niedziela, 27 września 2015

Wakacje z żółwiami



        Przed laty Amazonki śpiewały: „Miłość latoś obrodziła”…

 
Phiii! Też mi rewelacja! Wszystko to wiadomo od dawna.

         Ja mam bardziej oryginalne letnie obserwacje bowiem według mnie     „ Żółwie latoś obrodziły”! Zaczęło się od radiowej audycji „Lato z Radiem” gdzie prowadzono akcję rozdawania „żółwików”. Dla zabawy, dla żartu, dla poprawienia humoru. Taki motyw na lato, bardzo miły. 

        Podjęłam ten trop w wakacyjnych wyborach wędrówek. Udało się nawet nawiązać do Amazonek… Hi, hi, hi… Popłynęłam w rejs rzeką nazywaną „Turecką Amazonką”. Rzeka Dalyan się nazywa i uchodząc do morza śródziemnego tworzy szeroką, bardzo malowniczą deltę. 

  
        No to płynę! Turecki kapitan uśmiecha się szeroko. Przyjaznym acz dobitnym gestem zaznacza obecność mini baru na pokładzie. Wśród barowych napitków zachwalany jest naturalny sok z granatów. Patrzę podejrzliwie bo nazwa napoju brzmi co najmniej bojowo, a i kolor zgoła nie jest granatowy… Hi, hi, hi… Niewinny, smakowity owoc, a tak brzydko się kojarzy. Takich wojennych skojarzeń mam więcej. Otóż nadciąga cała kawalkada tureckich łodzi. Krwisto czerwone flagi łopoczą na wietrze. Wygląda to na prawdziwą turecką inwazję i robi mi się nieswojo. Rewanż za Wiedeń? Mam nadzieję, że już nie wbija się na pal niewiernych lub niepokornych? Ratunku!  
         Oj, oj! Uwaga! Nastrój grozy potęguje się bo właśnie mijamy największą atrakcję tego regionu – wykute w skale grobowce. 
 


        Ufff… Przerwa. Kapitan odpoczywa, a nas wyrzuca w błoto. Podobno dla zdrowotności i urody. Dobrze, dobrze, znam ja te tureckie przekręty. Kilka bajorek z błotnistą mazią, każde leczy inną część naszego ciała, a wszystkie razem leczą i wypiękniają wszystko i ekspresowo. Taplamy się więc potulnie w brunatnej mazi jak dzieci, suszymy na słońcu aż błoto na nas kamienieje w skorupę. Do umycia służy blaszany barak z rzędami również blaszanych sitek prysznicowych. Wrażenie robi niezbyt miłe. Brrr… Nie wejdę tam. Ratuje mnie gumowy szlauch w rękach uśmiechniętego Turka. Chlast, chlast… Plask, chlust… Lodowatym strumieniem wody! Och, Ty kozi synu – mruczę niczym Zagłoba, ale i tak jestem wdzięczna za oczyszczenie z uzdrawiającego błotka.

        Płyniemy dalej. Teraz już sielankowo i spokojnie. Kępy rzecznej trawy, tureckie sitowie, łagodna fala, meandry i rzeczno-morska bryza. Idylla. Gładko wpływamy do zatoki i przybijamy do rzecznego brzegu.


  Przed nami, na wprost, tuż po zejściu z podestu ciągnie się szeroka połać morskiej plaży. Huczy i pieni się śródziemne morze, fale zalewają piaszczysty brzeg, w dali widać zarys greckiej wyspy Rodos. Jaki kontrast z sąsiadującą leniwie rozlaną, spokojną rzeką. 


 To tu, na tej niebiańskiej z powodu swej urody plaży, spodziewamy się spotkać ogromne morskie żółwie Caretta – Caretta. Ale gdzie tam, żółwie samice wychodzą na plażę wieczorową porą, gdy ludziom być tam już nie wolno. Od godziny 17 plaża należy do żółwi. Człowiek je śledzi z daleka i zaznacza miejsca składowania żółwich jaj żelaznymi piramidkami. Po to aby inny człowiek ich nie zdeptał albo inny zwierzak nie pożarł. Stąd malutkie żółwiki maszerują w swoim marszu życia wprost do morza. 
 

 My możemy żółwia zobaczyć w wodach rzecznej zatoki. Jest! Jest! Widziałam! Trzeba trochę szczęścia i dużo cierpliwości aby zwierzę ujrzeć. O! Wynurza łepek! A teraz pokazał się cały tuż obok łodzi. Nie zdążyłam. Wypatruję pilnie dzierżąc w dłoniach aparat fotograficzny. Pstryk, pstryk, pstryk! A żółw myk, myk, myk! Moje pstryk nie nadążało za tym żółwim myk. Kto wymyślił „żółwie tempo”? Jak to możliwe, że to zwierzę widziane tylko przez mgnienie oka stało się symbolem całych wakacji? Magia jakaś czy co? Ach, jak ja lubię żółwie!

29 komentarzy:

  1. Klik dobry:)
    A kapitan mył paniom plecy?

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mył! Siedział w cieniu i pił turecki czaj, kozi syn jeden.

      Usuń
  2. A ja widziałam caretta caretta w morzu Jońskim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tam jest ich dużo więcej. Dlatego "ujrzenie" ceretty w Daylan jest uważane za znak szczęścia i pomyślności. Nie wiem tylko jak długo to ma działać? Nie podali okresu gwarancji:))

      Usuń
  3. Chyba naprawdę tureckie błoto leczy. Widziałam na własne oczy, :))) jak medyk sułtana Sulejmana zrobił z jakiejś toreckiej ziemi błoto i karmił nim zatrutego na śmierć paszę. Pasza wyzdrowiał.

    Trzeba więc było najeść się, a nie wytaplać, o! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie oglądałam serialu Wspaniałe Stulecie to i nie wiedziałam:)) Wrrr... A mówią, że TV kłamie...

      Usuń
  4. No ale to już nie PRL. W PRL to podobno do Turcji jeździło się z Bułgarii po kożuchy z dziesięciodolarową wkładką włożoną do wkładki paszportowej...
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A fiaciki maluchy objuczone swetrami to nie za czasów PRL?

      Usuń
    2. Z PRL jest tu tylko piosenka Amazonek no i autorka tekstu:)))
      W PRL nawet nam się nie śniły takie fanaberie jak taplanie w błocie i jakieś wakacje pod palmą. Jeśli już podróże to na kontrakty / "za chlebem"/ do Turcji lub Iraku, wczasy w Bułgarii no i pewnie jakieś mało legalne wypady, o których wspominasz.
      Tureckie kożuchy i skórzana odzież były bardzo pożądane. Teraz każda wycieczka fakultatywna w Turcji ma w programie wizytę w magazynie producenta odzieży skórzanej. Turyści odbierają to jako nieprzyjemny przymus, nudzą się i prawie nic nie kupują. Choć jakość tych wyrobów jest naprawdę dobra a do zakupu zachęcają śliczni tureccy mężczyźni. Ach, jacy piękni modele...

      Usuń
    3. alElla, oczywiście, że za czasów PRL. Miałam taki sweter turecki w biało czarne esyfloresy. A może te swetry były kupowane na bazarach węgierskich lub bułgarskich? No bo jak do Turcji wtedy można było wjechać?

      Usuń
    4. Nie pamietam jak, ale z Turcji przywoziło się te swetry.

      Usuń
  5. Może sposobem allensteinera? Za dziesięć dolarów łapówki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne tak.

      Po drodze do Turcji sprzedawało się kapy kupowane w Twoich krakowskich Sukiennicach.
      - Poproszę kapy.
      - Na ZSRR czy Bułgarię? Pytał sprzedawca, po czym wręczał odpowiedni towar.

      Usuń
    2. No proszę, czego ja się dowiaduję o MOICH Sukiennicach! Jestem strasznie "do tyłu" w sprawach handlowych. W PRL-lu handlowali wszyscy oprócz mnie. Raz jeden jedyny udało mi się sprzedać w Bułgarii zegarek Ruhla, w dodatku zepsuty. To całe moje handlowe osiągnięcie. Fajtłapa jedna.

      Usuń
    3. To osiągnięcie handlowe może być zaliczone w 100% jeśli sama kupiłaś ten zegarek w NRD. Taka była procedura i szlak handlowy dla zegarków Ruhla, o!

      Usuń
    4. Nie będzie 100%. Zegarek miałam nie wiadomo skąd ta najmodniejszy wtedy ogromny jak cebula i cały plastikowy. Cudeńko na owe czasy!

      Usuń
  6. Żółwie też lubię, szczególnie w postaci zupy. Ale zwierzaczki same w sobie przyjemne ... na lądzie.
    Turcja faktycznie była najpopularniejszą trasą handlową poza demoludami. Trzeba było jednak wyjeżdżać w sposób zorganizowany, albo (to dopiero za Gierka) mieć paszport z pieczątką "Na wszystkie kraje świata". Ja byłem tam w 1969 r., ale pohandlowałem czymś innym, piszę o tym tutaj:
    http://foto-anzai.blogspot.com/2015/09/anatomicznosc-polskich-modelek-z-prl.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, już poznałam Twoje upodobania:)) Przyznaję, że to chyba przyjemniejsze niż obcowanie z żółwiami:))))

      Usuń
    2. Ale żeby zupę??????

      Usuń
    3. Jedno i drugie jest doskonałe ... jeżeli można pogłaskać. ;)

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    7. Właśnie widzę, że głaskanie wychodzi ci całą serią:))))

      Usuń
    8. Chyba muszę zmienić myszę, bo wygląda na to, ze się zacina.

      Usuń
    9. No nie wiem czy to osłabi ochotę na głaskanie:))) Mysz winna?

      Usuń
    10. Mysz! Tylko mysz. Chyba "kleją" się styki lewego "klikacza", bo jak zostawiam wskaźnik na komentarzu, chcąc sprawdzić jego treść, to styki robią zwarcie i komentarze lecą seriami.
      A głaskanie nigdy dość. :)

      Usuń
    11. Mysz to rzecz nabyta a głaskanie najważniejsze:))

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.