby o "przecieki" chodziło?:))))
Bet, ten krzepki mężczyzna budowałby i Nową Hutę, gdyby partia go tam posłała :).
OdpowiedzUsuńNie wątpię:)))
UsuńAlbin i Albin..... Przychodzi Albin do lekarza.
OdpowiedzUsuń- Panie doktorze, mam migrenę.
- Co wy mi tu pie.... towarzyszu siwak. Migrenę może mieć jakaś ku.... hrabina, a wam może co najwyżej łeb napie.....
allensteiner
Hi, hi, hi....
UsuńTo ja dzisiaj do południa jak hrabina... na szczęście przeszło...
UsuńMigrenę miałaś, to przykre.
UsuńCzasami lubi mnie zamęczać i to przez trzy dni. Kwietniowa zmienność aury za oknem ma na pewno na to wpływ.
UsuńDziękuję, pozdrawiam serdecznie już w maju:)
Majowo i majówkowo pozdrawiam również:-)
UsuńTaka kolekcja z czasów, kiedy Polska rosła w siłę stoi u mojej mamy na regale... hmm stoi sobie...
OdpowiedzUsuńSiwak jest mi jakoś znajomy, tylko gdzie ja go widziałam?;)
Słoikowy pomysł i ja wykorzystywałam, w końcu wazon niech nie będzie tylko ozdobą:)
Fajne wspominki:) Pozdrawiam serdecznie.
Mój siwy siwak znajomy? Widocznie miał wielu braciszków w Polsce Ludowej:))))
OdpowiedzUsuńNa Łysej Górze paso sie krooowy,choć ni mo troowy!
OdpowiedzUsuń@m_16Waszek.
OdpowiedzUsuńKrooowy są, troowy takoż pod dostatkiem. Brak pastuszków. Mnie już zwerbowali.
Wpisać Cię na listę? Tak po znajomości. Warto. Mleko darmowe prosto z cycków. Placki po węgiersku na zawołanie. Tylko kochanie odpłatne; nie każda krowa jest sentymentalna.
Scyzoryk
Panowie! Co to? Szykuje się okupacja pastwiska?
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa na garnkach aż tak dobrze się znam, ale potrafię rozróżnić dobrej jakości garnek od tego gorszego. Dlatego u mnie w kuchni dominują garnki od https://duka.com/pl/gotowanie-i-pieczenie/garnki-i-rondle i jestem zdania, że jeśli używamy właśnie tych lepszych to całe nasze gotowanie jest także fajniejsze.
OdpowiedzUsuńZdarza się, że największą przyjemność daje gotowanie w garnkach, które lubimy, znamy, "przyjaźnimy się" i to bez względu na ich rzeczywistą jakość. Lekko obtłuczony lub skrzywiony rondel bywa najlepszy na świecie:))
Usuń