niedziela, 6 grudnia 2015

Najlepsze jest oczekiwanie



Lubię Adwent. Ten dawniejszy, z ubiegłego wieku, był śnieżny i mroźny. Świąteczne podniecenie potęgował widok owiniętych w szary papier choinek na balkonach i kruszejących za oknami zajęczych tuszek. Dziecięcą nudę zabijało klejenie łańcuchów z bibuły i owijanie złotkiem orzechów oraz szperanie w domowych zakamarkach w poszukiwaniu ukrytych prezentów. Rozmowy dorosłych koncentrowały się na przekazywaniu wiadomości „kiedy rzucą cytryny”, kto zabije karpia, kto zmieli mak i kiedy umyć okna skoro mróz na dworze? Dzieci beztrosko bawiły się na śniegu. Zjeżdżały sankami wprost na ulicę, a po zamarzniętej jezdni kręciły łyżwami ósemki. Ulice były dla dzieci, nie dla samochodów. I bęc, i łup, na twardy lód! Policzki i nosy czerwone, dłonie zmarznięte w sztywnych od mrozu rękawiczkach. Buciki i spodnie  mokre, ale co tam! Musi być też chwila na dziecięce ploteczki:  A my mamy już choinkę taaką dużą aż pod sufit! Do nas przyszła paczka z Ameryki! A ja dostałam „śpiącą” lalkę, niepolskom… A mój tata kupił kolorowe lampki. A mój brat znalazł w szafie skrytkę na prezenty… 

W wieczór Mikołaja dzieci bardzo wcześnie chciały spać aby jak najszybciej zajrzeć pod poduszkę. Zawsze coś tam znalazły. Kolorowe pakuneczki, złote rózgi i cukierki. Jak to? Kto to? Kiedy to? Dziecięce zdumienie było pewne pomimo zdobytej wiedzy, że Mikołaj nie istnieje. Mikołajowa magia to magia. 

Lubię Adwent współczesny. Słoneczny i ciepły, nieomal wiosenny, ale zawsze pachnący upieczonym właśnie piernikiem. Lubię wczesny zmrok i blask adwentowych świec. Lubię planować świąteczne zakupy i domowe czynności. Tu wytrę półeczkę, umyję ułożone na niej dla ozdoby drobiazgi, tam wyczyszczę samowar, uporządkuję szuflady. Tak zapełniam czas oczekiwania.  Lubię kompletować i pakować prezenty: Mydełko dla Zbyszka, koraliki i krem dla Ewy, perfumy dla mamy, drobiazgi według życzeń dla nieznajomych-znajomych Robótkowych. Poszukiwanie jedliny i jemioły. Tak, tak! Poszukiwanie jemioły bo choć to już 6 grudnia, na bazarku pusto! Nie ma choinkowych świecidełek, zielonych drzewek i gałązek. Nie ma jemioły! W ulubionym rybnym sklepiku jeszcze nie ma kadzi z karpiem… 

Czyżby… Konkurencja pobliskich supermarketów zabiła mój bazarek? Tam, w wielkiej hali aż się roi od świątecznych ozdób, a w basenach śmigają ryby wszelkiej wielkości. Byłam i widziałam, a nawet kupiłam co nieco błyszczącego i chińskiego… Aż mi wstyd za zdradę. Jeszcze wrócę na bazarek, wrócę po pszenicę na kutię, po suszone jabłka i jemiołę. Jeszcze czas nacieszyć się oczekiwaniem zanim przyjdą nieuniknione Święta i wszystkim nam przybędzie jeden rok.


35 komentarzy:

  1. Wstyd się przyznawać, ale na równi z prezentami, choinką, świąteczną szynką i atmosferą, ceniłem świąteczną telewizję. Jako tancerz uwielbiałem, odgrzewane w każde święta, nieśmiertelne filmy z Bingiem Crosbym, Fredem Astaire'em (Świąteczna Gospoda), oraz Ginger Rogers i Gene'm Kelly. Także jako dzieciak przepadałem za światem Walta Disney'a. To były czasy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostaniesz zapewne którąś wersję Kevina. O ile... TV pozostanie jeszcze na takim poziomie jak jest. Może być jednak znacznie gorzej.

      Usuń
  2. Klik dobry:)
    I ja lubię ten czas oczekiwania, a najbardziej niecodzienne czynności, które w tym czasie się wykonuje, jak czyszczenie ozdób choinkowych, czy srebrnych widelców.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprzątanie NA szafkach i gromadzenie świątecznych produktów. Wczoraj kupiłam mak, w sobotę pszenicę, dziś bakalie... Dawkuję sobie ten nastrój jak krople.

      Usuń
    2. O tak, to układanie na wyczyszczonych półkach stopniowo gromadzonych różnych smakołyków - to coś cudownego.

      Usuń
    3. Ale karpia w wannie lub kabinie prysznicowej sobie odpuścimy?

      Usuń
    4. Właśnie zastanawiam się, jak rozwiązać sprawę karpiową. Z jednej strony chce się żywego, a z drugiej nie chce się potem karpiem brudzić. I kto go ukatrupi?! Przypominają się święta z żywą kaczką w piwnicy, pływającym karpiem i latającym w łazience gołębiem.
      A może z kabiny prysznicowej z biczami wodnymi i radiem będzie lepszy? :)))

      Usuń
    5. Właśnie sobie wyobraziłam karpia w takiej kabinie. Głupio tam będzie wyglądać:))
      Katrupienie i wybebeszanie karpia załatwia sprzedawca w moim małym sklepiku. Dlatego u nich kupuję.

      Usuń
  3. Dajcie spokój! Oczekiwanie na święta było fajne, jak człowiek miał 5-6-7 lat i liczył na jakieś niespodzianki - nowe zabawki, słodycze, których na co dzień nie było. Święta były fajne, jak człowiek przyjeżdżał na ostatni moment, na gotowe, na lepszą wyżerkę po studenckim wikcie. Teraz to do nas przychodzą, przyjeżdżają. Nad tą przyjemnością rodzinnego spotkania góruje zapieprz - porządki, zakupy, sporządzane tego czy owego, na ogół w nadmiarze i konsumowanie świątecznych zapasów przez dwa tygodnie.
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz trochę racji. Trochę:))) Z damskiego punktu widzenia wygląda to często /nie zawsze!/ inaczej. Nas cieszy ten przedświąteczny kołowrotek...

      Usuń
    2. Z męskiego punktu widzenia jest podobnie. Rok temu na stronie jak niżej:
      http://anzai.blog.onet.pl/2014/12/07/smieciuch-rewelacyjny-wypiek-swiateczny/
      podałem sposób na zrobienie "Śmieciucha". I chociaż do poświątecznego okresu jeszcze daleko, to rodzina już dostarczyła mi produkty - głównie płyn do "zmiękczania" składników - na wykonanie tego cuda. Masz rację Bet, to jednak jest przyjemność zrobienia czegoś co zaskoczy świątecznych gości. Może uda mi się jakiś wyrób przekroić i zademonstrować wnętrze. Szkoda tylko, że dzieciom - z uwagi na ustawę antyalkoholową - nie można tego podawać w większych ilościach.

      Usuń
    3. Ten Śmieciuch wydaje się bardziej do picia niż do jedzenia:))

      Usuń
    4. W rodzinie mieliśmy kuzyna, który Śmieciucha zagryzał białą kiełbaską z ćwikłą. No cóż ... święta, święta, święta ;)

      Usuń
    5. Śmieciuch jest chyba uniwersalno-świąteczny. Można zagryźć karpiem albo białą kiełbaską:))

      Usuń
    6. Dla mnie najlepsze ze wszystkiego są uszka z grzybami. Takie, żeby ciasto było przezroczyste, jak pergamin.

      Usuń
  4. Na przepis Andrzeja powiem to, co już tu kiedyś pisałem. Dość się człowiek namęczy przed świętami, po co cały trud, gdy wszystkie składniki są jadalne bez dalszej obróbki? Zwłaszcza spirytus, ale w miarę upływu poświątecznego czasu przychodzi pora, że nawet wyschnięte "dupki" makowców itp. zjada się z apetytem. Można popijać spirytusem (ew. wg gustu doprawionym.
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ale tylko częściowa, bo "Krwawą Mary", śledzika w oleju, albo w ostateczności maślaczka w occie, dość często popijałem spirytusem (był taki 70%), ale wyschniętej dupki makowca chyba bym się nie odważył. W ogóle wyschnięte dupki są niezbyt przyjemne. ;)

      Usuń
    2. 70 % ma też koniak po ostatniej destylacji i przed przelaniem do beczek. Jednak wyrosłem już z napojów powyżej 50 %. A konsumowanie dupek od ciast, które się właśnie dwa czy trzy dni temu skończyły - nie wymaga szczególnej odwagi. Zaryzykuj!
      allensteiner

      Usuń
    3. Tak to i dyskusja adwentowa zeszła na "dupki"...
      Ech, te manowce!

      Usuń
  5. Lubię te adwentowe wieńce. Może bardziej niż choinkę
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Wieniec jest zdecydowanie lepszy - zajmuje mniej miejsca i posypuje igiełkami na mniejszej przestrzeni. Ale weź to i komu wytłumacz!
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądrym nie trzeba tłumaczyć:))) Też jestem za wyższością wieńców adwentowych nad choinkami!
      Choinki u mnie nie będzie. Będzie bukiet z jodłowych gałązek.
      No, ale weź to i wytłumacz dzieciom:))) Te małe potwory nie zrozumieją.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie choinka będzie stała na komodzie, co by świadczyło o jej niewielkich rozmiarach,dużą miałabym na pewno, gdybym mieszkała w pałacu. Bardzo lubię siedzieć przy włączonych światełkach, jakoś łatwiej mi jest wyobrazić sobie wtedy Mikołaja, a czasu adwentowego nie czuję, codzienność mnie pochłania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akwamarynko nie daj się pochłonąć! Chłonąć trzeba adwentowy nastrój choćby w weekendowe wieczory. W blasku świec nawet słychać jak te Święta do nas idą. Krok po kroku.

      Usuń
    2. Masz rację, muszę się poprawić:)

      Usuń
  9. Wieńce adwentowe bardzo mi się podobają, jako dodatkowa ozdoba przedświąteczna, pięknie wyglądają na stole.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to urocza ozdoba. Podobają mi się też wieńce na drzwiach wejściowych do domu. Ach, gdybym miała dom... Miałabym też wieniec na drzwi.

      Usuń
    2. Mam taki wieniec na drzwiach, zapomniałam o nim napisać, bardzo lubię tą ozdobę.

      Usuń
  10. Dziś robiłem za szofera i tragarza. Z adwentu niewiele pozostało. Mikołaje się błaźnią. W galeriach "janioły" i jakieś nowe stwory z ulotkami biegają. Albo kwestują. A nade wszystko kolędy, kolędy głośne, natarczywie grane nawet w sraczu........... do obrzydzenia. Święta więc bez kolęd będą. Wszystko bowiem przed świętami jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Galerie i markety potrafią obrzydzić najładniejsze Święta. Stosunkowo przyzwoicie zachowują się te mniejsze, na przykład Biedronka, Point, Stokrotka... Małe jest może brzydsze ale łagodniejsze.
      Cierpliwości życzę!

      Usuń
  11. Cierpliwość nie pomoże. Lada tydzień w miejsce bałwanków i reniferów wyskoczą jaja i zające.
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ta rozmowa jasno dowodzi, że komercja zabiła nam Święta.
      Dobrze, że my mamy chociaż wspomnienia ale co z młodym pokoleniem?

      Usuń
  12. A mnie się dawniej ten stres przedświąteczny nie podobał ,nie lubiłam świąt , do dziś nie jadam śledzi w occie, kapusta z grochem zawsze mnie przyprawiała o cofkę, jeynie karp i zupa grzybowa byla dla mnie do zaakceptowania, ten stres mamy niegdys przedświąteczny nie bardzo mi się podobał bo było nerwowo...
    Jako osoba samodzielna często organizowałyśmy z siostrą święta razem bo ja miałam rodzine malutka a ona największe mieszkanie wtedy .Tyle ,ze do mnie właśnie należalo organizowanie karpi...Wizołam je pociągiem w siatce i taki jeden z drugim np. ożywal...
    Zdecydowanie nie lubię świąt do dzisiaj i znowu - właśnie idę po karpia.I nie placzcie w Polsce bo o ile mi wiadomo to macie karpika po jakieś 11- 12 zł za kilo a tu taka rybka kosztuje 26 eu za kilo!! Zachcialo mi sie tradycyjnej polskiej Wigilii.Jesu!!No ale ja lubie karpia...

    OdpowiedzUsuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.