foto własne Bet |
W
chwilach niepogody, na smuteczki i niepowodzenia recepta była prosta: ”Seta i
galareta” albo „lorneta”. Współczesnym czytelnikom wyjaśniam, że pod tym
kryptonimem kryje się kielich 100 g wódki czystej oraz galaretka z nóżek na
zagryzkę. W lokalach gastronomicznych obowiązywał system sprzedaży wiązanej: Do
alkoholu przymusowo serwowano zakąskę.
Miało to niwelować „zgubne skutki picia wódki”. Ale chyba kiepsko niwelowało
bowiem niemal każdego ranka w tramwaju wiozącym lud pracujący do fabryk można
było wyczuć alkoholowe opary w wydychiwanym przez ów lud pracujący powietrzu.
Czyżby „gastronomiczne” dni bywały wówczas codziennością? Być może w świecie
dorosłych i w niektórych środowiskach tak się działo. Moje radosne i szczęśliwe
peerelowskie dzieciństwo wolne było od alkoholowych doświadczeń więc się nie
wypowiadam.
Wypowiem
się natomiast w kwestii sposobu leczenia objawów chandry jaki zapamiętałam z
kącika poradniczego młodzieżowego pisemka „Filipinka”. Pewnego razu wypisano
tam tłustym drukiem, że: „Najlepszym sposobem na leczenie swojej chandry jest
cudza chandra”. W sensie, że gdy przejmujemy się kłopotami innych, nasze własne
idą w zapomnienie. Teraz wiem, że warunkiem powodzenia tej metody jest wysoka
zdolność współodczuwania oraz więź emocjonalna z osobą, której staramy się
pomóc. Takich to porad udzielała „Filipinka”. Jak to się ma w porównaniu do treści
współczesnych młodzieżowych pisemek pozostawiam do oceny czytelnikom.
Ale,
ale, wracajmy do „zamulenia” współczesnego. Jak to leczyć pomijając niemodną
obecnie terapię alkoholową? Niektórzy nie podążają tak ochoczo za modą i
pozostają przy metodzie retro odwiedzając Drink Bar albo inny tam Pub.
Niektórym dobrze robi rozmowa z kimś kochanym oraz niezwykle dobra i oczekiwana
nowina! Takie wydarzenie koi nie tylko duszę, ale także obolałe i niezupełnie
zdrowe ciało. Jeszcze wczoraj zapowiedź rychłego umierania, a już dziś radosne
przygotowania na przyjęcie gości bowiem oto wiadomość, że: „Ślub, ślub
ukochanego wnuka wreszcie się odbędzie! Za dwa lata wprawdzie, ale skoro brylant
zabłysnął na panieńskim paluszku to nie czas na słabość. Jest motywacja, jest
radość! Zamulenie i choroba precz!
Dodam
na zakończenie, że niektórym chwilowo zamulonym osobom, stan poprawia się
znacznie po odwiedzinach na zaprzyjaźnionym blogu. Nie powiem, na którym.
Ciiiii…
Zamulenie,
a kysz!
PS
napisane na podstawie autentycznych wydarzeń z dnia 8 października 2016
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńA po tej "lornecie" nie robi się jeszcze większe zamulenie?
Hmmm... Pewnie tak, ale "chwilowe zamulenie" ustępuje. Ciąg dalszy jest poza tematem notki:))))
UsuńZnam takich, co chwilowe zamulenie wyleczyli, ale nabawili się zamulenia długodystansowego.
UsuńTo całkowicie inny temat. Długodystansowcy to nie moja działka:))
UsuńU mnie zamulenie bywa w pochmurne dni. Wystarczy promyk słońca, lub światło żywego ognia /kominek, świece, lampiony/, ale najlepsze lekarstwo jest to z "Filipinki".
OdpowiedzUsuńWłaśnie chciałam zwrócić uwagę na edukacyjną rolę pisemka dla dziewcząt. Minęła epoka a ja pamiętam problem tam poruszony. Pamiętam całe opowiadanie poświęcone wzajemnym leczeniu chandry u nastolatek. Chyba musiało być ważne i dobrze podane skoro tak zapadło w świadomość?
UsuńWtedy nastolatki miewały chandrę, dzisiaj wpadają od razu w depresję ;). Inny materiał, inna skala problemów.
UsuńChciałabyś wyleczyć swoją chandrę moją chandrą?
Służę uprzejmie! :)))
Bardzo dziękuję za ofertę ale pozwolę sobie nie skorzystać bo chandra nie moja jest! Jestem tylko opisywaczem tego co wokół mnie się dzieje:)) Ja tryskam optymizmem i chętnie opryskuję nim otoczenie. Prysk, prysk!
UsuńNo i co ja mam z moim "zamuleniem" zrobić? Trwa już jakies dwa tygodnie i nie mogę dojść do siebie.... Czytuję inne blogi na zasadzie terapii rozweselajacej, (życie jest przecież piękne, pomimo chmur), lub na zasadzie terapii empatycznej (ten to ma dopiero przechlapane..), ...i nic... Na myśl o "lornecie" robi mi się niedobrze, ale najgorsze jest to, że zapach farb powoduje migreny....
OdpowiedzUsuńPomocy!!!!
Ja u siebie też ostatnio pisałam o chandrze, bo bardzo mi dokucza. Dobrze więc cię rozumiem. Pozdrawiam i życzę słońca :). Za oknem i w duszy.
UsuńMaradag, a próbowałaś wydobyć się z tej holenderskiej depresji tak jak radziłam? Hyc na drabinkę!
UsuńAcha, a zamiast farb może by użyć ołówka i kredki? Ha?
UsuńDość leniuchowania, do roboty!
U mnie na taką pogodę mówiło się "barowa", ale o to samo chodzi, prawda? Przekażę mojej przyjaciółce Ani, które całe lata była naczelną Filipinki, twoją opinię o tym piśmie i poradach w nim publikowanych. Na pewno się ucieszy. A co do obecnego poradnictwa w pismach dla młodych, mam tylko jedno określenie: brrr. Na koniec wiadomość o rychłym ślubie wnuka - bardzo zazdroszczę. Ja o wnukach tylko sobie marzę. Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńTak, tak barowa = gastronomiczna:)))
UsuńPanią Redaktor z Filipinki proszę pozdrowić jak najserdeczniej. Całą nastoletnia młodość czerpałam wiedzę i inspiracje z tego pisemka. Do dziś pamiętam wiele artykułów, zdjęć i porad. Opowiadanka zamieszczane w gazecie miały zawsze wyraźny dydaktyczny cel, ukrytą myśl i dawały do myślenia młodym głowom.
Acha, gwoli ścisłości: zamulenie oraz wnuk - nie moje! Ja tylko opisuję rzeczywistość wokół.
Już pozdrowiłam, ucieszyła się jak dziecko, bo wciąż ma sentyment do TAMTEGO pisma :)
OdpowiedzUsuńJa też się cieszę z tego kontaktu:)) Może jakieś wspomnienia z tamtego okresu pracy przy redakcji Filipinki? Chętnie opublikuję na tym blogu tekst autorstwa Pani Redaktor z Filipinki. Toż to kultowe pisemko naszej dziewczęcej młodości!
UsuńProszę, przekaż moją propozycję.
Przekażę jej z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńNo to super:))
UsuńWitaj Beatko :)
OdpowiedzUsuńA ja nie mam czasu na chandrę :) Każdy dzien przynosi coś nowego. A to wycieczka do gospodarstwa agroturystycznego, w następnym dniu 20-ka pięciolatków siada do stołu i robi sałatkę owocową. Nawiasem mówiąc była rewelacyjna :) W czwartek robiliśmy kompoty z jabłek, a za dwa dni robimy ciasto marchewkowe /sic!/.
Jedna z mam pojechała na szkolenie i co sie dowiadujemy od syna? Że MAMA JEST WYJECHANA :):):) Logiczne? No pewnie, że tak. Skoro mama pojechała na szkolenie to jest WYJECHANA:)
Pozdrawiam :)
Elżbietka 53
Elżbietko, znakiem tego, na chandrę dobrze robią kontakty z pięciolatkami oraz sałatką owocową. Niech czytają to wszyscy chandrowicze i depresanci.
UsuńWyjechana mama? Super:)))
Też jestem byłą,stałą kiedyś, czytelniczką "Filipinki". Uwielbiałam czytać i zbierałam kolejne egzemplarze. Często ktoś pożyczał ode mnie te gazety,wracały pomięte i ja je pracowałam, by wyglądały nienagannie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrasowałam!!! Głupi komputer decyduje za mnie co mam napisać!!! Przepraszam i serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj, tajemnazapisko:)))
UsuńNo popatrz, kto by dziś pomyślał o prasowaniu gazet? My to mieliśmy ciekawą młodość! Ja dorastałam z Filipinką, wszystkie młodzieżowe problemy przeżywałam na artykułach publikowanych w tym piśmie. Do dziś pamiętam tytuły i treść tych czytanek. Wszystkie były mądre. Kiedyś nawet napisałam list do redakcji z prośbą o poradę w sprawie urody. Dostałam odpowiedź! Do dziś pamiętam treść tej porady:)))
Odpozdrawiam równie serdecznie.
Gdy się człowiek robi starszy
OdpowiedzUsuńwszystko w nim powoli parszy-
-wieje.
Ceni sobie spokój miły
i czeka aż całkiem wyły-
sieje.
Ale:
Na stacji Chandra Unyńska
gdzieś w mordobijskim powiecie
telegrafista Piotr Płaksin
nie umiał grać na klarnecie.
No to może nauczcie się grać na klarnecie?...
Mam nadzieję, że autorów tych fragmentów nie muszę podawać...
allensteiner
Jak zwykle celnie i dowcipnie:)) No i jak tu mieć chandrę w takim towarzystwie?
UsuńBardzo niepokoją mnie chandry moich bliskich. Jesu - artyści są tacy trudni. Zamulenie jesienne. Też mnie dopadło. Objawia się kompletnym nicmisieniechceidlaczegomamisięchcieć. Postanowiłam,że dzisiaj mi przechodzi a tu taka smutna wiadomość. I nieopatrznie weszłam na komentarze na onecie przy wiadomości ,że Wajda nie żyje...ech
OdpowiedzUsuńNiestety, najlepsi odchodzą i strach pomyśleć kto po nich zostanie...
UsuńEch, szkoda, szkoda, szkoda... Jedyne pocieszenie, że pozostawił wiekopomne dzieła. Nie będzie zapomniany.
Mam chyba szczęście. Pełne słońce toleruję tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdy jestem nad wodą, w ciągłym ruchu, albo w zacisznym cieniu. Każdy promyk słońca, który wdziera się do mieszkania wyganiam roletami, żaluzjami, i czym się da. A ten okres jest dla mnie całkiem, całkiem, szkoda tylko, że liści coraz mniej.
OdpowiedzUsuńNie lubić słońca? Jak można! Z czego robisz sobie witaminę D?
UsuńJesteś Jesienny Pan.
Ja tam wybieram nostalgiczne winko w piątkowy wieczór.Zawsze z żoną
OdpowiedzUsuńNie mam wątpliwości jakie towarzystwo i jaki rodzaj terapii wybierasz:))) Miłych wieczorów piątkowych dla Państwa.
UsuńZ okazji Dnia Edukacji życzę byłym, aktualnym i przyszłym nauczycielom szczęścia, zdrowia i słodyczy. No i nie martwcie się, wszelkie inne profesje też mają swoje plusy, nie tylko dodatnie, ale też ujemne...
OdpowiedzUsuńallensteiner
Och, jak miło! Dziękuję bardzo za życzenia. Uzupełnię, że chodzi nie tylko o aktualnych i przyszłych, ale również byłych oraz byłych i aktualnych nauczycieli:))) Taka mieszanka mi wyszła, ale ten ostatni epitet "byłych i aktualnych" mnie właśnie dotyczy. Zapraszam wieczorem bo będą aktualne narzekania:)))
Usuń