niedziela, 6 września 2015

Peerelowski tydzień - Niebiesko Czarni oraz reszta świata



To był tydzień!  Wieczora audycja radiowa emitowana w soboty to satyryczne podsumowanie wydarzeń w kraju. Polityki tam wiele nie było, więcej humoru i krytyki obyczajów. Taka „słuchanka” przy doprawianiu  rosołu i zagniataniu ciasta na makaron. No bo jutro Niedziela!

Niebiesko-Czarni śpiewali:

W poniedziałek, w poniedziałek ja nie mogę
Bo pomagam mamie
A we wtorek. a we wtorek i w środę
Ty masz w domu pranie
No a w czwartek, no a w czwartek ja mam dyżur
W piątek, w piątek dwa zebrania
Ty w sobotę, ty w sobotę też nie możesz
Bo na lekcje ganiasz

Ale za to niedziela,
Ale za to niedziela,
Niedziela będzie dla nas

Niedziela będzie dla nas! I była. Dla rodziny lub we dwoje dla zakochanych. Rankiem pucowanie na błysk od stóp do głów i zgodny wymarsz do Kościoła. Często książeczkami do modlitwy w ręku. Ciasne buciki? Krawacik uwiera, a sztywny od krochmalu kołnierz drażni młode męskie szyje? Trudno - kościółkowa elegancja przede wszystkim. Grzeczne dziewczynki maszerowały z koleżankami albo rodzicami. Starszy brat już wymykał się spod skrzydeł rodzicielskich i umawiał z kolegami. Po kościele /a może zamiast, kto wie?/ obradowali nad swoimi młodzieńczymi sprawami w kawiarni. Tacy „młodopolscy” i duch cyganerii w nich się budził. Hi, hi, hi…

Niedzielny obiad gromadził przy stole całą rodzinę. Rosół z domowym makaronem to u sporej części społeczeństwa żelazny punkt programu. Wyklepane na płasko kotlety albo zrazy w sosie albo… Coś co tam rodzinne tradycje nakazywały. Po jedzeniu szybkie sprzątanie bo już niebawem przyjdzie ciocia z wujkiem lub znajomi na popołudniową herbatkę oraz ciasto. O! Już idą dzierżąc w ręku kwiaty /goździk albo róża, gerbera/ lub paczuszkę z ciastkami z cukierni! Cmok, cmok i cium, cium – powitania, komplementy, zachwyty i już zasiadają do podwieczorkowego stołu. A dzieciaki? Hajda „na pole” pohasać, poskakać, ponaśmiewać się… Ostrożnie, bo odświętnej sukieneczki nie można pobrudzić za bardzo. Czasem zamiast gości był rodzinny długi spacer lub wylegiwanie na kocyku w pobliskim lasku. 

Zakochana młodzież umawiała się na randki do kina. Przytulone ciasno pary spacerowały alejkami, całowały się w zaułkach budząc zgorszenie osób starszych: „Hmmm…Dzisiejsza młodzież”… Pomrukiwali z dezaprobatą.

Poniedziałek? Wrrr… Bleee… Znowu szkoła, dzwonki, zadania i klasówki, granatowy mundurek i pantofle w worku, odgrzewany obiad… Szarość życia przytłaczała nawet młodziutkie organizmy. Poniedziałek często nazywano „szewskim” bo niedzielne zakrapiane podwieczorki i wieczorki albo i noce miały swoje skutki nazajutrz. Pięknie i radośnie pokazał to film „Nie lubię poniedziałku”. Zwykłe, niedzielne rozleniwienie też odbierało motywację do pracy i nauki. Na pocieszenie, wieczorem czekała duchowa uczta w Teatrze Telewizji.

Wtorek, środa, czwartek, jak w piosence Niebiesko-Czarnych, już na pełnych obrotach. Z wigorem i odpowiednią wydajnością. To w te dni wyrabiano kolejne setki normy? Wielkie pranie w środku tygodnia? Nooo… Nie wiem czy był na to czas. Czwartek zarezerwowany bowiem na kryminał! Telewizyjne spektakle Kobry serwowały nie lada emocje, na które oczekiwano już od rana. Były tam morderstwa, oszustwa i bardzo ciemne sprawy, ale jak podane! Nawet dzieciom nie zabraniano tego oglądać. Lekkie traktowanie kryminalnych zagadek sygnalizowała tytułowa Kobra mrużąc znacząco swoje wielkie oko. Mistrzowska gra aktorów czyniła z tych spektakli prawdziwe arcydzieła.

Jakie były peerelowskie piątki? Według Niebiesko-Czarnych ideologiczne z powodu zebrań może partyjnych lub młodzieżowego ZMS? Oprócz bezmięsnego menu ja nie pamiętam żadnych charakterystycznych dla tego dnia wydarzeń. Mięsa nie jedliśmy, ale sklepy mięsem handlowały. Dniem bezmięsnym w handlu były poniedziałki. Widomy znak rozdziału państwa od kościoła. Co prawda ten symbol rozdziału z czasem objął wszystkie dni tygodnia za sprawą pogłębiających się trudności w obrocie mięsem. Potem wymyślono skomplikowany system reglamentacji i wszystkie dni, nawet te świąteczne, były bardzo słabo mięsne.

Ostatni dzień tygodnia, sobota, zgodnie z zapisem w piosence sympatycznych Niebiesko-Czarnych była dniem nauki i pracy. Obowiązywał wprawdzie skrócony czas pracy do 6 godzin, ale za to dzień ten obfitował w zajęcia domowe i inne atrakcje co opisałam w  poprzedniej notce.

No i co z tego wynika? Peerelowski tydzień miał swój rytm, punkty charakterystyczne, atrakcje. Narzekano wprawdzie, że życie upływa w rytmie „praca-dom-praca-dom”, że brak czasu, że brak rozrywek i perspektyw. Nikt nie przewidywał, że rozwój i cywilizacyjny awans podyktuje niewiarygodne tempo i zmieni nasz rytm na „praca-praca-praca-rzadko dom-jeszcze rzadziej rodzina”. 



31 komentarzy:

  1. Klik dobry:)
    O! Jak szybko spełniłaś postulaty Twoich Gości.
    Pozdrawiam w poniedziałek. W pracy w owych czasach odbywało się właśnie picie kawy i degustacja ciastek, które pozostały po domowych podwieczorkach z ciociami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! U mnie dziś też szarlotka kursuje miedzy pracownikami ale poniedziałek nie jest "szewski":))

      Usuń
  2. Uff - no plastycznie i pięknie to opisałaś. Właściwie nic sie nie zmieniło. Tylko tempo życia, no i praca,praca, praca..
    A czy pamiętasz piosenkę o Antonim Pliszce? Bo- owszem niedziela była dla rodziny ale zebrania różnej maści ,walne zebrania ,zabierały ojca z domu...Bywało ,że niedzielny rosołek przechodził przez gardło z trudem ,bo zdarte wygłaszaniem przemówien gardełko nie pracowało należycie :))
    Czerwone Gitary ,Niebiesko Czarni ,Karin Stanek( byłam jej fanką - Czerwone Gitary były za słodkie) ,no i niezapomniany Niemen - to tamte "grzeczne " czasy Nie uważam ,że byly szare - młodzi umieli sobie je ukolorować...Trendy jak i dzisiaj były i wtedy,A pamiętasz - studenci dorabiali sobie szyciem spodni w/g najnowszego trendu....Tak ijeden z drugim nic innego nieumieli uszyc tylko spodnie.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam Pliszki... Przypomnij mi ta piosenkę.
      U mnie nikt na zebraniach nie gardłował więc nie znam problemu. Po cichu powiem, że tradycje rosołową znam raczej z obserwacji niż własnych doświadczeń. Nie rosołowaliśmy w naszej rodzinie. Za to klepanie kotletów rozchodziło się po całym bloku już od rana:)))
      Czerwone Gitary... Wszystkie dziewczęta kochały się w Sewerynie Krajewskim i ja też!

      Usuń
  3. Opisana niedziela to w ponad 80% życie powszechne dnia świątecznego. Mnie zawsze urzekał sąsiad, który w zasadzie trzeźwiał gdzieś między wtorkiem a środą i między ławką w parku a wycieraczką przed drzwiami. Wtedy, a były to lata 1986/87 rozpoczynał akcję poszukiwania kasy. Jak się nie dało nic z domu wynieść, to zatrudniał się w pierwszej lepszej firmie, która dawała zaliczkę, ubranie robocze, czasem narzędzia (sąsiad był hydraulikiem) i po sprzedaniu tego zaczynał picie w czwartek. Potem trzeźwiał pomiędzy wtorkiem i środą, i ... zaczynał od nowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczególnie chodliwy był towar od budowlańców. Ci mogli nigdy nie trzeźwieć. :)))

      Usuń
    2. W branży budowlanej to w ogóle był raj lepszy od podatkowego, bo tu działano na zasadzie supersamu. Jak ktoś był bezczelny, ale szybki w nogach, to zaopatrywał się sam. ;) :-D

      Usuń
    3. alElla i Andrzej Rawicz - No proszę, jacy znawcy budownictwa:))) Nie bez przyczyny tost "zdrowie na budowie"!
      Samodzielne zaopatrywanie, czyżbyś miał na myśli meliny w pobliżu budowy?

      Usuń
    4. Meliny też, ale supersam to była budowa, tam wchodził kto chciał i wynosił co chciał. ;)

      Usuń
  4. "Taksówkarz warszawski" , "Jadziem na Bielany" ... mam ! mam ! tę samą pocztówkę dźwiękową !
    A niedzielny rosół ? Obowiązkowo !
    ... wczoraj też gościł na stole ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lilko, mam takich pocztówek cały pakiecik. Płyty winylowe także leżą grzecznie w pawlaczu obok gramofonu Bambino. Dla potomności:)))

      Usuń
  5. Kobra była w czwartki ! Zmiana rozkładu jazdy?
    ANtoni Pliszka to była dziadwoska pieśń. I znam ją właściwie tylko od mamy,które często to śpiewała ,włąsnie kiedy tato miał walne zebranie Pogrzebie może u wujka google...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, zmiana rozkładu jazdy - w ramach Teatru Telewizji mamy dziś wznowienie Kobry. Nie mogę się doczekać, ale to już za kilka minut się zaczyna.
      Pliszka brzmi znajomo ale piosenki nie pamiętam.

      Usuń
  6. No tak... Okazuje się, że w PRL byliśmy wszyscy młodzi, jak Niebiesko-Czarni. Należeliśmy do ZMSu, w niedziele nie chodziliśmy do szkoły tylko oddawaliśmy się rozrywkom. A gdzie tu miejsce dla kolejarzy i tramwajarzy? Lekarzy i pielęgniarek? Gliniarzy, klawiszy, strażaków? Kucharzy i kelnerów? Spikerów radiowych i telewizyjnych? Duchownych wszelkich wyznań? Wielu innych profesji, które nie śpią, by spać mógł ktoś, jako rzekł poeta? Nie dla nich niedzielne rosołki, ciasteczka i kina...
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, egoistycznie skupiłam się na części społeczeństwa zapominając o służbach w ruchu ciągłym. No cóż, wspomnienia opieram na własnych doświadczeniach i przeżyciach.
      O wolne soboty walczył personel sklepowy - to było już u schyłku PRL gdy weekendy weszły w życie. Niewiele ta walka przyniosła. Teraz handel pracuje nawet w niedziele i święta.

      Usuń
  7. I górnicy i hutnicy (była taka piosenka). Ale też profesje, które od czasów PRL wyginęły i o których już najstarsi ludzie zapomnieli, np. telefonistki międzymiastowe - kto jeszcze?
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle najbardziej podoba mi się poklepywacz damskich tyłów, ale tutaj:
      http://joemonster.org/art/9010
      można też znaleźć, mistrza odlewania, i operatora procesów wtryskowych. :)

      Usuń
    2. Andrzeju :))))))

      Usuń
    3. allensteiner
      nie zapominajmy o cieciach:))) W liczbie pojedynczej lepiej brzmi - cieć.

      Usuń
    4. Oj, Bet, ja poważnie a ciebie się żarty trzymają. Chyba wiesz, że przedwojenny cieć w Polsce Ludowej w trosce o godność człowieka pracy awansował na dozorcę, a nawet gospodarza domu. I takowy zawód to i ówdzie nadal występuje.
      allensteiner

      Usuń
    5. Ależ ja bardzo poważam cieciów / czy cieci?/ Sama wykonuję czynności ciecia w ramach obowiązków zawodowych:)))
      W czasach PRL Ciecie vel dozorcy dostawali mieszkania komunalne w blokach lub kamienicach gdzie podejmowali się cieciowania. To wielkie wyróżnienie.

      Usuń
  8. zecer , a wraz z nim i ... kaszta :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pamięta ktoś jeszcze konduktora tramwajowego? A maszynistki w tzw. hali maszyn (piszące na maszynach, czy wszyscy wiedzą, co to takiego?).
      allensteiner

      Usuń
    2. Oczywiście, że pamiętam! Konduktor siedział na specjalnym podwyższeniu i miał drewniany pulpicik do liczenia grosików. Był opatulony w ciepłe czapki i szale bo w tramwaju, w mroźne dni było mroźno. Konduktor pociągał za sznurek i uruchamiał tym dzwonek "bim-bom" jako sygnał odjazdu tramwaju.
      Hali maszyn nie widziałam ale słyszałam:)))

      Usuń
  9. Rytm można wyznaczyć i tak praca- praca - robota w domu - praca - robota koło domu
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Antoni, to jest bardzo przyjazny rodzinie rytm. Brawo!

      Usuń
  10. Pamiętam...pamiętam. Skleroza nie zdołała wszystkiego przykurzyć. Te robocze/uczniowskie soboty były zmorą. Pamiętam coś jeszcze; "Ta ostatnia niedziela"
    https://www.youtube.com/watch?v=8F7juh9Q-To
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aisab, miło że jesteś tu, może zagościsz na dłużej jeśli ci się spodoba. Zapraszam.
      Dla mnie uczniowskie soboty nie były zmorą bo jeszcze wtedy nie wiedziałam, że mogą być wolne:)) Nawet się nam o tym nie śniło:)) Biedne to moje pokolenie, takie udręczone:))
      "Tę ostatnią niedzielę" uwielbiam i często nucę. Ta piosenka ma w sobie wyjątkowy nastrój i jest taka relaksująca. Chociaż od pewnego czasu kojarzę ją z ostatnią niedzielą przed wybuchem wojny - gdzieś czytałam taką refleksję i przylepiła się do mnie na fest.
      Bo przecież czasów przedwojennych i wojennych nie znam.
      Odpozdrawiam:)

      Usuń
  11. Oj Bet,oj Bet..Ale namieszałaś..Nic to jakoś przeżyjemy Pamiętaj,że wszystko,o najlepsze,to dopiero przed nami. O le!

    OdpowiedzUsuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.