Uwaga,
uwaga! W Peerelku nowości!
Powstała nowa zakładka, a tym samym nowy
rozdział opowieści o PRL. Sięgamy teraz
do początków Polski Ludowej czyli do czasów, które wielu z nas zna jedynie z
przekazów ustnych lub medialnych. Mamy przewodnika! Jest nim towarzyszący
komentatorom od pewnego czasu, Mirgal. Brawoooo!! ! Aplauzzzzzzzzzzzzzz!!!
Mirgal był i jest nadal harcerzem. Dlatego dla swoich opowieści wybrał formę
gawędy. Prawdziwy harcerz wie, że gawęda jest bardzo
skutecznym i ciekawym elementem metodyki harcerskiej. Dodatkową atrakcją jest
to, że gawędy druha Mirka odbywają się przy ognisku. Magia ognia działa. Druh
Mirek buduje nastrój:
Usiądźcie wygodnie.
Przymknijcie oczy. Wyobraźcie sobie, że jesteście w lesie, na dużej polanie.
Zmrok. Płonie i trzaska ognisko. I słychać również uspakajający, melodyjny szum
lasu.
Płonie ognisko i szumią knieje
Drużynowy jest wśród nas
Opowiada starodawne dzieje
Bohaterski wskrzesza czas...
Nie będę Wam opowiadał o wrześniu 1939 roku. O
ucieczce. O poranionych przez lotników, płaczących łzami wielkości grochu i
jęczących koniach.
Nie będę również
opowiadał o czasach okupacji , w trakcie której przesiedziałem przy oknie
wyglądając czy z roboty wrócą Dziadek, Rodzice i pięcioro rodzeństwa. Postaram
się opowiedzieć Wam o tym jak to żyło się PRL-u i wszystko widziane mymi
oczyma.
foto ze zbiorów alElli |
Przypomnę,
że ofensywa styczniowa ruszyła od Warszawy 17 stycznia 1945 roku. Wtedy jeszcze
nie zniszczyliśmy klimatu i zima była sroga. Bielutki śnieg pokrywał ziemię i
ślady okropności wojny. Mróz średnio około minus 20 stopni malował nam przecudne
wzory na okiennych szybach.
Wojna
jednak trwała. Moje miasto było oddalone od Warszawy o 180 kilometrów. Żołnierze radzieccy pokonali ten dystans, brnąc
przez zaspy śnieżne, na mrozie, przedzierając się przez zryte kołami ciężarówek
i czołgów pola, w ciągu trzech dni. Do mojego miasta wkroczyli 20 stycznia
około czwartej rano. Ja, pierwszych żołnierzy radzieckich, zobaczyłem około
dziewiątej rano. Niedaleko miejsca gdzie mieszkaliśmy była przedwojenna
ochronka. Był to budynek i duży,
ogrodzony plac zabaw, na którym zawsze spotykaliśmy się z chłopakami. Kiedy tam
poszedłem spotkałem swych kumpli i ponad trzydziestu żołnierzy. Oczywiście z
początku nie mogliśmy się z nimi dogadać. W końcu zrozumieliśmy, że pytają nas
gdzie można znaleźć blaszane beczki.
- Wiemy, wiemy! Mamy takie beczki! Zakrzyknęliśmy radośnie i pełni dziecięcej
dumy zaprowadziliśmy żołnierzy w miejsce składowania beczek. Byliśmy bardzo
ciekawi co dalej nastąpi. Już wkrótce żołnierze rozpalili na placu kilka ognisk,
napełnili beczki wodą i gotowali w nich swoją odzież, głównie bieliznę. Teraz
wiem, że to był sposób na pozbycie się robactwa. Wtedy, dziecięce oczy
zapamiętały jedynie dziwny dla nas, fioletowy kolor bielizny. Nie mogliśmy
wiedzieć, że fioletowa barwa to prawdopodobnie efekt środków dezynfekcyjnych wcześniej
stosowanych. Teraz mieli tylko gorącą wodę w beczkach i bardzo mało czasu...
Widok
piorących ubrania żołnierzy spowodował matczyną aktywność okolicznych kobiet. Wielkie gary
na piec! Z tego co tam w domu miały ugotowały gorącej zupy i nakarmiły zmarzniętych żołnierzy. Nawiązały
się przyjazne rozmowy, młodzi żołnierze opowiadali o swoich rodzinach,
pokazywali przechowywane w żołnierskich plecakach rodzinne fotografie. Serdeczna
atmosfera trwała do chwili pojawienia się oficera na motorze. Koniec sielanki.
Padł rozkaz: Baczność! Grupa fioletowych /od tej bielizny co mieli na sobie/
żołnierzy w postawie zasadniczej wysłuchała stanowczej tyrady, która brzmiała
mniej więcej tak:
- Towarzysz Stalin wybrał Was abyście zdobyli
Berlin i dobili gadów w ich własnym gnieździe. Wasi towarzysze walczą i giną, a
Wy tu ciepłe zupki zajadacie? Jak to tak? Zbierać manatki i do walki!
Nie
pomogły prośby kobiet aby pozwolić chłopcom dokończyć zabiegi higieniczne,
ogrzać się. Nic z tego. Żołnierze ubrali mokre mundury i kłusem pobiegli
dobijać gada w jego gnieździe… A my,
dzieciaki, cały dzień obserwowaliśmy ruchy wojska Armii Czerwonej w okolicach
dworca i na trasie przelotowej przez miasto.
W tym czasie, w moim
mieście zdarzył się następujący przypadek:
Pierwsza
grupa Armii Czerwonej postawiła na skrzyżowaniu, jeszcze na terenie miasta,
żołnierza wskazującego kierunek. Jak już wspominałem było to 20 stycznia około
czwartej rano. Padał śnieg i było około minus 20 stopni. Oczywiście mieszkańcy
z okolicznych domów usiłowali częstować żołnierza, gorącą herbatą lub zupą,
ale On zgodnie z regulaminem służby wartowniczej odmawiał. Upłynęła doba takiej
służby i żołnierz zemdlał... Mieszkańcy miasta zaopiekowali się wycieńczonym
mężczyzną, zawiadomili przypadkowo napotkanego oficera, a jego obowiązki przejął
jeden z mieszkających w pobliżu cywilnych mężczyzn. Takie spontaniczne działanie i
okazywanie pomocy Wyzwolicielom to efekt ogromnej radości i wdzięczności
Polaków. Oto nareszcie mogli bezpiecznie wyjść na ulice. Kontakty między
„bolszewickimi okupantami” jak teraz określa się naród radziecki, były radosne
i szczere.
Wiadomo
było, że na terenach wyzwalanych Żołnierzy Radzieckich obowiązywał zakaz
rabunków i gwałtów. Oficerowie mieli ,a nawet nakaz natychmiastowego
osądzania i karania winnych. Takie prawo wojny… Wkrótce mogliśmy tego
doświadczyć.
Otóż, pewnego dnia kolejarze polscy kontrolujący tory znaleźli zgwałconą i zamordowaną kobietę, którą wyrzucono z transportu wojskowego. Ciało zamordowanej kobiety przekazano radzieckiemu komendantowi etapu kolejowego. Jaka była reakcja dowódcy? Szybko ustalono, z którego wagonu wyrzucono ciało zamordowanej kobiety, zarządzono zbiórkę żołnierzy nadzorujących transport i padł rozkaz-pytanie:
- Kto to zrobił?
I
zaraz potem złowroga zapowiedź konsekwencji:
- Jeśli winny nie przyzna się, osobiście
zastrzelę co piątego w szeregu.
Nikt
się oczywiście nie zgłosił, więc oficer zrobił to co zapowiedział. Zastrzelił własnych żołnierzy. Zwłoki zamordowanej
kobiety zawiózł do kościoła i poprosił o pochowanie. W pogrzebie uczestniczył
wraz z plutonem honorowym i wygłosił przemówienie przepraszając w imieniu Armii
Radzieckiej za ten mord jednocześnie
potępiając wojnę, której to skutkiem było to zabójstwo.
Cóż więcej mógł zrobić? Okrutne prawa wojny pozostawiały jednak margines na przyzwoite i honorowe zachowania. Tego wymagano zapewne od Oficerów Armii Czerwonej, a że nie wszyscy prawa przestrzegali to już zupełnie inna sprawa…
Marzy mi się, że może kiedyś otworzą się archiwa z tamtych czasów, i da się ustalić jakąś obiektywną prawdę. To co Mirgal opisuje zgadza się ze wspomnieniami moich rodziców, ale były też inne przypadki, zarówno pozytywne jak i negatywne.
OdpowiedzUsuńPodobno Armia Czerwona pilnowała, aby do do większych miast wkraczali bardziej cywilizowani żołnierze. Znacznie gorzej było już na Ziemiach Odzyskanych, gdzie nie wszyscy Niemcy chcieli opuszczać swoje gospodarstwa. Tam zdarzały się nawet przestępstwa, a hasła:
"Давай жопу", czy "dawaj czasy" były często używane.
Generalnie wyglądało to jednak najczęściej tak jak w "Czterech pancernych ..."
To jest właśnie obiektywna prawda bo opowiada świadek wydarzeń. Harcerz nie kłamie.
UsuńDaleki jestem od zarzucania komukolwiek - a szczególnie naocznym świadkom - kłamstwa, czy szerzenia nieprawdziwych informacji. Mirgalowi wierzę, bo to harcerz, wnikliwy obserwator świata, a Jego wspomnienia lat PRL pokrywają się z moimi.
UsuńMyślę, że na obszarach zdominowanych działaniami wojskowymi nic się nie zmieniło, bo wojna ma swoje prawa. Także sytuacja wywołana przejściem frontu wojny charakteryzuje się pewnymi odstępstwami nie tylko od prawa, ale i od ocen moralno-etycznych. Wystarczy zresztą przyjrzeć się działaniom na Bliskim Wschodzie, czy nawet na wschodzie Ukrainy ...
Nawet przez moment nie pomyślałam o sugerowaniu mijania się z prawdą. Jeśli był cień takich podejrzeń to stanowczo zaprzeczam:)))
UsuńMasz całkowitą rację w dalszej części komentarza. Wobec tego można wysnuć wniosek, że prawda o Wyzwoleniu nie jest czarno-biała. Znajdziemy w niej wiele odcieni szarości również.
Los sprawił, że byłem daleko od kraju w 1945. Tam przyszli jankesi. Pamiętam ich wjazd, bo było to przeżycie. Potem już niewiele. Jedynie "papiery" z tamtego czasu dokumentują, że wszystkich nas, zgromadzonych w jakimś baraku, zabrano do szpitali na badania.
OdpowiedzUsuńPotem, bo rosłem, pamiętam już sporo, zwłaszcza że po wojnie nasze zasiedzenie tam trwało długo.
Tamci "wyzwoliciele", też nie byli wszyscy wspaniali, jak to u nas w kraju się przedstawia. Z tamtą cywilizacją bywało różnie (bo to nie cywilizacja szła z frontem, a żołnierze, których wojna wykoleiła). Co wiem również ze wspomnień matki i siostry.
Z opowiadań moich wielu znajomych, których wyzwoliła Armia Czerwona, w latach 44-45, nie był tak dramatyczny wyłącznie, jak to obecnie przedstawiają wnuki i prawnuki ówczesnych Polaków oczekujących jednak - na wyzwolenie. A, że przyszło ze Wschodu?
Wyzwolenie przyszło ze wschodu bo zachód jakoś nie kwapił się od początku wojny.
UsuńDzięki, Honiewicz, za migawki powojenne z dalekiego kraju. Wojna zmienia ludzi, zauważył to komendant Armii Czerwonej z gawędy Mirgala i potępił wynaturzone zachowania.
Moj tata wiele opowiadal o tamtych czasach.
OdpowiedzUsuńMirgalu, prosze o wiecej wspomnien. Dziekuje.
Beata
Prawda, że interesująca relacja? Czekamy na inne wspomnienia.
UsuńCzuwaj.
OdpowiedzUsuńCzy druh Mirek pozwoli, że przysiądę się do ogniska z gawędą mojej Mamy?
No, to się przysiadam. :)
8 marca 1944 roku zostałam powołana do I Armii Wojska Polskiego. Powstawały bataliony kobiece fizylierek, łączności, sanitarne. Przeszkolenie wojskowe otrzymałam w batalionie szkoły samochodowej. Mieszkaliśmy w ziemiankach wyłożonych bierwionami drzew. Lubiłam naszą ziemiankę pachnącą ziemią, żywicą i leśnymi kwiatami. Alejki prowadzące do sztabu, kuchni i magazynów pięknie wypracowane nosiły nazwy ukochanych polskich miast. Przed każdą ziemianką ze żwiru, kamyków i piasku ułożone były godła i herby miast. Najbardziej lubiłam apele wieczorne. Jak las długi i szeroki echo niosło słowa Roty, Oki i innych pieśni wojskowych.
Ponieważ miałam przygotowanie pedagogiczne, w wolnych chwilach uczyłam żołnierzy, przekazując im zdobytą w szkole wiedzę.
Wczesną jesienią las opustoszał. Ruszyliśmy na zachód. Wtedy po raz pierwszy zetknęłam się z Chełmem. Na ulicy Hrubieszowskiej zatrzymano naszą kolumnę przed bramą umajoną zielenią i kwiatami. Wiwatujący tłum zarzucił samochody kwiatami - całą powodzią jesiennych astrów. Łzy radości, uściski i zaproszenia. Nigdy nie zapomnę smaku pierożków z serem, którymi częstowano nas w jakimś gościnnym domu. Nie przypuszczałam wówczas, że właśnie w tym mieście będę mieszkać i pracować. W styczniu Warszawa, potem Bydgoszcz, Piła, Berlin. We wrześniu 1945 roku zostałam zdemobilizowana.
A może i przez Twoje miasto - druhu Mirku - kolumna z moją Mamą się przemieszczała? Może to Ty z chłopakami z placu zabaw Jej machałeś?
UsuńalEllu, jak można było "być powołaną" do wojska w tym czasie? Nigdy nie słyszałam o powołaniach,a raczej o ochotnikach.
UsuńPiękną historię ma Twoja Mama. Jak Marusia z filmu.
Wyobrażam sobie ten wypielęgnowany ziemiankowy obóz. Bardzo podobnie organizowaliśmy wiele lat potem obozy harcerskie. Tylko zamiast ziemianek mieliśmy płócienne, wielkie namioty.
Nie wiem, Bet, jak to dokładnie było. Tak jest we wspomnieniach Mamy. Przepisane dokładnie.
UsuńMoże ktoś nam podpowie coś w tym temacie. A gdzie był ten ziemiankowy obóz?
UsuńWe wspomnieniach zapisanych w latach siedemdziesiątych Mama pisze: bataliony kobiece fizylierek, łączności, sanitarne powstawały na terenie obecnego Związku Radzieckiego. Dokładniejszej lokalizacji nie znajduję.
UsuńMoże nad Oką? Pamiętasz: "Płynie, płynie Oka jak Wisła szeroka, jak Wisła głęboka...."
UsuńPatrzę teraz na książęczkę wojskową. 1 strona: Szkoła Samochodowa. 1sza A.W.P. Wewnątrz książeczki: Gdzie mobilizowany do Armii Polskiej: Zdołbunów.
UsuńAle gdzie był ten ziemiankowy obóz - nie znajduję.
Nie mam pojęcia gdzie to może być. Ale tak kombinuję, że Mama zgłosiła się jako ochotnik podobnie jak wszyscy inni chętni do walki, a w papierach przyjęto termin "zmobilizowano". Aby nadać oficjalny charakter tworzenia Polskiego Wojska.
UsuńPrzepiękna opowieść. I te inne w komentarzach. W mojej rodzinie nie ma wiele opowieści o samym Wyzwoleniu. Moze dlatego, że dziadkowie i rodzice pochodzą z Zagłębia i Śląska? Nie wiem.
OdpowiedzUsuńSą natomiast wspomnienia mamy z czasów okupacji. Gdy jako 14-nastoletnie dziewcze, pracowała "u Niemców" jako pomoc domowa i opiekunka do dzieci, a póżniej w jakiejs fabryce, gdzie za płotem byli alianci i jakiś Francuz ją podrywał....
Tato zrobił "karierę" wojskową na bazie Armii Ludowej, nie AK....
Czytam więc zachłannie wspomnienia innych...... :)
Czytaj, maradag, czytaj bo to wszystko bardzo rozwijające nas. Człowiek uczy się do końca życia:)))
UsuńMoi rodzice też jakoś mało wspominali czas wojny i zaraz po. Nigdy ten temat nie był eksponowany. Do dziś nie wiem dlaczego.
Cieszę się bardzo czytając Wasze komentarze ! Cieszę się bardzo, że Bety otworzyła dla tych wspomnień zakładkę.
OdpowiedzUsuńWiecie moi drodzy, że te moje wspomnienia zostaną i nie polecą "w kosmos".Jak na przykład na Forum NIE i i Dziennikarstwie Obywatelskim na Onecie
Zostaną również te na moim Blogu na st stronie doktora habilitowanego mojego wirtualnego Przyjaciela Jarka, ktory pracuje w Niemczech nad badaniami atomizacji metali.
Przykre jest, że nasza wspólna Ojczyzna nie umiała wykorzystać dla naszego Kraju
Wiecie ? Ja na studiach ekonomicznych w PRL-u miałem zaliczane: Geografię Gospodarczą , Historię Gospodarczą , Socjologię, Psychologię, Politologię...........Uczyli nas Profesorowie, którzy nie bardzo kochali ten system, jak również Kierownictwo Administracyjne i Polityczne równiez nie kochało tych Profesorów a byli to ludzie znani i szanowani w Świecie Zachodnim.
Na przykład przedwojenny V-ce Premier Rządu sanacyjnego profesor Eugeniusz Kwiatkowski
Plan przebudowy i rozbudowy a już po zakońceniu II wojny światowej Pan Profesor uzupełnił ten plan o plan Odbudowy .
Wiecie ! To własnie Pan Profesor wykładał przedmiot obecnie krytykowany jako ""pomysł komunistyczny.
No to jeszcze jedna informacja, którą należy "odkłamać"
Pierwszy "kołchchoz" czyli Spółdzielnia Rolnicza powstała w II połowie XIX wieku w Liskowie. Zorganizował ja ówczesny Proboszcz z Liskowa . Prawdopodobnie Lenin za pożyczył ten pomysł z Liskowa.
"Chichot Historii" nie rozwalił tej Spółdzielni ówczesny zaborca czyli Prusy.Nie rozpadła się w trakcie "wielkiego kryzysu . Nie zlikwidował Jej okupant hitlerowski Rozkwitała w okresie PRL - u
Zniszczyła tą Spółdzielnię III RP jako relikt "komunizmu".
Platon spacerując w gajach greckich wykładał swym uczniom, żę"PRAWDA JEST JEDNA ZARÓWNO DLA GREKÓW JAK I BARBARZYŃCÓ"
Jeżeli macie ochotę zapoznać się z moimi refleksjami spolecznymi i politycznymi, to w Goglach wstawcie Mirosław Galczak , ukaże się informacja Mirosław Galczak Blog ŚWINIA.
Świnia wcale nie oznacza, że jest to miłe potrzebne nam i bardzo czyściutkie zwierzątko a pierwsze litery tematów"Ś" = światopogląd
Brońmy zawsze prawdy, nawet gdyby była dla nas przykra.
Pozdrawiam serdecznie Mirek
Widzisz, Mirgal, to był dobry pomysł. Wszyscy chwalą:)))))
UsuńJa swoje życie w PRL - u, wspominam bardzo miło. Próbuje się mi wmówić, że jedyną przyczyną tych wspomnień, jest nostalgia za młodością. Otóż nie jedyną. I mówię to jako człowiek, który żył tu i tam i wie co mówi. Wielu ludzi mogłoby to potwierdzić i powtórzyć, ale wielu uważa, że teraz tak nie wypada, że to obciach. A i pamięć niektórym stępiła nowa propaganda. Młodzież, zna już tylko jedyną, słuszną wersję. Miałem szczęśliwe, beztroskie dzieciństwo, to fakt, miałem szczęśliwą młodość, ale już z troskami tego wieku, założyłem w tamtym czasie rodzinę z trójką dzieci. Kłopoty i troski wtedy proporcjonalnie urosły. Ale gdybym mógł zamienić tamte wszystkie kłopoty na dzisiejsze "szczęście" z obawami, lękami, stresem, niepewnością, zrobiłbym to bez wahania. Może obok tematu, ale tak mi się skojarzyło czytając wspomnienia druha Mirka (pozdrawiam), mając teraz do dyspozycji dwie prawdy. Żyjących świadków naszych dziejów i IPN. Pozdrawiam z uśmiechem wspomnień. :)
OdpowiedzUsuńMamy podobne spojrzenie na przeszłość nas dotyczącą.
UsuńUśmiechajmy się razem:)))
Tez bym sie zamienila !!!
UsuńTaką opowieść zawsze przyjmuję do wiadomości jako informację, że tak również bywało, ale moja opowieść o moim życiu (od dzieciństwa do początku starości) i życiu moich bliskich byłaby zupełnie inna i to nie dlatego, że byłam jakoś szczególnie represjonowana czy, że uległam panującym obecnie trendom albo modzie, ale dlatego, że prócz bezpłatnego szkolnictwa nie korzystałam z żadnych innych udogodnień ustroju socjalistycznego, za to doświadczyłam chyba wszystkich jego braków, bolączek, niewygód i udręk. Natomiast dobro, jakiego wówczas doznawałam uważam, że zawdzięczałam wspaniałym ludziom, z którymi los mnie zetknął, swoim utalentowanym rodakom (aktorom, kompozytorom, pisarzom i artystom w ogóle), swojej młodości, swojej pracowitości oraz pogodnemu usposobieniu. A te wszystkie trudności, z jakimi teraz przychodzi mi się borykać jakoś udaje mi się znosić, w czym pomaga mi świadomość, że urodziłam się w kraju niezbyt wielkim i zasobnym (tak sprawił los), którego trudne dzieje spowodowały, że jest on cywilizacyjnie zacofany, a na dodatek w 1989 r. wszedł on na ścieżkę historii, której nikt wcześniej nie przemierzał bez przygotowanych kadr, z nieprzygotowaną ludnością, na której żywym organizmie dokonują się zmiany, często bolesne, ale - moim zdaniem - nie aż tak, jak wielu z moich rodaków twierdzi. Prawdy żyjących świadków są bardzo zróżnicowane, niektóre z nich niestety pokrywają sie jednak z "prawdami IPN".
UsuńEvo70, twoja wypowiedź potwierdza tezę, że wspomnienia z PRL mają różną barwę. Wszystko zależy od osobistych losów i okoliczności w których wyrastaliśmy. Ja staram się unikać oceny - zachęcam do wspomnień, dzielenia się refleksjami.
UsuńNa pewno nie wszystko było różowe, na pewno część z nas była bardziej lub mniej doświadczona trudnościami.
W jednym z komentarzy padło już stwierdzenie, że każdy ma swoją prawdę.
Polemizowałabym jednak ze stwierdzeniem, że POlska to kraj zacofany. Może takim był, ale nadrabiamy w zadziwiającym tempie. W wielu dziedzinach mamy porównywalny z dawnym zachodem poziom. Ja to zauważam i cieszę się z tego.
Pozdrawiam pogodnie:))
Tym razem jako Górnoślązak nie zamieszczę ani komentarza ani wspomnień mojej rodziny. Każdy ma swoja prawdę !!.
OdpowiedzUsuńOby to nie była g.... prawda:))))
UsuńA serio, to rozumiem, Twoja sytuacja bardzo różni się od innych. Nie mniej jednak chętnie poznamy Twoją prawdę.
Witaj @Piotrze !
OdpowiedzUsuńJednak chyba Twoja prawda Górnoślązaka jesst również moją prawdą Kujawiaka. Nie tylko moją ale również wielu, wielu innych.
.Zarówno Ty jak i ja nie jesteśmy przeciwnikami istnieniu prywatny przedsiębiorstw, jednak pewną podstawową zasadą , że w większości będą to Polac, którzy nie będą z dochodami uciekać po za granice naszego Kraju.
Że nie będą oszukiwać pracowników polskich trzymając ich na "umowach śmieciowych.
Piotrze przecież Wiesz, że do upadku górnictwa doprowadziły Kopanie ciągle zwiększając ilość "urzędasów" .
Oczywiście, że strajkujący na dole górnicy, dla siebie prawie nic nie wywalczyli. Natomiast zyskała etatowa wierchuszka związkowa no i oczywiście urzędasy Kompanii..
Wiesz Piotrze. Górnicy mają doskonały przykład po kopalni "Silesia"
Naszym "rzadzicielom" nie opłacało się przystąpić do spółki z Gornikami
A dla czego opłacało się to Czechom
Przecież ta cała nadbudowa w postaci Kompanii, istnieje by zatrudnić w nch "rodziny królika j jego znajomych".
Jak władzę w Kraju przejmą jakieś inne ugrupowania to usuną obecnych pracowników Kompanii , by zatrudnić tam swoich
Pozdrawiam Ciebie Mirek
Zbyt wiele czasu zajęłaby polemika z Tobą. Jesteś szczęśliwcem że masz takie widzenie problemów i tak proste rozwiązania.
UsuńJeszcze parę głosów w tej sprawie a siądę do pisania drugiej części "Górnicy, górnicy..." mając na względzie także Twoje ale nie tylko poglądy w tej sprawie.
Pozdrawiam
ps.
Czyzbyś był za zamknięciem zakładów FIATA w Gliwicach ?.
W kwestii polskiego górnictwa wolałem się nie wypowiadać, bo zbyt dużo pojawia się wątków wprawdzie pobocznych, ale bardzo istotnych dla losów górnika. Z Mirgalem się zgadzam, jednak chętnie bym zapolemizował w temacie, bo uważam, że nie został on wyczerpany. I tak:
Usuń1/ Nie znamy oficjalnej polityki państwa w którym tylko h..., d... i kamieni kupa. A przecież może być tak, że oficjalnie dotuje się górnictwo a nieoficjalnie zamierza zastąpić te źródła energii innymi, tańszymi, lub po prostu wspomaganymi korupcja.
2/ Nie znamy też stanowiska poszczególnych resortów, a tutaj także może okazać się, że "robimy laskę Amerykanom" i g... z tego mamy.
3/ Nie wiemy też dlaczego MSZ i v-ce premier Piechociński nie mają ochoty na zdobywanie nowych rynków zbytu, mimo, że jest to jedno z ich podstawowych zadań.
4/ Może też być tak, że spętany rząd stał się zakładnikiem swoich "znajomych króliczka" i dlatego mamy prezesów magików, których przynosi się w teczkach, tylko po to, aby wypompowali kasę budżetową, i mając wysokie apanaże, po odejściu pobrali wielomilionowe odprawy.
5/ Nie wiadomo też dlaczego makroregiony górnicze nie mają rozbudowanej infrastruktury przemysłowej, handlowej, usługowej, itd., itp., ...
Oczywiście pomijam wszystkie konteksty związane z bezpośrednim funkcjonowaniem, czy "wygaszaniem" kopalni, bo jest to faktycznie temat morze i poruszanie go, bez wyjaśnienia roli rządu i państwa, mija się z celem.
Piotr. Przez ostatnie dwie dekady(!) Fiat nie płacił podatku dochodowego. Nam!!! Nic nie szkodzi. Rząd zwolni włoskiego producenta samochodów na kolejne 12 lat, bo firma ma zatrudnić tych, których wylała z pracy kilka lat temu. Francuzi z Michelin postawili władzom Olsztyna ultimatum: albo zwolnicie nas z płatności podatku od nieruchomości, albo nową fabrykę opon postawimy sobie gdzie indziej. A co? Zabroni im ktoś? Nieważne, że francuski koncern od lat działa w Warmińsko-Mazurskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, gdzie i tak korzysta z bardzo komfortowych warunków prowadzenia biznesu. No i zaczęło się. Mówiłem, że już za niedługo nasi "dobrodzieje" upomną się o dług. Jeżeli zrobią to wszyscy naraz, leżymy jak pies Pluto. No jasne, że ci zaciągający go, wywiną się, ale tym razem (brak granic) nie przez Zaleszczyki i Kuty. Kto chce może usunąć spójnik. ;) Bet, wybacz. :)
UsuńWybaczam bom miłosierna kobieta:-)
UsuńDla określonego propagandowego celu operuje się słowem: górnik, górnicy itp. W całym świadomym, wyrachowanym zamieszaniu, nie od teraz tylko przecież (bo problem trwa latami), karmi się "łobywateli" kraiku nad Wisłą, że górnik jest winien temu, że z budżetu dopłaca się do jego ciężkiej i niebezpiecznej pracy na dole.
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście podatnicy dopłacają do tony wydobywanego węgla. Fakt, że tysiące pijawek politycznych, związkowych omotało pracę górnika przedziera się rzadko do wiadomości społeczeństwa.
Prymitywną, zdawałoby się odległą już, propagandą "urabia się" społeczeństwo, by osiągnąć zamierzony cel uzasadniający prywatyzację tego działu gospodarki kraju.
Górnictwem współcześnie zarządzają kompletni ignoranci. Na poziomie zarządów kompanii, jak i ci w rządzie RP nr 3. Także mafii sejmowej z dekoracyjnym senatem i potrafiącym się podpisywać, pod każdą ustawą - prezydentem. (Głupią, czy - rzadziej - mądrą ustawą).
Wyjątkowo schizofreniczna jest sytuacja, gdy dochodzi do tego, że zagraniczni inwestorzy budują kopalnie w Polsce.
No i patrz Bet, z wspomnień o odległych czasach powojennych o górnictwie zaczęło się. Wszytko to wina Andrzeja!
Nie szukam winnych, schodzenie na manowce jest dozwolone na tym blogu.Ba, nawer chwalone, ale żeby Wyzwolicieli powiązać z górnikami to trzeba mieć talent:-)
UsuńHi, hi... Trzeba kopalnie dopisać w słownikach synonimów dla manowców ;) :))).bo podają tylko bezdroża, bezludzie, dzicz, głuszę, odludzie, pustkowie, szczere pole, wertepy, wygwizdowo.
UsuńŚwietny pomysł! Chowajmy się bo nas Piotr pobije...
UsuńBet,zaśpiewajmy więc dla Piotra.."Hej Piotr,hej Piotr,straszny z Ciebie łotr(...)"!
UsuńPowróćmy do wspomnień wojennych i tuż powojennych..Otóż moja Ś.P. Matula często przy jakiś uroczystościach rodzinnych często opowiadała takie zdarzenie: tuż po wojnie mieszkała w powojennym domku na wsi w pobliżu większego miasteczka nad czeską granicą. Na piętrze,bo na dole mieszkała Niemka,która jeszcze nie zdążyła się ewakuować. Przy budynku był ogródek,do którego często zaglądali pewni dwaj zainstalowani tam w garnizonie czerwonoarmiejcy i wyżerali z tego ogródka wsio,co papadło. Matula patrzyła,aż w pewnym momencie nie zdzierżyła..Won! krzyknęła z okna..Na to jeden z nich odpiął kaburę,wyciągnął pistolet i wrzasnął:"Job twoju mać,bladź,my tiebia ubiju". Matula przeraziła się nie na żarty i dzień później zgłosiła to ruskiemu oficerowi,który był tam dowódcą. Nikt już tamtych od tej pory nie widział..
OdpowiedzUsuńMyślisz, że zastrzelił ich za pietruszkę? Hmmm... Mogło i tak być.
Usuńwitam @Druhnę aElla !
OdpowiedzUsuńWłaściwie to księdza Mateusza powinni jjuż zmienić . Powinni Ciebie zatrudnić.
Twoje wnioski odnośnie trasy na Toruń Bydgoszcz dowodzi, że Twoja Mama musiała jechać przez moje miasto. Jeżeli jeszcze jechała w godinach od 9 -tej do 17 - tej to musieliśmy ja widziec i machać do Niej.. Nie tylko my ale również żołnierka reegulująca ruch. One jak jechały polskie samochody to One "odstawiały "balet" na swoim stanowisku . Naprawdę
No i jeszcze uczyły nas rosyjskich piosenek
Druhu Mirgalu:)
UsuńWobec tego uznaję, że nasze losy/wspomnienia połączyło machanie. :)
Nie wiem, kto to jest ksiądz Mateusz i dlaczego mnie powinni zatrudnić. Aż tak religijna nie jestem, by za księdza "robić". :)))
Serdecznie pozdrawiam, czuwaj.
Donoszę, że moich rodziców podróżujących w początkach 1945 z dwójką małych dzieci przed wyrzuceniem z pociągu uchronił radziecki oficer. Przed kim uchronił? - Przed Polakami. Takie to były czasy - każdy chciał albo musiał jechać...
OdpowiedzUsuńallensteiner
No tak, to kolejna prawda o tamtych czasach.
Usuń