obraz udostępniony przez autorkę, Maradag |
W maju 2013
roku, komentując odejście ulubionej blogerki, Renata pisała na swoim blogu:
„Jakos obeszla mnie ta smierc. Przeciez nie
znalam osobiscie, nie zawsze sie z nia zgadzalam, nie znosilam troli wsrod jej
komentatorow. A jednak zzylam sie jakos z nia, brakuje mi jej wpisow.
Bylo tak, ze czlowiek otwieral komputer i co tam znowu Maria Dora napisala. I
nie ma jej juz w blogowisku.'
Nie ma jej jako Marii Dory i nie ma jako istniejacego czlowieka...”
Nie ma jej jako Marii Dory i nie ma jako istniejacego czlowieka...”
No
i ja teraz mam tak samo.
Przeglądam więc blog „W jesieni życia”,
przewijam posty, czytam komentarze kierowana refleksją autorki bloga z 2013
roku: *„Zastanawiajace
jak mozna sie przyzwyczaic do zupelnie nieznanej osoby.”
Faktycznie, zastanawiające… Ale
prawdziwe.
Renata
bardzo dużo opowiadała o sobie i swoim barwnym życiu w kraju i na emigracji.
Opowiadała prosto i bez upiększeń. Dlatego zapamiętam ją jako bardzo dzielną
kobietę twardo walczącą o byt, bystrą obserwatorkę i komentatorkę otaczającej ją
rzeczywistości, aktywną i czasem nieomal szaloną kreatorkę wydarzeń swojego życia. Wrażliwego i dobrego człowieka.
Kobieta
walcząca. Walcząca o swoje miejsce na ziemi i w sercach bliskich, i jakże często po prostu zmagająca
się z techniką. Och, Reniu! Te Twoje wieczne problemy z niesfornymi kabelkami, tryskającymi
wodą rurami, niespokojnym kaloryferem! Tak było:
9 marzec 2013 - Dzis znowu walcze z elektronika. Najpierw
przestal telefon dzwonic. Potem odmowil posluszenstwa pilot od telewizora. Przeszlam
na reczne zalaczanie. Powymienialam baterie, posprawdzalam kabelki..Efekt -
telefon zaczal w koncu dzwonic,pilot jest dalej zdechly i telewizor juz nie
reaguje na reczne wlaczanie - ekran jest czarny .Nic mi nie gada w zadnym
jezyku.Elektronika mnie wnerwia. Szczegolnie jak sobie nie moge poradzic bez
jakiegos fachowca....Fachowiec kosztuje a ja przeciez chce na Kube czy inne
Malediwy.Zreszta - byl u mnie wczoraj cos na ksztalt fachowca - przyszedl z
kwiatkiem bo to przeciez 8 marzec byl.Ja mialam whisky.Telewizor dalej nie
dziala,ja mam kaca i co ???...
4.IV.2013 - Cale zycie marzylam, zeby wyrzucic
przez balkon przynajmniej telefon , telewizor tez chetnie a mobil uwazam
za urzadzenie szatana. Jak w tej chwili nie zaczniecie dzialac jak porzadne
urzadzenia to zrealizuje moje marzenie. Balkon mam Duzy, mieszkam
dosc wysoko tak, ze macie gwarancje ,ze was szlak trafi natychmiast.
Jestescie tu po to ,zeby mi sluzyc i macie sie tego trzymac bo inaczej wyprawa
przez balkon. Teraz wychodze. Jak wroce macie dzialac. Wszystkie i tego
wykrzyknika ma nie byc - paniatno?
12.I.16 - Problem kabelkowy rozwiązany!
Ponieważ ja jestem mało techniczna poczekałam na technika. Technik przyszedł i
padł ze śmiechu. Przełożył dwa nowe kabelki z niewłaściwych dziurek do właściwych
i sobie poszedł.
Telewizor zaczął grać, za to mi wyszedł internet. Powalczyłam znowu - już samodzielnie z kabelkami, internet wrócił. W międzyczasie zrobił się zmrok i a mnie zgasło światło. No tak - chyba żle działam na elektrykę. Na całe szczęście - znalazłam jakimś dziwnym trafem wieczorową porą żarówki w zapasie i jedna pasowała! I świeci. Nareszcie - puk, puk - odpukać wszystko mi jako tako działa.!! Tzn. wszystko co jest jakoś związane z elektryką.
Telewizor zaczął grać, za to mi wyszedł internet. Powalczyłam znowu - już samodzielnie z kabelkami, internet wrócił. W międzyczasie zrobił się zmrok i a mnie zgasło światło. No tak - chyba żle działam na elektrykę. Na całe szczęście - znalazłam jakimś dziwnym trafem wieczorową porą żarówki w zapasie i jedna pasowała! I świeci. Nareszcie - puk, puk - odpukać wszystko mi jako tako działa.!! Tzn. wszystko co jest jakoś związane z elektryką.
Blogerska działalność Renaty
także nie była usłana różami:
14.VI.2012 - walcze z ustawieniami na
bloggerze,nie przestalam pisac tylko no wiesz,nie zawsze mam wene no i walka z
komputerem.Dzis wlasnie zamiescilam moj pierwszy tekst i chyba musze go usunac
bo oprawa nic mi sie nie podoba,tzn,jeszcze nie umiem dobrze tego wszystkiego
ustawic i jak zwykle mam klopoty ze smiesznymi rzeczami…
Nie poddawała się,
pokonywała trudności blogowania
samodzielnie, krok po kroku zdobywając kolejne umiejętności. Nie sposób było
tego nie docenić więc jej kiedyś napisałam ku pokrzepieniu:
16.IV.2013 - Reno, Ty jesteś szczególnie dzielna.
Swój blog stworzyłaś sama i choć niedoskonały to jest to twój sukces.
Radość życia i ogromne
poczucie humoru przebijało się wyraźnie w Renaty opowieściach z życia
emigrantki. Relacje z podróży, opisy działalności społecznej dla
wielokulturowej społeczności lokalnej, refleksje o życiu, komentarze polityczne…
Aż kiedyś zdarzyło się takie, intymne zwierzenie:
20.X.16
- Ale ja nie chcę rozkładać się za życia, nie chcę cierpieć z bólu i
narażać bliskich na bezradność . Bo chyba nic nie ma straszniejszego dla
opiekuna jak bezradność. I czekanie na ostateczność... Chcę odejść nie
przysparzając sobie i bliskim cierpień...
Nie, Reniu. Nie da się
odejść nie przysparzając cierpienia osobom bliskim, a dalszym znajomym prostego smutku.
Dziękuję za miłe, wspólne lata blogowania i do spotkania
kiedyś!
*Cytaty i pisownia są oryginalne - autorka borykała się
brakiem polskich liter na holenderskiej klawiaturze.
Udało Ci się stworzyć post piękny i dużo bogatszy , niż ten na jaki mnie było stać 10 czerwca. Nie odnalazłam wśród swoich postów, tego który powinien być, bo Jej blog przeczytałam w całości. To z lektury "W jesieni życia" dowiedziałam się, że istnieje bardzo bliski związek między Nią a maradag. Kiedy nie tak dawno Dagmara opisywała swoje spotkanie z przyjaciółką w Polsce, pomyślałam jak to fajnie byłoby, gdyby przyjechały w najbliższej przyszłości z Renatą do starego kraju i wtedy można byłoby zorganizować spotkanie. Niestety Renata nie zawalczy z kabelkami, polskim ZUS-em. Nie wesprze siostry-artystki, romantyczki swoim trzeźwym osądem. Od dnia, gdy przeczytałam o Jej śmierci minęło 6 dni, a ja ciągle nie umiem się pogodzić z faktem, że nie poczytam ani Jej postów ani komentarzy.
OdpowiedzUsuńNo i to jest niezwykłe, że Reni udało się tak bardzo przyciągać do siebie ludzi. Tak bardzo, że jej brak jest odczuwalny. Czarodziejka!
UsuńCieszę się, że ją poznałam.
Bet, dziękuję serdecznie za ten wpis. Jeszcze nie "bywam" często na blogowisku, nie udzielam się... Ale przyjdzie czas... Musimy pozamykać wszystko tutaj.
OdpowiedzUsuńOczywiście, maradag, spokojnie musisz do siebie dojść. Czas najlepiej leczy.
UsuńPozdrawiam ciepło.
To już siódma osoba, którą poznałem na blogu, i na blogu skończyła się nasza znajomość. Jednak Renia zaskoczyła mnie najbardziej. Do końca nie podejrzewałem, że jest tak źle, żartowała, przekomarzała się, nie traciła humoru i chyba nadziei. I to jest najbardziej zaskakujące, przykre i z tym trudno się pogodzić ...
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieję, że tragiczne zakończenie choroby, która zdawała się być opanowaną, zaskoczyły Renię. Tak czy siak smutek wielki.
UsuńTo była bardzo sympatyczna osoba. Najbardziej ujęła mnie swoją szczerością w opowieściach o życiu. Taka autentyczna, niczego nie upiększała i nie udawała nikogo.
Nazywałam Ją Reną i taka zostanie w mej pamięci. Także poświęciłam Jej post, bowiem tyle radości życia było w tej naszej Reni. I tyle mądrych refleksji zostawiła.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Renia podpisywała się nickiem Rena w początkowym okresie blogowania. Podziwiałam ją za to jak samodzielnie uczyła się technik obsługi bloga.
UsuńKażdy jej tekst był ciekawy, barwny i często pełen poczucia humoru. Zasłużyła na naszą serdeczną pamięć.
.......ale po drugiej stronie stanowimy niemałą grupę blogerów i szkoda tylko, że łączność z poprzednim życiem zawodzi.
OdpowiedzUsuńA skąd wiesz, że łączność zawodzi? Może nasze blogi są czytane tam... W chmurach?
UsuńCo nam szkodzi w to uwierzyć?
Racja i tego sie trzymajmy !.
UsuńJasne, od razu lepiej!
UsuńA jeśli tak jest to Renia pewnie uwierzyć nie może, że tyle osób ją wspomina i zapamięta.
UsuńNa pewno tak jest.
UsuńZaglądałam do Reni, Ona czasem pojawiała się u mnie. Bardzo mnie Jej odejście zaskoczyło ponieważ tak jak ty Bet odniosłam wrażenie, że jest lepiej, że już odnalazła się w domu, znalazła te wszystkie rzeczy, które jej Maradag i córka posprzątały podczas jej nieobecności. A tu taka informacja. Nie mogłam uwierzyć, nadal nie mogę. Ona miała wspaniałe poczucie humoru, to rzadkość umieć śmiać się z siebie samego. Dobrze chociaż, że zdążyła odbyć tę swoją wielką podróż do Gruzji...
OdpowiedzUsuńNagła śmierć jest koszmarem dla rodziny i otoczenia.
UsuńJasne, co zdążyła zobaczyć i przeżyć tego już nikt nie zabierze.
A wiesz, Bet, że Maria Dora była jedną z moich pierwszych blogerek, z której postów uczyłem się blogowania! A... później wszystko się skończyło.
OdpowiedzUsuńPamiętam Marię-Dorę, bywałam u niej i ona też czasem była na peerelku. Wzbudzała emocje i była hejtowana przez trolle bardzo ostro. Niestety,odeszła cichutko...
Usuń