poniedziałek, 19 grudnia 2016

Rybka z Centrali



- Halo, halo! Centrala? Centrala Rybna? Jak tam u Was z dostawą? Coooo… Spóźnia się, braki w dziale połowu? Święta idą, wicie-rozumicie Dyrektorze? Ryba musi być!

I prasssst… Czarną ebonitową słuchawką, aż aparat podskakuje, a ze szklanki wychlapuje się wystygła herbata.

        Być może tak właśnie przebiegały wołania zaopatrzeniowców sklepów rybnych zrzeszonych w firmie Centrala Rybna. Bo przecież przed sklepami już ustawiały się kolejki spragnionych spełnienia wigilijnej tradycji rodaków. W rękach plastikowe wiaderka, plecione z żyłki siatki, w ostateczności wiklinowe koszyki. Karpie sprzedawano w stanie żywym nie za bardzo dbając o ich komfort w ostatnich godzinach życia. Nabywcy  pakujący zakup do wiaderek z wodą troszczyli się raczej o zachowanie świeżości rybiego mięsa niż o dobrostan zwierząt. A w tramwaju tłoczno! Z wiaderka obficie chlapie woda, ryby uwięzione w siatkach rozwierają pyszczki, pasażerom mokną stopy… O! I jeszcze ktoś wtłacza w kąt pomostu ogromną, obwiązaną sznurkiem choinkę, a z niejednej siatki kapie kapuściany kwas. Cóż, taki czas.

        Udręczone podróżą przez miasto karpie znajdowały ostatnie wytchnienie w domowej wannie. Co za atrakcja! Nie było tego dnia kąpieli, dzieci zachwycone obecnością ryb mogły obserwować ich pląsanie w wodzie, a nawet dotykać paluszkiem błyszczących grzbietów. Po jakimś czasie wanna pustoszała, wynoszono kłęby zabrudzonych gazet, szorowano wannę i całą łazienkę, a ryby… Wiadomo, pływały w galarecie lub skwierczały na patelni. Cóż, taki ich los.

        Aż przyszedł czas gdy kupno karpia stanowiło nie lada wyzwanie. Kiedy „rzucą”? Ile wyniesie przydział na osobę? Tego nie wiedział nikt. Zdarzało się, że sprzedaż rozpoczynano późną nocą i kto spóźniony wracał do domu miał okazję na zakupy! Dbające o zaopatrzenie pracowników Rady Zakładowe wykazywały się pomysłowością i urządzały losowania: Komu dzwonko, komu dwa? Aby było sprawiedliwie bo dla wszystkich nie starczało. Cóż, tak też bywało.

Po takich wspomnieniach jak tu nie szanować współczesnego karpia? Nie z Centrali, lecz z prywatnej hodowli. Wielka kadź z pluskającym rybim dobrem wprost zachwyca. Komfort kupowania także.

- Jaka rybka? Proszę wybrać, ja wyłowię odpowiednią. Zabić i oprawić? Głowę zapakować czy wyrzucić? Bardzo proszę, za chwileczkę będzie gotowe.

        No i jest. Bez kolejki, bez chlapania i traumy zabijania. Teraz Panowie Karpiowie leżą sobie na balkonie pod jemiołą, całe w cebulowym kompresie dla poprawy aromatu. A wannę mam tylko dla siebie!

Smakowitego karpia wszystkim życzę!
*♥*
A do tego barszczów, uszek i makowców obfitości,
  z obecności Rodziny oraz Przyjaciół wielkiej radości!
Niech się Święta pięknie Wam świętują!


24 komentarze:

  1. Święta w PRL to nie tylko karp, również owoce cytrusowe. Np. w grudniu 1982 pojawiły się cytryny, jak zwykle o tej porze roku. Tylko tym razem na kartki. Więc też jak zwykle zaszwankowała dystrybucja - w jednych województwach było więcej kartek i brakowało cytryn, w innych więcej cytryn, ale nie wolno było bez kartek sprzedać. Miałem szczęście - moja zwierzchność zrobiła naradę w Warszawie, gdzie bez trudu cytryny kupiłem.
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak,cytrusy były także "artykułem strategicznym" na święta. Jednak kartek na cytrusy nie pamiętam... Jestem skłonna zdać się na Twoją pamięć.
      Teraz dopiero wiem, że w ciepłych krajach właśnie w grudniu zaczyna się sezon na owoce cytrusowe - może więc przedświąteczne ich dostawy do Polski były powodowane nie tylko troską o Polaków ale miały też ekonomiczno-przyrodnicze podłoże?

      Usuń
    2. To nie tylko pamięć
      allensteiner

      Usuń
  2. Takie to były czasy, święta prawda. Bet, Tobie i Twoim Bliskim życzę pięknych świąt w rodzinnej atmosferze wzajemnej miłości i radości z bycia razem. Wszystkiego najlepszego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie były czasy: wyrabiały w nas przedsiębiorczość i zaradność:)))Jakoś sobie radziliśmy, a z trudem zdobyty karp smakował wyjątkowo. W pewnej sieci marketowej każdego dnia można dziś kupić tzw "płaty z karpia", które smakują jak drewno.
      Dziękuję za życzenia, które odwzajemniam z przyjemnością.

      Usuń
  3. Poczułem się jak w PRL. Niezwykle obrazowo i dokładnie to opisałaś. Podobnie było w Łodzi, mam tylko wątpliwości, czy ktoś by się odważył z wiadrem wsiąść do komunikacji miejskiej. To było niemożliwe z uwagi na panujący tłok. Z tego wiaderka od razu by się zrobił płaski kanister, a z karpia flądry.
    Myślę jednak, że Łódź przebiła Kraków, bo mieliśmy (a ja byłem tego sprawcą) karpie tańczące na parkiecie. Po pracy wydawano karpia na przydział. Gdy już wylądował w plastikowej reklamówce, to okazało się, że pora zrobiła się późna, a rybka lubi pływać. Po zaliczeniu kilku "lornet z meduzą" szło się z naszymi paniami na dancing. Karpie dumnie podrygiwały przewieszone przez poręcz krzesełek, a my drygaliśmy na parkiecie. I w tym właśnie momencie moja partnerka zobaczyła jak pęka jej reklamówka a karpie tańczą na parkiecie. Mimo wszystko wesoło było w tym PRL.

    PS. "To" w talerzu wygląda mi na służbowego śledzika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie obrażaj mojego karpia! Jest królewski, duży i dlatego dostał jemiołę dla podkreślenia ważności:)))
      Tańczące karpie to jest niezwykłe doświadczenie choć zwierząt żal... Jakoś wtedy nikt nie myślał o cierpieniu ryb.
      Najprawdziwsza prawda jest taka, że bywało wesoło,oj bywało:)))

      Usuń
    2. Flądry też bywają zacne. :)))

      Usuń
    3. Nie trzeba się obrażać gdy ktoś powie mi:Ty flądro?

      Usuń
  4. Upolowane smakowały lepiej, a młode żołądki lepiej i więcej trawiły. Jeśli czegoś żal, to młodości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodości zawsze żal, ale żal też utraconych smaków, zapachów i nastrojów:-)

      Usuń
    2. A głównie nastrojów. Było rodzinnie, radośnie, ciepło...

      Usuń
    3. No tak, bo rodzinka była w kupce... Zanim się porozlokowywali w świecie. W kupce cieplej.

      Usuń
  5. Wszystko to prawda.
    Za dorosłej już osoby zwykle robiłyśmy wspólne święta u niej ,jako,że była posiadaczką największego lokum.Ja za to pracowałam na kopalni i w związku z tym miałam łatwiejszy dostęp do dóbr wszelakich w tym karpia w dowolnej ilości.
    Pewnego roku wiozłam tgo żywego karpia pociągiem z Gliwic do śosnowca i cholerka - one sobie ożyły raptem i zaczęły tańczyc mi po pociągu. Też było wesoło - jednak na dansingu z karpiami nie byłam...Aż zazdroszczę . Może dlatego, że młodzi wtedy byliśmy ,kreatywni i zaprawieni w bojach o dobra - nie da się ukryc, że wspomina się z łezką w oku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, górnicy to mieli lepiej... Karp w pociągu _ brzmi jak tytuł powieści szpiegowskiej:-)

      Usuń
  6. Klik dobry:)
    A wiesz, że widziałam szyld "Centrala rybna". Zamierzam się tam wybrać po karpie.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynieś nam zdjęcie współczesnej Centrali!

      Usuń
  7. Ja tam kupuję tylko filety.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. ...dawno, dawno temu... wcale nie za górami, a w środku lasu, na skraju miasta, stał sobie basen. Dzieciska (również pisząca te słowa) pluskały się w nim radośnie i wygrzewały w promieniach słońca.
    Pływalnia odkryta, sezonowa.
    Dziś służy uciesze rybnych skazańców: tuż przed Świętami zwozi się tu karpią drużynę, by przed zapełnieniem półmisków zażyła uciechy sportów wodnych.
    Może nawet trenuje skoki z wieży?
    Rybie oseski mogą korzystać z brodzika, nieopodal majaczą kikuty natrysków, szkielety szatni i toalet (choć nie zauważyłam, by kuracjusze z nich często korzystali).
    Słowem - pełne SPA! A co, niech sobie rybki też trochę użyją! :))))

    A potem... po żydowsku, po grecku, w galarecie ... mniam! Mam pewność, że ze smakiem wsuwam... szczęśliwe karpie!

    *~*~~*~*
    Miłych, spokojnych Świąt!
    Bogatego Gwiazdorka!
    (bo u mnie taki roznosi prezenty ;) )
    *~*~~*~*



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naaaaprawdę????? To jest rybi raj!
      A wiesz, na moim osiedlu też był basen - nie taki piękny jak Twój bo bez wieży do skakania, ale pełnowymiarowy, brodzik dla dzieci także był. Zbudowany w "czynie społecznym" cieszył nas przez długie lata. Teraz nawet ryb tam nie ma... Niszczeje zabudowa, rdzewieją zbiorniki na wodę, a po trawnikach hasają psy uczęszczające tu na szkolenie w ramach "Psiej akademii".
      Ech...
      Za Gwiazdorka ślicznie dziękuję i posyłam tutejszego Aniołka, który buszuje pod choinkami grzecznych dzieci.
      Serdeczności:)))

      Usuń
  9. Bardzo przepraszam, że znowu "wcinam się między wódkę a zakąskę". to znaczy odbiegam od tematu.

    Z okazji Świąt Bożego Narodzenia przesyłam Gospodyni i Gościom tego portalu serdeczne życzena: zdrowych, obfitych i pogodnych świąt.

    Jako prezent dołączam tekst mojej ulubionej kolędy:


    1. Nie było miejsca dla Ciebie
    w Betlejem w żadnej gospodzie
    i narodziłeś się, Jezu,
    w stajni, w ubóstwie i chłodzie.

    Nie było miejsca, choć zszedłeś
    jako Zbawiciel na ziemię,
    by wyrwać z czarta niewoli
    nieszczęsne Adama plemię.

    2. Nie było miejsca, choć chciałeś
    ludzkość przytulić do łona
    i podać z krzyża grzesznikom
    zbawcze, skrwawione ramiona.

    Nie było miejsca, choć szedłeś
    ogień miłości zapalić
    i przez swą mękę najdroższą
    świat od zagłady ocalić.

    5. Gdy liszki mają swe jamy
    i ptaszki swoje gniazdeczka,
    dla Ciebie brakło gospody,
    Tyś musiał szukać żłóbeczka.

    A dzisiaj czemu wśród ludzi
    tyle łez, jęków, katuszy?
    Bo nie ma miejsca dla Ciebie
    w niejednej człowieczej duszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne dzięki, druhu Mirku! Nie zapomnę o Tobie przy opłatku. Pogodnych Świąt!

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.