Widziałam perłę turystyczną i opisywaną w przewodnikach jako
rajską - grecką wyspę Kos. Widziałam zbyt mały jej skraweczek, aby ową perłową
rajskość wyspy potwierdzić. Lazurowe morze, prawdziwie głęboko błękitne niebo i
łopocząca na wietrze biało niebieska flaga robią wrażenie ale…
Widziałam zatłoczoną do niemożliwości wąziutką, kamienistą,
plażę taką co to „leżak przy leżaku,
człowiek przy człowieku”. Chyba nawet oddychać było im trudno więc leżeli
nieruchomo jak sardynki na grillu. Wystawieni na obserwację klientów
restauracji rybno – piwnej, którą urządzono na podwyższonym tarasie wprost na
plaży. Dobrze, że większość komentarzy podchmielonych biesiadników wygłaszana
była w niezrozumiałym języku. Ale nie to było najgorsze…
Widziałam nieprzebrany tłum nielegalnych imigrantów z Syrii
koczujących wzdłuż promenady, suszących odzienie na balustradach i barierkach
chroniących trawniki, uliczne schodki i przejścia. Grupki ciemnoskórych
osób pojadających coś tam z
zatłuszczonych papierowych torebek. Dość spokojny lecz gęsty tłumek
imigrantów u wejścia do miejskich
urzędów.
Widziałam smutne, pełne beznadziei oczy syryjskich kobiet z niemowlętami u
piersi oraz otumanionych zmęczeniem młodych mężczyzn snujących się bez celu po
uliczkach.
Widziałam miasteczko namiotów w parku i na skwerku przy skrzyżowaniu ulic.
Widziałam szczątki pontonu porzuconego na plaży i miałam nadzieję, że został zniszczony już na brzegu, że jego pasażerowie żyją.
Widziałam zaśmiecone do
granic możliwości miejskie trawniki oraz publiczne plaże, gdzie walają się
kamizelki ratunkowe, plastikowe reklamówki, puste butelki i puszki po napojach,
porzucone odzienie i tobołki, płachty zmiętej i mokrej tektury.
Czułam upokarzający smród ludzkich odchodów dobywający się z
tych miejskich, dzikich, koczowisk. Widziałam pracowników służby porządkowej,
którzy w maskami ochronnych na twarzach usiłowali sprzątać park oraz miejsce
gdzie wśród ruin antycznych budowli rośnie wielowiekowe drzewo Hipokratesa.
Widziałam przyjazne gesty miejscowych Greków skierowane do
smutnych imigrantów. Usłyszałam szczere i wielokrotne podziękowania syryjskiego
chłopaka obdarowanego jedną morelą…
Słyszałam słowa zabarwione rozczarowaniem jednego z
imigrantów, który dostał zezwolenie na wyjazd do Holandii: „Bo tam przecież
zimno, a tu w Grecji lepszy dla nas klimat”
Następnego dnia, po mojej w Kos wizytacji, wybuchły tam
zamieszki pomiędzy imigrantami a policją. Bo zniecierpliwieni, bo miejsce
pobytu wyznaczone na tutejszym stadionie zbyt nasłonecznione, bo rejestracja i
sprawy urzędowe postępują powoli, bo… bo… bo…
No i nie wiem co mam myśleć. Żałować ich i współczuć? Złościć
się i denerwować na kontrowersyjne zachowania? Winić policjantów i sprzątaczy
za radykalne działania porządkowe a urzędników za opieszałość? Ha, oto jest
pytanie.
Doświadczyłam tego, że problem nielegalnych imigrantów
nabiera całkiem innego wymiaru gdy zetknąć się z nim osobiście i realnie.
Doniesienia mediów można zignorować, pokiwać głową i zapomnieć. Widząc
sponiewieranych ludzi i bezradnych gospodarzy okupowanych przez imigrantów
krajów już nie tak łatwo machnąć ręką.
Ech, życie…
No to mnie zaskoczyłaś całkowicie. Nigdy, z własnej woli, bym tam nie pojechał. Po pierwsze, że gorąco, a po drugie te obrazki pokazywała TV. To prawda, że ten świat jest co raz bardziej dziwaczny.
OdpowiedzUsuńA za reportaż nagroda Pulitzera się nalezy. ;)
Pulitzer, powiadasz? Przyjmuję, a co tam!
UsuńTo była krótka, jednodniowa wizyta "przy okazji". Nie jestem zniesmaczona jako turystka, której imigranci psują wakacje. Jestem przejęta tą sytuacją, współczująca, ale i trochę zdziwiona postawą i zachowaniem tych ludzi.
Przybywają z prośbą o pomoc ale nie wahają się zaśmiecać terenu gospodarzy. Rzucają odpady gdzie popadnie i nie fatygują się aby posprzątać po sobie i wokół siebie.
To co pokazują w TV to jednak nie to samo co dotknięcie swoimi oczami.
A skoro to wizyta, to zupełnie co innego.
UsuńCiekawe, czy ci ludzie zdają sobie sprawę z tego, że tak jak nami w 1981 r. rozgrywano politykę (im więcej trupów po wprowadzeniu stanu wojennego, tym lepiej!), tak i nimi rozgrywa się manewry wojenne pomiędzy Rosją, Niemcami i USA?
To prawda, że nic nie usprawiedliwia ich zachowania, ale to przecież nie oni pchali się do cywilizacji. Gdyby nie my, to by nadal szczęśliwi biegali po sawannach i skakali po drzewach.
To nie była wizyta ale wizytacja:))))) Żart.
UsuńOczywiście masz rację mówiąc o rozgrywaniu polityki kosztem zwykłych, biednych ludzi.
Przychylam się też do zdania, że sami sprowokowaliśmy taką sytuację uszczęśliwiając na siłę narody przywykłe do innego stylu życia niż europejski.
Przybywają, ale zaśmiecają? To najbardziej zaskakujące. Również w regionach nastawionych na zarabianie z turystyki. Bo wszystko jest fajnie, gdy turysta zostawia pieniądze. Ale ten turysta gdzieś musi zrobić kupkę. I mało kto z włodarzy turystycznie atrakcyjnych terenów jest w stanie przewidzieć, że tysiąc turystów to tysiąc kupek, nie mówiąc o pomniejszych czynnościach. Tylko, że turysta zaraz albo lada dzień wyjedzie, a z poszukującymi pomocy różnie bywa. I nie tylko do zrobienia kupki ich potrzeby się ograniczają. Gdzież mają np. prać pieluchy, gotować, wyrzucać śmieci?
Usuńallensteiner
allensteiner, przyznam, że nie zrozumiałam Twojego komentarza. Turyści, którzy zostawiają na wyspie pieniądze mają dla swoich kupek wytworne WC w hotelach. Mnie zmartwiły kupki i śmieci nielegalnych imigrantów, którzy nie tylko nie zastawią pieniędzy ale jeszcze swoimi brudami powodują zagrożenie epidemiologiczne. Nie winię za to nielegalnych przybyszów i nie winię także gospodarzy, którzy nie są w stanie zorganizować sanitariatów dla tysięcy niespodziewanych gości.
UsuńNo, przepraszam, rzeczywiście nie miałem na myśli wytwornej wyspy, a raczej nasze polskie kurorty (poczytaj choćby dzisiejszą "Politykę"). Być może na wytwornych wyspach jest lepiej. Ale licząc potencjalnych przybyszów, niezależnie od ich finansowych zasobów, trzeba mieć na uwadze nie tylko możliwość ich nakarmienia, ale też wręcz przeciwnie.
UsuńAllensteiner, czytałam, czytałam o polskim parawaningu i braku toalet. Ubolewam.
UsuńNa potencjalnych przybyszów można się przygotować zapewniając względy komfort dla całego procesu pokarmowego ale na niespodziewaną inwazję już raczej nie...
Ależ my tu co roku w znanych z góry miejscach i czasie mamy niespodziewaną inwazję. Podobnie jak w pewnej porze roku mamy niespodziewany atak zimy.
Usuńallensteiner
Hi,hi,hi... Ja o niebie Ty o chlebie:)))
UsuńMoja niespodziewana inwazja dotyczy imigrantów z czarnego lądu. Inwazja polskich letników to całkiem inna sprawa.
Inna kolorystyczne może. Statystycznie nie ważne, czy te kupki robi murzyn z Afryki, czy letnik z Krakowa.
UsuńEj, ej! Tylko sobie nie z Krakowa:)))
UsuńZrobił się to już problem światowy...Nie tylko europejski.
OdpowiedzUsuńByć może gdyby nie my latali bo po savannach i korzystali z innej cywilizacji i my byśmy do nich uciekali przed naszą...
Pracuje z azylantami ..i już mi się nie chce zbyt dużo mówić. Moim zdaniem - Europa musi zmienić szybko prawa dotyczące azylantów ale to temat rzeka i co człowiek to inne zdanie..Problem narasta...
Nie wiem czy jest jakiś cywilizowany sposób na rozwiązanie tego problemu. Europa nie może wchłonąć całej Afryki... A tak by wypadało "po sprawiedliwości". Bo jeśli Syria tak to dlaczego np Ghana nie? Albo Wybrzeże Kości Słoniowej lub Nigeria?
UsuńBardzo smutne obrazy.... Tak trudno je "dopasować", zaakceptować... No cóż, jak powiedziałaś: >ech, życie< - tyle, że nie nasze....
OdpowiedzUsuńTo jest smutne, maradag. My jesteśmy na razie "górą" ale kto wie jak długo?
UsuńPrzed nami chyba więcej takich widoczków
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Widoczki są do wytrzymania, gorzej gdy serce boli od tych widoczków. Ale do nas one też dotrą, już niedługo i drogą lądową.
UsuńJankesi swoją butą, arogancją, żądzą panowania, na swoją modłę wprowadzania demokracji, interesami politycznymi, militarnymi, gospodarczymi - doprowadzili świat arabski i czarną Afrykę ( zresztą nie tylko), do wojen domowych na tle religijnym, etnicznym doprowadzając do zagłady ludzi na wielkich obszarów kontynentu.
OdpowiedzUsuńProblem pozostawili europejczykom.
Honiewicz, bardzo trafnie to ująłeś. Tak jest w istocie. Wrrr... Nie lubię Jankesów! Nigdy ich nie lubiłam.
UsuńTeż ich nie trawię. Za zło jakie wyrządzają wielu narodom, państwom. Europa to toleruje, ba włącza się w tę haniebną agresję (Serbia, Ukraina), i co wyjątkowo podłe, że Polska, choć ratlerek, ujada na rozkaz jankesa.
UsuńP.S. O, przysłowiowy włos, 70 temu lat stałbym się członkiem tego niecnego państwa. Upór matki sprawił, że do kraiku nad Wisłą wróciłem.
To dobrze, że posłuchałeś mamusi. Przynajmniej nikt Cię nie nazwie butnym imperialistą:))
UsuńNie lubicie Państwo wszystkich Jankesów? Sporo ich jest, to już lepiej mają ci, którzy nie lubią np. Romów, Rumunów, Albańczyków, czy nawet Polaków, bo mają mniej do nielubienia.
UsuńOj, Evo70... A co z Chińczykami?
UsuńOj Bet,oj Bet..To przecież jasne,że imigranci powinni mieć ciemne garnitury,krawaty w kolorze blue i robić kupki do kuwety. A może my kiedyś będziemy emigrantami?..Kto to wie..
OdpowiedzUsuńWaszku, uszczypliwość Twoja jest urocza lecz nie uzasadniona. Ja nie "czepiam" się emigrantów, ale opowiadam o tym jakie zrobiła na mnie wrażenie ta sytuacja. Szczerze im współczuję jak również współczuję gospodarzom greckiej wyspy, którzy nie mogą sobie poradzić z tym problemem. Nikt by sobie nie poradził z taką inwazją.
UsuńJasne, że nas także może dotknąć podobny los i dlatego trzeba mieć trochę pokory zanim wypowie się słowa krytyki.
Oczywiście Bet..masz rację.. Ale z drugiej strony spojrzeć,to nasuwa się taka smutna refleksja:syci nigdy nie zrozumieją głodnych..
OdpowiedzUsuńOch, Waszku, wiesz, patrząc na tych ludzi mam wyrzuty sumienia, że jestem tak syta...
UsuńNaprawdę jest mi z tym nie fajnie.
Czyli,Bet,ja i Ty jesteśmy jednej krwi..To cytat z Kiplinga-"Księga dżungli"..
UsuńCytatu nie kojarzę ale miło mi być z Tobą jednej krwi.
Usuń