W piwnicy spotkałam sąsiadkę zajętą obrywaniem kiełków z przywiędłych bulw ziemniaczanych.
- takie te ziemniaki niedobre, na przednówku…. mruczała niezadowolona.
Przednówek – kolejne zapomniane słówko z przeszłości. Już nikt tak nie mówi! Czy w ogóle mamy teraz coś takiego jak „przednówek”?
A co to takiego?
To czas liczony dawno, dawno temu na wsi. Okres kończących się zapasów żywności z ubiegłorocznych zbiorów, a przed początkiem wegetacji. Czyli na przedwiośniu.
Zazwyczaj czas biedy i niedojadania. Przednówek nieodmiennie kojarzy mi się z fragmentami „Chłopów” Reymonta. To tam wygrzebywano ziemniaki z kopców, dojadano nadpsute kapusty i warzono polewki z pierwszej lebiody… często głodowano… Gdy komuś zapasy wygniły lub miał ich za mało musiał pożyczać „na odrobek” od bogatszych gospodarzy lub po prostu żebrać.
A co działo się w niejednej piwnicy na przednówku w nowożytnych, całkiem niedawnych czasach?
Najważniejsze to zdejmowanie pleśni z kapusty zakiszonej w beczce. Wyławianie „klapniętych i zdechłych” ogórków kiszonych. To czas kapuśniaków i zup ogórkowych… aby nic nie zmarnować.
Trzeba też przebrać jabłka w skrzynkach. Te twarde, bez śladów zepsucia idą bezpośrednio do jedzenia. Choć pachną piwnicą, tym zapachem przejętym od nadpsutych towarzyszy, są cennym źródłem witamin. Pozostałe egzemplarze, po wykrojeniu zepsutych fragmentów poddaje się fermentacji alkoholowej… Będzie „jabcok” lub, po destylacji, domowy „calvados". Aby nic nie zmarnować no i… trzeba jakoś przetrwać przednówek!
Kolej na przegląd stanu słoików. Nie wszystkie wytrzymały próbę czasu. Te owocowe, lekko sfermentowane zasilają produkcję „calvadosu”.
Warzywa, choć przysypane piaskiem, mizerne i przyschnięte budzą się do życia. Wypuszczają zielone listeczki. To trzeba wykorzystać! Zieleniejące pietruszki i cebule wsadzamy do doniczek jak kwiatki. Niech się zielenią na kuchennym parapecie. Będą witaminki. Tak nam ich brak na przednówku! Dalejże, zakładamy parapetowe ogródki. Siejemy na talerzyku nasionka rzeżuchy. To kopalnia witamin!
Mało mamy jedzenia. Wiejskie kobiety nie przynoszą koszyków z nabiałem na osiedle… Mleka niewiele, z czego zrobią masło i twarogi? Krowy oczekują niecierpliwie na świeżą pastwiskową trawę. Kury niosą się niechętnie i rzadko. Nie służy zimowe siedzenie w kurnikach. Co mają wygrzebywać i dziobać gdy wszędzie śnieg i lód? Czas także pomyśleć o kurzym potomstwie…
Aby do wiosny! Niech buchnie zielenią i słońcem. Niech napełni energią i paszą domowy zwierzyniec. W oczekiwaniu zaczynamy domowe porządki. Odkurzanie, wietrzenie i trzepanie wszystkiego z zimowego kurzu. Przeglądanie sprzętu do prac ogrodowych i rowerów... Rower musi być gotowy na pierwszą wiosenną jazdę!
A teraz całkiem współcześnie.
Czy ktoś widział przednówek? Półki sklepowe pełne mleka i jajek w kartonikach. Na straganach pysznią się zielone sałaty, kapusty w stu odmianach i rzodkiewki. Są ogromne truskawki w plastikowych pojemniczkach, zieloniutki szczypiorek i bazylia. Stosy pomidorów i zielonych ogórków. O ilości gatunków owoców już nie wspomnę. Na zimowe ferie lecimy do ciepłych krajów zaczerpnąć słońca.
Mamy, zimę, wiosnę czy lato? Jaki sezon w spożywczym?
Kartonowo importowy. Egzotyczno plastikowy. Chemiczno genetyczny.
Cywilizacja i nowoczesna technologia w rolnictwie pozbawiła nas naturalnego rytmu i możliwości życia zgodnie z cyklem przyrody.
Vivaldi nie stworzył by teraz swoich „Czterech pór roku”…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:
Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:
- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.
- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga
Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.