piątek, 2 grudnia 2011

Wizyta Św. Mikołaja


        Są sprawy niezmienne na tym świecie. Niezależne od ustroju, polityki, zasobności, a nawet naszej woli… Takim zjawiskiem jest obyczaj oczekiwania na wizytę dobrotliwego staruszka w czerwonej szacie w dniu 6 grudnia. Nie wszyscy już wymagają, aby był Święty, niekoniecznie musi mieć sanki, renifery i czerwony nos. Ważne, że materializuje się w postaci upominków, też niekoniecznie pod poduszką. Prezenty mogą być gdziekolwiek tego dnia. Prawda?

        Tak sobie myślę, że Mikołaje mojego dzieciństwa, peerelowskie, właściwie nic się nie zmieniły… No, może tylko to, że były bardziej wyczekiwane, wytęsknione i były niezwykłym przeżyciem. Nie atakowały nas z reklam, wystaw sklepowych, nie przechadzały się licznie po ulicach już do listopada, nie zatrudniano ich jako sprzedawców świątecznych gadżetów. Dlatego ujrzeć Św. Mikołaja to było niezapomniane przeżycie.



        Był śnieżny i mroźny grudniowy wieczór. Osiedlowe ulice zasypane na biało, w świetle ulicznej latarni widać spadające porcje nowego śniegu. Jest cicho, przez wysokie zaspy, środkiem jezdni, przedzierają się nieliczni przechodnie. Bo ulice osiedlowe służyły wtedy do chodzenia.
Na parapecie okna siedzi dziewczynka z nosem przyklejonym do okiennej szyby i nasłuchuje dźwięku dzwoneczków! Jak w bajce! Te dzwoneczki naprawdę słychać i na zaśnieżonej ulicy pojawia się postać w długiej czerwonej szacie w towarzystwie białych aniołów z ogromnymi skrzydłami! Serce bije głośno i policzki czerwienieją z przejęcia. Orszak Mikołaja jaśnieje i wprost bije światłem. Złudzenie czy dziecięca wyobraźnia tak odbiera ten niezwykły obrazek?
        To nie był sen, następnego ranka, ta sama dziewczynka na okiennym parapecie bawi się nową szmacianą lalką. To postać chłopca, który ma włosy z brązowego sznurka i wesoły kaszkiet. Wnętrze wypełnione trocinami, twarz z kauczuku i namalowane lakierem wesołe oczy.
To musiało być silne przeżycie skoro utrwaliło się w świadomości tak długo. Ponad pół wieku… hi, hi… i nadal tam tkwi!


2 komentarze:

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.