Pomimo, że obudziły mnie promienie słońca, intensywne jak w
minione letnie dni, zachowałam czujność i na dałam się im zwieść. Kalendarz nie
kłamie i kontrolując bieżącą datę śpiewam jak mistrz Michnikowski: „Minął sierpień, minął wrzesień, już
październik wita jesień…”. Melancholię,
którą owa Jesień rozpostarła jak w
słowach piosenki wyraźnie stoi, pominę na razie i skupię się na rutynowych
czynnościach jesiennych.
Zaraz,
zaraz, jak to było? Gromadzenie zapasów, ocieplanie /ogacanie/ domów,
uszczelnianie /obciszanie/ okien, wykopki, porządkowanie ogrodów… Tak mi
podpowiada ukształtowany przed /z górą/ półwiekiem biologiczny zegar! Tenże
zegar nastawiały istniejące wówczas bardzo różne od siebie, wyraźne, cztery
pory roku. Ponadto ten naturalny rytm życia zgodny z przyrodą utrwalały motywy
i wątki przewijające się w obowiązkowych szkolnych lekturach, obrazach i
melodiach prezentowanych na lekcjach plastyczno-muzycznych. Pory roku
dominowały w dziecięcych bajkach i czytankach, były inspiracją tematów zajęć
plastycznych i w ogóle odnosiły się do całego ludzkiego życia. Tak skorupka za
młodu nasiąkła, że teraz odzywa się odruch przygotowywania do zimy jak atawizm
jakiś.
No to jedziemy po kolei, według tego co zapamiętałam z
dawnych czasów:
- wizyta kontrolna w
piwnicy wypadła zadawalająco. Owszem, całkiem spory zapasik słoików pełnych pomidorowych
specjałów przegrodzony paskiem zieleni ogórkowej. Jest też przysłowiowa
wisienka na torcie w postaci prawdziwych wiśniowych konfitur. W miniaturowych
słoiczkach, ale reprezentacja domowych słodyczy jest! Acha, zamówiłam też,
zgodnie z tradycją, „ziemniaki od chłopa”
w oszałamiającej ilości…15 kilo. No, co? Tradycja zachowana.
Widać wisienkę? |
- zakupy na jesiennym
bazarku także w zgodzie z naturą. Coś mi w duszy gra „Addio pomidory” więc
wybieram te ostatnie sztuki owoców z gatunku naturalna malinówka. To nic, że cena wysoka. Rekompensuje to aromat, smak i komplement Sprzedawcy Pomidorowego: „Pani to się
zna na pomidorach”. Hi, hi, pewnie, że się znam i dlatego wybrane owoce układam
delikatnie w zakupowej torbie chroniąc przed zgnieceniem. Może już ostatni w
tym sezonie raz? Pieczołowicie dobrane
pomidory, sowicie opłacone, beztrosko zapominam zabrać ze straganu bo nagle
moją uwagę absorbuje przepięknej barwy dynia, którą także kupuję bo taka
śliczna jest! A pomidory? Addio!
- Kontrola stanu okien
doprowadza mnie nieomal do depresji. Nie ma co uszczelniać ani „obciszać”! Framugi lśnią zdrową bielą
plastiku, szyby zespolone nie dają szans na żadne jesienne zabiegi. Więc
chociaż je umyję? Przedzimowo…
- lustracja balkonowych i
parapetowych roślin owocuje wyrokiem skazującym na wycięcie ich w przysłowiowy
pień. Koniec żywota dla begonii i pelargonii. Nożyce w ruch! W kolejce stają
już jesienno-zimowi zastępcy czyli fioletowe wrzosy.
Ufff… Jesień rozpoczęta. Pod koniec dnia dynię-ślicznotkę
pakuję do gara i rozgotowuję na dyniową papkę, która wraz z towarzyszącymi jej
ingrediencjami tworzy całkiem sympatyczną zupę. Ku pokrzepieniu ciała oraz
przedjesiennej duszy.
Dnia 2 października
ps Przywołana do porządku, uzupełniłam dokumentację o zdjęcie zapasów piwnicznych pomimo braku woreczka ziemniaków.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńJesienne zegarowe czynnści starannie wykonane i opisane oraz udokumentowane fotograficznie. Rozpoczęcie jesieni zaliczam na szóstkę z plusem, o! :)
Pozdrawiam serdecznie.
No to miło, tak szóstką dostać od samego rana:))) Nawet przed śniadaniem.
UsuńZaraz, zaraz...
OdpowiedzUsuńObniżam ocenę za brak dokumentacji z piwnicy.:)))
Łaał... Chyba muszę się poprawić i gnam do piwnicy. Albo lepiej poczekam na dostawę 15 kg ziemniaków:))
UsuńJesień rozpoczęłaś godnie! Przypomniałaś mi wstawianie kiedyś okien zimowych wkładanie między nie waty i zdobienie jej np. suszonymi kwiatkami czy innymi ozdobami. Ludzie to się musieli kiedyś napracować!
OdpowiedzUsuńNo tak, pracy mieli więcej ale i czasu też więcej chyba. Życie toczyło się wolniej i tak zgodnie z cyklem natury. Jesienne, a potem zimowe i wiosenne rytuały nadawały jakiś porządek poczucie umiejscowienia w przyrodzie. Trochę mi tego brak.
UsuńW dzisiejszych czasach gdy klimat zwariował, to faktycznie pozostają rutuały i zmiena kolorów w okół.... No i czasem depresje jesienne doskwierają, szczególnie jak się w Holendrowni mieszka.... Ale, że kwitną wrzosy, róże mają nowe pąki a świat zieleni nabiera soczystych barw jesieni - to wszystko wydaje się normalnie :)
OdpowiedzUsuńAaaaa... Wreszcie zrozumiałam! Masz depresję geograficzną! No, całe szczęście na to może pomóc wzniesienie się na wyższy poziom. Może drabinka wystarczy?
UsuńWybacz żart, ale próbuję podnieść Cię na duchu.
Nie tylko klimat się zmienia ale technologia też odbiera wiele czynności. Nie ma uszczelniania bo wszystko hermetyczne aż do bólu. Nie ma zakiszania i wekowania bo są zamrażarki itd...
Ach, "depresja geograficzna" - bardzo mi odpowiada to okreslenie :-). Byc może nowy rytuał w dzisiejszych czasach? :-)
UsuńTen rytuał dostępny jest tylko dla mieszkańców Holandii i polskich Żuław:))) Więcej "dołków" nie pamiętam.
UsuńTez pamietam uszczelnianie okien. Wolno było otwierac tylko te które nie było kocyka. Dla pewności Babcia stawiała tam rosliny zimowe.
UsuńPrzetwory to inna bajka. Mielismy ogródek. Pamietam ciągłe sprawdzanie gum od słoików i w razie co szybka konsumcja. Piwnica była full wypas; 3 t. węgla, metr ziemniaków, olbrzymia beka kapuchy kiszacej sie, w skrzyni w mieszance piasku i trocin marchewka, pietruszka i jedynie cebula była w domu bo w piwnicy była duża wilgoć.
Fajne wspominki.
Pozdrawiam
Piotrze, a zawiera Twoja piwnica dziś? Bekę kapusty i węgiel daruję ale słoiczki z czymś tam zapewne są.
UsuńJeśli o mnie chodzi to tylko kolory jesieni mi odpowiadają. Poza tym nie przepadam za rytualami. Chociaż- w tym roku popełniłem juz0 cztery zupy z dyni,usmazyla konfitury jabłkowy i z dyni również. Chyba że mną coś nie tak..
OdpowiedzUsuńTe rytuały mamy we krwi. Nie oszukasz natury i dlatego coś "popełniasz" choć wydaje się, że wbrew sobie. Hi, hi, hi...
UsuńPaździernik jest chyba najładniejszym miesiącem jesiennym ze względu na kolorystykę.
OdpowiedzUsuńPowiem słowami Ani Shirley:
"Jakże się cieszę, że żyję na świecie, w którym istnieje październik! Jakież to byłoby okropne, gdyby natychmiast po wrześniu następował listopad!"
Pięknie powiedziane i głęboko prawdziwe. Ania Shirley to była bardzo mądra osóbka.
UsuńSzanowne Komentatorium! Wklejam komentarz Druha Mirka, który nadszedł poprzez formularz kontaktowy bo z jakiś powodów Mirkowi nie udało się zamieścić komentarza pod notką:
OdpowiedzUsuńChciałem dołączyć do Twego postu ale nie potrafię:
Dawno, dawno temu prawie w prehistorii ale już po dinozaurach pory roku
kalendarzowego ulegały widocznym, pienym kolorowym zmianom.
A dziś ? Dziś są szaro, bure.
Dedykuje swym Druhnom i Druhom jedną z wielu piosenek Foga:
Gwiazdozbiór muzyki rozrywkowej - Mieczysław Fogg PŁYTA: GWIAZDOZBIÓR
MUZYKI ROZRYWKOWEJ - MIECZYSŁAW FOGG Tekst piosenki:
Jesienne róże - Mieczysław Fogg
Zobacz profil artysty Mieczysław Fogg
powrót do listy utworów
Rozmiar tekstu: standardowyRozmiar tekstu: średniRozmiar tekstu:
dużyDrukuj
Jesienne róże
Jesienne róże, róże smutne herbaciane
Jesienne róże są jak usta twe kochane
Drzewa w purpurze ostatni dają nam schron
A serca biją jak dzwon, na jeden ton.
Jesienne róże szepczą cicho o rozstaniu
Jesienne róże mówią nam o pożegnaniu
I w liści chmurze idziemy przez parku głusz
Jesienne róże więdną już.
Tak niedawno był maj, byliśmy tak szczęśliwi
Uśmiechnięci i tkliwi, któż te dni znów ożywi.
Chłodną rękę swą daj, spójrz mi w oczy i powiedz
Czy mnie kochasz ja wiem, to jest złudą i snem.
Jesienne róże...
Ty nie kochasz mnie już tak jak dawniej to było
Całą w uczuć swych siłą to się wczoraj skończyło
Dzisiaj więdnie wśród róż nasza miłość gorąca
Zanim zwiędnie jak kwiat pozwól odejść mi w świat
Jesienne róże szepczą cicho o rozstaniu.
CUWAJ Druhny i Druhowie:Mirek
Pozdrawiamy,
Mirosław Galczak | mirgal@poczta.onet.pl
Dziękuję Mirku za tę piękna piosenkę, której słowa cytujesz jak się domyślam - z pamięci.
UsuńDruhu Mirku, a ja zrobiłam różę z jesiennych liści. Chcę Ci podarować, ale nie mam jak. Chyba tylko wirtualnie.
UsuńCzywaj!
W tym zamęcie zapomnieli wszyscy o głównej idei tego bloga. Więc przypominam: "Październik miesiącem oszczędzania". A 15 kg ziemniaków (albo więcej, i nie tylko ziemniaków) to związek zawodowy powinien Ci załatwić.
OdpowiedzUsuńallensteiner
O tak! W październiku propagowano oszczędzanie - nie pamiętam dlaczego akurat w październiku?
UsuńZwiązki zawodowe nie maja teraz głowy na ziemniaki i cebulę, absorbuje ich polityka.
Dlaczego w październiku oszczędzanie? Może z powodu uwzględnionego przez Ciebie gromadzenia zapasów. Albo dlatego, że Rewolucję Październikową świętowano w listopadzie.
OdpowiedzUsuńallensteiner
A co ma rewolucja do oszczędzania?
UsuńO! Jest wisienka na torcie, znaczy na półce. A butelka już pusta czy jeszcze pusta, ha? :)))
OdpowiedzUsuńButelkę wypatrzyła naturalnie. Sokole oko jakieś czy co?
UsuńButelki pełne usunięte w kąt aby wstydu nie było:))
Naklejki z opisami na słoikach też wypatrzyłam. Widać, że porządna gospodyni te zapasy na zimę robiła. Jakaś Mrówka chyba. :)
UsuńFaktycznie, Mrówka. No i napisy naprawdę widać i można przeczytać co w tych słojach siedzi.Ale się obnażyłam:)))
UsuńBrak worka ziemniaków daruję, ponieważ sama nie mam ziemniaków w piwnicy. Po prostu trafiałam na niedobre, które gniły. Przestałam więc kupować na zapas, bo systematyczne ich przeglądanie i przebieranie znudziło mi się. Gaz z gnijących ziemniaków zabija!
UsuńWłaśnie się zastanawiam nad motywem gromadzenia zapasów piwnicznych. Przecież ziemniaki i cebulę zawsze można było kupić bez problemu, nawet w peerelowskim niedostatku. A właśnie wtedy ziemniaki i cebule gromadzono workami pomimo, że bulwy gniły z powodu przenawozowania. Dziś rezygnujemy z zapasów mówiąc: "kupuję po kilogramie bo w każdej chwili można biec do sklepu". Dlaczego więc ten argument dawniej nie działał? Kwestia ceny czy tradycji?
UsuńPokolenie wojenne tak miało. Musiały być zapasy. A i cena wchodziła w grę, bo kupowanie na worki od chłopa było tańsze. Ale i dzisiaj małe zapasy wskazane, bo wystarczy jakakolwiek awaria i człowiek nie ma nic. Sama tego doświadczyłam podczas 1-dniowego braku prądu na osiedlu. Akurat wróciłam z podróży i nic do jedzenia nie miałam. Sklepy w tym dniu nie sprzedawały niczego, bo kasy fiskalne nieczynne. Poszłam więc na obiad do baru. Obiad mieli ugotowany na gazie, ale sprzedać poza kasą fiskalną bali się.
UsuńMyślę, że nawyk gromadzenia zapasów sięga daleko dalej niż wojenne pokolenie. Dlatego użyłam w tekście słowa "atawizm".
UsuńJasne, że "żelazny zapas" żywności trzeba mieć zawsze na tzw "wszelki wypadek". Tylko czy w skład tego "żelaznego" powinny wejść konfitury oraz zawartość flaszek schowanych wstydliwie w kącie? Hi, hi, hi...
Flaszki to była najlepsza waluta na wszelki wypadek.
UsuńCo zaś do konfitur. A znajdź dzisiaj w sklepie prawdziwe konfitury.
W sklepie nie kupisz konfitur,ale w mojej pomocy dostaniesz za darmo :-)
UsuńTeż okna uszczelniałam...
OdpowiedzUsuńImponująca piwniczka. Wiem, ile pracy włożyłaś, by piwniczka była pełna zapasów. Jak nie zamknąć w słoikach tego lata. Serdeczności.
Piwniczka jest może nie imponująca ale raczej podtrzymująca tradycję czyli "czego zwyczaj":)) Przetwory robię dla przyjemności i z fantazji bardziej niż z potrzeby. Ale za uznanie ślicznie dziękuję.
UsuńJesiennie u Was (t.j. u Ciebie i alElli) się zrobiło, więc dołożę nieco muzyki
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=FFbfm4Wyojs
Jakże by mogło Klenczona zabraknąć w tych nastrojach! Dzięki za uzupełnienie. Ponawiam pytanie zadane u alElli: gdzież współcześni twórcy? Nie zachwyca ich jesienny nastrój i piękno przyrody? Wyszło z mody?
UsuńBET - TY TO JESTEŚ !!!!
OdpowiedzUsuńaż mi oczęta do tych Twoich cudów się uśmiechnęli a na serce chałwa spłynęła niczym złoty miód ... piwniczkę masz niczym sezam
ale, ale, Bet - gdzie ciepłe niewymowne ?
A jestem jestem:))) Delektuję się wiśniowymi konfiturami, które słodsze od chałwy i pachnące swojsko wiśniowo.
UsuńNiewymowne jeszcze w szafie:))
to ja dla Was mojego kota dedykuję :
OdpowiedzUsuńJESIENNY KOT
poszedł sobie
hen… hen …
a za płotem liście złote
złoty miód, zielona mgła
za czary jesieni
za krople czerwieni
za mgły, welony i wrony
i melancholię
co pachnie jak deszcz
miodu utoczę jak trzeba
biedronkę poślę do nieba
po marzenie
co pachnie jak chleb
wianek maliną ozdobię
i jak kot pójdę sobie
za mgłę
hen … hen ...
.
Och, jaki ten kot romantyczny... Pasuje do jesiennego nastroju jak ulał.
UsuńDla Wszystkich Gości tego bloga Druh Mirek dedykuje:
OdpowiedzUsuńMoim Druhnom z zastępu Mrówek wędrujących.
Mowie wam i spiewam
Ile razem dróg przebytych?
Ile razem dróg przebytych?
Ile ścieżek przedeptanych?
Ile deszczów, ile śniegów
wiszących nad latarniami?
Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu?
I znów upór, żeby powstać
i znów iść, i dojść do celu.
Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń?
Ile chlebów rozkrajanych?
Pocałunków? Schodów? Książek?
Ile lat nad strof stworzeniem?
Ile krzyku w poematy?
Ile chwil przy Beethovenie?
Przy Corellim? Przy Scarlattim?
Twe oczy jak piękne świece,
a w sercu źródło promienia.
Więc ja chciałbym twoje serce
ocalić od zapomnienia. Konstanty Ildefons Gałczyński
z Z szacunkiem, sympatią i przywiązania Mirek
Druhu Mirku! W imieniu nas wszystkich - bardzo dziękuję za dedykację, za szacunek, za sympatię i przywiązanie. Pozdrawiamy serdecznie i z uśmiechem:)))
UsuńNie pozostaje mi, Bet, nic innego jak zadedykowac Ci te przeurocza piosenkę (jakem starszy pan!)w całości:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=BlxelewpCY4
Co do mnie, to jestem już po skromnych jesiennych porządkach ,bo umyłem wszystkie okna i pościerałem kurze ze wszystkich mebli.
Co do przetworów to, ogranicze sie tylko do dżemów i galaretek, a z męskich słodyczy do... korniszonków.
Zastanawiam się też, czy czasem nie zawekować marynowanego mięsa?!
Przyznam się ponadto do tej mej małej słabości, że w kuchni czuję się doskonale i... odlotowo!
ściskam i niezmiennie zapraszam
Absolutnie mistrzowskie wykonanie piosenki! Słuchając refrenu czuje jak pomidorowy sok cieknie mi po brodzie.
UsuńChyba już zapomnieliśmy, że w czasach Mistrza Michnikowskiego pomidory były niedostępne w czas zimowy a więc jego ówczesne "Addio" miało inny wymiar.
ps odwiedzaliśmy się nieomal jednocześnie:)) Wirtualne spotkanie!
Czytam, czytam i nabieram pewności, że w moich wędrówkach po blogach trafiłam w dobre miejsce. Muzyka ok, Ania Shirley - jak najbardziej. Zapasy? Niewielkie ale są: trochę jabłek na szarlotkę (moje ciasto popisowe), trochę ogórków kwaszonych wg. przepisu mamy. Mój syn uważa, że babcine najlepsze, ale moje, jak mówi, też niczego sobie. Był też dżem truskawkowy ale już wyszedł. Ach, i oczywiście przecier pomidorowy. Na balkonie - wrzosy, choć pelargonii jeszcze nie wycięłam. No i co, prawda, że wpasowałam się w waszą dyskusję? Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie... Może się spodoba?
OdpowiedzUsuńWitaj Iwono! Trafiłaś znakomicie i nawet bez dżemu truskawkowego przyjmujemy Cię do naszego grona. Czuję pokrewieństwo dusz skoro pelargonie i wrzosy nas łączą:-)Dżem truskowy także:-) U mnie jeszcze nie wyszedł bo występuje w wersji ,"bez cukru" i jest paskudny.
UsuńPozdrawiam i szykuję się z rewizytą.
Dziękuję za akceptację mojej skromnej osoby i zapraszam do siebie. Wprawdzie dopiero zaczynam przygodę z blogowaniem, ale trochę do poczytania się znajdzie. Pozdrawiam ciepło i... wpadnę znowu na pewno :)
OdpowiedzUsuńCieszę się z nowego gościa:)) Chętnie odpowiadam na sugestie dotyczące poruszanych tematów. O czym by tu jeszcze pogadać...
UsuńPiękne zapasy piwniczne! I zupa dyniowa - to jedno z nielicznych dań, w których jestem mistrzem :)
OdpowiedzUsuńOch, jak miło widzieć nowego gościa:)) Powiedz jak robisz mistrzowską zupę dyniową. Jestem początkująca w temacie dyniowym i chętnie się douczę.
Usuń