Zwykły
szary, jakby powiedzieli krytycy Polski Ludowej, dzień oddzielony był dość
wyraźnie na dwie części: szkolno - służbową oraz prywatno - domową popołudniową.
Granica podziału dnia przebiegała gdzieś w okolicy godziny piętnastej.
Najbardziej nielubianej przeze mnie pory dnia. Zawsze miałam wrażenie, że to
pora nijaka, naznaczona poczuciem wyhamowywania rozruszanego w pracy organizmu.
No bo jakże to? Mózg i mięśnie rozpędzone pobytem w szkole, a tu drrrrr..!
Dzwonek wyrzuca nas do domu! Niby ulga, ale jednak uczucie zawieszenia w
próżni. Pal licho jeśli ten czas wypełniony podróżą w domowe pielesze. Wtedy,
upchnięta w kąt zatłoczonego tramwajowego wagonu, ukołysana stukotem kół i budzona
dryndoleniem konduktorskiego dzwonka, z upodobaniem przyglądałam się pasażerom.
Na twarzach kobiet widać oznaki trochę zużytego upływem dnia makijażu. Ach, te
dawniejsze tusze i kredki, tłuste cienie w odcieniach błękitu złośliwie mazały
się po kilku już godzinach. Fryzury lekko rozwichrzone, kosmyki włosów
wymykające się z ciasno rankiem plecionych dziewczęcych warkoczy. Przekręcone w
uroczym nieładzie białe kołnierzyki uczennic, wesołe opowiadania przebiegu
szkolnego dnia. Przejście przez wagon utrudniały wyładowane zakupami siatki
niekiedy z kapiącą sokiem kiszoną kapustą i pękate od dokumentów teczki-aktówki
urzędników. Czasem nawet wianki papieru toaletowego na szyjach.
Z
bardzo dawnych czasów, jak przez mgłę, pamiętam ryk fabrycznej syreny
ogłaszającej koniec pracy którejś tam robotniczej zmiany. Wraz z tym odgłosem
ogromny komin wypuszczał w niebo kłęby czegoś paskudnego co osiadało szarą
szorstką warstwą na parapetach okien, gromadziło pomiędzy szybami, a zimą brudziło śniegi. No
więc było jednak szaro? Hi, hi, hi…
Nielubienie
środkowej części dnia żartobliwie wybijano mi z głowy w pierwszych miesiącach
biurowej kariery powiedzeniem: „za pięć trzecia bierz kapotę, p…rz szefa i
robotę”. Tak szkolono młodego pracownika z zapasem energii :)))
A w
domu? Punkt kulminacyjny dnia czyli obiad. Dobrze zorganizowane panie
przygotowywały podstawę obiadu poprzedniego wieczoru, tak aby rodzinę nakarmić
na czas po powrocie z pracy. Bywało, że dobrzy mężowie oraz grzeczne dzieci
wcześniej biegające po podwórkach z kluczami na szyjach, pomagali przy posiłku
i sprzątaniu kuchni. Ale nie zawsze…
Popołudniową,
domowo-prywatną część dnia wypełniały zajęcia w kółkach zainteresowań /szkoła
lub Dom Kultury/ zabawy „na polu”, zbiórki harcerskie, oraz odrabianie lekcji.
Nauka domowa zabierała starszej młodzieży większość domowego dnia. Osłodą była
wtedy audycja radiowa Popołudnie z Młodością wraz ze słynną Listą Przebojów.
Przy takim akompaniamencie nawet wkuwanie angielskich słówek i przekształcanie
matematycznych wzorów łatwiejsze było.
archiwum Bet |
W
dorosłym już życiu prywatne popołudnia to często domowa krzątanina, ale także
liczne odwiedziny znajomych i przyjaciół oraz młodzieńcze randki w małym kinie.
To nic, że trzeba jechać na drugi koniec miasta – dzień jakiś taki dłuższy był…
Starczało czasu, chęci i energii. Młodość czy wolniejsze tempo życia? Wieczór
jednak nadchodził. Wracaliśmy do domów, w których okna sąsiadów migały na
niebiesko od telewizyjnych ekranów. Może jakaś Kobra lub Kabaret Starszych
Panów albo po prostu Dziennik Telewizyjny?
Dzień
kończył się rytuałem wystawienia przed próg pustej butelki na mleko.
Pamiętacie?
Często narzekano wtedy na nudę, że życie upływa na monotonnym „praca-dom,
praca-dom”. Myślę, że za taką monotonią można zatęsknić gdy ktoś pracuje po
kilkanaście godzin, musi być dyspozycyjny 24 godziny na dobę, a do domu wraca
tylko do sypialni. Takich dni nie nazywa
się szarymi? Są bardziej kolorowe niż
nasze, peerelowskie?
Szkoda, że tym pięknym Krakowiankom makijaż rozmazał buzie. ;)
OdpowiedzUsuńTeż się zastanawiam, że dawniej jakoś na wszystko było więcej czasu. Nawet w sobotę, pomimo tych skróconych sześciu godzin pracy. Doby były dłuższe? A może my szybciej działaliśmy?
Rozmazany makijaż zdarzał się chyba nie tylko krakowiankom:)))
UsuńPodobno czas biegnie tym szybciej im człowiek starszy się staje... Czyżbyśmy tego właśnie doświadczali?
A mnie czas biegnie o wiele wolniej. Wręcz się dłuży.
UsuńalEllu, szczęśliwi czasu nie liczą... Jesteś w ich gronie, ach, zielenieję z zazdrości.
UsuńBiednie było,choć po stokroć bardziej sympatycznie niż dziś..Może to tęsknota za młodością?A któz to wie..
OdpowiedzUsuńMłodość ma swoje znaczenie ale, chyba jednak zmieniające się tempo życia ma ty większe znaczenie.
UsuńAle, że było sympatycznie to fakt!
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńByło bardziej rodzinnie i bardziej towarzysko. A dzień faktycznie miał swój rytm i porządek. Nawet niedziela była bardziej dla Pana Boga, niż dzisiaj.
Pozdrawiam serdecznie.
Ja też mam wrażenie, że te nasze dni były bardziej poukładane na pewno spokojniejsze choć byliśmy w bardzo burzliwym okresie naszego życia. Jednak czas tak nie pędził jak teraz.
UsuńMyślę, że dzięki "poukładaniu", przez co i uwaga rodziców bardziej na dzieciach była skupiona, nastolatkom w okresie ich burzliwego dorastania było łatwiej, niź dzieciom, których rodzice do domu wracają wieczorem tylko się przespać i ubranie przez pralkę przepuścić, bo na nic innego nie mają już czasu siły.
UsuńAleż oczywiście, że taki styl życia sprzyjał dzieciom. Toż dlatego wyrosły z NAS takie wspaniałe osobniki! Po nas już... Nie to samo.
UsuńZauważam, że nastolatkom bardzo brakuje tego "poukładania". Chętnie przyjmują "pokratkowanie dnia" na określone pory i czynności do nich przypisane. Nie buntują się a wręcz oburzają gdy coś lub ktoś ten układaniec zakłóci.
Przedtem nie było zbrodnią spytać sąsiada ile zarabia. Bo każdy prawie wiązał ten koniec z końcem za te polskie dwa tysiące.
OdpowiedzUsuńTeraz to zupełnie nie wypada.
Antoni, WSZYSCY to za dużo powiedziane. Próbowałeś kiedyś zapytać o dochody badylarza lub cinkciarza albo inną prywatną inicjatywę? Noooo???? Nie zapominajmy, że w PRL też była kasta bogaczy. Takich na miarę czasów:)))
UsuńByło kolorowo -skarpetki bikiniarzy,a później hippisi ,zabawowo -nie jakieś marne
OdpowiedzUsuńdyskoteki ale Jaszczury,Rotunda,U Wandera,Sokół, Szopa i inne miejsca w których występowały nasze zespoły bitowe,Było bezpiecznie bo panowie szli na "solo",
Było wspaniale bo byliśmy młodzi.
Bob, jesteśmy nadal młodzi tylko trochę inaczej:))) Mieliśmy dobrą młodość, spokojną i bezpieczną. Choć... gangi międzydzielnicowe z kastetami, grasowały. Pamiętasz?
UsuńAle to był prawdziwy margines.
Bet - to wszystko zalezy gdzie sie kto chowal w tamtych czasach. W malym miasteczku na Slasku - uwazam ,ze gorniczy region - bylo nam niezle .ALe za to nie mielismy "Piwnicy pod Baranami" ani innych rozrywek o ktorych mowi stary -bob. ZA to byly prywatki, i inne sprawy np. spontaniczne ogniska gdzies na wsi, gdzie wodke z wiadra rozlewalo sie do szklanek chohelka... Jezeli ktokolowiek mi tu powie ,ze robie bledy ortograficzne mowi sie trudno - widac robie..hochelka ,hohelka czy no nie iwem akurat. cos mi z ta chohelka nie pasuje..
OdpowiedzUsuńNiby bylo szaro i trudno bo komunizm nasz hi,hi gnebil ale bylismy mlodzi i swoje lufciki tez mielismy. Pomimo szarzyzny - wydaje mi sie ,ze bylo cieplej...
Było cieplej bez wątpienia. Szaro - tylko w pobliżu fabryki takiej jak moja. A na twoim Śląsku to już wręcz czarno:)))
UsuńChochelka, Reniu, chochelka:))) A jak masz wątpliwości to pisz "nabierka". Na jedno wyjdzie.
Ważne aby było co nią nabierać. Wódka też może być.
Nabierka? Myślałem, że to po poznańsku. A piwnica "Pod Baranami" była też w Toruniu. Tak zwali studenci z pobliskich akademików niewielkie pomieszczenie, gdzie dość często jak na owe czasy można było znaleźć piwo "Żywiec". Lokal mieścił się w suterenie pod Komitetem Miejskim PZPR...
Usuńallensteiner
Jak widać "Baranów" w Polsce nie brakowało:))) Nazwa tego właśnie lokalu - przednia!
UsuńNie wiem po jakiemu jest "nabierka" - to chyba jakaś gastronomiczna gwara.
Witam -uważam że za dobrego i starego peerelu było jakoś więcej rodzinnie i koleżeńsko ludzie byli więcej życzliwi(też były wyjątki jak w kazdej regule) tydzień był poukładany według planu i lepiej było widać jak i co ,i kiedy jest coś do zrobienia ,praca inaczej zorganizowana obecnie dosłownie na ostatnią chwilę -i jeszcze się zdąży.Ja chce wiedzieć co będę robić jutro a nie myśleć co mi przyniesie dzisiejszy dzień bo on już jest ......świat idzie z postępem serdecznie pozdrawiam miło mi za odwiedziny
OdpowiedzUsuńMyślę, że dość często narzekanie na tempo życia jest traktowane jak usprawiedliwienie dla własnego braku zorganizowania. Łatwiej jest powiedzieć "takie czasy" niż próbować sobie te czasy uporządkować. Ponadto taki szybki styl życia jest modny a nawet lansowany w mediach. Wszyscy "idole" zapewniają, że nie mają czasu na nic a na filmowych serialach wszyscy biegają, jedzą na stojąco i podrzucają dzieci gdziekolwiek na przechowanie... Ach, mogłabym tak zrzędzić długo:)))
UsuńZupełne poparcie muszę dodać swoje pięć groszy;ludzie byli wiecej szczesliwi i zadowoleni a życzliwi również a zwalanie winy na czasy w których się żyło -zawsze mówię dobrze oby nie było gorzej serdecznie pozdrawiam
UsuńRóżo, ja od dawna już staram się eliminować u siebie narzekanie. Przyjęłam do wiadomości, że nie można mieć wszystkiego i trzeba cieszyć się tym co mam z pełną świadomością, że zawsze może zdarzyć się gorszy okres w życiu. Szczęście, że jest z czego obniżać poprzeczkę...
UsuńWażnym elementem tej "manipulacji" nami , były piosenki np:
OdpowiedzUsuń>Budujemy nowy dom ..................................
>Kiedy rano jadę osiemnastką..........................
>Nad Wisłą, nad wisłą szeroką ......................
> Znów się pieśń na usta rwie SP, hej SP.................
"Naprzód młodzieży śiata......................................
No i te zloty młodzieżowe krajowe i międzynarodowe
Witaj Mirgal! Tak, pamiętam te pieśni. Jedynie z SP nie mam żadnych wspomnień ani nawet wiadomości zbyt wiele na ten temat. To chyba niezbyt miły okres w PRL, chociaż... Nie próbuję nawet wypowiadać się na ten temat.
UsuńMiło znów Cię widzieć więc pozdrawiam serdecznie.
Ja też nie mam z tym okresem żadnych wspomnień, ale od starszych osób słyszałem, że nie było dla nich milszego okresu w ich życiu. Większość, o dziwo, porównuje te czasy z późniejszym okresem początkowej NSZZ "Solidarność". Praca przeplatała się z zabawą, czasem ze szkołą, a całość odbierano jako nieustające wakacje, kolonie, czy obozy harcerskie.
UsuńNiestety przez opozycję, i nie tylko, było to b. źle odbierane, bo w SP dobrze mieli głównie ci z lewoskrętnym kręgosłupem.
Tak przypuszczam, że mogło być jak słyszysz od uczestników obozów SP. Wszystko zależy od tego kto relacjonuje. Choć były to przecież czasy stalinowskie więc jakieś ponure skojarzenia też są możliwe.
UsuńTo jest chyba tak jak z wojskiem: Jednemu (np. lumpowi) pójście do wojska ratuje życie, inny np. "lekarz w kamaszach" z rozpaczy popełnia w wojsku samobójstwo. Dwa różne spojrzenia i reakcje na to samo zjawisko.
UsuńPewnie tak. nawet obozy harcerskie z moich czasów niektórzy określają jako ideologiczne pranie mózgów i koszmar. Ja wspominam to jako najcudniejsze młodzieńcze przygody a ideologii było w tym tyle co nic. No, ale to już był inny okres PRL.
UsuńByło i tak, i siak. Ja widywałem obozy harcerskie i "ideolo", i w typie "cudowna przygoda". Zdarzały się też te w stylu: "Czy jest druch Boruch? Nie ma drucha Borucha"."
UsuńMiałam szczęście uczestniczyć tylko w tych wspaniałych, cudownych czystych metodyką harcerską bez absolutnie żadnych patologii.
UsuńDruha Borucha nigdy nie spotkałam, na szczęście moje.
Znów się pieśń na usta rwie, eS-Pe, hej, eS-Pe
OdpowiedzUsuńNieodłączne siostry dwie - młodzież i eS-Pe
Służba Polsce święty sztandar nasz, celem dobro ludu
I nad Odrą czujnie trzymać straż, w pracy dokonać cudu...
Dzisiaj przy pomocy piosenek, czy nawet pieśni nic się już propagować nie da, bo jest to zazwyczaj bełkot zagłuszany hałasem.
allensteiner
A pamiętacie te Festiwale Piosenek z Opola, , Kołobrzegu radziekich i rosyjskich z Zielonej Góry., czy międzynarodowe z Sopotu. ?
UsuńA nasze wspaniałe Zespoły Pieśni i Tańca: Mazowsze, Ślązk, Wojska Polskiego................
Nasze wspaniałe piosenkarki i piosenkarzy od Foga począwszy aż do Karin Stanek.
Wszystkie ich pieśni i piosenki nawet nie znając słów, można było sobie zanucić.
Dla czego nie śpiewają oni piosenk w języku polskim.
Przeważnie nie słyszy się meelodii tylko wykrzykiwania i perkusję.
Racja, Allensteiner. Chociaż... Przypomnij sobie skoczne melodyjki towarzyszące niektórym partiom w czas kampanii wyborczych. Nawet rytmy disco-polo nie straszne im bywały:))) Czyli jednak spece od pijaru wiedzą jaka jest moc piosenki.
UsuńMirgal,też mnie drażni brak języka polskiego we współczesnej muzyce. W ogóle brak tekstu mnie drażni bo nawet jak zdarzy się utwór w polskim języku to jest to zbitek pojedynczych haseł, okrzyków a nawet /o zgrozo/ wulgaryzmów.
UsuńHmmmm... Jakie czasy takie pieśni:)))
Może tam i jakieś melodyjki były. W tym właśnie jednak sęk, że nie mogę ich sobie w żaden sposób przypomnieć. O słowach nie wspominając. Zapewniam też, że nie miały wpływu na to, co skreślałem, zatem (w moim co najmniej przypadku) "pijar" trafiał "panu Bogu w okno"...
OdpowiedzUsuńallensteiner
Może trafiał w inne okna a przynajmniej na chwilę zwracał uwagę. Oczywiście, że nie można tego porównywać do dawniejszych, nawet tych ideologicznie zabarwionych piosenek. Zresztą to zabarwianie ideologią wcale nie było takie szkodliwe.
UsuńWitaj Bet, "schody stają się oraz bardziej strome, codzienne zakupy są coraz cięższe i odległości do pokonania coraz dłuższe" - to fragment otrzymanych mądrości a całość wysłałam Ci na pocztę do ew. wykorzystania.
OdpowiedzUsuńNiedawno zastanawiałam się jak to możliwe że moi rodzice w tamtych czasach mając wówczas tyle lat co ja obecnie mieli zawsze czas i ochotę na niedzielne wycieczki, na chodzenie do znajomych i przyjmowanie gości (nawet bez żadnej okazji). Pracowało się 6 dni w tygodniu, domowe obowiązki zajmowały wówczas o wiele więcej czasu (choćby pranie - o automacie można było pomarzyć), na zakupach też trzeba było spędzić sporo czasu. Zastanawiałam się nad przyczyną tego i doszłam do wniosku, że dzisiejsza praca (jeśli się ją ma) jest zupełnie wyczerpująca. Ja zaczynałam pracę jeszcze w PRL i nie ma co ukrywać - wtedy 1/4 dnia spędzało się na kawie, czytaniu gazety czy plotkach. Dziś jest to praktycznie niemożliwe, etaty się likwiduje a roboty przybywa. Ja należę do tych - można powiedzieć - "szczęściarzy", bo pracuję na 8 godzin na rano, ale gdy wracam do domu to najchętniej zamknęłabym się na 4 spusty wyłączyła telefon i domofon żeby wreszcie mieć trochę spokoju. Spotkania towarzyskie mam bardzo rzadko, bo nie mam na to ani czasu ani za bardzo chęci, jednak trzeba raz na jakiś czas zafundować sobie odrobinę rozrywki żeby nie zdziczeć.
Pozdrawiam serdecznie :)
Haniafly, napisałaś samą szczerą prawdę. Sama się zastanawiam jak to możliwe, że dawniej bez pralek automatycznych, zmywarek, pastowanych ręcznie podłóg i wielu innych udogodnień - czasu było więcej. Jak to możliwe?
UsuńRozrywki popieram w całej rozciągłości nawet kosztem niewykonanych prac domowych.
Odpowiedź prosta. Nie siedziało się przy komputerze bo go nie było, mniej znacznie przy telewizorze, bo nie każdy go miał, przy tym przez czas jakiś był tylko jeden program, ale nie co dzień i nie o każdej porze, czasem nudny i żadnego wyboru. To zachęcało do innej aktywności - spaceru czy odwiedzin. Dziś niemało osób po przyjściu z pracy najpierw włącza telewizor i na tym poprzestaje - tam są inteligentniejsi ludzie i więcej mają do powiedzenia, niż ci, których byśmy mogli odwiedzić, w dodatku - nie musimy zakładać butów...
OdpowiedzUsuńallensteiner
A wiesz, allensteiner, pomyślałam też że w TV ludzie są nie tylko mądrzejsi niż co spotykani w realu ale także ładniejsi.Milej patrzeć na modnie ubrane postacie w pełnym filmowym makijażu nawet w domowym otoczeniu /patrz seriale/ niż na sąsiadkę w dresie. To ważny powód do pozostania w domu. Bardzo trafnie zwróciłeś na to uwagę.
UsuńMądrzejsi nie koniecznie, ale ładniejsi zazwyczaj tak. Też jesteś ładniejsza wychodząc z domu, choćby do cioci na imieniny, niż siedząc w kapciach przed telewizorem.
OdpowiedzUsuńallensteiner
Ja mam bardzo eleganckie kapcie:))))) Ale doszliśmy do bardzo ważnej przyczyny łatwego wchodzenia w życie wirtualne i rezygnacji ze spotkań z żywymi ludźmi. TYlko gdzie są potrzeby zaspokojenia więzi emocjonalnych? Pani z telewizora nie pała sympatią do nas, nie kocha nas w przeciwieństwie do cioci w kapciach. To co, zgubiliśmy to co w nas najważniejsze?
UsuńA ja pamiętam pranie bez użycia pralki , kiedyś dawno, dawno temu elektrycznej a obecnie elektronicznej.
OdpowiedzUsuńWtedy potrzebna była do tego balia, tara, kociołek do gotowania no i oczywiście wyżymaczki.
Nie było tylu środków chemicznych. Używało się mydła, krochmalu i niebieskiej farbki
Pranie wywieszało się na powietrzu by je wysuszało słońce i wietrzyk.
Końcowym etapem było maglowanie Odbywało się ono w dużym pomieszc zeniu w którym było kilka dużych stołów no i oczywiście maglownica napędzana recznie
Ten zakład spełniał również rolę Klubu w którym wymieniano sie również iinformacje - plotki.
Ten zapach wypranej, wysuszonej na słońcu bielizny i wymaglowanej i wyprasowanej.
A zapach wypastowanej podłogi ?
Pamięta ktoś z Was ?
Pozdrawiam
Oczywiście, że pamiętam zapach pasty do podłogi. Uwielbiam ten zapach, nawet uważam się za "wąchacza" tego specyfiku. Pamiętam też huk wałków magla oraz wannę pełną moczącej się bielizny pościelowej. Ech... Ciężka sprawa. Wykrochmaloną i wysuszoną pościel trzeba też było wyciągać /dwie osoby/ aby splot nici się wyprostował. Nienawidziłam tej czynności.
UsuńMam gdzieś w archiwum notkę o maglu. Zaraz poszukam i dam link. Idę grzebać w archiwum.
Mirgal, specjalnie dla Ciebie wyszukałam ten magiel
Usuńhttp://koszyk-bet.blogspot.com/2012/09/jak-to-w-maglu-bywao.html
Bardzo dużo też komentarzy. Prawdziwy magiel:))))
W związku z praniem, pamiętacie instrument muzyczny o nazwie washboard?
OdpowiedzUsuńallensteiner
Chodzi o tarę? Taka blacha pofalowana?
UsuńNo tak! Tego instrumentu używał w PRL m. in. jazzowy zespół HAGAW. Ale ten instrument to nie PRLowski wynalazek, pomysł sprowadzony z Zachodu.
OdpowiedzUsuńallensteiner
Dawno, dawno temu, chyba w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych czytałem taką powieść dotyczącą historii jakiegoś rodu bydgoskiego.
OdpowiedzUsuńNe pamiętam dokładnie ale chyba opisany tam incydent dotyczył lat przed I wojną światową..Otóż posiadali oni w domu już wannę do kąpieli, w wannie tym najpierw moczono bieliznę prze praniem. następnie w tej pozostałej po moczeniu bielizny kąpali się najpierw rodzice, następnie w tej samej wodzie kąpały się dzieci a na kon cu kąpała się służba.
Widzicie jakaś kiedyś była oszczędność?
Bet Dziękuje za ten materiał o maglach !
To było możliwe przed epoką detergentów bo bieliznę moczono w mydle. Zgadza się, w niektórych rodzinach bywały takie zwyczaje całkiem niedawno, może i nadal się to praktykuje tam gdzie dostęp do wody jest trudny lub gdzie bieda wielka.
UsuńMirgal, zapraszam do archiwum bloga - wiele tam tematów do odkrycia. Miło mi, że to dla Ciebie interesujące. Pozdrawiam ciepło.