Już niebawem żniwa
czas zacząć! Aż chce się zakrzyknąć moim ulubionym cytatem: ”jakby kiedy co do czego, kosy wisom nad
boiskiem”. Spokojnie, tym razem chodzi o sprawę zbioru rolniczych plonów.
Podglądam
dojrzewanie zbożowych łanów. Wiosną cieszy soczysta zieleń liści i z nadzieją
wypatruję rodzących się kłosów. Zrazu młodziutkie i zielone, wesołe, ozdobione delikatnymi wąsatymi
wypustkami szybko stają się statecznymi, pełnymi cennego ziarna, złotymi
kłosami. Uwielbiam widok dojrzałych łanów zbóż. Wzniesione prosto, stoją w
równych szeregach i prężą stwardniałe łodygi. Są dostojne i swym wyglądem oraz
skojarzeniem z „chlebem powszednim” we mnie budzą szacunek.
Czas
na odrobinę samokrytyki. Nie wiem czy historia PRL, a zwłaszcza jej aspekt robotniczo
- chłopskiego sojuszu wybaczy, lecz przyznaję: nie żniwowałam aktywnie wespół
ze społecznością wiejską! Nie skręcałam słomianych powróseł, nie kaleczyłam
stóp o ściernisko i nie stawiałam snopów w kopy. Nie poznałam, boskiego smaku
skwaśniałego mleka wypitego wśród pokosów. Nie mam wspomnień takich jak:
Druh
Mirek:
A ja pamiętam czasy których Wy nie
znaliście. Czasy za raz po zakończeniu II wojny. Pamiętam wieś z domami
drewnianymi domami pokrytymi strzechami. Pamiętam pola orane pługami
ciągniętymi przez jednego konia żywego a nie mechanicznego a za orzącym rolnikiem
a zanim zgodne stado różnych ptaków. .Nad nimi skowronki pięknie śpiewające.
Pamiętam jak po zaoraniu rolnicy siali ręcznie żyto i pszenice A potem łany
zbóż. A następnie rolników koszących a za nimi kobiety i starsze dzieci
zbierających te zboża wiążące snopy. Te snopy były przewożone do stodoły gdzie
cepami były młócone. To się już nie wróci.
Elżbietka53: Jak wyglądały żniwa w czasach PRL-u. Kto robił powrósła,
stawiał snopki w podstawki ? Czy wszyscy wiedzą o czym mówię? Teraz na polach
widzimy bele słomy, zboże pewnie leży w spichlerzach i ....po żniwach:) A ja z
moim Tatą stawiałam z ośmiu snopków podstawki, które suszyły się kilka dni na
polu, a potem przyjeżdżał z kombajnem pan Siemieniec i snopki wędrowały w
czeluść kombajnu:) Ach, to była młocarnia:)
Jedyna we wsi, ogromna, może dlatego w mojej pamięci utkwiła jako kombajn:)
Nam, dzieciakom nie wolno się było do niej zbliżać. Co mi utkwiło najbardziej w
pamięci ? To, że sąsiedzi sobie nawzajem przy młóceniu pomagali. Oj ciężka to
była praca. A skoro już jesteśmy przy temacie żniwnym:) Najwspanialsze co
jadłam, to ogromna pajda chleba z masłem, które osobiście w maśnicy robiłam i
kubek schłodzonego, kwaśnego mleka. Nic, nigdy już potem tak mi nie smakowało:)
Przyznaję, że żniwny trud obserwowałam z
pozycji miastowego letnika. Ach, wstyd i poruta. Dziecięce sumienie nie było
całkiem spokojne gdy widziałam czerwone
z wysiłku i spocone twarze moich wiejskich rówieśników powracających z pola.
Nie raz myślałam: jakie to niesprawiedliwe…
Okazja do rehabilitacji i wyzwolenie z
wyrzutów sumienia nadeszły za sprawą
Związku Harcerstwa Polskiego. Udział druhów w ogólnokrajowej akcji „Każdy
kłos na wagę złota” był ważnym punktem programu letnich obozów. Starsi
druhowie pomagali bezpośrednio w polu, a pomysłowe i rozśpiewane druhny
organizowały zabawy dla wiejskich dzieci w ramach „zielonego przedszkola” na
terenie obozu. Instruktorzy ZHP uznali, że to ważny odcinek w temacie „żniwnym”
– odciążyć zajętych pracami polowymi,
wiejskich rodziców. Było to zadanie na miarę sił i zdolności harcerek. Dzieciaki
bawiły się bezpiecznie i wesoło, a rolnicy mogli żąć, wiązać i stawiać kopki
bez troski o potomstwo. Uff… Jakieś zasługi żniwne jednak mogę sobie zaliczyć. W
późniejszych latach bywało nawet lepiej.
Postępowała mechanizacja rolnictwa. Na pola
wyjechały maszyny tnące i wiążące, w tym słynne snopowiązałki, które wymagały
stałych dostaw sznurka! A braki w podaży tegoż artykułu dostarczały „żelaznego
tematu” letnich wiadomości z kraju. Natomiast znój rolnika stawał się jakby
mniejszy. Nadeszła era kombajnów. Wielkie, czerwone Bizony wyruszyły w pola
tnąc, młócąc i prasując słomę zarazem. Dojrzałe, jasne łany zamieniały w równe
pasy ścierniska znaczone sześcianami sprasowanej słomy. Ziarno sypało się
złotym strumieniem wprost do przyczep. Co za widok! W ten czas najbardziej
zapracowany był kombajnista bo maszyny te pracowały dniem i nocą. Trwał odwieczny
pojedynek człowieka z naturą, aby ziarno nie osypało się w ziemię lub nie
zamokło od deszczu. I choć człowiek ten uzbrojony w stal Bizona lub choćby snopowiązałki
walka z czasem trwała na żniwnym froncie czasem wręcz dramatycznie.
Organizacja kampanii żniwnej to było wyzwanie
dla Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” zajmującej
się skupem i sprzedażą rolniczych plonów. Sprawę załatwiano dość sprytnie
kontraktując zboże u rolnika niedługo po zasiewach z umową odbioru ziarna
wprost z kombajnu w momencie zbioru. Rolnik-producent inkasował należność nie
kłopocząc się o transport i magazynowanie zboża.
Puste po żniwach pola są przygnębiające.
Cieszę się więc urodą dojrzałych zbóż póki jeszcze są.
ja miałam wymówkę - pośród zbóż dusiłam się z powodu alergii. Tak więc też w akcji żniwnej nie uczestniczyłam. A kiedyś na rajdzie spaliśmy w stodole na sianie to rano nic nie mówiłam, tak opuchłam. Dobrze, że tylko tak się skończyło.
OdpowiedzUsuńPowiem krótko: na rolnika się nie nadajesz:))) Nieuczestniczenie w akcji - usprawiedliwione.
UsuńMasz rację,Bet..Iwonka jest zdecydowanie miastowa..
UsuńA ja wiązałam snopki, układałm w mendle. Do młockarni jednak dzieciaków nie dopuszczano. Nie w PGR alee u dziadków. Jak zobaczyłam ,że babcia chodzi boso po ściernisku , koniecznie ją chciałam naśldować.. no nie udało mi się.. Podrapane i pokłute stopy. Jednak miastowa ha,ha byłam..
OdpowiedzUsuńZa jesienia chodziłam na wykopki. Razu pewnego myszy zjadły mi moje drugie śniadanie i wygryzły dziurę w mojej ekologicznej torbie..Tzn najpierw wygryzły dziure a potem dostaly sie do śniadania..
Mnie się to podoabało . Tylko zbiór jagód mi nie szedł...nie mam do dzisiaj talentu...
O widzisz! Przypomniałaś o mendlach - to kopki po 15 snopów, prawda? Nie wiem dlaczego kopy miały zazwyczaj ustaloną ściśle liczbę snopów. Elżbietka wspomina liczbę 8 a ty liczysz w mendlach. Te zwyczajowo ustalone i uświęcone tradycją ilości snopów miały jakieś uzasadnienie gwarantowane ludowa mądrością.
UsuńTeż podziwiałam rolników poruszających się boso po kłującym ściernisku. Jak oni to robili?
Witaj Beatko :)
UsuńJuż tłumaczę dlaczego mój podstawek miał osiem snopków :) Trzy snopki stały w szeregu, bliziutko siebie. Obejmowałam je do momentu, aż mój Tato, podparł je dwoma kolejnymi z jednej strony i jeszcze raz dwoma z drugiej strony :) Te siedem snopków stały samodzielnie, ale dla dobrej stabilizacji, czubek należało zawiązać powrósłem. Ósmy snopek wędrował na czubek tej układanki i stanowił kapelusz podstawka. Prawda jakie to proste ? Przy pięknej pogodzie, dzieciaki mogły rano zdjąć ten kapelusz i pszenica, jęczmień albo żyto suszyło się w promieniach słońca. Ale wieczorem zawsze ósmy snopek z powrotem nakładano na podstawek. Dla ochrony przed deszczem. Miałam w ręku sierp, niedługo, przez chwilę :)
Babcia chciała aby wszystkie wnuki poznały jak ciężka to praca. Kosą zamachnęłam się tylko kilka razy :) Dziadek traktował kosę z takim sentymentem, że widząc mnie w akcji .... natychmiast skrócił moje zapędy :) Wystarczyło, że dwa razy czubek kosy wbiłam w ziemię i było po koszeniu :) Ostrzałkę, którą używali kosiarze do naostrzenia kosy słyszę do dzisiaj. Jakże charakterystyczny był to dźwięk :)
Pozdrawiam :)
Elżbietka53
Dzięki za wyjaśnienie. Nadal jednak upatruję w tej liczbie jakiejś magii połączonej z ludową inżynierią:)) Bo taką kopkę można ułożyć zapewne z innej liczby snopków ale ucierpi na tym stabilność i może...Przyniesie pecha i zamoknie zboże?
UsuńHi, hi, trochę fantazji i romantyzmu nie zaszkodzi.
W innych rejonach kraju stawiano nieco inne kopki. Przypominam sobie nasze zdziwienie na widok żniwnych pól obserwowanych z okien pociągu podczas jakiejś podróży.
Mendel chłopski liczył 16, a mendel "z definicji" - czyli jedna czwarta kopy liczy 15 sztuk czegoś.
UsuńPrzeciętny mendel z pionowo ustawionych snopów zboża to inna para kaloszy i liczył ile chciał, zazwyczaj 15 - 18 snopków.
Acha, czyli na chłopski rozum mendel liczy ile chce:-) Ot i ludowa mądrość!
UsuńDwukrotnie uczestniczyłem w żniwach. Pamiętam kosy, ich ostrzenie, kosiarkę jednokonną, swoje podrapane i pokłute ręce, oraz przede wszystkim wspaniałe posiłki z pysznego chleba smarowanego masłem, popijanego (a raczej przegryzanego) kwaśnym mlekiem, które można było kroić nożem. Nie byłem uczulony, jak Iwona, więc spanie w stodole było niezapomnianym luksusem, Do dzisiaj pamiętam ten zapach.
OdpowiedzUsuńO, tak - spanie w stodole, na sianie, było dużym przeżyciem. Ten niezapomniany zapach, to jak zapewne wiesz, powoduje substancja o właściwościach narkotycznych. A więc nie dziwi uwielbianie tego zapachu - efekt naćpania:)))
UsuńA ja miałam dodatkową atrakcję oprócz spania w stodole na sianie :)
UsuńW pobliżu stodoły był maleńki stawek, a w nim koncertujące żaby :)
Od tamtych nocy minęło pół wieku, a ja wciąż pamiętam to kumkanie i świerszcze także dające koncert? O świetlikach nawet nie mówię, to dopiero była atrakcja :)
Elżbietka53
Acha, czyli "starodawny Jarocin":))) Koncert pod gołym niebem i spanie w warunkach biwakowych.
UsuńŚwietlików nie widziałam od dziesięcioleci... Wyginęły?
Właśnie,Beatko..Pamiętam świetliki,ale to było milion lat przed naszą erą!
UsuńPopatrzcie - zapomniałam o sierpie, kosie itp ,które wszystkie miałam w ręku. Dziadkowie mnie uczyli .Gdyby to widziała moja mama...
OdpowiedzUsuńTo znaczy mogłam wszystkiego spróbować. Nie to ,że gonili do roboty albo co. Pozwalali spróbować.
Przypomniałam sobie -chodzenie po rżysku goła stopą - tak mi kuzyn ze wsi pokazywał, szura sie zenętrzna polącią stopy po rżysku i da sie . No ja miałam jednak siążece nóżki i co róz misię jakiś gruszy niedorżnięty wbijał w kostkę najczęściej...
A spanie na sianie -bardziej wolałam to ,niz w domu ...
Znowu mi się pozżerało mnóstwo liter . Przepraszam , mam nadzieję ,że jednak mnie ktoś zrozumie...
OdpowiedzUsuńOczywiście, że zrozumiał:)) Sierp i kosa lepiej brzmi niż sierp i młot:)))
UsuńTeż próbowałam i uważam, że sierp jest łatwiejszy w obsłudze. Bezpieczniejszy też - można sobie uciąć co najwyżej palec a kosą to od razu obie stopy.
Kosa wbija się w ziemię i jest wielka. Nie, to narzędzie zdecydowanie mi nie odpowiadało:)) Ale uwielbiałam patrzeć na wprawnie posługujących się kosą mężczyzn. Idealnie wyważone ruchy i drganie naprężonych mięśni, niezachwiany niczym rytm ruchów - żadna siłownia nie daje takich efektów:))
Oj tam,Bet..A ja na każdej siłowni widzę,jak faceci wymachują kosą.
UsuńCzasem nogi sobie u-tego,ale potem wstają i kurcgalopkiem pędzą do swej chaty!
Czuwaj Druhny i Druhowie !
OdpowiedzUsuńElżbietka53
Rzeczywiście te koncerty żabich chórów były wspaniałe.
Czuwaj Druhu! Przyroda daje nam piękne przeżycia. Trzeba umieć to piękno docenić, a nie każdy to potrafi.
UsuńSpokojnego wieczoru:))
Uwielbiam Twoje opowieści PRL-owskie. W żniwach nie uczestniczyłam na polu, ale pomagałam babci przygotowywać posiłek dla żeńców. Zawsze urzekał mnie ten czas. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam takie komentarze:))) Dziękuję i zapraszam nieustannie. Oczekuję też inspiracji - jeśli wymyślisz jakiś temat wart omówienia to chętnie skorzystam.
UsuńMiłego popołudnia.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńZgłaszam się do żniw. Posiadam sznurek do snopowiązałek i treblinki do kombajnu. Przydam się?
Serdecznie pozdrawiam żwniwiarzy.
Każda para rąk się liczy! Skoro te ręce nie tylko chętne ale i "niepuste" to go, hi, hi!
UsuńA rzeczone dobra to skąd koleżanka posiada, ha?
Sznurek zdobywało się poprzez znajomości w Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska, a treblinki - kurka wodna - w Maszynohurcie u pani Kubasińskiej. :)))
UsuńTak, kurka wodna,myślałam. Masz szczęście bo ja z Samopomocy Chłopskiej się wywodzę:-)
UsuńEluniu,Ty jesteś wszędzie mile widziana!
UsuńZa to obecnie znajomy, który ma snopowiązałkę nie skosił swojego żyta, tylko czekał na kombajn prawie do końca sierpnia. Nie wiem, czy było co zbierać, ale powiedział, że męczyć się nie będzie. Warzyw nie sieje, ponieważ w Biedronce ma oczyszczone i umyte, drobiu nie chowa, bo brudzą mu trawnik, kupuje gotowce. Obecna wieś to inny świat, tylko mentalność dawna została.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
A wiejskie dzieci wierzą, że mleko bierze się z Biedronki. No, cóż, świat się zmienia i dlatego utrwalam wspomnienia dla potomności:-) Pozdrawiam równie serdecznie
UsuńTo i tak dużo wiedzą. Znam dorosłego pana, który wie, że mleko bierze się z lodówki, a cukier z cukiernicy.
UsuńO,to wyjątkowy pan musi być:-)
UsuńZnam ten ból..Sam byłem matką..
UsuńPóźnym popołudniem, po spędzonym na motocyklach dniu (sierpień roku 56 albo 57), wraz z kolegami przejeżdżając przez wieś (nazwy nie pomnę), ale było to na Kaszubach, zatrzymaliśmy się, by dokonać zakupu ziemniaków i czegoś do nich. Gospodyni, uprzejma owszem, nie chciała od nas gotówki za "prowiant". Widząc pracujących przy młockarni ludzi, zaproponowałem w zamian (byłem hersztem zespołu), pomoc przy tej ciężkiej pracy.
OdpowiedzUsuńOfertę przyjęto Do zmroku więc do wyznaczonych, przez gospodarza, odcinków pracy z pełnym zaangażowaniem, dzielnie (było nas sześciu), pracowaliśmy.
Gospodarze byli tak serdeczni, że zaproponowali nam nocleg w stodole, z "wyżerką". A były to pyszności: zsiadłe mleko, chleb prawdziwy, kiełbasa (nie z GS-u). I twaróg przepyszny.
I ładne córki Gospodarzy. W okolicy, nad jeziorem, dłużej, niż plany wcześniejsze były, zabiwakowaliśmy. Ha, to były udane żniwa.
P.S. Bet, już nie raz swoimi tekstami wyzwoliłaś z mojej pamięci wspomnienia.
Bo ja mam taki właśnie cel: budzić wspomnienia:)) Fajnie, że się udaje.
UsuńTwoje, wspomniane tu "żniwa" wydają się naprawdę udane. Niepokoi mnie jedynie wzmianka o ładnych córkach gospodarzy... Czyżby wzbogaciły żniwny plon? Hi, hi, hi...
Ale serio mówiąc opisałeś piękny przykład jak można było łączyć "przyjemne z pożytecznym" i czerpać dobro dla siebie dając w zamian także coś dobrego.
Honiewicz,znamy,znamy..
UsuńBet, okazało, że nie było plonów. Chociaż ...... niepokój był.
UsuńNo i nie wiadomo: cieszyć się czy smucić z tego powodu:)))
Usuń"Gdzie dziewczyny z tamtych lat......"
OdpowiedzUsuń? filmu ”Pan minister i dessous”
Święty Antoni, święty Antoni
Serce zgubiłam pod/za miedzą
Oj, co to będzie, święty Antoni
Gdy się sąsiedzi dowiedzą
Noce takie są upalne
I/A słowiki spać nie dają
A przez okno do mej izby
Jakieś strachy zaglądają
Gwiazdy gdzieś się pochowały
I utonął księżyc w stawie
Więc uciekłam z dusznej chaty
Po wilgotnej biegłam trawie
Wtedy się nieszczęście stało
Och, tej nocy, tej czerwcowej
Serce gdzieś się zapodziało
Koło miedzy Michałowej
Noce takie są upalne
I/A słowiki spać nie dają
A przez okno do mej izby
Jakieś strachy zaglądają
Święty Antoni, Święty Antoni
Strach mnie od rana opada
Palą mnie skronie, w uchu/uszach mi dzwoni
Już pewnie wieś o tym gada
Przecież to nie moja wina
Tak mi serce kołatało
Tą ciemnością przestraszone
Jakby z piersi uciec chciało
No i jakże się tu dziwić
Że zbłądziłam, ach/aż zbłądziłam
I pod miedzą Michałową
Biedne serce że zgubiłam/straciłam
Straciliśmy je oboje
Wśród rumianków i wśród mięty
Lecz ty tego nie zrozumiesz
Bo to sprawy nie dla świętych
Noce takie są upalne
I słowiki spać nie dają,
A przez okno do mej izby
Jakieś strachy zaglądają
Przestroga:
Była wiosna i był maj
On jej rzekł: Buzi daj !
Ona rzekła: Bierz co chcesz !
Słońce zaszło. Ona też.
To był prolog
A epilog: ginekolog
A Połomski śpiewał:
Bella, bella donna
Wieczór taki piękny
To było kiedyś piękne !
A teraz ?
Czuwaj Druhu! Zgłaszam się jako "dziewczyna z tamtych lat"! Jest nas tu więcej:)) Zaraz przybiegną!
UsuńMoże usłyszymy słowiki?
Czuwaj!
UsuńI ja się zgłaszam. Ach... śpiewaj, śpiewaj druhu Mirku, wszak "kto na ławce wyciął serce i podpisał: głupiej Elce"? ...
Hi, hi, a mówiłam, że przybiegną?
UsuńMirek,nie katuj..Lepiej zabij od razu!!!
UsuńCieszę się bardzo, że są jeszcze (chociaż tylko wirtualnie) Dziewczyny z tamtych lat.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo Wam Dziewczyny dziękuje za tą wirtualną obecnością przy mnie, oraz za sympatię jaką mi okazujecie.
"Hej słowiki, słowiki uciszcie swój śpiew ........"
Strasznie dawno (prawie całe wieki) nie słyszałem Ich śpiew. Było to w końcówce pięćdziesiątych lat i to nad granicą polsko - rosyjską. Bywałem w pięknej cerkwi w Hajnówce na konkursach muzyki cerkiewnej.
Wiecie ? Uczestniczyłem kiedyś w ślubie (w cerkwi) a następnie w tygodniowym weselu w takiej małej osadzie w Puszczy Białowieskiej. Fantastyczny był przekrój gości weselnych: Pop z popadia, proboszcz parafii katolickiej, przewodniczący powiatowej narodowej, I sekretarz komitetu powiatowego PZPR, komendant komendy powiatowej MO...............
Zdecydowanie najwięcej potraw było płodami puszczy włącznie z potrawami mięsnymi.
Alkohol to był miód pitny i kilka rodzaju bimbru z żubrówką na czele.
Wyrazy sympatii i uśmiechów no i CZUWAJ ! Mirek
My nie jesteśmy wirtualne! Jesteśmy żywe jak nie wiem co:)))
UsuńAch, Twoje wspomnienia z puszczańskiego wesela wywołały u mnie apetyt na żubrówkę! Ale chyba skończy sie na piwie marki Żubr. też dobre:))
Spokojnej nocy, druhu.
Beatko,żubr to zwierz dziki,prosto z Afryki,ale też go lubię..
UsuńEllka !
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że ten wpis to prawdopodobnie wykonała go jakaś zazdrosna koleżanka.
CZUWAJ !Mirek
Mirek,o co Ciebie się mianowicie rozchodzi??
UsuńUderz w stół a nożyce się odezwą:))
Usuńm-16Waszek !
OdpowiedzUsuń"Chciała by dusza do raju ale grzechy nie pozwalają......"
Jedną z największych przeszkód to jest mój wiek (84 lata)
Moja żona była ode mnie starsza o dziewięć lat.Przez sześć lat żyliśmy bez żadnego ślubu. Po prostu moja Żona ze względu na tą różnicę bała się ze mną wiązać.
Dopiero po wypadku motocyklowym zdecydowała się na ślub. Oboje byliśmy w nomenklaturze (korpusie kadrowym). Gdybym wtedy zginął to Ona została by "jak panna w tańcu". Bez mieszkania, bez odszkodowania........ Oczywiście Tak by się nie stało, ale takie były przepisy.
Stanowiliśmy wzorcowe małżeństwo. Nie uwierzycie ale ani razu się nie kłóciliśmy. Na to jest taka recepta. Mianowicie jeżeli jedno z partnerów źle się czuja, albo miało jakieś kłopoty to się to czuje. Wtedy należy być tylko podwójnie serdeczny, Po jakimś czasie i tak się dowiemy.To musi działać w obydwie strony.
Z dużą sympatią obserwuję I parę francuską.
Pozdrawiam serdecznie i CZUWAJ ! Mirek
Bardzo miło wsłuchać wspomnień o wzorowym małżeństwie. To wielkie szczęście.
UsuńTwoja recepta na bezkonfliktowe wspólne życie jest prosta lecz wymaga wielkiej miłości wzajemnej. Bez tego się nie uda "podwójna serdeczność".
Spokojnej nocy:))
Bet,zdradzę Ci pewną tajemnicę..Ilekroć chcę umieścić koment na Twoim blogu,to napotykam się na mur głupawych--obrazków. I wyobraź sobie,ze nieraz jest sytuacja beznadziejnie prosta,a tu czytam:"dalej". I tak multum razy. Myślałem sobie:"czy ja jestem idiotą?tak prostej sprawy nie wskazać???".
OdpowiedzUsuńOdpowiedż przychodzi na rachunku za internet! O to chodzi! Aby faceta przykiblować kilkanaście razy i mamy go! To jest kilka zł,ale pomnożone przez tysiące to kawał szmalcu! Bo przecież to nie tylko u Ciebie ci bandyci grasują!!!
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:) Pozdrowienia odwzajemniam z przyjemnością.
Usuń