Dawno, dawno temu… Bajka o takim tytule była obowiązkową
lekturą szkolną dla najmłodszych uczniów. Mam w pamięci „jak żywy” taki oto
obrazek: Pani nauczycielka w mocno dojrzałym wieku o stosownie doń obfitych
kształtach, odziana w granatowy chałat z błyszczącej podszewki zasiada na
blacie pierwszej w środkowym rzędzie ławki frontem do klasy /nam-dzieciom,
zabraniano takiego siadania, ale Nauczyciel miał swoje przywileje/ i otwiera
książeczkę. Jeszcze tylko swoistym ruchem odgarnia niesforny kosmyk siwych
włosów, który jakimś sposobem wymknął się z uplecionego na czubku głowy koczka.
Sprytnie /stara metoda wychowawcza!/ wybrana wysoka pozycja i uważny lecz
stanowczy wzrok zza drucianych okularów wystarczał do uspokojenia kilku
niespokojnych dzieciaków. Nawet chłopaki przestają dłubać w kałamarzu, a
dziewczynki wygodnie podpierają buzie na zaciśniętych piąstkach. Zapada cisza i
nauczycielka rozpoczyna czytanie bajki o mądrym i troskliwym królu, który
szukał sposobu na poprawę bytu dla swojego ludu. Zamiast oczekiwanego złota
odkrył magiczną moc nasion lnu i pożytku z uprawy tej rośliny. Może ktoś ma
chęć, aby tę śliczną bajkę autorstwa Marii Konopnickiej przeczytać od nowa?
Nauczycielka zamyka książkę i białą kredą na czarnej tablicy
maluje obrazki przedstawiające proces produkcji tkanin lnianych. Stąd wiem co
to jest: paździerz, międlenie, tkanie, wybielanie i skąd pochodzi nazwa
miesiąca „październik”! Takich to mądrości uczyła stara szkoła. Docenić len
nauczyłam się dużo później gdy nastała moda na tkaniny lniane. Było to po
okresie zachwytu nad nylonem i non ironem i tuż przed euforią nad tłoczoną we
wzory krempliną. A może równolegle z modą na wymienione tkaniny? Społeczeństwu
zaproponowano przewietrzenie spoconych pod sztucznymi materiałami ciał i
okrycie ich naturalnym lnem. To było modowe odkrycie! Miastowe modnisie /i ja
też!/ zapragnęły lnianych spódnic i sukienek, a swoje mieszkanka w rozmiarze M-3
zdobiły lnianymi zasłonami, obrusami, serwetami… To cóż, że len gospodarczy
wymagał prasowania i krochmalenia, a na ubraniach tworzyły się zamięcia i
fałdy? To cóż, że krawiecka obróbka polegała na pracowitym obrzucaniu szwów i solidnego
zabezpieczenia przed strzępieniem brzegów materii? Ale za to jaka lekkość i
komfort noszenia! Jaki szyk i uroda lnianej odzieży! A na duże okazje elegancko drukowany lniany obrus lub zestaw
serwet to idealny prezent w kraju jak i za granicę. Z tych wszystkich powodów,
dla zaspokojenia modowych potrzeb i podkręcenia gospodarki otwarto sieć sklepów
pod nazwą Polski Len. Wyroby tekstylne pod tą marką wkrótce stały się hitem
eksportowym PRL i zawojowały świat!
Skąd
te lniane wspomnienia? A przez to, że przy niedawnych porządkach z szafy
„wyszły” te kolorowe cuda pokazane na zdjęciach. Leżały cichutko wiele lat,
zapomniane, wykrochmalone i wyprasowane „na blaszkę”. A są to po prostu
kuchenne ścierki, z racji swej urody, nigdy nie zastosowane do codziennego
użytku. Bo jakże takim cudem ścierać rozlany sos? No jakże to? Zachwyciłam się na
nowo zarówno ludowym motywem kwiatowym, tańcującą z górnikiem krakowianką jak i
próbką artystycznej abstrakcji. Na kuchennych ścierkach! Taką estetykę dnia
codziennego proponował „szary” /?/ PRL.
I
tak to z lnianą nitką wysnuły się dziecięce wspomnienia. Przy okazji „dostało
się” mojej nauczycielce w błyszczącym chałacie i chłopakom z piątej ławki
grzebiącym w kałamarzu. Hi, hi, hi… Tak to ze lnem było!
No tak... tez pamiętam tą "bajkę" Ale mi się len kojarzy tylko z uciążliwym prasowaniem. Moja mama haftowała :) moje próby szybko się skończyły. Ale podoba mi się precyzja
OdpowiedzUsuńA ja lubię prasować:))) Taki ze mnie dziwoląg.
UsuńŚliczne te ściereczki i dobrze, że je zachowałaś. Teraz to ja podobne przywoże z Madery albo skąś tam...
OdpowiedzUsuńA potem nastąpiła moda na wygnieciony len i trwa do dzisiaj....len, płotno i bawełna ..hmm w tym się chodzi pięknie..
Ściereczki zostały potraktowane z godnością należną ich wiekowi. Ponownie wyprane i wyprasowane, pomimo braku krochmalu, na "blaszkę". Zachowały sztywność sprzed lat chyba:))
UsuńTeż były u mnie w domu takie ściereczki, małe, duże, aż do obrusów, ale nie uchowały się, bo wiadomo ... Łódź, miasto włókienników, głównie tkaczy lnu, więc podaż przewyższała popyt, poza ściereczkami używało się pościelowego i bielizny nocnej. No i były używane nie do wycierania, ale do do podkładania pod sprzęty kuchenne, aby nie plamić mebli. Rybek nie miałem, ale róże takie same jak u Ciebie.
OdpowiedzUsuńNiektóre ściereczki używałam jako serwetki na stoliki, blaty oraz pokojową ławę. Moda na ławę przeminęła i serwetki poszły na spoczynek:)) Ale jest im miło, że są uwiecznione w sieci na wieki wieków.
UsuńByły, były. Pamiętam też u mamy. A gdy poszłam "na swoje" to sama malowałam na lnie obrusiki. Były jednak używane i nie przetrwały. Te fabryczne też nie.
OdpowiedzUsuńSkoro były mocno używane nie miały szans przetrwania:)) Ale przynajmniej Twoja pamięć odświeżyłam.
UsuńA hoj Bet!
OdpowiedzUsuńA pamiętasz ten spot reklamowy?
"Polski len
zdobi ciebie
i Twój dom?"..
wszystkie obecne odpadają!
A teraz tak poza konkursem..
Bet,kłaniam się nisko..
Aleś dała pokaz artyzmu..!!!
Zamilczę już,bo mowę mi odjęłłłooo..
Tak, pamiętam taką reklamę.
UsuńAle co do artyzmu to nie moja zasługa. To projektant wzorów tkanin wykazał się talentem i dobrym gustem. Bo te serwetko-ścierki są bardzo gustowne.
Mniejsza o stare, zabytkowe ścierki (nie wiem, po co krochmalone, ścierka po nakrochmaleniu przestaje być ścierką). Ciekawsze, czy obecnie w szkołach można się dowiedzieć, skąd się taka ścierka bierze? No i - że powstawała już w zamierzchłych czasach, zanim powstały komputery...
OdpowiedzUsuńTo ja, allensteiner po dłuższej nieobecności
UsuńMiło, że jesteś! Prezentowane ścierki były krochmalone z powodu że nie były używane jako ścierki😉
OdpowiedzUsuńWątpię czy program nauczania przewiduje informacje o lnie. Po co komu takie starocie dziś? Przecież len kupuje się w sklepie a mleko bierze się z Biedronki😏
UsuńA zawarte w bajce wartości moralne i wychowawcze też godne są przekazania dzieciakom. Bez względu na ich stopień ukomputerowania.
UsuńI na koniec, allensteiner, brawo, że zwróciłeś uwagę na ten wątek dydaktyczno-wychowawczy zawarty w tekście.
UsuńNo to ja jeszcze dołączę się wyjaśniając, że ścierki krochmalono dlatego, że to dawało gwarancję termicznej obróbki, która usuwała bakterie inne drobnoustroje. To ważne, bo taka ścierka/ściereczka służyła głównie do wycierania sztućców na stole i ew. ust, po posiłku spożywanym przez różne osoby (a wiadomo, bakterie obcych są groźniejsze od własnych domowych).
UsuńU mnie też używano tych ścierek jako elementu zastawy stołowej (pod szklanki, kubki, talerzyki) i te już nie musiały być krochmalone.
Zauważyłeś, że teraz krochmal wyszedł z powszechnego użytku? Dawniejsze prania nie obywały się bez takiego wykończenia. Bielizna pościelowa bez krochmalu była uważana za błąd w sztuce prowadzenia domu:)) Aspekt bakteriobójczy jest istotny lecz estetyczny chyba był bardziej brany pod uwagę. Pod tym względem ważne było także prasowanie. Prasowano zwykłe ścierki, ręczniki a zwłaszcza dziecięce pieluszki.
UsuńNo, ale nie mieliśmy wtedy tak silnych środków piorących. To jest chyba jakieś usprawiedliwienie dla współczesnego unikania krochmalu i żelazka?
Jak wiesz rodzice moi mieli m.in. magiel. Pamiętam, że większość prania przynoszona do maglowania była już nakrochmalona. Po maglowaniu (jak i po prasowaniu) zyskiwała tą dodatkową gładkość.
UsuńGładkość i sztywność. Krochmalna pościel dawała uczucie chłodu i świeżości. Ale w ręcznym prasowaniu wymagała użycia sporej siły.
UsuńWiem, że to tylko dziwny zbieg okoliczności, bo zapewne chodziło ci o krochmaloną pościel, ale moi dziadkowie mieli magiel na ulicy ... Krochmalnej. :)
UsuńTo znakomita lokalizacja dla pralni:))) Nie mów mi i przypadku :)) Dziadkowie wiedzieli co robią już wtedy znali się na marketingu:))
UsuńBet, ja uważam, że dzisiejsze pranie jest mniej higieniczne, niż to dawne. Pierzemy w niskich temperaturach, często nie prasujemy. Wyobrażam sobie, ile bakterii różnej maści namnaża się w wilgotnych bębnach i przewodach w pralkach automatycznych.
UsuńKrochmal jest w sklepach w małych rożkach papierowych. Wczoraj krochmaliłam serwetki.
Bet, wiedza, że mleko bierze się z Biedronki, to już wielka wiedza. Mniej uczeni wiedzą, że mleko bierze się z lodówki.
UsuńWiem, że krochmal nadal istnieje w handlu. Ja jednak zawsze robiłam go sama z maki kartoflanej, która zawsze jest w domu na wypadek przyrządzania np klusek śląskich:))
UsuńAaaa... Teraz sobie przypomniałam, że czasem wykorzystywano wodę po gotowaniu klusek albo makaronu lub ryżu nawet do usztywniania serwetek.
No tak, wiedza o pochodzeniu mleka jest bardzo zróżnicowana, ale prawie nigdy nie sięga na pastwiska:))
UsuńA ja myślałam, że dzisiejsza chemia wszystko zeżre:))
UsuńW czasach kiedy nie było jeszcze non-ironu, do kołnierzyków (gdzie nie było fiszbinów) używano krochmalu. Wtedy koszula była mięciutka a kołnierzyk sztywny.
UsuńTak,znam to z opowiadań mamy:))
UsuńNo, z tą bakteriobójczością jak efektem krochmalenia to żeście przesadziły. Zarówno pościel, jak i ścierki gotowano w specjalnym kotle z dodatkowym, dziurkowanym denkiem zabezpieczającym bieliznę przed przypaleniem. Po tej operacji żadna bakteria nie miała szans. Krochmal to wyłącznie kwestia estetyki.
OdpowiedzUsuńallensteiner
Roztwór mydlany wrze w temp. nieco poniżej 100 st.C (ok. 90), a więc nie załatwia wszystkich bakterii. Natomiast prasowanie lnu to z reguły temp. ok. 230 st. C, a to już daje radę:
Usuńhttp://www.focus.pl/artykul/jak-gorace-jest-zelazko
No proszę, naukowo dowiedzione!
UsuńKrochmal podobno roztocza lubią wcinać, więc chętnie z nami przebywały w tej wykrochmalonej pościeli.
UsuńRoztocza chyba wszystko wcinają.
UsuńMasz rację te cuda z szafy są cudne.
OdpowiedzUsuńTak, tylko patrzeć i podziwiać - nie używać! Hi, hi, hi...
UsuńA żyrafy wchodzą to szafy.
UsuńTeż tak bywa:))
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńI ja mam lniane serwetki. Służą tylko do leżenia w szufladzie i prania.
Kiedyś mieliśmy węglową kuchnię, na brzegu której wisiała brudna od sadzy i węgla ścierka. Jednak już po obiedzie, kiedy pod fajerkami wygasało, ta paskudna ściera znikała, a jej miejsce zajmowała jedna ze ściereczek z Twoich zdjęć.
I co potem? Pięknisia znikała przed kolejnym obiadem? Pełniła rolę reprezentacyjną czy też zwyczajną "ścierkową" lecz do lżejszej służby bez palenia w piecu?
UsuńAbsolutnie to była rola reprezentacyjna. Piękna ściereczka znikała, kiedy znowu rozpalało się pod kuchnią.
UsuńCzyli - taka ścierkowa arystokracja:)))
UsuńWiesz,Bet..Jak mi ciemno,głucho i wogóle psio,to we w kompie wciskam klawisz odpowiedni i już dusza się raduje!
OdpowiedzUsuńDzięki,Bet..
To bardzo miło, że poprawiamy Ci humor.
UsuńU mnie też jest dzisiaj szaro i psio za oknem.
Poprawiamy?
UsuńŁoj Bet,to ile was tam jest? Ja jestem zdolny kochać tylko jedną,ale za to dziko i wściekle! Tak wielu to nie dam rady..
Lniane ściereczki z nadrukiem, często traktowane jak serwetki, były także w moim domu. Najwięcej jednak lnianych tkanin gładkich kupowałam do haftowania. Kupowany krochmal u mnie się nie sprawdził, bo podobno tkaninę trzeba było prasować, gdy była jeszcze lekko wilgotna, a u mnie wszystko wysychało na "pieprz". Nie lubię krochmalonych rzeczy, ale jeżeli już muszę coś usztywnić, to przyrządzam krochmal sama. Bardzo interesujący i pouczający(nie tylko dzieci) tekst. Ukłony.
OdpowiedzUsuńIwono, krochmalona tkanina musi być lekko wilgotna aby prasowała się "na gładko". Dlatego wyschniętą "na pieprz" pościel trzeba było kropić wodą a potem ręcznie naciągać zgodnie z biegiem nitek i dopiero prasować bardzo gorącym żelazkiem. Potem wymyślono żelazka z nawilżaczem parowym. Ale to jednak nie to co kropienie:))
UsuńJa pamiętam, że o tej bajce w klasie rozmawialiśmy z panię Młodożeniec i że szukając określenia, w jakim kolorze jest naturalny jen powiedziała - o , taki jak włosy Iwonki:)
OdpowiedzUsuńByłaś zatem dziewczęciem o lnianych kosach... Ach, jak to wszystko pasuje do nazwiska nauczycielki:))) Pewnie dlatego tak zapadło w pamięć.
UsuńA hoj! Iwonko..
UsuńNo masz Bet! Otworzyłem Twój blog,rzuciłem okiem i pomyślałem sobie,że galerię obrazów na płótnie otwierasz! Czytam,a tu: halt!baczność!ruki po szwam! Te wspaniałe obrazki to na ściereczkach do mycia naczyń wyczarowane są!
OdpowiedzUsuńCzy dziś było by to możliwe?
A hoj Bet!
Nawet nie wiem czy ścierki potrzebne są w dobie zmywarek do naczyń?
UsuńWitaj Bet :)
OdpowiedzUsuńSklep na rogu Floriańskiej -"POLSKI LEN". Pamiętasz ? Ileż ja tam zostawiłam pieniędzy :) Jako studentka,byłam szczęśliwą posiadaczką stypendium fundowanego.
Dostawałam aż 900 zł. To była 1/3 mojej pierwszej pensji. Mówię o pensji z końca lat 70-ch :) Prawie wszystko inwestowałam w polski len :) Co miesiąc zaglądałam na Floriańską. Od drzwi czuć było zapach apretury, który był niezwykle charakterystyczny.... dla nosa i oczu :) Na ladzie leżały ogromne bele białego lnu. Na prześcieradła i na poszwy. Kupowałam przynajmniej na dwa komplety pościeli. Prześcieradła szyłam własnoręcznie na maszynie "Singer" /stoi w pokoju do dzisiaj/. Mama szyła poszwy i poszewki. Czy uwierzycie, że niektóre prześcieradła dotrwały do dzisiaj? Ściereczki podobne do Twoich także mam w swoich zbiorach. Leżą w pawlaczu i czekają :) Na kilku są przepiękne truskawki, na innych maki :) Pościel była oczywiście krochmalona, potem naciągana i zanosiłam do maglowania na ulicę Brzozową. Uwielbiałam patrzeć jak właścicielka obsługiwała ogromniastą maszynę. Warstwa pościeli była nawijana
na dwa drewniane, grube wałki. Te wałki podkładane były pod ogromniastą skrzynię. Pani zwalniała koło z korbą i pudło jeździło raz w prawo, potem wracało w lewo. I tak przez 5 minut. Co to był za widok! Nigdy w życiu nie usiadłam na ławeczce po prawej stronie, bo bałam się, że maszyna się nie zatrzyma i zrobi ze mnie plasterek:) Zawsze siedziałam na przeciw magla i mogłabym tak siedzieć godzinami :) Potem szybciutko do domu i zaczynało się prasowanie. Kilkanaście ruchów żelazkiem i było po sprawie. Teraz kupiłam pościel z satyny bawełnianej i krochmalenie oraz maglowanie już mam z głowy :)
Pozdrawiam :)
Elżbietka53
Oczywiście, że pamiętam ten sklep i jego zapach! Bywałam tam często i zawsze z zachwytem. Szyłam sobie sama spódnice, spodnie a nawet żakieciki:))
UsuńMagiel także pamiętam jako magiczną, bardzo hałaśliwą maszynę oraz gromadkę kobiet zawzięcie plotkujących "jak w maglu":))
Ach, gdzie ten len się podział teraz?
Ja myślę, że dzisiaj nikt nie szuka lnu z metra ;) Potrzebujesz prześcieradło albo pościel? Idziesz do Jyska /co za nazwa/ i wybierasz gotowe, albo lniane, albo satynowe :) Kolorowe, o przeróżnych rozmiarach :) Wiem coś o tym;) Kronborg - to jest to, co mnie zachwyca:)
UsuńElżbietka53
Zaintrygował mnie tytuł Twojego Bloga. Bardzo ciekawe treści umieszczasz, z tamtych dobrych czasów. Nie obiecuję codziennych wizyt i częstych komentarzy, ale napewno z wielką przyjemnością będę tu wracać i Cię czytać oraz komentować...
OdpowiedzUsuńMoc serdeczności Bet
Z przyjemnością witam nowego gościa! Bardzo proszę, rozgość się i przybywaj często:))
UsuńOdwzajemniam serdeczności:)
Bet,blogerka Danusia(Meszek.pl) z kręgu Malinki umiera na raka..Ratujmy Ją!!!
OdpowiedzUsuńciekawy artykuł
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńBardzo dużo masz tych ścierek lnianych :) Wzorki bardzo ładnę.
OdpowiedzUsuńMam też obrusy! Obecnie przywrócone do życia po latach zalegania w pawlaczu. Nie mogę się nimi nacieszyć na nowo:))
Usuń