To był tydzień! Wieczora audycja radiowa emitowana w soboty to
satyryczne podsumowanie wydarzeń w kraju. Polityki tam wiele nie było, więcej
humoru i krytyki obyczajów. Taka „słuchanka” przy doprawianiu rosołu i zagniataniu ciasta na makaron. No bo
jutro Niedziela!
Niebiesko-Czarni śpiewali:
W
poniedziałek, w poniedziałek ja nie mogę
Bo pomagam mamie
A we wtorek. a we wtorek i w środę
Ty masz w domu pranie
No a w czwartek, no a w czwartek ja mam dyżur
W piątek, w piątek dwa zebrania
Ty w sobotę, ty w sobotę też nie możesz
Bo na lekcje ganiasz
Ale za to niedziela,
Ale za to niedziela,
Niedziela będzie dla nas
Bo pomagam mamie
A we wtorek. a we wtorek i w środę
Ty masz w domu pranie
No a w czwartek, no a w czwartek ja mam dyżur
W piątek, w piątek dwa zebrania
Ty w sobotę, ty w sobotę też nie możesz
Bo na lekcje ganiasz
Ale za to niedziela,
Ale za to niedziela,
Niedziela będzie dla nas
Niedziela
będzie dla nas! I była. Dla rodziny lub we dwoje dla zakochanych. Rankiem
pucowanie na błysk od stóp do głów i zgodny wymarsz do Kościoła. Często
książeczkami do modlitwy w ręku. Ciasne buciki? Krawacik uwiera, a sztywny od
krochmalu kołnierz drażni młode męskie szyje? Trudno - kościółkowa elegancja
przede wszystkim. Grzeczne dziewczynki maszerowały z koleżankami albo
rodzicami. Starszy brat już wymykał się spod skrzydeł rodzicielskich i umawiał
z kolegami. Po kościele /a może zamiast, kto wie?/ obradowali nad swoimi młodzieńczymi
sprawami w kawiarni. Tacy „młodopolscy” i duch cyganerii w nich się budził. Hi,
hi, hi…
Niedzielny
obiad gromadził przy stole całą rodzinę. Rosół z domowym makaronem to u sporej
części społeczeństwa żelazny punkt programu. Wyklepane na płasko kotlety albo
zrazy w sosie albo… Coś co tam rodzinne tradycje nakazywały. Po jedzeniu
szybkie sprzątanie bo już niebawem przyjdzie ciocia z wujkiem lub znajomi na
popołudniową herbatkę oraz ciasto. O! Już idą dzierżąc w ręku kwiaty /goździk
albo róża, gerbera/ lub paczuszkę z ciastkami z cukierni! Cmok, cmok i cium,
cium – powitania, komplementy, zachwyty i już zasiadają do podwieczorkowego
stołu. A dzieciaki? Hajda „na pole”
pohasać, poskakać, ponaśmiewać się… Ostrożnie, bo odświętnej sukieneczki nie
można pobrudzić za bardzo. Czasem zamiast gości był rodzinny długi spacer lub
wylegiwanie na kocyku w pobliskim lasku.
Zakochana
młodzież umawiała się na randki do kina. Przytulone ciasno pary spacerowały
alejkami, całowały się w zaułkach budząc zgorszenie osób starszych: „Hmmm…Dzisiejsza młodzież”… Pomrukiwali
z dezaprobatą.
Poniedziałek?
Wrrr… Bleee… Znowu szkoła, dzwonki, zadania i klasówki, granatowy mundurek i
pantofle w worku, odgrzewany obiad… Szarość życia przytłaczała nawet
młodziutkie organizmy. Poniedziałek często nazywano „szewskim” bo niedzielne
zakrapiane podwieczorki i wieczorki albo i noce miały swoje skutki nazajutrz.
Pięknie i radośnie pokazał to film „Nie lubię poniedziałku”. Zwykłe, niedzielne
rozleniwienie też odbierało motywację do pracy i nauki. Na pocieszenie,
wieczorem czekała duchowa uczta w Teatrze Telewizji.
Wtorek,
środa, czwartek, jak w piosence Niebiesko-Czarnych, już na pełnych obrotach. Z
wigorem i odpowiednią wydajnością. To w te dni wyrabiano kolejne setki normy? Wielkie
pranie w środku tygodnia? Nooo… Nie wiem czy był na to czas. Czwartek
zarezerwowany bowiem na kryminał! Telewizyjne spektakle Kobry serwowały nie
lada emocje, na które oczekiwano już od rana. Były tam morderstwa, oszustwa i
bardzo ciemne sprawy, ale jak podane! Nawet dzieciom nie zabraniano tego
oglądać. Lekkie traktowanie kryminalnych zagadek sygnalizowała tytułowa Kobra
mrużąc znacząco swoje wielkie oko. Mistrzowska gra aktorów czyniła z tych
spektakli prawdziwe arcydzieła.
Jakie
były peerelowskie piątki? Według Niebiesko-Czarnych ideologiczne z powodu
zebrań może partyjnych lub młodzieżowego ZMS? Oprócz bezmięsnego menu ja nie
pamiętam żadnych charakterystycznych dla tego dnia wydarzeń. Mięsa nie jedliśmy,
ale sklepy mięsem handlowały. Dniem bezmięsnym w handlu były poniedziałki. Widomy
znak rozdziału państwa od kościoła. Co prawda ten symbol rozdziału z czasem
objął wszystkie dni tygodnia za sprawą pogłębiających się trudności w obrocie
mięsem. Potem wymyślono skomplikowany system reglamentacji i wszystkie dni,
nawet te świąteczne, były bardzo słabo mięsne.
Ostatni
dzień tygodnia, sobota, zgodnie z zapisem w piosence sympatycznych Niebiesko-Czarnych
była dniem nauki i pracy. Obowiązywał wprawdzie skrócony czas pracy do 6
godzin, ale za to dzień ten obfitował w zajęcia domowe i inne atrakcje co
opisałam w poprzedniej notce.
No
i co z tego wynika? Peerelowski tydzień miał swój rytm, punkty charakterystyczne,
atrakcje. Narzekano wprawdzie, że życie upływa w rytmie „praca-dom-praca-dom”,
że brak czasu, że brak rozrywek i perspektyw. Nikt nie przewidywał, że rozwój i
cywilizacyjny awans podyktuje niewiarygodne tempo i zmieni nasz rytm na
„praca-praca-praca-rzadko dom-jeszcze rzadziej rodzina”.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńO! Jak szybko spełniłaś postulaty Twoich Gości.
Pozdrawiam w poniedziałek. W pracy w owych czasach odbywało się właśnie picie kawy i degustacja ciastek, które pozostały po domowych podwieczorkach z ciociami.
Dokładnie tak! U mnie dziś też szarlotka kursuje miedzy pracownikami ale poniedziałek nie jest "szewski":))
UsuńUff - no plastycznie i pięknie to opisałaś. Właściwie nic sie nie zmieniło. Tylko tempo życia, no i praca,praca, praca..
OdpowiedzUsuńA czy pamiętasz piosenkę o Antonim Pliszce? Bo- owszem niedziela była dla rodziny ale zebrania różnej maści ,walne zebrania ,zabierały ojca z domu...Bywało ,że niedzielny rosołek przechodził przez gardło z trudem ,bo zdarte wygłaszaniem przemówien gardełko nie pracowało należycie :))
Czerwone Gitary ,Niebiesko Czarni ,Karin Stanek( byłam jej fanką - Czerwone Gitary były za słodkie) ,no i niezapomniany Niemen - to tamte "grzeczne " czasy Nie uważam ,że byly szare - młodzi umieli sobie je ukolorować...Trendy jak i dzisiaj były i wtedy,A pamiętasz - studenci dorabiali sobie szyciem spodni w/g najnowszego trendu....Tak ijeden z drugim nic innego nieumieli uszyc tylko spodnie.....
Nie znam Pliszki... Przypomnij mi ta piosenkę.
UsuńU mnie nikt na zebraniach nie gardłował więc nie znam problemu. Po cichu powiem, że tradycje rosołową znam raczej z obserwacji niż własnych doświadczeń. Nie rosołowaliśmy w naszej rodzinie. Za to klepanie kotletów rozchodziło się po całym bloku już od rana:)))
Czerwone Gitary... Wszystkie dziewczęta kochały się w Sewerynie Krajewskim i ja też!
Opisana niedziela to w ponad 80% życie powszechne dnia świątecznego. Mnie zawsze urzekał sąsiad, który w zasadzie trzeźwiał gdzieś między wtorkiem a środą i między ławką w parku a wycieraczką przed drzwiami. Wtedy, a były to lata 1986/87 rozpoczynał akcję poszukiwania kasy. Jak się nie dało nic z domu wynieść, to zatrudniał się w pierwszej lepszej firmie, która dawała zaliczkę, ubranie robocze, czasem narzędzia (sąsiad był hydraulikiem) i po sprzedaniu tego zaczynał picie w czwartek. Potem trzeźwiał pomiędzy wtorkiem i środą, i ... zaczynał od nowa.
OdpowiedzUsuńSzczególnie chodliwy był towar od budowlańców. Ci mogli nigdy nie trzeźwieć. :)))
UsuńW branży budowlanej to w ogóle był raj lepszy od podatkowego, bo tu działano na zasadzie supersamu. Jak ktoś był bezczelny, ale szybki w nogach, to zaopatrywał się sam. ;) :-D
UsuńalElla i Andrzej Rawicz - No proszę, jacy znawcy budownictwa:))) Nie bez przyczyny tost "zdrowie na budowie"!
UsuńSamodzielne zaopatrywanie, czyżbyś miał na myśli meliny w pobliżu budowy?
Meliny też, ale supersam to była budowa, tam wchodził kto chciał i wynosił co chciał. ;)
Usuń"Taksówkarz warszawski" , "Jadziem na Bielany" ... mam ! mam ! tę samą pocztówkę dźwiękową !
OdpowiedzUsuńA niedzielny rosół ? Obowiązkowo !
... wczoraj też gościł na stole ;-)
Lilko, mam takich pocztówek cały pakiecik. Płyty winylowe także leżą grzecznie w pawlaczu obok gramofonu Bambino. Dla potomności:)))
UsuńDzisiaj w tvp 1 Kobra!
OdpowiedzUsuńZamówiłam to i mamy:))) Oglądamy!
UsuńKobra była w czwartki ! Zmiana rozkładu jazdy?
OdpowiedzUsuńANtoni Pliszka to była dziadwoska pieśń. I znam ją właściwie tylko od mamy,które często to śpiewała ,włąsnie kiedy tato miał walne zebranie Pogrzebie może u wujka google...
No tak, zmiana rozkładu jazdy - w ramach Teatru Telewizji mamy dziś wznowienie Kobry. Nie mogę się doczekać, ale to już za kilka minut się zaczyna.
UsuńPliszka brzmi znajomo ale piosenki nie pamiętam.
No tak... Okazuje się, że w PRL byliśmy wszyscy młodzi, jak Niebiesko-Czarni. Należeliśmy do ZMSu, w niedziele nie chodziliśmy do szkoły tylko oddawaliśmy się rozrywkom. A gdzie tu miejsce dla kolejarzy i tramwajarzy? Lekarzy i pielęgniarek? Gliniarzy, klawiszy, strażaków? Kucharzy i kelnerów? Spikerów radiowych i telewizyjnych? Duchownych wszelkich wyznań? Wielu innych profesji, które nie śpią, by spać mógł ktoś, jako rzekł poeta? Nie dla nich niedzielne rosołki, ciasteczka i kina...
OdpowiedzUsuńallensteiner
No tak, egoistycznie skupiłam się na części społeczeństwa zapominając o służbach w ruchu ciągłym. No cóż, wspomnienia opieram na własnych doświadczeniach i przeżyciach.
UsuńO wolne soboty walczył personel sklepowy - to było już u schyłku PRL gdy weekendy weszły w życie. Niewiele ta walka przyniosła. Teraz handel pracuje nawet w niedziele i święta.
I górnicy i hutnicy (była taka piosenka). Ale też profesje, które od czasów PRL wyginęły i o których już najstarsi ludzie zapomnieli, np. telefonistki międzymiastowe - kto jeszcze?
OdpowiedzUsuńallensteiner
Jak zwykle najbardziej podoba mi się poklepywacz damskich tyłów, ale tutaj:
Usuńhttp://joemonster.org/art/9010
można też znaleźć, mistrza odlewania, i operatora procesów wtryskowych. :)
Andrzeju :))))))
Usuńallensteiner
Usuńnie zapominajmy o cieciach:))) W liczbie pojedynczej lepiej brzmi - cieć.
Oj, Bet, ja poważnie a ciebie się żarty trzymają. Chyba wiesz, że przedwojenny cieć w Polsce Ludowej w trosce o godność człowieka pracy awansował na dozorcę, a nawet gospodarza domu. I takowy zawód to i ówdzie nadal występuje.
Usuńallensteiner
Ależ ja bardzo poważam cieciów / czy cieci?/ Sama wykonuję czynności ciecia w ramach obowiązków zawodowych:)))
UsuńW czasach PRL Ciecie vel dozorcy dostawali mieszkania komunalne w blokach lub kamienicach gdzie podejmowali się cieciowania. To wielkie wyróżnienie.
zecer , a wraz z nim i ... kaszta :)))
OdpowiedzUsuńA pamięta ktoś jeszcze konduktora tramwajowego? A maszynistki w tzw. hali maszyn (piszące na maszynach, czy wszyscy wiedzą, co to takiego?).
Usuńallensteiner
Oczywiście, że pamiętam! Konduktor siedział na specjalnym podwyższeniu i miał drewniany pulpicik do liczenia grosików. Był opatulony w ciepłe czapki i szale bo w tramwaju, w mroźne dni było mroźno. Konduktor pociągał za sznurek i uruchamiał tym dzwonek "bim-bom" jako sygnał odjazdu tramwaju.
UsuńHali maszyn nie widziałam ale słyszałam:)))
Rytm można wyznaczyć i tak praca- praca - robota w domu - praca - robota koło domu
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Antoni, to jest bardzo przyjazny rodzinie rytm. Brawo!
UsuńPamiętam...pamiętam. Skleroza nie zdołała wszystkiego przykurzyć. Te robocze/uczniowskie soboty były zmorą. Pamiętam coś jeszcze; "Ta ostatnia niedziela"
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=8F7juh9Q-To
pozdrawiam :)
Aisab, miło że jesteś tu, może zagościsz na dłużej jeśli ci się spodoba. Zapraszam.
UsuńDla mnie uczniowskie soboty nie były zmorą bo jeszcze wtedy nie wiedziałam, że mogą być wolne:)) Nawet się nam o tym nie śniło:)) Biedne to moje pokolenie, takie udręczone:))
"Tę ostatnią niedzielę" uwielbiam i często nucę. Ta piosenka ma w sobie wyjątkowy nastrój i jest taka relaksująca. Chociaż od pewnego czasu kojarzę ją z ostatnią niedzielą przed wybuchem wojny - gdzieś czytałam taką refleksję i przylepiła się do mnie na fest.
Bo przecież czasów przedwojennych i wojennych nie znam.
Odpozdrawiam:)
Oj Bet,oj Bet..Ale namieszałaś..Nic to jakoś przeżyjemy Pamiętaj,że wszystko,o najlepsze,to dopiero przed nami. O le!
OdpowiedzUsuń