niedziela, 26 listopada 2017

W poszukiwaniu utraconych sklepowych zapachów



        Zaczęła się! Mikołajowo-świąteczna gorączka kupowania sprytnie zainicjowana Wielkimi Obniżkami cen w Czarny Piątek. Świeżutki obyczajowy import wprost zza oceanu! Ale niech tam, choć do świątecznego grudnia jeszcze dni parę to już zacząć czas handlowe wędrowanie, przeglądanie, wyszukiwanie, przymierzanie, porównywanie i macanie, aby na koniec dotrzeć do kasy. Pi… Pi… Pi… Koszyk wkrótce pełny już. Uff… Czarny Piątek szczęśliwie już za nami i choć atak reklamowy nadal trwa głośno wołam:
       
- „Do diabła! Dość tej bezdusznej taśmy z jej pikającym zakończeniem!”  Dziś powędruję wspomnieniami na zakupy do dawnych, niewielkich, sklepów branżowych. Były może nie tak ładne, czasem trochę brudne i ubogo urządzone, ale miały swój specyficzny charakterek i swoisty zapach. Niech te zapachy będą przewodnikiem na zakupach w stylu PRL.  Siatki /wspomnienie siatek na zakupy jest już tu opisane i zdjęciowo udokumentowane  w dłoń i ruszajmy!

       
Osiedlowy ciąg handlowy otwiera sklep mięsny zwany też masarnią. Cały w białych kaflach z rzędami haków na pierwszym planie, które w czasach mięsnej obfitości uginały się od rumianych kiełbas, boczków i pękatych szynek. Ach, jak to mięsko pachniało… Jeszcze wtedy chyba naturalnym zapachem wędzarni? Może dlatego zapach ten był tak wyrazisty i przyjemny? Pewnie, że wśród tych miłych woni czasem trzeba było stać w kolejce i wysłuchać plotkujących kobiet. Czasem odejść z kwitkiem… Bo towaru brakło. Cóż, tak też było lecz miłe wrażenie zapachowe w pamięci pozostało.

        Zaraz obok jest sklep jarzynowy pełen zapachu kiszonek. Zimą czy latem – kiszone ogórki i kapusta to był kulinarny mus. Bo i cóż innego w tamten czas bez całorocznych jabłek i cytrusów? Okazyjne dostawy cytryn i pomarańczy zapachu nie zostawiały bo znikały w mig!

        Ale, ale wyraźny zapach wyczuwamy w sklepie gospodarczym. Tu mamy podręczny skład wszystkiego: szklanki, kieliszki i domowa chemia. Tu pachnie kartonowymi pudłami, drewnianymi wiórami oraz mydłem, a czasem naftą lub rozpuszczalnikiem do lakieru. 

        Sklep ogólnospożywczy też miał specyficzny zapach. Tu żaden produkt nie wybijał się swym aromatem – jednak ich suma i mieszanka dawała efekt ogólny jako zapach jedzenia. Bez wątpienia tu sprzedawano żywność. 

        Osiedlowe sklepy zapewniały najważniejsze, codzienne potrzeby zwyczajnego obywatela. Po pozostałe, potrzebne do życia produkty trzeba już powędrować nieco dalej, czasem, aż „do miasta” – jak określano podróż poza osiedlowe opłotki.

        Po zeszyty i ołówki  do sklepu papierniczego, który nawet bez stosownego szyldu rozpoznaje się po zapachu papieru. Po materiał na sukienkę – do tekstylnego gdzie króluje zapach tkanin, często bawełny i lnu. Po tasiemkę i guziki - do pasmanterii strojnej w milion pudełeczek i szufladek. Po buty – do obuwniczego pachnącego skórą i szewskim klejem. Po wódkę – do monopolowego. Po perfumy – do pachnącej bajkowo drogerii. A po książki i gramofonowe płyty – do księgarni. Oooo, tu zapach nie odgrywał żadnej roli wyparty przez bezwonną lecz wyraźnie wyczuwalną aurę doznań intelektualnych. Tak, księgarnia nie pachniała lecz pozwalała chwytać tchnienie kultury i sztuki. Podobnie jak Kiosk Ruchu z malutkim okienkiem wymagającym usłużnego skłonu, aby poczuć zapach farby drukarskiej na świeżutkich codziennych gazetach właśnie dostarczonych z drukarni. To był zapach informacji przyprawionych  dawką propagandy. Ciąg branżowych sklepów zamknę prozaiczną piekarnią z jej nieziemsko pięknym aromatem świeżego chleba… Bez polepszaczy, bez barwników za to z uroczo chrupiącą błyszczącą na brązowo skórką. Ach…

        Na współczesnej ulicy dominuje ciąg lśniących szkłem i marmurem  banków gdzie pieniądze nie pachną szczelnie zamknięte w bankomatach i sejfach. Dobrze chociaż, że licznie występujące kebaby i frytkarnie dają jakieś swojskie zapachy i nieco ocieplają miejski krajobraz. Na zakupy jedziemy do wielkich marketów gdzie wszystkie produkty występują jako szczelnie opakowane w słoiki, kartoniki oraz folie. Żaden zapach nie ma tu szans. No, chyba, że sprytny menager rozpyli sztuczną substancję o zapachu kawy i świeżej bułeczki w okolicy regału z pieczywem, które świeże było przed zamrożeniem. Nikt nie wymyślił jednak sztucznej mgły imitującej intelektualne doznania, aby spryskać nią kosze z „tanią książką na wagę”.

        Co było, a nie jest – nie pisze się rejestr. Ale powspominać można, prawda? Miłych zakupów!


 ps  Dziękuję komentatorce i obserwatorce blogów, miłej haniafly za inspirację i temat do wspomnień. Darz blog, koleżanko:))

ps  Siatki na zakupy można kupić współcześnie tutaj: sklep z siatkami PRL

26 komentarzy:

  1. Wszystkie te zapachy pamiętam i z jednym się nie zgodzę. Księgarnie też pachniały i pachną mi do dzisiaj. Świeżą ksiązką, jeszcze nie zaczytaną. To było i jest cudo...
    Podobno jako stary palacz mam mało wyczulony na zapachy nos ale zapach księgarni wyczuję zawsze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renatko, jasne, że księgarnie mają zapach książek - zamieniłam tu jednak ten zapach na atmosferę otaczającą książki z powodu atencji jaką ich darzę. Tak aby uwypuklić znaczenie książek i wywyższyć je ponad zapach wędzarni czy kiszonej kapusty:))

      Usuń
    2. O tak, księgarnie, a właściwie książki pachniały pięknie, ileż ja się tych książek nawąchałam ;)

      Usuń
    3. To był bardzo pozytywny kierunek wąchania:))

      Usuń
  2. Faktycznie zapach księgarni wypełnionej świeżo wydrukowanymi książkami zawsze był atrakcyjny, ale dopiero kurz oraz zapach pleśniejących i kiszonych na regałach starych książek i dokumentów w antykwariatach to było coś!
    Mieszkałem blisko osiedlowej piekarni, więc zawsze pierwszym sygnałem do walki o świeże wypieki był taki specyficzny zapach gotowanej sody z mydłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno zapach antykwariatu był wyjątkowy bo do aury intelektualnej i artystycznej dołożyć należy aromat historii! To było coś, masz rację!
      Wytłumacz się z tego mydła z sodą. Czy to zapach sprzatania po wypiekach?

      Usuń
    2. Mam dość dobrze rozwinięty zmysł powonienia, ale ten zapach pieczonego chleba wydobywający się z piekarni zawsze kojarzył mi się ściśle z gotowaną bielizną. Podejrzewam, że był to efekt stosowania sody zarówno w piekarniach jak i pralniach. Może ktoś z Czytelników pomoże w rozwiązaniu tej zagadki?

      Usuń
    3. No właśnie, prosimy o pomoc bo ja nadal nie rozumiem związku chleba z mydłem. Może to efekt zapadłych w podświadomość przeżyć? Dokonajmy psychoanalizy:)

      Usuń
    4. Ja czyszczę piekarnik sodą. Może w piekarniach też tak robili?

      Usuń
    5. Odwiedzając piekarnię w celu nabycia świeżego chleba nigdy nie czułam zapachu innego niż chlebowy. Piekarnia była w pobliżu osiedla, w zasięgu spaceru dziecięcymi nóżkami,a zapach chleba był wyraźnie wyczuwalny i dawał sygnał do wymarszu.
      Tak więc zapach mydła z sodą, który zapamiętał anzai musi mieć jakieś specjalne uzasadnienie.

      Usuń
  3. a o pustych pułkach na których tylko stał ocet to żeście zapomnieli ?
    Nie wiem tylko dlaczego mówi się i pise w historii o occie ?
    A o braku sznurów do snopowiązałek to zapomnieliście ?
    Tylko chyba nie brakowało papieru toaletowego , o którym pisze nowa historia
    A pamiętacie informacje, że zdrożała kaszanka a staniały lokomotywy ?
    Czuwaj Mirek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuwaj Druhu! Nie zapomniałam o półkach z octem ale tematem tekstu jest spacer po sklepach w czasie relatywnej obfitości towaru. Przecież nie zawsze był tylko ocet, nie zawsze brakowało papieru toaletowego. Niestety, PRL często jest kojarzony wyłącznie z tym najgorszym okresem braku wszystkiego. A ja próbuję pokazać to lepsze oblicze PRL. Przecież nie zawsze było źle...

      Usuń
  4. Dziękuję Beciu za podjęcie tematu. W moich okolicach w pobliskim miasteczku jeszcze nie tak dawno funkcjonował taki sklep GS-owski z przysłowiowym mydłem i powidłem. Zapach w takich sklepach był niepowtarzalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak miło, że jesteś:)) Czekam na kolejne pomysły.

      Usuń
  5. Klik dobry:)
    Pięknie powiedziane: Kiosk Ruchu z malutkim okienkiem wymagającym usłużnego skłonu... Pamiętam te okienka, ale nie wpadłabym na takie ich opisanie.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi,hi,hi... Takie okienka były także na poczcie oraz w wielu urzędach. W tym przypadku faworyzowane były osoby niskie bo skłon nie musiał być głęboki:))

      Usuń
  6. W pamięci przechowuję zapach świeżo mielonej kawy, która gdy była "rzucana" na półki sklepowe, sprzedawana była w ziarnach. Można było po kupieniu 10 dkg paczki, poprosić o zmielenie na miejscu w takich dużym młynku. Być może teraz kupuję kawę złej jakości, ale ta mielona już mi nie pachnie tak intensywnie jak tamta prosto z młynka. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Iwono! Kawą pachniały takie lepsze sklepy, głównie Delikatesy
      / ten rodzaj sklepów znikł... Teraz wszystko jest wszędzie/ bo tylko tam instalowano młynki.Kawę sprzedawano wyłącznie w ziarnach więc młynek do kawy trzeba było mieć swój lub korzystać ze sklepowego.
      Zapach był bardziej intensywny z powodu świeżości mielenia. Nie sądzę aby gatunek był lepszy niż teraz. Chociaż, kto wie?

      Usuń
    2. Kawa była wyłącznie w torebkach po 10 dag. Kto by dziś kupił taką drobną ilość kawy? Rozpuszczalna była tylko w Pewexie, z wyjątkiem polskiej kawy Marago, która na jakiś czas się pojawiła za Gierka - w jakimś serialu "Figo-fago, kawa Marago, kobieta nago".
      allensteiner.

      Usuń
    3. Kawa Marago była sprzedawana w "złotych" saszetkach zawierających ilość na jedną filiżankę. Ale amatorów takiej kawy nie było zbyt wielu. często wykorzystywano Marago jako składnik kawowych deserów, tortów.
      Faktycznie, kawa była porcjowana po 10 dkg - uznawano ją trochę jako towar luksusowy, coś wyższego klasą od herbaty.

      Usuń
  7. ...bo sklepy cynamonowe już tylko u Schulza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak:)) Trzeba to przyjąć z pokorą i zachować zapachy w pamięci.

      Usuń
  8. Bet, a ty wiesz jak pachniało u nas z piekarni "u Fredka". Dzisiejsze sztuczne aromaty maja się do tamtego jak pięść do nosa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymaj ten zapach mocno w pamięci - nikt ci go nie zabierze.

      Usuń
  9. Właśnie wczoraj moim wnukom opowiadałam, jak za czasów peerelu było i że bardzo tesknię do tego najwspanialszego czasu w naszej Ojczyźnie. Bardzo brakuje mi tego klimatu i społecznego życia (bo wtedy ludzie byli inni, niż dziś) tych naturalnych zapachów w sklepach i jedzenia, które było ekologiczne (bez gomo i tych innych chemicznych świństw) a także słodycze miały całkiem inny smak, aniżeli te dzisiejsze. Dosłownie wszystko było inne (czyste i zdrowe) a dzisiejsze wszelkie produkty, nie mają w ogóle z nimi żadnego porównania w niczym. No i te siateczki na zakupy, które noszę po dziś dzień. Nie cierpię tych rekalamówek, budzą we mnie niechęć by z nich korzystać (śmieciowe tworzywo) które wszędzie zanieczyszcza naszą piękną naturę. Klimat każdych świat, także był całkiem inny od dzisiejszego i tego właśnie mi jest najbardziej brak, jak i jednosci ludzi. Po prostu, to co dzieje się i jest dziś, to nie mój świat. Coraz trudniej żyć z wielu powodów, a największym jest ten pełen nienwiści i zazdrości, oraz różnego rodzaju podziałów klimat w naszym narodzie. Jak czasem, to strach się bać. Roztkliwiłam się już wczoraj, gdy opowiadałam moim wnukom o świecie mojego dzieciństwa - młodości i dojrzałości, a teraz gdy o tym wszystkim piszę... po prostu pęka mi serce z tesknoty za tamtym czasem, jak też z powodu tego co dzieje się i jest obecnie :( Przerażający czas...

    ...Dziękuje Ci za ten wspaniały klimat wspomnień...
    Moc serdeczności Bea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło, że dołączyłaś do naszego grona wspominaczy:)))
      Też twierdzę, że nasze czasy były wspaniałe i to chyba jednak nie tylko tęsknota za młodością... A może? Może wspominamy bardziej młodzieńcze lata niż klimat PRL-u? Ważne, że mogliśmy przeżyć dobry czas głównie dzięki kontaktom z innymi ludźmi. Tego chyba najbardziej teraz brak. Bo często nawet sąsiadów nie znamy, nie spotykamy się jak dawniej, nie świętujemy wspólnie. Sms z życzeniami to jednak nie to samo co imieniny u cioci. Prawda?
      Diagnozę obecnych czasów podzielam w 100% i ubolewam także.
      Pozdrawiam i zapraszam do częstych odwiedzin i wspólnego wspominania.

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.