Uległam współczesnej, październikowo - listopadowej modzie na
dynie. Uległość ta stopniowo przeistoczyła się w fascynację i wielką dyniową
miłość. Przymiotnik „wielka” jest tu jak najbardziej adekwatny jakkolwiek nie
każda dynia jest tą odmianą olbrzymią. Ooo, nie. Kocham także dyniusie
malutkie, cudownie pomarańczowe oraz ich blade koleżanki o kształcie maczugi. Nie
potrafię już oprzeć się urodzie dyń i kupuję je nieomal już nałogowo. Ostatnio serce me skradła i do koszyka
wskoczyła taka dorodna i cudna dynia.
Jakże się do niej nie uśmiechnąć i nie
przygarnąć? Rację miał pewien hodowca dyń prawiąc, iż dynia jest warzywem
bardzo miłym bo prawie zawsze wywołuje uśmiech. To prawda, chociaż niecni
ludzie wykorzystują jej wizerunek stylizując dynie na halloweenowe straszydła.
Niegodziwcy. Ale, ale… Niewykluczone, że ta właśnie wredna stylizacja walnie
przyczyniła się do triumfalnego powrotu dyni i jej dynamicznie rozwijającej się
kariery.
Przejdźmy jednak do konkretów. Urodziwa dynia, zaraz po sesji
zdjęciowej, została dość brutalnie przerobiona na dyniowe puree. Niestety,
stało się to za pomocą ostrego noża oraz wysokiej temperatury piekarnika.
Sorry, ale taki… Jest los warzyw, nawet tych najpiękniejszych. Moja dynia okazała się pięknością z gatunku nieco
złośliwych co okaże się jasno i w kolorze w finale notki. Póki co, udało się
uzyskać pięknie pomarańczowe, gęste i puszyste puree, z którego powstać ma
dyniowe ciasto.
Z entuzjazmem sięgam po mą zabytkową kuchenną wagę, aby
odmierzyć potrzebne 250 g złocistej masy dyniowej. Trrraach… Cenny zabytek
rozlatuje mi się w rękach i nic już nie odmierzy. Bunt jakiś czy co? Wagi
zastępczej brak więc w desperacji czytam raz jeszcze recepturę i znajduję tam
wskazówkę, że 250 g musu z dyni równa się 250 ml. Hurrra! Miarkę mililitrową
mam. Mieszam, roztapiam, miksuję, przesiewam wszystkie składniki zgodnie z
recepturą, a na koniec… Siuuup do pieca! Rośnie, rumieni się, pachnie zgodnie z
przepisem. Wkrótce po wyjęciu z piekarnika ciasto robi powolne puuuufff… I z godnością opada formując w swym wnętrzu
klasyczny, rozległy zakalec. Radość
opada równie szybko jak klapnięte ciasto.
No
i nie mówiłam, że złośliwa ta dynia? Tak mi odpłaciła za potraktowanie nożem i piecem.
W odwecie, resztę musu przerobiłam na zupę. Zupa zawsze się udaje i w tym
jedyne pocieszenie dla feralnej piekarki.
Jaka piękna katastrofa?
Upiekłam chleb z dynią, zrobiłam kilka słoiczków musu na "zaś" i odrobinę zamroziłam. W tym roku jakoś nawet na dynię nie mam ochoty
OdpowiedzUsuńDo chleba już nie mam odwagi się zabrać. Piekłam chleb wg Twojego przepisu " Mój ci on" i raz udał się a raz nie.
UsuńMam też trochę musu zamrożonego i dynię w kosteczkach też zamrożoną więc nie mówię stanowczego NIE dla dyni.
Jak już pisałem na blogu Iwony Kmity, znam wiele przepisów z dyni, ale nadal tajemnicą pozostają dla mnie przepyszne ciasteczka mojej babci w których poza miąższem dyni dodatkowym składnikiem były podsmażane pestki z dyni. Dynię lubię w każdej postaci, nawet tę zaprawianą octem.
OdpowiedzUsuńMoże niech lepiej ciasteczka pozostaną we wspomnieniach? Przynajmniej nic ich nie zepsuje:))
UsuńPestki z tej "złośliwej dyni" suszę przy kaloryferze. Może chociaż z nich będzie pożytek?
Lepiej połóż je na kaloryferze, bo mogą się zepsuć.
UsuńWysychają fajnie.
UsuńJaka pracowita jesteś! Ja pestki beztrosko wyrzucam ;)
OdpowiedzUsuńTeż wyrzucałam, ale tym razem zrobiło mi się ich żal.Pewnie wyrzucę je trochę później bo nikt nie będzie miał cierpliwości do łuskania:))
UsuńJa też wyrzucam... A twoje ciasto wygląda bardzo ładnie, mam nadzieję, że mimo zakalca dobrze smakuje. U mnie dziś zupa - jak zawsze wyszła wspaniale:)
UsuńNiestety, ciasta nie dałam nikomu do zjedzenia:)) Wyrzuciłam z bólem serca, bo bardzo rzadko zdarza mi się marnować żywność. Zupa dyniowa też zawsze mi się udaje. Zdradzę sekret: daję mleczko kokosowe w charakterze rozpuszczalnika masy dyniowej. I sporo kurkumy i imbiru.
UsuńSmacznego!
Wprawdzie kilka osób (Maradag, Iwona Zmyślona) już opisało swój stosunek do zakalca i pestek z dyni to jednak
Usuńchciałbym przypomnieć, że w k a t e g o r i i p e s t e k d y n i a b i j e n a g ł o w ę i n n e p e s t k i tego typu, i jako taka j e s t n a j s m a c z n i e j s z y m d o d a t k i e m . Jest dobry sposób na taką obróbkę pestek, aby ich czubki same się otworzyły. Zakalca, szczególnie dyniowego i drożdżowego, też uwielbiam, ale tak jak i z innymi potrawami nie można dużo i na raz, wtedy jest OK. Na zakalce też mam dobry sposób na to, aby się nie tworzyły, a jak już się zrobią, to jak je wykorzystać.
Andrzej Rawicz (Anzai)
Informuję, że moje pestki są zjadane. Wczorajszego meczu nie przetrwało dość sporo z nich. Dochodzę do wprawy w ogryzaniu brzeżków pestki i wydłubywaniu cennej pestki.
UsuńA co jesteś taki tajemniczy? Zdradź swoje sposoby na pestki i zakalce.
Pestki należy "wyprać" z resztek miąższu, namoczyć tak jak groch przed gotowaniem, i dopiero potem suszyć dość szybko w jakiejś suszarce. Ja jednak wolę tradycyjnie, bo te dłużej się trzymają.
UsuńA zakalce wszelkie załatwiam mechanicznie, czyli kruszenie, suszenie, i mielenie. W takiej postaci nadają się do zastosowania tak jak bułka tarta, są tylko o wiele smaczniejsze. Można też z nich ponownie zrobić ciasto, ale to już większa sztuka. Przepisów nie podaję, bo każda dynia i zakalec mają swoje wymagania.
Intuicyjnie postępując pestki wyprałam i "odciekłam" na sitku.Suszenie było średnio gwałtowne bo na kaloryferze przy pomocy ręcznego mieszania od czasu do czasu.
UsuńO! Obróbka mechaniczna zakalców jest godna zapamiętania. Na bułkę tartą zdają się nadawać zakalce drożdżowe i może kruche. Zakalec dyniowy jakoś nie pasuje mi nawet do zmielenia:)) Ale rację masz, że trzeba kombinować w zależności od możliwości i potrzeb.
No to prawie doskonale! Jednak z pestkami trzeba tak jak np. z makiem, zamoczyć i czekać aż zaczną pęcznieć, wtedy są jeszcze smaczniejsze.
UsuńAcha, następne pestki namaczam po wypraniu:)) Hi,hi,hi... Odwrotnie niż w reklamie:))))
UsuńA na jakim programie porać? U mnie nie ma specjalnego programu do pestek. Namaczanie mam. :)))
UsuńPorać ręcznie:)))
UsuńHi, hi, hi... A porać nie pisze się poradź? ;) :)))
UsuńNo właśnie! No to poradź jak prać:))
UsuńPyszny est keczup z dyni i zawsze się udaje.
OdpowiedzUsuńMam ketchup z cukinii, sama robiłam:)) Poproszę o przepis na ketchup dyniowy, chętnie wypróbuję.
UsuńPiękny zakalec! Palce lizać. Od razu przypomina mi się śp. wujek Heniutek, który uwielbiał zakalce. Mama dzwoniła: upiekłam ciasto...zakalec... Wujek meldował krótko: przyjezdżam! :-))
OdpowiedzUsuńZa późno ta wiadomość. Zakalec już w kuble, nie miałam odwagi nikomu go dać.
UsuńWielka szkoda, że mieszkamy tak daleko od siebie. Nie lubię pure z żadnych warzyw, ale zakalcowe ciasto i pestki do łuskania, to jest to co lubię najbardziej. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWielka szkoda, że dzieli nas odległość bo chętnie podarowałabym pestki:)) Zakalca raczej nie, bo bałabym się ewentualnych problemów z brzuchem:))
UsuńAle miło, że nie potępiasz nieudanego ciasta.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńKatastrofa faktycznie z gatunku urodziwych. A zupa z dyni najlepsza.
Pozdrawiam serdecznie.
Też mi się podobała i dlatego pokazałam:)) Co prawda nikt mnie nie pochwalił za odwagę pokazywania katastrof ale co tam!
UsuńToż katastrofy to najbardziej nośny temat medialny.
UsuńHi,hi,hi... Ale nie na blogach:)))
UsuńNa blogach też wskazane katastrofy. Niektórzy bardzo je lubią. Czasem, gdy pokazuje się coś ładnego, pojawia się komentarz, np: dobre ale może się zepsuć, ładne ale posiwieje, wesołe ale smutno sie skończy itd... itp...
UsuńDobre:))) W takim razie czuję się jak najbardziej "trendy". Zakalca już nie można zepsuć.
UsuńWitaj Bet! Ten kociokwik na ten temat skwitować tylko należy krótkim"A paszoł won!".
OdpowiedzUsuńPewnie,że tradycje rodzime..no pewnie.
Ale już w Europie jesteśmy i komu wolno,tak skolko ugodno..WOLNOŚĆ,O KTÓRĄ TAK DŁUGO WALCZYLIŚMY...Jest! Mimo takich tam...
Oj tam, oj tam, zakalec w cieście dyniowym to żadna katastrofa, spokojnie można zjeść, no chyba że ciasto niedopieczone ;)
OdpowiedzUsuńA na "łatwe" pestki trzeba siać dynie bezłupinowe, u mnie pięknie obrodziły w tym roku :)
Dopieczony był ale taki jakiś "zakalcowaty" ten zakalec:))
UsuńPestek w łupinach nikt nie chce jeść bo "za dużo roboty" aby sie do nich dostać.
I właśnie po to "wymyślono" dynie bezłupinowe :)
UsuńCiasta dyniowe zawsze piekę około 10-15 minut dłużej niż zwykłe, jeszcze mi się zakalec nie przytrafił, ale...wszystko przede mną ;)))
Dobrym gospodyniom zakalce się nie przytrafiają:)) A bezłupinowych nie znałam:(( Trudno, sama pokonam te łupiny. Dłubię je jak wiewiórka.
Usuń