Październikowy
weekend vel zapiątek /staram się usilnie wylansować polski odpowiednik
ostatnich dni tygodnia – pomocy!/ zapowiadał się wspaniale. Słońce, błękit
nieba, deszcz złotych liści...
Pędzę
więc do Zdroju, zaczerpnąć z bogactwa natury i opić się do syta tym co krynicka
ziemia daje. Pragnienie dotarcia do źródlanej zdrowotnej wody wypycha na jej
poszukiwanie niezwłocznie po przybyciu, wczesnym wieczorem. Ach napić się, napić,
zapić wrażenie chłodnego przyjęcia przez hotelową służbę i lekką ich przyganę
za nikłe spóźnienie słowami: „…bo czekamy z kolacją”.
Pędzę
więc krynickim deptakiem i cóż? Odbijam się od zamkniętych na głucho drzwi
zdrojowych pijalni. Gmach główny – w remoncie. Pijalnia „zastępcza” – zamknięta
od 18. Zdrój Mieczysława – zamknięty od 18. Deptakowe kamienne misy mają zardzewiałe
krany, są suche i zaśmiecone. Butelki pełne zdrojowej Kryniczanki zamknięte w
szklanej gablocie niczym Królewna Śnieżka. Sklep – zamknięty. Cóż, na ten
wieczór musi wystarczyć podróżny zapas wody z bagażnika. Na szczęście jest to
Muszynianka. Cóż, że przywieziona z Krakowa? Lepszy rydz niż nic.
W
hotelu, powitalna butelka wody okazuje się najmniejszą z możliwych plastikowych
flaszeczek o nieznanym pochodzeniu. Na pewno nie krynickim.
Ranek
dnia następnego wita ciepłem i jesiennym słońcem lecz w naszym hotelu wieje!
Wieje chłodnym peerelem niczym halny w Zakopanem. To cóż, że lastrykowe niegdyś
schody domu wczasowego FWP pokryto marmurem, metalowe klucze z drewnianą
gruszką zastąpiły karty magnetyczne gdy do obiadu podają kompot owocowy w
szklankach, na deser budyń lub galaretkę, a śniadanie uświetnia rozgotowana na
papkę owsianka i kawa parzona z fusami. Prośba o menu wegetariańskie wprawia w
popłoch i zdziwienie. Choć górskie potoki i strumienie, wspomagane /nie
czarujmy się/ hodowlą obfitują w pstrągi, owce dają mleko oraz owcze sery, a
warzyw i owoców jesienią wszędzie dostatek – szczytem pomysłowości kuchni
okazuje się rosół z kury /wegetariański?/ i makaron polany jakimś sosem.
Smaczny nawet, ale… Toż to danie godne biwaku, nie hotelu.
Hmmm…
Mówiłam już, że tam peerelem wieje? List powitalny na hotelowym stoliku zawiera
kilkanaście ostrzeżeń co gość powinien i co go spotka w razie niesubordynacji,
a na zakończenie słodkie: „Życzymy miłego pobytu”. Hi, hi, hi… Wieje jak nic!
Postawiona
do pionu staram się zdyscyplinować i nazajutrz pilnuję godzin otwarcia zdroju.
Szkaradny szklany blok Pijalni Głównej straszy obrotowymi bramkami u wejścia.
Jeszcze otwarte, wstęp wolny, ale metal błyska już złowrogo. Wszak to nie jest
żadna autostrada i bramki mogą być! A, co! Na razie można darmo podziwiać
egzotyczną, młodą roślinność dość ładnie kontrastującą z szałem barw jesieni za
przeszkloną ścianą. Kranów z wodą mnóstwo lecz… Czynne tylko cztery, po jednym
dla każdego rodzaju wód. Kuracjusze
karnie ustawiają się w kolejkę. Wieje? Każde napełnienie kubka – opłata: złoty
siedemdziesiąt. Toaleta, sprytnie ukryta i pozbawiona wskazówek dotarcia doń,
często zamknięta na głucho lub dostępna za opłatą. Krynica, zwana Perłą Uzdrowisk,
słynna operowym śpiewem i naiwnym Nikiforem obecnie, wieczorową porą prezentuje
koncert Hiphopowy, a za dnia serwuje śpiewanki w stylu discopolowym. Wrrr… Przecudnej
urody stara architektura ginie w tandetnej nowoczesnej zabudowie. Wrrr… A biedny
Kiepura i Nikifor, odlani w metalowych
pomnikach patrzą na to smutno i chyba zgrzytają ze zgrozy. Nawet dobrze,
że ukryto ich w zakamarkach zdrojowego parku. Niech nie widzą i słyszą wszystkiego.
W Parku Zdrojowym ładnie, kolorowo i spokojnie.
Jaka
jest dla Krynicy dalsza prognoza? Przyjdzie jakiś sensowny wyż czy zlodowacenie?
Jak znam życie to Krynica czeka na całkowitą prywatyzację, a potem może się zrobi jakieś centrum handlowe ... ;)
OdpowiedzUsuńZa to reportaż super, a jeszcza bardziej superowe pierwsze zdjęcie. I aż w głowę zachodzę ... co się stało, że Krynica w III RP już się nie podoba, i czymś podwiewa?
Pozdrawiam
Andrzej Rawicz (Anzai)
Ja też jestem zdumiona i rozczarowana do bólu i wyć się chce od tego wiania:)))
UsuńTym bardziej dziwi, że personel hotelu to młodzi, sympatyczni ludzie na pewno urodzeni już po peerelu. Skąd więc stare nawyki i mentalność? Z mlekiem matek wyssane?
Za pochwały dziękuję, spodziewałam się zachwytu zdjęciem bo wiem, że lubisz takie pod świetlone:))) Podlizuję się!
Myślę, że mimo wszystko, jako te dinozaury PRL, możemy odczuwać satysfakcję, że niektóre zwyczaje powracają. A może to tylko posezonowy efekt? Chociaż masz rację, że w Krynicy zawsze był sezon.
UsuńAndrzej Rawicz (Anzai)
Wiesz, chwilami miło było poczuć atmosferę dawnych lat, ale braku ekspresu do kawy nie mogę im wybaczyć:)))) Sentyment do przeszłości ma swoje granice:)))
UsuńJakoś nie odczuwam potrzeby korzystania z ekspresu do kawy, może dlatego, że jestem nietypowym kawoszem. Lubię kawę dla smaku, ale nie muszę jej pić codziennie, nieraz nawet przez kilka tygodni nie chce mi się jej zaparzać (w moim wydaniu jest to bardzo pracochłonne, bo jak policzyłem wchodzi tam 11 składników), a więc wybaczam ten grzech PRL.
UsuńNo dobra, a papkowatą owsiankę byś darował? A schabowego z kapustą oraz kompot w szklance też:))))?
UsuńDwa dni temu byłam na pewnej konferencji gdzie w przerwie tzw "kawowej" serwowano przepyszną, aromatyczna kawę z wielkiego ekspreso-baniaka. Czyli, że odpowiednich urządzeń nie brak i można zrobić coś dobrze jeśli tylko się chce.
Owsiankę akurat uwielbiałem (musiała mieć jednak wyjątkowo dobrane proporcje soli i cukru), schabowego też, szczególnie z kostką, którą można było potem "pociućkać". Nie znosiłem wszelkich kompotów.
UsuńA kawa, no cóż, najlepsza jest z zielonych ziarnek, które przypalamy na patelni lekko pokrytej masłem palmowym, potem suszymy, chłodzimy, i szybko do młynka. Zmielona kawa jest parzona minimum w trzech wywarach, dalej to jest już moja profanacja więc nie będę opisywał co robię z gożdzikami, cynamonem, cukrem wanliowym, bitą śmietanką, kakaem, odrobiną rumu, albo ratafii, i mlekiem w proszku, bo to już by było nudne. Z tych powodów na ekspresy patrzę z wieeelkim pobłażaniem.
No,no,no... Nie dam skrzywdzić ekspresów! Kawa w trzech wywarach nie brzmi zachęcająco... Wyobrażam sobie co robisz z cynamonem i kakaem /to chyba niezbyt poprawna pisownia, ale brzmi zabawnie/ ale goździków oszczędź bo to rodzina:))))
UsuńDobrze, że nie napisałem kakałem, ale wtedy by mi się dostało. Masz rację powinien być cudzysłów, bo wzgl. poprawne kakao (tak jak kiedyś studio, radio, teraz studiem, radiem) jakoś mi nie pasuje. Sam nie wiem czemu mi się tak napisało. A co gorsza, zauważam, że coraz częściej robię takie literówki po których nawet nie ma się co tłumaczyć. Cóż, wtórny analfabetyzm. ;) :)
UsuńNie jest tak źle, wypijmy kakałko na poprawę humoru i samopoczucia. W sprawie polszczyzny to też przestaję się "łapać" w niektórych kwestiach bowiem dopuszczane są do "poprawności" co raz to nowe formy dawniej uznawane za niedopuszczalne. To nie jest analfabetyzm, to znak zmian pokoleniowych:))))
UsuńNie jest źle, jest tragicznie. Na jednym z portali "na temat" w komentarzu użyłem "ż" pisząc o zważonej atmosferze spotkania. Mnie oczywiście chodziło o zważoną (wyważoną)w sensie dostosowania wypowiedzi do powagi sytuacji. Ale jeden z dziennikarzy zarzucił, że zwarzona (przegotowana od zawyżonej temperatury) atmosfera spotkania dotyczy tylko zepsutej atmosfery. Rozstrzygnęły (na moją korzyść) odczytane dalsze zdania komentarza. Okazuje się, że kontekst dla ortografii, to nie tylko zdanie, czasem trzeba jeszcze zapoznać się z całością wypowiedzi. I to jest cały tragizm z tym naszym j. polskim. Ale masz rację, jak inaczej można by zdrobniale nazwać kakao? Tylko kakałko! :)
UsuńNo tak, pisząc komentarz trudno jest oddać cały kontekst wypowiedzi zawierający także emocje i takie niuansiki o których piszesz. To cały urok dyskusji pisanych. Świadczy, że nic nie zastąpi rozmowy na żywo.
UsuńMentalność się chyba nie zmieni...Już w to nie wierzę..
OdpowiedzUsuńJak to? A nam się mogła zmienić? Mamy większe prawo myśleć po dawnemu niż ta "młoda młodzież".
UsuńSzkoda mi tej pięknej kiedyś Krynicy. Tam bywali artyści i arystokraci! Tam były przepiękne drewniane wille, pijalnia wody elegancka, kuracjusze przechadzali się sącząc wodę z porcelanowych kubków z wygiętym fantazyjnie dziubkiem. A teraz mamy tam butelki pet i hiphop.
To straszne co piszesz Bet. Byłam ostatni raz w sanatorium z moją mamą .Gdzieś siedem lat temu. Było podobnie.Nie chodziłyśmy do wód bo nie o to w tym sanatorium chodziło.zresztą wód nie było,
OdpowiedzUsuńWarunki w samym sanatorium takie same jak opisujesz..Powiedziałam sobie ,że nigdy więcej żadnych kurortów...
Pozostaje nam czerpać optymizm od Piotra. Idą wybory władz lokalnych więc może kierunek "wiania" choć trochę się zmieni? Myślę jednak, że wystarczy trochę więcej dobrych chęci, staranności w pracy i zaangażowania, aby bez wielkich inwestycji wiele zmienić. Tego "kloca" ze szkła nie zburzą ale może chociaż ktoś uśmiechnięty stanie przy tych nieszczęsnych bramkach ze stali chromowanej?
UsuńJestem optymistą i myślę że czas psienia wszystkiego co było utrzymywane przez państwo się kończy. Paręnaście lat temu byłem przerażony opłakanym stanem Świeradowa. Krynica także mnie niczym nie urzekła. Dom zdrojowy był otwarty i można było się troszkę opić. Wyjazd na Górę Parkową i parę regionalnych baraczków handlowych przy deptaku to mało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Będę czerpać optymizm od Ciebie, Piotrze.
UsuńJa miałam pecha bo nawet wyjazd na Górę Parkową był nieczynny z powodu konserwacji kolejki... Buuuuuuuuuuuu.
"Każdy przy swoim kubku i kroczą ciżbą zwartą półdupek przy półdupku" - to zaobserwował Boy w Karlovych Varach sto lat temu. Może i w Krynicy tak kiedyś było. Ale dziś każdy wie, że od wody się rdzewieje i chyba nawet w Karlsbadzie wodę wypiera Becherovka.
OdpowiedzUsuńallensteiner
Hi,hi,hi... Półdupków nie było za wiele ale chyba za dużo półgłupków w lokalnych władzach:)))
UsuńCo Ty? Woda ma tę zaletę, że pić ją można bezkarnie bez żadnych skutków ubocznych! Chociaż, ja miałam objawy upicia świeżym powietrzem. Naprawdę! Nawiasem mówiąc, że to powietrze także trzeba płacić. Taksa klimatyczna to się nazywa i egzekwują ją bezwzględnie.
A Szczawnica rozkwita po prywatyzacji
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A wiesz, że pomyślałam o tym aby zwizytować Szczawnicę następnym zapiątkowym wypadem.
UsuńBet,dawno temu spod Nowego Sącza na motorach wybraliśmy do Krynicy..Zaparkowaliśmy na Górze Parkowej i na glebie wypiliśmy ciut piwa. Dobre było..
OdpowiedzUsuńWaszku, wstyd mi za Ciebie, tam się pija wody! Wody dla zdrowotności!
UsuńBet,a piwo to nie zdrowotność?? No to zacytuję:"Kto piwa nie pije,komu nie smakuje,ten albo waryjot,,albo zwaryjuje"!
UsuńPrawdę mówiąc, to wszystko (prócz zdjęć) wygląda na wiadomości martyrologiczne raczej, niż meteorologiczne...
OdpowiedzUsuńallensteiner
Hi,hi,hi... Aż tak źle nie było. Można ćwiczyć biegi w poszukiwaniu toalety, zrobić mały odwyk kofeinowy i zjeść całkiem niezłe lody na pocieszenie.
UsuńA alElla to leniucha niesamowita jest. Pewnie z wielbłądami gdzieś tam się szlaja po pustyniach tunezyjskich..
OdpowiedzUsuń