Dwa lata przed…
Zaniedbany i niedofinansowany od wielu lat budynek pięknieje. Płynie szeroki
strumień pieniędzy, warczą betoniarki i wiertarki, kładą się pokotem nowoczesne
posadzki i glazury. Jadą nowe meble! Fruwają bielutkie firanki! Glanc, błysk i
szafa gra! To nic, że zapomniano zaprojektować i wykonać kratkę ściekową obok
prysznica. W kolejnym kąpielowym pomieszczeniu
już uzupełniono brak. Aż nie wierzę, skąd ta nagła budżetowa szczodrość? Że niby
zwykły, planowy remont na potrzeby edukacji nowego pokolenia? Podziwiam i
raduję się ale, gdzieś tam pod skórą czuję, że jednak coś się święci. No i
wyświęciło się w lipcu dwa lata potem.
Trzy miesiące przed… Wizyta
przedstawicieli Ważnych Służb. Ogląd, wizytacja zaplecza, orientacja w terenie,
„rąsia uśmiech i by, by” a za dni kilka konkret: „Porozumienie” na zakwaterowanie i wyżywienie tychże Ważnych Służb.
Kursywa i cudzysłów są użyte celowo bowiem słowo „Porozumienie” to jedynie
tytuł dokumentu. Jego treść zawiera cały szereg żądań i wymagań podanych bez
żadnej wstępnej dyskusji.
Miesiąc przed… Kontrola
za kontrolą, protokoły i zalecenia. Ostrzeżenia i straszenia oraz końcowa
wizyta Bardzo Ważnego Przedstawiciela Ważnych Służb. Gorączkowe zakupy
materiałów i sprzętu według zaleceń Ważnych Służb. Ponownie odkręcono strumień
budżetowych pieniędzy, a nam kapią łzy… Kap… kap. Damy radę? Czy podołamy? Można
się wycofać? Nie, nie! W żadnym wypadku,
mus i już.
Tydzień przed… Szurum-burum,
chlastu-chlast i pucu-pucu, puc! Słońce pali, termometr szaleje, a szorować
trzeba. Ma być błysk wbrew jaskółkom, które uwiły gniazdek tyle ile okien do
wymycia. A gdzie gniazdo ptasie to… Wiadomo co.
Dzień przed… Wszystko
lśni i już czas na ostatni akcent czyli płyn do dezynfekcji rąk z pompką.
Nazajutrz, jedna z nich znika… Ktoś z tych Ważnych Służb normalnie ją
„zakosił”! Wrrr…
W trakcie – Dzień pierwszy… Treść
„Porozumienia” z czasu „trzy miesiące przed” bierze w łeb. Rzeczywistość
okazuje się inna. Reorganizujemy, przerabiamy, uzupełniamy personel,
poszukujemy zaopatrzenia i materiałów, aby zadowolić przedstawicieli Ważnych
Służb w liczbie 202 osób. Magiczna liczba, prawda? Magiczna okazuje się także
pewna maszyna do próżniowego pakowania żywności. Złośliwie magiczna. Działa
albo nie działa. A tu 202 paczuszki do zapakowania! Noc w noc. A maszyna nic,
stoi jak zaklęta. Z opuszczonym nosem i wyrwą w sumieniu wlokę się na spoczynek
licząc się z tym, że nazajutrz Ważne Służby dobiorą mi się do skóry. W mieście
Światowa Młodzież wiwatuje, miasto brzmi muzyką, śmiechem i rozlicznymi
atrakcjami, które mam w zasięgu wzroku. A ja co? Dumam nad zepsutą maszyną. W
desperacji ponawiam polecenie ponownego przeglądu i uruchomienia wrednego
urządzenia. Ufff… Maszyna ruszyła! W dodatku wcale nie ociężale ale całkiem
żwawo! Pyk, pyk, pyk… Pracowite wytwarzanie próżni w 202 pakiecikach trwało w
ciemną noc, ale z sukcesem. Ważne Służby mogą spożyć bezpiecznie to, co w owej
próżni spoczywa.
Dzień czwarty… Papież
Franciszek przybył. Nieomal otarł się o ślady moich opon bo przemknęłam tuż
obok blokady, tuż przed watykańskim konwojem aut. Dziś Mam fart. Dodatkowo mogę
oglądać wszystko z ekranu domowego TV podczas gdy moje nadzwyczaj dzielne
kucharki w dwunastej godzinie pracy właśnie klepią kolejną dziesiątkę kotletów
na bardzo późną kolację dla Ważnych Służb.
Hmmm…
Ktoś musi te kotlety pichcić, aby przeżywać mógł ktoś. Radosną młodzieżą przecież
kiedyś już byliśmy.
Dzień piąty, szósty oraz siódmy…
Sytuacja się normalizuje. Ważne Służby opanowały organizacyjny chaos co i nam
przywróciło równowagę. Są komunikacyjne atrakcje. Na służbowy posterunek
podróżuję niezwykłymi drogami: Przeprawiając się promem przez rzekę lub
okrążając spowite w porannej mgle lotnisko. Zasypiam i budzę się przy
akompaniamencie warkotu helikoptera. Podejrzewam nawet, że jego załoga zerka do
mojej sypialni. Ale niech tam, dobrze, niech pilnują – czuję się bezpiecznie
jak nigdy dotąd.
Dzień ósmy… No,
nie! Nie tylko kuchnią i paczkami prowiantu człowiek żyje. Chwila uduchowienia
i mnie się należy. Zapraszam na
popielgrzymkowy spacer po terenie Łagiewnik czyli krakowskiej „Ziemi Świętej”
naznaczonej bardzo dawną obecnością Świętej Siostry Faustyny oraz całkiem
niedawną bytnością tu Świętego Jana Pawła II. Oboje „mieszkają” teraz po
sąsiedzku. Dla ułatwienia wzajemnych wizyt w swoich Sanktuariach oraz
przyjmowania licznych gości urządzono piękny spacerowy, modlitewny i
sprzyjający medytacjom teren łączący te dwa miejsca kultu. Warto dodać, że jest
on zlokalizowany na terenie dawnego „śmietnika” czyli miejsca składowania odpadów
poprodukcyjnych fabryki sody – Solvay. Sodę produkowano z białego kamienia
wapiennego, odpady usypywano w hałdy na których tworzyły się rozlewiska zwane
„białymi morzami”. Przy produkcji sody w tej fabryce pracował za młodu Karol Wojtyła.
Tuż przed Sanktuarium św. Jana Pawła II, foto Bet |
Ale
zanim dotrzemy do Sanktuarium Jana Pawła mijamy Centrum Handlowe Zakopianka i
nowiutką kładką drepczemy wprost w objęcia „naszego Papieża”!
Sanktuarium św Jana Pawła II na tyłach CH Zakopianka, foto Bet |
Budynek
Sanktuarium architekturą nie zachwyca, urządzeniem i wystrojem wnętrza także.
No, cóż w końcu ważny jest tu Duch i ślady obecności Karola Wojtyły. To się
czuje, zwłaszcza przez zasiedziałych
mieszkańców tej okolicy.
Plac przed Sanktuarium św Jana Pawła II, foto Bet |
Wnętrze Sanktuarium św Jana Pawła II, foto Bet |
Ogród Miłosierdzia- cisy posadzone podczas ŚDM, foto Bet |
Od Jana Pawła do Faustyny, foto Bet |
Nieco
słabszy związek nawiązuję z Siostrą Faustyną. Była tu i żyła dużo wcześniej niż
wspominany powyżej święty Jan Paweł. Mieszkała w budynku Klasztoru i jej kult
rozwijał się w starej klasztornej kaplicy.
Niedawno dopiero wybudowano tu
nowoczesne, ogromne Sanktuarium w kształcie łodzi. O, tak wygląda właśnie.
Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, foto Bet |
Klasztor św Faustyny, foto Bet |
Zgrupowanie polowych konfesjonałów, foto Bet |
Od Faustyny do Jana Pawła II, foto Bet |
A wieczorem dnia ósmego
myślę sobie, że oboje krakowscy Święci z Łagiewnik i Borku Fałęckiego: Faustyna
i Jan Paweł spisali się świetnie. Dopilnowali spokoju i bezpieczeństwa,
powstrzymali burze i ulewny deszcz aż do wieczora po to aby młodzież w brzegach
mogła kontemplować nocne czuwanie w spokoju ducha i suchości ciała. No bo czyja
to zasługa jak nie ich właśnie?
Ja
przemokłam wracając z popielgrzymkowego spaceru, ale cóż to znaczy wobec
pielgrzymiego trudu światowej młodzieży? Patrząc na uśmiechnięte i czasem
zamyślone ich twarze widzę, że te dni miały sens. Uroczyście odszczekuję
wszystkie wypowiadane tu i gdzie indziej słowa wątpliwości i krytyki.
Odpuszczam złość na zepsuty urlop i niegrzeczną maszynę do pakowania żywności.
Mimo wszystko warto było.
Z
tym optymistycznym akcentem udaję się jutro pełnić służbę dzień dziewiąty i
dziesiąty i pewnie jeszcze kilka ich będzie. A co tam, to dla tych dzieciaków
przecież!
Piękny reportarz :-) pracowita mróweczko :-)
OdpowiedzUsuńDzięki:)) Dziś czuję się jak przekłuty balon, powietrze uszło i jestem jak flaczek.Jednak wciąż na posterunku bo teraz trzeba to wszystko policzyć, posprzątać, podsumować.
UsuńUhmm, Ładnie to opisalaś. I rzekłabym właściwie..
OdpowiedzUsuńTak, końcowe zdanie mówi wszystko i podsumowuje pracę. Cały ten wysiłek i stres ofiarowuję tym radosnym młodym ludziom, którzy ochoczo wymachują swoimi narodowymi flagami. Dla ich uśmiechów warto było.
UsuńJestem wstrząśnięty, zmieszany i ogólnie pod dużym wrażeniem. Myślałem, że zaszyjesz się i zabarykadujesz we własnym mieszkanku, a tu proszę. Na pierwszym froncie, i na prawej, prawowitej flance! No, no ... ;)
OdpowiedzUsuńNo wiesz? Posądzać mnie o zaszywanie się? No, tego się po tobie nie spodziewałam:)))
UsuńRacja, to był front i to żadna tam flanka - front i już!
Dziś liczę straty w ludziach, a jutro straty w sprzęcie.
Nagrodę otrzymałam wczoraj od grupy przypadkowo napotkanych młodych latynosów, którzy odpowiedzieli na moje pozdrowienie tak szerokimi uśmiechami, że stopiłam się jak skwarek. W tym stanie trwam do dziś.
Taka nagroda jest niezwykle sympatyczna szczególnie, gdy dotyczy ludzi sobie nieznanych.
UsuńBezcenna. Dlatego uwierzyłam w ich autentyczny entuzjazm i radość.
UsuńKlik dobry:)
UsuńPomimo strat, jednak szkoła chyba dużo zyskała dzięki temu strumieniowi pieniędzy i remontom?
Pozdrawiam serdecznie.
Oczywiście, że zyskała, jak ,zarówno na urodzie jak i sławie:))) Straty są tylko w ludziach: podbite oko i zapalenie krtani u pracownic oraz sprzęcie: połamane klucze od szaf ubraniowych oraz jeden od pokoju.
UsuńA ci z Ważnych Służb obdarowywali uśmiechem czy tylko wzrok spuszczali ze wstydu za zniknięcie pompki?
UsuńUśmiechy, owszem. Ale wstydu za grosz.
UsuńOni mają inną walutę. ;)
UsuńNo tak, zdecydowanie inną:))))
UsuńKtoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś, jako rzecze poeta.
OdpowiedzUsuńallensteiner
Tak. Dobry poeta dobrze rzecze. Kto by śmiał zaprzeczyć albo i sprzeciwić się?
UsuńNiech ryczy z bólu ranny łoś
OdpowiedzUsuńZwierz zdrów przemierza knieje
Ktoś nie śpi aby spać mógł ktoś
To są zwyczajne dzieje
Pozdrawiam
Już nie ryczy, już po bólu:))
UsuńDzięki za tekst i zdjęcia. Jakbym tam był osobiście.
OdpowiedzUsuńŚwięci sąsiedzi na pewno są zadowoleni i poczuli Twoją obecność. Ja także:)))
UsuńObejrzałam ogrom relacji, wsłuchiwałam się w każde słowo Papieża Franciszka, ale nade wszystko przemawia do mnie ten obraz:
OdpowiedzUsuńhttp://www.pope2016.com/Data/Thumbs/_public/sdm-2016/franciszek/brzegi/MTMxMHg1NDQhY3JvcHwweDE4NXgxMzEweDU0Mw,pap_20160730_10q.jpg
Czyż nie powinien - tylko bez oprawiania w żadne złote ramy - wisieć w szkołach, urzędach państwowych, wszelkich kościołach i meczetach?
Powinien. Nawet, a może nade wszystko, w przedszkolach.
UsuńA ja sobie swój komentarz zabrałam i zrobiłam z niego notkę, o!
UsuńI co teraz będzie? Kto daje i zabiera ten się w piekle poniewiera?
Motto mówi wyraźnie, że tu się wnosi i wynosi. Zachowałaś się więc zgodnie z mottem czyli przyzwoicie. Piekła nie ma:)))
UsuńA co to nie ma kolejek do tych polowych konfesjonałów? Może pielgrzymi pomyśleli, że to wigwamy indiańskie? Patrząc z oddali pierwszym rzutem oka można tak skojarzyć.
OdpowiedzUsuńKolejki może i były w dniach uroczystości. Zdjęcie jest robione 31 lipca, późnym popołudniem gdy pielgrzymi szykowali się do wyjazdu a konfesjonały puste. Podobny las konfesjonałów urządzono w jednym z parków w centrum miasta. Nie wiem czy były bardzo oblegane.
Usuńwielkie dzięki Bet, przeczytałam jednym tchem,
OdpowiedzUsuńże też byłaś w samym środeczku tego, w czym być wartało :-) zazdoszczę, ja byłam tylko w telewizorze ale przyznam też się natrudziłam, bo przez to oglądanie pozawalałam wszystko a potem to już prawie z zębani w ścianie ... ale warto było :-)
Miło mi Malinko, że sprawiłam radość swoją opowieścią:)
UsuńJa też teraz gryzę ściany!
Hej, Bet! Czyżbyś uzyskała tam odpust zupełny od prowadzenia tego blogu?
OdpowiedzUsuńallensteiner
Jak to miło, że za mną tęsknisz! Uzależnienie blogowe jest silniejsze od odpustów niebieskich i już wkrótce napiszę coś kolorowego:)) Zbierałam materiał na kolejną opowieść.
UsuńZapraszam wkrótce:)