Nie ma żartów, zima jest blisko. Mróz już tu jest. Wprawdzie
nie maluje nam kwiatów na szybach, ale znaczy swoją obecność na zaokiennych
termometrach. Media prowadzą kampanię promującą używanie czapek. Niepotrzebnie!
Czapki promują się same dzięki „gwiazdom” ekranu, które ubierają czapki,
kapelusze i turbany nawet w cieplutkim studio. Czapki są więc trendy. A co z
resztą zimowego ubioru?
Patrzę
z nieśmiałością w stronę pawlacza. On tam jest! Zawinięty w starą poszewkę /aby
mógł oddychać/ wietrzony i odkurzany od czasu do czasu czeka na swój Wielki
Powrót. Kołnierz ze srebrnego lisa. Właściwie jest to cały „były” lis, z pyszczkiem
i ogonem. Uformowany i uszyty tak jak kazała moda lat siedemdziesiątych
ubiegłego wieku. A moda była na to wielka. Wielkie futrzane czapki i kołnierze.
Zamożniejsi obywatele fundowali swoim kobietom eleganckie kurtki z lisów.
Dzięki temu powstała specyficzna grupa futerkowych bogaczy. Już nie tylko
„badylarze”, ale i hodowcy zwierząt
futerkowych rośli w siłę i żyli prawdziwie dostatnio. Prywatna inicjatywa
kwitła.
My, obywatele i lud pracujący, mieliśmy futerka z królików,
nutrii oraz lisów i kożuchy. Kożuchy nade wszystko. Takie długie do kostek z
ogromnymi kudłatymi kołnierzami. Ach, moje niespełnione marzenie…
Szlachetniejsze
gatunki futer, norki i szynszyle pozostawały poza zasięgiem peerelowskiej
kieszeni. Natomiast nutrie były dostępne jak najbardziej. Nawet mężczyźni
chętnie ubierali wysokie czapy z tego futra. Hodowle nutrii powstawały szybko i
gęsto. Krążyły legendy o dodawaniu mięsa nutrii do deficytowych kiełbas… Kto
wie ile tych szczuropodobnych zwierzątek
zjedliśmy?
Tak sobie gaworzymy z moją sąsiadką o zimowych odświętnych
strojach. Na szczęście jeszcze nie przejęliśmy zwyczajów zachodnich sąsiadów spędzających
Boże Narodzenie w starych dresach i nadal lubimy „kościółkowo” ubrać się na
Święta.
- gdy moja córka emigrowała do Anglii, kupiłam jej na „wyprawę” śliczną
kurtkę z białych lisów. Aby miała na długie lata. No i co? Teraz boi się tę
kurtkę ubrać bo na ulicach szaleją
ekolodzy oblewając farbą naturalne futerka… A ich właścicieli wyzywają od
morderców… Wzdycha dość dramatycznie sąsiadka.
Teraz rozumiecie dlaczego z obawą zerkam na mój futrzany
kołnierz oraz czapkę? Przecież ekolodzy polują na futra w Polsce też. Tak sobie myślę:
dlaczego anty futrzane organizacje walczą o życie zwierząt futerkowych pozostawiając
bez ochrony miliony kurczaków hodowanych na zabicie, które już nawet nie
nazywają się kurczakami tylko brojlerami? Czy życie i trauma szynszyla są
więcej warte?
Byliśmy, w peerelu, barbarzyńcami ubierając w futerka i kożuszki nawet małe dzieci? Ba,
całe pokolenia, od zarania ludzkości ubierały się w zwierzęce skóry. A
Fredrowska Klara żądała wręcz: …jeśli nie
chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby!
Tej to by się dopiero dostało od współczesnych ekologów!
Ech… chyba zaryzykuję z moim lisem. Modna i ekologiczna już
byłam w dzieciństwie nosząc futerko ze sztucznego misia.
Bet, to retro wspomnienie o różnych "akcesoriach" futrzakowych przypomniało mi o moim z tym doświadczeniem.
OdpowiedzUsuńOtóż miałem ci ja kożuszek, piekny, dobrze uszyty, modny na owe czasy krój. Nie będę opisywał skąd i jak go kupiłem, bo zamierzchłe to czasy. Któregoś ranka, wredna pogoda, taka jak to u nas na morzem. Odprowadzałem, a ściślej mówiąc odnosiłem córkę na skróty do przedszkola, bo bliżej było, więc na rękach ( no i pogoda).
Pech chciał, że - jako to nawet małe kobietki - przed wyjściem licytowała się o to w co się ubierze. Czas uciekał. Śpieszyłem się i kilkanaście metrów od domu, z nią na rękach (cztery lata miała więc baba już ciężka), wpadłem w poślizg i znalazłem się w błocie moco gliniastym (nowe osiedle). Żeby ją chronić padałem na plecy. Jak kożuch wyglądał, możesz sobie wyobrazić.
Doprowadzenie go do wcześniejszej świetności zabrało i czasu i kasy.
Wróciłem po tym doświadczeniu, do płaszcza (y),z flauszu.
Bardzo ładna historia i tak osadzona w klimacie PRL, myślę o błotnistym otoczeniu osiedla:))) Kożuchy były bardzo przydatne w klimacie jaki panował wtedy. Dość wspomnieć grudzień 1981 gdy koksiaki na ulicach były niezbędne.
UsuńDziś już takich zim nie ma... ...i po Moskwie nie suną już sanie..."
Faktycznie !!!
OdpowiedzUsuńTeż miałam w latach siedemdziesiątych kołnierz z lisa i czapkę...
I takie miłe wspomnienia :-)))
Jasna8, wszystkie miałyśmy takie czapy. Początkowo były to okrągłe, puchate kopczyki, których nie zdejmowano z głów nawet w kawiarni lub na zebraniach zakładowych. Potem, weszły w modę bardziej eleganckie czapki typu toczek - taką prezentuję na zdjęciu.
UsuńW tych czapkach było strasznie gorąco, głowa się pociła a fryzury wyglądały jak...ach, szkoda mówić. Koafiurowy koszmar!
Tez mialam czapke z lisa srebrnego.Uwazalam,ze z rudego dzikiego sa ladniejsze i zamienilam tego srebrnego szytego z jednego kawalka na rudego wylenialego ale bardziej mi pasujacego.Przelezal i tak w szafie.Moja mama ma do dzis i ilekroc jestem w Polsce sie pyta czy nie chce przypadkiem wielkiej czarnej czapy i lisa czarnego z pyszczkiem.A w zamierzchlym dziecinstwie jak widze na zdjeciach bylam posiadaczka futerka z krolika .Nie chce - w czarnym mi niedobrze jest i co powiedza ekolodzy.
OdpowiedzUsuńLisy srebrne były najmodniejsze. Były symbolem względnego powodzenia i powodem do dumy. Stąd we wspomnieniu mojej sąsiadki /patrz notka/ kurtka z lisa była częścią panieńskiej wyprawy.
UsuńModa na rude lisy przyszła nieco później i już nie była tak mocno podkreślana.
I tak w ogole - wtedy jak i teraz wszelkie czapki a szczegolnie futrzane sa dla mnie trudne..W zyciu nie mialam porzadnej fryzury a po zalozeniu takiego futrzaka to strach bylo zdjac....
OdpowiedzUsuńRenato, na temat fryzur "spod czapki" napisałam w komentarzu dla Jasnej8. Całkowicie podzielam twoje zdanie.
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńMnie zadziwiały wysokie męskie czapki z nutrii. Panowie nosili je na czubku głowy i szczytach czoła, więc uszy, potylica, a w zasadzie większa część głowy była na mróz wystawiona. Do tego szalik tak założony, żeby krawat było widać. Nie marzli?
Pozdrawiam serdecznie.
Mnie to też zawsze dziwiło. Po co te czapy futrzane skoro uczy czerwone od mrozu... Kto zrozumie facetów???
UsuńTaką czapkę nosił mój brat. Niestety z braku funduszy na nutrie czapkę uszyła mu mama ze skóry bydlęcej:))) Była sztywna jak tektura ale fason miała odpowiedni.
A dziewuszki od dołu siniały. Górą całymi lisami się otulały, a niżej jedwabne pończochy i gołe uda nad pończochami.
UsuńKto to wszystko teraz zrozumie i jakoś sensownie wytłumaczy?
No tak, gołe uda bo nie było rajstop...Pończochy zapinane na takie coś czego teraz już nie ma.Jak to się nazywało? U nas mówiono "haltery" chyba od niemieckiego "halt"= stop, stój, trzymaj...hi,hi,hi...
UsuńTo coś nazywało się pas do pończoch. Były różne - atłasowe i atłasowe - usztywniane oraz elastyczne. Niektóre bardzo piękne. A na zapinki u nas mówiło się "żabki".
UsuńTak, pas do pończoch pamiętam. Brakowało mi tego słowa "żabki".
UsuńA wiesz, że mężczyźni mieli też coś podobnego? Takie żabki trzymały w pionie męskie skarpetki:)))
Ależ ten futrzarski temat szeroki. Zaczęło się od czapki z nutrii, a schodzi na tematy seksi, hi, hi...
UsuńMęskie skarpetki uważasz za "seksi"...hi,hi,hi? No bo damskie pończoszki to ...jak najbardziej.
UsuńNie skarpetki, tylko umięśnioną i owłosioną łydkę z podwiązką i żabką przytrzymującą skarpetkę. To nie było seksi? :)))
UsuńHi,hi,hi....czy męska łydka może być seksi??? Hi,hi,hi... do tego z podwiązką:))) Nie wytrzymam!
UsuńTeraz mi sie przymoniało, że moja babcia z dziadkiem w latach 70-tych hodowali nutrie. W ogrodzie (już sprzedanego domu) pamiętam były takie betonowe boksy dla tych nutrii właśnie. Myślisz, że dobrze się dziadkom żyło? A kożuch mam w domku po mamie tylko taki za kolana. Był czas, że go nosiłam. Ma wielkie guziki, które bardzo cieżko się zapina. Mam też inny kożuch, długi i jakby mniej toporny, ale długo leżał w szafie i nieco waniajet, a czyszczenie drogie i pani powiedziała, że się może odbarwić, więc sobie dałam z nim spokój. Eh gdybym miała chociaż balkon, to by się powietrzył kilka tygodni i było by pięknie i powabnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Papryczko, nie odważę się wyrokować w kwestii zarobków hodowców nutrii. Słyszało się legendy o futerkowych fortunach /oczywiście na miarę PRL te fortuny były/ ale osobiście nie zetknęłam się z taką fortuną. Zapewne zależało to od sprytu i umiejętności handlowych hodowców.
UsuńKożuchy dziś już raczej nieprzydatne. Ciężkie, trudne do czyszczenia i większą część sezonu wiszą w szafie. Tęgie mrozy trwają po kilka dni więc....?
Honiewicz czaruje, więc ja może też co nieco. Miałem zamówiony kożuch w pierwszej połowie lat 70', ale dostawca spóźniał się (przemyt z Węgier). Towar dostałem na kilka godzin przed planowanym pójściem do opery, no więc okazja była niezła. Przymierzyłem koszulę, krawat, i marynarkę (wiadomo panie z udami w pończoszkach, a panowie w kożuchu, ale rozpiętym, bez szalika, i obowiązkowo w krawacie - taka była wtedy moda). Wszystko pasowało jak ulał, a zachwytów nie było końca. Gdy wreszcie dojechaliśmy do opery, nonszalancko ściągnąłem kożuch, i wtedy zauważyłem dziwne spojrzenia kierowane w moją stronę. Dopiero przed wejściem na widownię zerknąłem w lustro, i zmartwiałem: Byłem w czarnej marynarce, i w ... domowych zielonych bawełnianych starych dresach ... :(
OdpowiedzUsuńChyba bym się zamienił z Honiewiczem, moją "kreację" podziwiali wszyscy znajomi.
anzai..aż nie wierzę, że to prawdziwa historia??? A gdzie szanownej małżonki uważne oko ? Bo mężczyźni, to wiadomo, że trzeba ich sprawdzać przy takiej okazji:)))
UsuńKrawaty chyba nadal obowiązują w Operze? Nie wiem bo nie chadzam do Opery...brrr... zasypiam od razu więc wstyd większy niż pożytek.
Kożuch to moje nigdy nie spełnione marzenie, chociaż tak blisko mi do gór gdzie kożuchy łażą po halach.
To były piękne dni ... kawalerskie. Dziewczyna była już prawie gotowa, a ja się gmerałem z tym kożuchem. W operze byliśmy już po drugim dzwonku, i nie było czasu na przyglądanie się sobie. Ale przedstawienie (Spotkania baletowe) przyćmiło wszystko, więc przesiedziałem do końca w fotelu.
OdpowiedzUsuńTeraz w takich miejscach jest szok: swetry, poszarpane dżinsy, komórki, rozmowy, czasem nawet popcorn :(
PS. Za karę, że nie chodzisz masz odsłuchać Carmen:
http://www.youtube.com/watch?v=8w9yJdkeryI
A jak Ci się spodoba to nieco dłuższe Bolero:
http://www.youtube.com/watch?v=rW3s6d2Vwc8
Anzai... wybacz, ale to jest ponad moje wykształcenie. Jestem absolutnym ignorantem muzycznym. Nic na to nie poradzę. Mam za to inne zalety:)))
UsuńW sprawie ubioru wyjściowego ubolewam nad upadkiem dobrego obyczaju. Nikt już nie zwraca na to uwagi. Dlaczego???????
Z ubiorem macie rację. Poszłam na operetkę w małej czarnej i szpilkach, jako ozdoba tylko delikatny łańcuszek z cyrkonią i czułam się, jak kosmita, co spadł z innej planety wśród tych różnych bluz polarkowych i bawełnianych koszulek z wędkarską kamizelką pełną kieszeni.
UsuńBrrr...okropność! To jest dobry powód aby nie bywać w operze. Gdzież mam prezentować moją odziedziczoną etolę z futra? No gdzie???
UsuńJa już chyba o tym pisałem u Bet, ale warto, bo z Bet różnimy się nieco w ocenie PRL i RP. Na te spotkania baletowe (piszę wyżej) z lat 70' ub.w. wybraliśmy się w stroju wizytowym, ale na scenie tańczył Bolszoj, a na widowni siedzieli Amerykanie ubrani po sportowo/domowemu. Następnego poszliśmy w dżinsach i T-shirtach, a tam odwrotnie na scenie Amerykanie, a na widowni Rosajnie w ... garniturach. Potem ktoś nam doradził, że warto wcześniej zadzwonić do opery i zrobić wywiad co do przekroju widowni, i to było najlepsze rozwiązanie.
UsuńNiedawno próbowaliśmy to powtórzyć - bo tytuł przedstawienia sugerował jakiś eksperyment - ale bileterki odsyłały nas do swoich przełożonych. Wreszcie jakaś wkurzona kierowniczka kierowniczek powidziała, że jak nie wiemy jak się ubrać to lepiej nie wychodzić z domu. Nie wyszliśmy, a że rozmowę miałem nagraną więc ze zwrotem biletów nie było problemu. Ot, kultura III RP.
Anzai, to wyjaśnia wszytko w kwestii stroju. Rosjanie i My to podobna kultura... Amerykanie natomiast to...Amerykańska kultura a raczej jej brak.
OdpowiedzUsuńDobrze, że się różnimy trochę, prawda? pełna zgoda jest zbyt nudna:)))
Z tą kulturą to jest też tak, jak z plastikowymi kubeczkami do picia. Kiedy opisywałam wycieczkę na wschód, to jeden z blogerów pytał, czy tam już wkracza kultura zachodnia czy grasują tylko białe niedźwiedzie i miał na myśli kartonik z dziurką i rurką z plastiku oraz herbaciany proszek w papierze ze sznurkiem i spinaczem w miejsce samowarów i porcelanowych filiżanek oraz srebrnych łyżeczek.
UsuńBet, no pewnie, że różnice są urocze, a jeszcze piękniejsze jest ich uzupełnianie :)
UsuńPS. Jak mi się podoba ten emotikonowy język. Za takie coś bym dostał w ucho a emotikonka przejdzie ... chyba przejdzie?
Anzai, przejdzie, przejdzie.Też lubię emotikonki ale... dlaczego nie zawsze włażą te buzie? Na tym blogu nigdy nie właziły ale na ulepszonych onetowych raz wchodzą a raz nie...
UsuńZgoda, będziemy się nadal pięknie różnić. To jest prawdziwa sztuka.
Zauważyłem, że z emotikonkami popełnia się dwa podstawowe błędy: 1/ to aktywne ustawienie w "zarządzaniu blogiem", i 2/ te dwa znaki ":)" muszą być oddzielone pauzą, bo tylko wtedy są zamieniane automatycznie na emotikonki.
UsuńTo dobrze, że przeszło :)
Acha... pauza jest odpowiedzialna za buzie. Dziękuję za wskazówkę.
Usuń... no tak, pauza, buzia, pauza, buzia, aż do zabuziowania ;) :)
UsuńA co to jest pauza?
UsuńKiedyś słyszałam, że pauzy są niezdrowe....
UsuńA ja słyszałem, że menopauzy ;)
UsuńalEllu, smutne co... Znaczy bowiem, że chcemy tej amerykańskiej, papierowej kultury? Ja nie chcę! Wolę porcelanę, srebrne łyżeczki i samowary pomimo...że trzeba je czyścić, myć, polerować itp...
OdpowiedzUsuńJa też nie chcę. To znaczy chcę, kiedy trzeba. Wygodny jest kartonik na wycieczkę, bo lżej nosić w plecaku.
UsuńChodzi mi o to, że wszystko powinno mieć swoje miejsce, czas, przeznaczenie. I Twoja etola, i Anzai'a krawat z marynarką i moja mała czarna. Kamizelki wędkarskie na ryby i grzyby. A nie bez ładu, składu i ogłady rzucają się na te hamerykańskie "wynalazki" i spodnie chłopca od krów wkładają do opery.
Dokładnie tak, alEllu. Bardzo trafnie to ujęłaś. Mam na to cytat: "odpowiednie dać rzeczy słowo..." Nie pamiętam z czego to cytat ale chyba oddaje sens tego co powiedziałaś.
UsuńTo powiedział C.K.Norwid.
UsuńMyślę,że można znaleźć wspólny sens. Bo tak, jak nieprzemyślanym słowem, lub nieodpowiednim dowcipem może coś popsuć, zniesmaczyć, zniweczyć... tak i "mowa" ubioru to samo może uczynić.
Bardzo mądrze powiedziane. Acha...Norwid...znowu się czegoś nauczyłam.
UsuńEeech,Bet..Czym Ty się tu chwalisz? Jakimś tam liskiem ? Ja w tym czasie chodziłem z tygrysem na plecach! Miałem gdzieś coś tam,coś tam załatwić,zakładałem skórę tygrysa na plechy i zawsze wszystko załatwiłem! Przyroda jest potęgą! To były czasy!
OdpowiedzUsuńCichy... lepszy tygrys od wilka :))
UsuńKościółkowy strój, jak piszesz, nadal obowiązuje, szczególnie w mniejszych miastach i obowiązkowo w miasteczkach...
OdpowiedzUsuńCzasy się zmieniają, teraz kożuchy mało kto nosi (widuję, widuję:)), są po prostu niepraktyczne, a w zastępstwie te ekologiczne są wygodne i w różnych kolorach. W tym przypadku jestem za, że warto było je zmienić, natomiast buty ekologiczne to już nie to co z prawdziwej skóry.
I co będzie z Twoim lisem? Jak masz, to trzeba nosić. I pogoda sprzyja. Ładny kolor:)
Pozdrawiam serdecznie
Akwamarynko, kościółkowe stroje na szczęście wciąż obowiązują. Oby jak najdłużej.Masz rację w sprawie kożuchów. Strasznie ciężkie i w teraźniejszym klimacie raczej zbędne.
UsuńNo, właśnie, w sprawie obuwia ze skór nikt nie protestuje a futra są na cenzurowanym...Więc o co chodzi?
ps lis już został reaktywowany.
Prawdziwego futra nigdy nie miałam a sztuczne mnie tak elektryzując że np. potencjalnego adoratora by poraził prąd.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam świątecznie i składam najserdeczniejsze życzenia przede wszystkim zdrowia dla Ciebie i Całej Twojej Rodziny.
Och, Jagoda, adoratora żal.... teraz wiem dlaczego prawdziwe gwiazdy okrywały się naturalnymi futrami. Aby nie porazić wielbicieli!
UsuńOdwzajemniam Świąteczno-noworoczne serdeczności. Niech się nam miło Świętuje!
Pardon ale nie czuje tematu - futra.
OdpowiedzUsuńDo głowy przyszła mi jednak ludzka hipokryzja. Futra sa be !! bo trzeba ubic iles tam lisów, szynszyli czy fretek ale każdy z nas pije mleko i je wyroby mleczne. Normalne zwierzę daję mleko tyko dla potomstwa a krowa ????. Krowa to takie zwierzę które bez człowieka by nie przezyło. Watroby maja monstrualnych rozmiarów, nerki są po to aby dostarczyć płynu do produkcji mleka a krowie cycki nie dojone po kilkudziesięciu godzinach by eksplodowały. Jedne zwierzeta może męczyć bo juz sie przyzwyczailismy a inne nie - to jest nasza hipokryzja a ktos tak kiedyś powiedział o ziemi................. i czyńcie ją sobie poddaną.
Pozdrawiam przedświatecznie
Piotrze, tak samo myślałam dając przykład kurczaków-brojlerów. Oczywiście, że to hipokryzja. Wielka hipokryzja.Ale "ekolodzy" tak mają.
UsuńWitam wszystkich czytałem wasze wypowiedzi na temat futer i chetnie kupię każdą ilosć futer kontakt max420@interia.pl zapraszam
OdpowiedzUsuńNo hej trafiłam do ciebie przy okazji szukania zdjęć Futra z królika do swojego bloga. Super cieszę się i będę zaglądać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj Morskie Oko! Zapraszam, zapraszam serdecznie!
Usuń