piątek, 15 czerwca 2018

Rena, Renata, Renia


       
obraz udostępniony przez autorkę, Maradag
Tak, tak, blogowa koleżanka, zasłużyła sobie na miejsce w mojej galerii ludzi zapamiętanych. Sześcioletnia wirtualna znajomość i wzajemna twórcza obecność w gronie komentatorów okazała tak znacząca, że aż niezapomniana.

        W maju 2013 roku, komentując odejście ulubionej blogerki, Renata pisała na swoim blogu: 

 „Jakos obeszla mnie ta smierc. Przeciez nie znalam osobiscie, nie zawsze sie z nia zgadzalam, nie znosilam troli wsrod jej komentatorow. A jednak zzylam sie jakos z nia, brakuje mi jej wpisow.  Bylo tak, ze czlowiek otwieral komputer i co tam znowu Maria Dora napisala. I nie ma jej juz w blogowisku.'
          Nie ma jej jako Marii Dory i nie ma jako istniejacego czlowieka...” 

         No i ja teraz mam tak samo.

 Przeglądam więc blog „W jesieni życia”, przewijam posty, czytam komentarze kierowana refleksją autorki bloga z 2013 roku:  *„Zastanawiajace jak  mozna sie przyzwyczaic do zupelnie nieznanej  osoby.”

        Faktycznie, zastanawiające… Ale prawdziwe. 

Renata bardzo dużo opowiadała o sobie i swoim barwnym życiu w kraju i na emigracji. Opowiadała prosto i bez upiększeń. Dlatego zapamiętam ją jako bardzo dzielną kobietę twardo walczącą o byt, bystrą obserwatorkę i komentatorkę otaczającej ją rzeczywistości, aktywną i czasem nieomal szaloną kreatorkę wydarzeń  swojego życia. Wrażliwego i dobrego człowieka.

Kobieta walcząca. Walcząca o swoje miejsce na ziemi i w sercach  bliskich, i jakże często po prostu zmagająca się z techniką. Och, Reniu! Te Twoje wieczne problemy z niesfornymi kabelkami, tryskającymi wodą rurami, niespokojnym kaloryferem! Tak było:

9 marzec 2013 - Dzis znowu walcze z elektronika. Najpierw przestal telefon dzwonic. Potem odmowil posluszenstwa pilot od telewizora. Przeszlam na reczne zalaczanie. Powymienialam baterie, posprawdzalam kabelki..Efekt - telefon zaczal w koncu dzwonic,pilot jest dalej zdechly i telewizor juz nie reaguje na reczne wlaczanie - ekran jest czarny .Nic mi nie gada w zadnym jezyku.Elektronika mnie wnerwia. Szczegolnie jak sobie nie moge poradzic bez jakiegos fachowca....Fachowiec kosztuje a ja przeciez chce na Kube czy inne Malediwy.Zreszta - byl u mnie wczoraj cos na ksztalt fachowca - przyszedl z kwiatkiem bo to przeciez 8 marzec byl.Ja mialam whisky.Telewizor dalej nie dziala,ja mam kaca i co ???...

4.IV.2013 - Cale zycie marzylam, zeby wyrzucic przez  balkon przynajmniej telefon , telewizor tez chetnie a mobil uwazam za urzadzenie szatana. Jak w tej chwili nie zaczniecie dzialac jak porzadne urzadzenia to  zrealizuje moje marzenie. Balkon mam Duzy, mieszkam  dosc wysoko tak, ze macie gwarancje ,ze was szlak trafi natychmiast. Jestescie tu po to ,zeby mi sluzyc i macie sie tego trzymac bo inaczej wyprawa  przez balkon. Teraz wychodze. Jak wroce macie dzialac. Wszystkie i tego wykrzyknika ma nie byc - paniatno?

12.I.16 - Problem kabelkowy rozwiązany! Ponieważ ja jestem mało techniczna poczekałam na technika. Technik przyszedł i padł ze śmiechu. Przełożył dwa nowe kabelki z niewłaściwych dziurek do właściwych i sobie poszedł.
Telewizor zaczął grać, za to mi wyszedł internet. Powalczyłam znowu - już samodzielnie z kabelkami, internet wrócił. W międzyczasie zrobił się zmrok i a mnie zgasło światło. No tak - chyba żle działam na elektrykę. Na całe szczęście - znalazłam jakimś dziwnym trafem wieczorową porą żarówki w zapasie i jedna pasowała! I świeci. Nareszcie - puk, puk - odpukać  wszystko mi jako tako działa.!! Tzn. wszystko co jest jakoś związane z elektryką.

Blogerska działalność Renaty także nie była usłana różami:

14.VI.2012 - walcze z ustawieniami na bloggerze,nie przestalam pisac tylko no wiesz,nie zawsze mam wene no i walka z komputerem.Dzis wlasnie zamiescilam moj pierwszy tekst i chyba musze go usunac bo oprawa nic mi sie nie podoba,tzn,jeszcze nie umiem dobrze tego wszystkiego ustawic i jak zwykle mam klopoty ze smiesznymi rzeczami…

Nie poddawała się, pokonywała trudności  blogowania samodzielnie, krok po kroku zdobywając kolejne umiejętności. Nie sposób było tego nie docenić więc jej kiedyś napisałam ku pokrzepieniu:

16.IV.2013 - Reno, Ty jesteś szczególnie dzielna. Swój blog stworzyłaś sama i choć niedoskonały to jest to twój sukces.

Radość życia i ogromne poczucie humoru przebijało się wyraźnie w Renaty opowieściach z życia emigrantki. Relacje z podróży, opisy działalności społecznej dla wielokulturowej społeczności lokalnej, refleksje o życiu, komentarze polityczne… Aż kiedyś zdarzyło się takie, intymne zwierzenie:

20.X.16  - Ale ja nie chcę rozkładać się za życia, nie chcę cierpieć z bólu i narażać bliskich na bezradność . Bo chyba nic nie ma straszniejszego dla opiekuna jak bezradność. I czekanie na ostateczność... Chcę odejść  nie przysparzając sobie i bliskim cierpień...

Nie, Reniu. Nie da się odejść nie przysparzając cierpienia osobom bliskim,  a dalszym znajomym prostego smutku.

        Dziękuję za miłe, wspólne lata blogowania i do spotkania kiedyś!

*Cytaty i pisownia są oryginalne - autorka borykała się brakiem polskich liter na holenderskiej klawiaturze.


18 komentarzy:

  1. Udało Ci się stworzyć post piękny i dużo bogatszy , niż ten na jaki mnie było stać 10 czerwca. Nie odnalazłam wśród swoich postów, tego który powinien być, bo Jej blog przeczytałam w całości. To z lektury "W jesieni życia" dowiedziałam się, że istnieje bardzo bliski związek między Nią a maradag. Kiedy nie tak dawno Dagmara opisywała swoje spotkanie z przyjaciółką w Polsce, pomyślałam jak to fajnie byłoby, gdyby przyjechały w najbliższej przyszłości z Renatą do starego kraju i wtedy można byłoby zorganizować spotkanie. Niestety Renata nie zawalczy z kabelkami, polskim ZUS-em. Nie wesprze siostry-artystki, romantyczki swoim trzeźwym osądem. Od dnia, gdy przeczytałam o Jej śmierci minęło 6 dni, a ja ciągle nie umiem się pogodzić z faktem, że nie poczytam ani Jej postów ani komentarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i to jest niezwykłe, że Reni udało się tak bardzo przyciągać do siebie ludzi. Tak bardzo, że jej brak jest odczuwalny. Czarodziejka!
      Cieszę się, że ją poznałam.

      Usuń
  2. Bet, dziękuję serdecznie za ten wpis. Jeszcze nie "bywam" często na blogowisku, nie udzielam się... Ale przyjdzie czas... Musimy pozamykać wszystko tutaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, maradag, spokojnie musisz do siebie dojść. Czas najlepiej leczy.
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  3. To już siódma osoba, którą poznałem na blogu, i na blogu skończyła się nasza znajomość. Jednak Renia zaskoczyła mnie najbardziej. Do końca nie podejrzewałem, że jest tak źle, żartowała, przekomarzała się, nie traciła humoru i chyba nadziei. I to jest najbardziej zaskakujące, przykre i z tym trudno się pogodzić ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam nadzieję, że tragiczne zakończenie choroby, która zdawała się być opanowaną, zaskoczyły Renię. Tak czy siak smutek wielki.
      To była bardzo sympatyczna osoba. Najbardziej ujęła mnie swoją szczerością w opowieściach o życiu. Taka autentyczna, niczego nie upiększała i nie udawała nikogo.

      Usuń
  4. Nazywałam Ją Reną i taka zostanie w mej pamięci. Także poświęciłam Jej post, bowiem tyle radości życia było w tej naszej Reni. I tyle mądrych refleksji zostawiła.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renia podpisywała się nickiem Rena w początkowym okresie blogowania. Podziwiałam ją za to jak samodzielnie uczyła się technik obsługi bloga.
      Każdy jej tekst był ciekawy, barwny i często pełen poczucia humoru. Zasłużyła na naszą serdeczną pamięć.

      Usuń
  5. .......ale po drugiej stronie stanowimy niemałą grupę blogerów i szkoda tylko, że łączność z poprzednim życiem zawodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skąd wiesz, że łączność zawodzi? Może nasze blogi są czytane tam... W chmurach?
      Co nam szkodzi w to uwierzyć?

      Usuń
    2. Racja i tego sie trzymajmy !.

      Usuń
    3. Jasne, od razu lepiej!

      Usuń
    4. A jeśli tak jest to Renia pewnie uwierzyć nie może, że tyle osób ją wspomina i zapamięta.

      Usuń
    5. Na pewno tak jest.

      Usuń
  6. Zaglądałam do Reni, Ona czasem pojawiała się u mnie. Bardzo mnie Jej odejście zaskoczyło ponieważ tak jak ty Bet odniosłam wrażenie, że jest lepiej, że już odnalazła się w domu, znalazła te wszystkie rzeczy, które jej Maradag i córka posprzątały podczas jej nieobecności. A tu taka informacja. Nie mogłam uwierzyć, nadal nie mogę. Ona miała wspaniałe poczucie humoru, to rzadkość umieć śmiać się z siebie samego. Dobrze chociaż, że zdążyła odbyć tę swoją wielką podróż do Gruzji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nagła śmierć jest koszmarem dla rodziny i otoczenia.
      Jasne, co zdążyła zobaczyć i przeżyć tego już nikt nie zabierze.

      Usuń
  7. A wiesz, Bet, że Maria Dora była jedną z moich pierwszych blogerek, z której postów uczyłem się blogowania! A... później wszystko się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam Marię-Dorę, bywałam u niej i ona też czasem była na peerelku. Wzbudzała emocje i była hejtowana przez trolle bardzo ostro. Niestety,odeszła cichutko...

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.