Tak, tak! Nadal widnieje w
kalendarzu „świąt różnych, a nawet dziwnych” /http://www.kalbi.pl/ pod datą 12 lutego.
W kalendarzu widnieje, ale czy w rzeczywistości ktoś to wydarzenie jeszcze
jakoś celebruje? Hmmm… Zważywszy na to, że obchody pierwszego Ogólnopolskiego
Dnia Pisania Piórem w 2011 roku patronatem swym objęły Panie: ówczesna
Prezydentowa Anna Komorowska oraz
ówczesna i obecna Prezydent W-wy Hanna Gronkiewicz - Waltz, sądzę, że mało
będzie odważnych do podjęcia działań w tym temacie. Obie patronki z 2011 roku
pozostają dziś na pozycji „wyklętych” albo co najmniej „niepopularnych”.
A
co w tym zawiniło poczciwe i zasłużone dla ludzkości pióro? W dodatku Wieczne i
to nie tylko z nazwy? Ten zacny przyrząd
wynalazł i w dniu 12 lutego 1884 roku opatentował pan Lewis Edson Waterman w
Nowym Jorku. Amerykańskie pochodzenie wynalazku zwiększa nieco jego szansę na
utrzymanie swojego miejsca w kalendarzu wyjątkowych dni. Czyż nie?
Jako
przedstawiciel odchodzącego pokolenia „piśmiennych ręcznie” choć obdarzona dość
pospolitym charakterem pisma zachęcam do uhonorowania Jubilata /133 latek liczy
sobie ten piśmienniczy Dziadek/ wspomnieniami z szkolnych lat.
Edukacja
wczesnoszkolna wykształciła w nas szacunek dla Wiecznego Pióra. Posługiwanie
się nim powierzano dzieciom, które opanowały już sztukę pisania wpierw za pomocą ołówka, potem pióra zwykłego z wymienną stalówką
maczaną w atramencie. Pióro wieczne napełniane atramentem z kałamarza to był
kolejny etap edukacji pojmowany przez uczniów jako wyróżnienie, nagrodę za
postępy w nauce. Dzieci uczono porządnego, czytelnego stawiania liter nazywając
to szumnie nauką kaligrafii. Za brak efektów w „ładnym” pisaniu pomimo
zwiększonej ilości ćwiczeń nie karcono zbyt dotkliwie uznając, że często
przyczyną może być brak talentu bardziej niż chęci nauki. Noooo chyba, że
trafiło na ewidentnego lenia, niechluja lub, o zgrozo, osobnika z wypaczoną
duszą! Nie bez przyczyny od zawsze uznaje się, że charakter pisma jest obrazem
charakteru i ujawnia cechy osobowości. Niestety, w takich przypadkach nawet
klaps linijką po łapkach lub surowy nakaz: „Napisz
mi sto razy to słowo!” - nie pomagał. Nie wiem jak tam u chłopaków, ale
grzeczne dziewczynki bardzo sobie ceniły ładne pismo i starały się dorównać
najlepszym. Mnie się zdarzało podpatrywać u koleżanek krój niektórych literek i
stosować go w swoim piśmie. Czy było to jednoznaczne kopiowaniem jakichś cech
charakteru? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Estetyka była ponad wszystko.
Mniejsza o charakter:)
Z
estetyką zeszytów szkolnych bywało trudno. Największą zmorę stanowiły kleksy z
atramentu. Te zdarzały się najczęściej przy pisaniu piórem zwykłym. Niewprawne
w pisaniu dziecięce paluszki nie raz zbyt mocno naciskały na papier i trach…
Stalówka traciła swój rozdwojony czubek, a na papier spływał kleks! Wrrr…
Atrament plamił też palce, pryskał na fartuszki sięgając czasem aż do białych
kołnierzyków i końcówek warkoczy. Zaplamiony kleksami tekst należało przepisać.
Dzieci próbowały uniknąć tej pracy czyszcząc plamy gumką o zwilżonej językiem
powierzchni lub wydrapując plamę żyletką. Pozytywny efekt tych zabiegów był
rzadkością. Najczęściej w kartce powstawała dziura i trzeba było zaczynać
pisanie od początku, skupiając uwagę na prawidłowym prowadzeniu pióra po
papierze. Niekiedy przyczyną kleksów i rozmazywania się pisma była zła jakość
zeszytowego papieru. Wtedy największe nawet skupienie nie pomagało i kartkę
plamiły łzy bezsilności. Ech, trudne było życie młodocianego ucznia… Dlatego z
entuzjazmem witano możliwość posługiwania się piórem wiecznym, mniej
kłopotliwym w użyciu. Teraz głównym zadaniem młodego pisarza było zadbanie o
napełnianie atramentem zbiorniczka umieszczonego w środkowej części obsadki. To
był wieczorny rytuał jako element przygotowania przyborów i pakowania tornistra
na zajęcia w dniu następnym. Już nie trzeba było wędrować z kałamarzem w dłoni.
Wystarczył mały zbiorniczek w wiecznym piórze. Czy to nie była nobilitacja na
wyższy stopień wtajemniczenia? Była!
Potem
wynaleziono długopisy. Nie pamiętam, aby wzbudzały tyle emocji co wieczne
pióra. Może w pierwszych dniach użytkowania do momentu wyczerpania pierwszego
wkładu tuszem. Długopisy nie były „wieczne” i zapasowe wkłady tuszu trzeba było
kupić w kiosku Ruchu. Tak po prostu wymienić wnętrze. Zwyczajna czynność bez
aury rytuału czy nawet uczniowskiego obrzędu. Z czasem nastąpiło takie
rozpasanie, że „wypisane” długopisy zwyczajnie wyrzucano. Na śmietnik.
Och,
ale się rozmarzyłam… Wystukując te wspomnienia na klawiaturze czule wspominam
atramenty, kleksy i stalówki. Atrybuty sztuki pisania, które odchodzą podobnie
jak potrzeba umiejętności ładnego pisania. Klawiatura jednakowa dla wszystkich
i jak z takiego pisania odczytywać cechy charakteru oraz głębię duszy? No jak?
Może
to i lepiej, że nie można? Hi, hi, hi…
Ołówek,pióro,kałamarz,to nasze czasy,i oczywiście kaligrafia
OdpowiedzUsuńi dlatego starsi ludzie mają wyrobiony charakter,nie tylko pisma.
A dziś,widzę to po wnukach,długopisy,mazaki a bibuły brak.
Wspomnieniowo pozdrawiam.
Zgadzam się z Bobem w sprawie wyrobionego charakteru /nie tylko pisma/ u ludzi, którzy w dzieciństwie mieli kaligrafię.
UsuńZastanawiam się czy stukanie w klawiaturę też jakoś wyrabia charaktery? No to jakie będzie to komputerowe pokolenie? Nie wyrobione?
UsuńBob, bibuły brak... Czy dzieci wiedzą co to jest i do czego służy?
UsuńPamiętam jasne kartoniki bibuły, całe w atramentowych plamach:)) Jak ta bibuła pięknie spijała nadmiar atramentu.
Niestety, stukanie w klawiaturę nie u wszystkich jednakie, niektórzy mają bardzo paskudny charakter komputerowego pisma.
UsuńA z tą durną weryfikacją czy nie jestem robotem proszę, zrób coś. Siódmy raz wybieram z nie dość czytelnych obrazków.
allensteiner
Drogi allensteiner! Nie mam włączonej weryfikacji komentarzy. Blog jest otwarty dla wszystkich. Nie wiem skąd Twoje kłopoty. Nikt inny się nie skarży na taka blokadę. Wiem, że to uciążliwe i dlatego nigdy takiej blokady nie stosowałam.
UsuńTy to otwierasz z pozycji właściciela i tego nie widzisz. Mnie się wyświetla obowiązek potwierdzenia, ze nie jestem robotem. Na wielu blogach starczy kliknięcie w okienko, u Ciebie jest bardziej skomplikowany system. Błagam, dowiedz się, jak to zmienić.
Usuńallensteiner
Allensteinerku kochany, pytam znajomych komentatorów i nikt nie zgłasza takich problemów. Sprawdzałam w ustawieniach bloga i "stoi tam jak byk" że nie ma zabezpieczeń komentarzy i komentować może każdy, nie ma moderacji. Może korzystasz z jakiegoś "wrogiego" systemu czy przeglądarki? Wiem jak to jest uciążliwe i dlatego nie stawiam żadnych barier dla miłych gości. Nie wiem doprawdy co mogę zrobić aby Cię nie stracić?
UsuńPróbowałeś może dostać się do mnie z innego komputera? Może ta bariera tkwi w Twoim systemie?
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńNauka pisania piórem uczy pokory, sumienności, staranności i pobudza wyobraźnię oraz kształtuje charakter. Pracując nad pismem można wpłynąć na zmianę swego charakteru.
W dzisiejszych czasach pióro jest swego rodzaju narzędziem przynoszącym prestiż, bo kojarzy się z wysokim stanowiskiem. To skojarzenie podświadomie rozwija ambicje i chęć dążenia do celu.
Niektórzy kojarzą też z naturą romantyka.
Dla mnie pisanie piórem jest bardzo przyjemne, a gdy jest przyjemnie, to o wiele łatwiej się myśli i rozwiązuje problemy.
Pozdrawiam serdecznie.
No to mnie pocieszyłaś w sprawie poprawiania charakteru za pomocą ćwiczenia ładnego pisma. Wzory czerpałam od bardzo dobrych koleżanek o prawidłowych cechach charakteru.
UsuńWydaje mi się, że na ogół dziewczęta pisały ładniej niż chłopcy. Może to kwestia staranności a może jednak w tym, że kobiece duszyczki ładniejsze są z natury?
Dla mnie pamięć o atramencie i stalówce to zmora bo jako leworęka usiłująca pisać prawą ...Moje zeszyty wtedy to raczej koszmarek...Wieczne pióro to już inna historia...
OdpowiedzUsuńDługopisy umożliwiły mi wreszcie pisać szybko nie odrywając rysika od kartki w związku z tym moje pismo ..no cóż - dorównuje ojcu, gdzie odczytanie listu od niego zajmowało mamie cały tydzień :))
A teraz?? Jednak wolę klawiaturę...Przynajmniej można mnie odczytać...
Reniu, ta zmora - to nie wina stalówki i atramentu, tylko zmuszania dzieci leworęcznych do pisania prawą ręką. To było złe w owych czasach.
UsuńTo fakt, że dawniej dzieci zmuszano do pisania prawą ręką. Na szczęście to już przeszłość.
UsuńTeraz klawiatura a dawniej maszyna do pisania była wybawieniem dla wybitnych antytalentów w pisaniu ręcznym. Zdarza się, że wybitne intelektualnie osoby za nic na świecie nie nauczą się czytelnie pisać ręcznie.
UsuńPodczas pisania piórem, przypomina się też wielkich ludzi będących autorytetami. Branie z nich przykładu może mieć wpływ na nasze dalsze życie.
OdpowiedzUsuńTak więc pióro to PIÓRO!, o!
Pióro jest symbolem mądrości. Może tylko dla naszego pokolenia wychowanego na książkach, poezji i bajkach czytanych z papierowych kart? Jeden z krasnali, "Mędrek" chyba, miał wielkie pióro i druciane okulary - Taki obraz mądrości tkwi w nas.
UsuńCzy dzisiaj mędrców przedstawia się z klawiaturą i myszką? Ja się nie spotkałam. Raczej z piórem.
UsuńNo właśnie. A czy dziś lansuje się mądrość i mędrców?
UsuńDzisiaj lansuje się IQ.
UsuńO, tak, tak! Ale nie powiedziałabym aby wysokie IQ było równoznaczne z mądrością
UsuńOj, pamiętam, pamiętam.... Szczególnie te kleksy i dziury w kartkach zeszytu... Ale i "konkursy" ładnego pisania w klasie. Była to domena dziewcząt. I raz, gdy wysunęłam się na czoło w rankingu, okazało się, że najładniejszy zeszyt w klasie ma jeden z naszych kolegów (!!!).... I to wcale nie t.z.w. kujon. Przeżyłam to bardzo. No bo jak to! Ja tu sprytnie zdobię moje zeszyty (robiąc z małej plamki kwiatuszek lub motylka), a taki Krzyś, nie wkładając w zeszyt serca i emocji - zbiera laury... ;-)
OdpowiedzUsuńEstetyka zeszytów była oceniana. Dlatego stosowano często "zeszyt na brudno" i "na czysto". Zeszyty "na czysto" były ozdabiane tak zwanymi wzorkami.
UsuńWzorek - ozdobnie kreowana linijka pod tekstem, jako zakończenie tematu lekcji lub pracy domowej.
Ileż dziecięcej inwencji było w malowaniu wzorków kolorowymi kredkami.
maradag, a nie pomyślałaś wtedy tak: "Ta zniewaga krwi wymaga"!
UsuńNo, taka "zabójcza" to ja nie byłam ;-)
UsuńZacytowałam bardzo popularne za mojego dzieciństwa "przekleństwo". Nie używaliśmy tych słówek na "k..."
UsuńNo przecież! I teraz bym nie użyła... Najwyżej: kurcze blade, albo: w mordę jeża...
UsuńA szlaczki też pamiętam. Robiłam śliczne :)
Nie wątpię, że Twoje szlaczki były artystyczne! Może przypomnisz jakieś wzory? Chętnie zamieszczę jako suplement do tej notki?
UsuńO! Jak ładnie - piórem - egzekutywa zatwierdziła do publikacji.
OdpowiedzUsuńBo egzekutywa zna się na rzeczy! A jaki ma piękny charakter...
UsuńGdzieś już to pisałem, ale powtórzę. W I i II klasie mieliśmy kałamarze w takich pojemniczkach umieszczanych w ławkach. Wtedy ulubioną zabawą było wrzucanie much do tego kałamarza. Praktycznie zawsze w takim kałamarzu na dnie można było znaleźć sporo muszych trupów. I teraz horror! Te muchy nabijaliśmy na stałówkę i przystawialiśmy obok twarzy koleżanki (rzadziej kolegi, bo mógł oddać). Potem pukając ją w ramie czekaliśmy aż ona się odwróci. Z reguły zawsze był ubaw po pachy bo ofiara odruchowo wycierała się i była coraz bardziej umazana.
OdpowiedzUsuńChyba w połowie II kl. te kałamarze zlikwidowano, chodziliśmy z piórami wiecznymi.
Nie wiem czy pamiętacie, ale na początku kariery długopisów można było te wkłady ponownie nabijać tuszem. W późniejszych klasach zafundowano nam naukę kaligrafii i ozdobnego pisania patyczkami chińskimi, i to była super sprawa. Charakter pisma mam nieczytelny, ale jak trzeba to jeszcze te "ozdobniaki" mażę na pocztówkach i listach.
Tak, ławki miały dziury pośrodku i tam "siedział" kałamarz. Dziewczynki robiły kałamarzom kołnierzyki z ręcznie obrębionymi rantami.
UsuńA, fe! Muchy dla koleżanek? Moi koledzy na szczęście nie wpadli na ten pomysł:))
Tak, wkłady do długopisów można było napełniać w specjalnych punktach napełniania. To były wkłady metalowe. Potem wymyślono wkłady plastikowe, jednorazowe.
Nieczytelny charakter pisma to częsta przywara męskiej połowy społeczeństwa. Dziewczynkom rzadziej się to przytrafiało:))
Nauka kaligrafii była, uczono nas też pisma technicznego używając do tego specjalnych szablonów z okienkami na każdą literkę. też fajna zabawa.
Acha, kałamarze z ławek zabieraliśmy po lekcjach do domu. Maszerowała dziatwa z tornistrem na plecach i kałamarzem w dłoni. Nieść trzeba było ostrożnie aby nie rozchlapać!
Dziewczynki też psociły. Wystarczyło włożyć do kałamarza drobno porwany kawałeczek ligniny i chłopcy w zeszytach robili kleksy i maziaki, jak "talala" gdy drobinka ligniny przyczepiła się do stalówki.
UsuńO, Ty, psotnico!
UsuńPochwalę się, że kilkanaście lat temu dostałem od pewnej redakcji z okazji jej jubileuszu pióro Watermana właśnie, już na atramentowe naboje. Pierwszy załadowałem zaraz, postanawiając je wyciągać i używać czasem w celu czynienia dobrego wrażenia, niestety, atrament zasechł. Załadowałem drugi w celu napisania szczególnego listu, co doszło do skutku, po czym ponownie reszta atramentu zaschła. I tyle mojego pisania piórem w czasach policealnych.
OdpowiedzUsuńallensteiner
A to pech! Zdarzyło się markowemu "pióru"? Pech prawdziwy.
UsuńA może to jakaś chińska podróbka była...
Nie wiem, czy w owych czasach były chińskie podróbki. Raczej to, co chińskie uważano za dobre, w tym chińskie pióra, gumki do ścierania, kolorowe piórniki...
UsuńChińskie kolorowe kredki też były bardzo poszukiwane z powodu szerokiej gamy kolorów.
UsuńPamiętam nawet takie "piętrowe" pudełka z kredkami.
UsuńChyba żeś nie pojęła. To nie pióro było felerne, po prostu młodzi ludzie nie pamiętają, że prędzej czy później atrament wysycha, tak na papierze, jak i w najlepszym piórze.
Usuńallensteiner
A pewnie, że zasycha. Dlatego długopisy zwyciężyły w konkurencji przyrządów do pisania.
UsuńDługopisy też zasychały. Ale był na to sposób, wystarczyło wyjąć wkład, końcówkę metalową chwilę potrzymać w ustach (podgrzać), a potem silnie dmuchnąć w rurkę z drugiej strony. I działało! Zresztą dzisiejsze długopisy też nie zawsze chcą wystartować.
UsuńOstatnio miałem nieciekawy przypadek w banku, gdy przy konwersji jakichś kwot podpisywałem aneks do umowy. Podpisałem go swoim długopisem (n.b. podebranym mojemu siostrzeńcowi), lecz zamiast przekazania mi egz. aneksu poproszono mnie do innego pokoju, gdzie wkrótce pojawiła się policja. Okazało się, że umowę podpisałem długopisem, który w zasadzie był zwykłym ołówkiem, a na drugim końcu miał gumkę do zmazywania. Dopiero w prokuraturze, gdzie także wezwano mojego siostrzeńca sprawa się wyjaśniła.
Ale historia! Dobrze, że nie aresztowali ołówka vel długopisu za oszustwo😉
UsuńAresztowali! W banku spisano protokół i zabrano przestępcę w kopercie. Dopiero po paru dniach w prokuraturze, gdy okazało się, że ewentualne wymazanie mojego podpisu nie przynosi mi żadnych korzyści, a możliwe są nawet straty, otrzymałem pismo o zaniechaniu czynności i możliwości odbioru zbrodniarza. Ale nie chciało mi się składać wizyty.
UsuńPamiętam ławki, czyli siedzisko razem z pulpitem i pośrodku dziurka na kałamarz z atramentem... Pamiętam też, że pani chyba w drugiej czy trzeciej klasie twierdziła, że piszę "pięknie, wręcz pedantycznie". Gdybyż pani Maria widziała moje dziesiejsze pismo. I to wcale nie z powodu komputera, po prostu z czasem "charakter" mi się zmienił. Nie tylko pisma...
OdpowiedzUsuńOj, oj, Iwono, zepsuć charakter nie jest prosto:)))
UsuńWitaj Beatko :)
OdpowiedzUsuńMój temat znowu poruszyłaś :) Z atramentem mam dwa wspomnienia. Pierwszy bardzo niemiły. To mogła być pierwsza albo druga klasa. Jak wszystkie dzieciaki maszerowałam do szkoły z kałamarzem, w którym tkwił maleńki koreczek z prawdziwego korka. Pewnego razu upuściłam kałamarz i .... mam przed oczami ten ogromniasty, granatowy kleks na parkiecie w sali szkolnej. Rozpacz, bo pani woźna nie dość, że na mnie nakrzyczała, kazała przyjść w następnym dniu z mamą.
Oczywiście od rana bolał mnie brzuch. Robiłam wszystko, żeby nie pójść do szkoły. Jakoś sprawa została załagodzona, szczegółów nie pamiętam :) Pamiętam natomiast zeszyty drzewne i bezdrzewne. Te bezdrzewne z bibułą w środku kosztowały 1 zł, te drzewne były tańsze o 20 groszy. Oba miały szaro niebieskie okładki z prostokątną ramką. Można było je podpisać i nawet nazwę przedmiotu można było wpisać. Zawsze miałam zapas tych zeszytów. Nie uwierzysz, tych zeszytach w linię używałam na studiach, ucząc się stenografii.
A teraz drugie wspomnienie :) W siódmej klasie moja koleżanka Grażynka Klima przyniosła do szkoły chińskie pióro. Absolutny przebój. Najbardziej fascynował mnie zapach atramentu ! Pióro przyjechało aż z Berlina. W Polsce ich nie było.
Minęły może dwa lata i oto w sklepach papierniczych pojawiły się pióra chińskie. W maleńkich, tekturowych pudełeczkach. Kupiłam w sklepie na Placu Nowym od razu dwa. Jedno czarne, drugie ciemnozielone. Oba miały nad stalówką złote groty strzałek. Mam je do dzisiaj :) Czasem sprawdzam czy wciąż tak pachną jak pióro Grażynki :) Z długopisów najbardziej fascynował mnie taki grubaśny, który miał 3 kolory. Pstryk i pisałam na niebiesko, potem pstryk i już mogłam zrobić czerwoną kreskę. Zielony tusz także tam był :) Dzisiaj mam 14 długopisów na biurku. Najważniejsze, żeby pisał grubo i ciemno :) Jak pisze cienko i blado, natychmiast skreślam go z kolekcji.
Pozdrawiam :)
Elżbietka53
Cześć Elżbietko! 14 długopisów? to jakaś magiczna liczba czy przypadkowa?
OdpowiedzUsuńWielokolorowe długopisy były fajne ale dość często się psuły. A może ja miałam do nich pecha?
Zapachy są ważną częścią wspomnień. Lubiłam zapach atramentu.
O zeszytach drzewnych o bezdrzewnych już kiedyś wspominaliśmy. Te "drzewne" były wyjątkowo paskudne, stalówki robiły w papierze dziury, atrament "zalewał" litery. Na szczęście dość szybko wycofano je z produkcji.
Beatko, ta liczba długopisów jest absolutnie przypadkowa :) Po prostu lubię mieć w zasięgu wzroku czyli tuż pod ręką kilka długopisów. Po samo z ołówkami. Nie daj Boże, żeby ktoś mi podstawił ołówek 2H :) Pod ręką mam tylko 2B :) No takie skrzywienie mam ;)
OdpowiedzUsuńElżbietka53
Hi, hi, hi... Wietrzyłam jakieś magiczne zaklęcia:))) ja tez lubię mieć kilka długopisów - niestety moi współpracownicy też więc moje długopisy znikają. To nie jest złośliwe działanie tylko tak się jakoś składa, że długopisy wędrują wraz z ludźmi i nie wracają! Ludzie - tak. Długopisy - nie. Jednak jest w nich jakaś magia:)))
UsuńJak zawsze czuję się dobrze u Ciebie. Piórem "wiecznym" nadal piszę (Parker).
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Bardzo się cieszę, że tak jest.
UsuńMuszę się przyznać, że tak się tu wymądrzam a pióra wiecznego nie mam... Skandal! Muszę ten brak nadrobić.
Zastanawiam się Beatko, czy ktoś używający pióra wiecznego poda sposób na rozpisanie pióra, gdy niechcący zaschnie w nim atrament :) Ja dlatego skończyłam pisać piórami :) Trzepanie aż chlapnie atramentem ....brr!
UsuńNa samo wspomnienie mam dreszcze :) Znam takich, którzy przykładali stalówke do języka, podobne to była skuteczna metoda. Inni mocno przygniatali stalówkę. Jak się rozcapirzyła...to było po piórze :)
Elżbietka53
Ja wkładałam brzeg czystej kartki między dwie części końcówki pióra.Ostrożnie bardzo. Trzepanie też było skuteczne, czemu nie:)))
UsuńZapraszam Cię do facebookowej grupy Kochamy Pismo Ręczne - pełno tam wielbicieli pisania piórem, a o atramentach możemy długo;) Elżbietko53 takie pióro trzeba namoczyć w szklance z wodą choćby i przez noc. A swoje chińskie pioro z podstawówki (peerelowskiej��) wciąż mam i pisze jak Szatan!
OdpowiedzUsuńAgato! Witaj😘 Dziękuję za zaproszenie ale ja nie fejsbukuję... Taki mam feler😏
UsuńMiłego pisania i dzięki za poradę.
Wykorzystam Agato to namoczenie do moich dwóch piór z czasów PRL-u :)
UsuńA może znasz sposób na rozpisanie pióra, które ma w swoim zbiorniczku połowę niewykorzystanej zawartości atramentu? Beatka delikatnie rozszerzała stalówkę, ja trzepałam aż wypadł kleks, inni naciskali stalówkę i czasem była to katastrofa.
Pozdrawiam :)
Elżbietka53
Po obsadce ze stalówką, były pióra wieczne ze zbiorniczkiem na atrament, który wciągało się z kałamarza za pomocą pompki. Taka ilość atramentu nie zawsze wystarczała na cały szkolny dzień. Dlatego ja z ogromną radością przyjęłam pojawienie się piór z wymiennymi zbiorniczkami, bo wtedy można było mieć w piórniku taki zapasowy "nabój". Wieczne pióro było ulubionym przedmiotem mojego ojca, posługiwał się nim nawet gdy modne zaczęły być długopisy, do których nie miał większego zaufania. Wielka szkoda, że pióra wieczne, nie okazały się naprawdę takie, bo poszły w zapomnienie przez większość z nas. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCześć Iwono! Pióra na naboje mnie ominęły... Nigdy takiego nie miałam. Od pióra na pompkę przeszłam do długopisu.
UsuńAtramentu nie wystarczało na cały dzień, czasem ktoś zapomniał napełnić pióro w domu więc w nauczycielka miała w klasie atrament w dużej butelce.Takich dużych opakowań nie było w sklepach więc przypuszczam, że pochodził ze sprzedaży hurtowej. Niestety, był bardzo kiepskiej jakości.
Beatko, ja pamiętam te ogromniaste butle z atramentem :) Pani woźna napełniała nam kałamarze :) Tylko ona mogła to zrobić, bo otworki w kałamarzach były malutkie. U nas nikt nie dostąpił zaszczytu nawet potrzymania tej butli :)
UsuńElżbietka53
U nas atrament przechowywano w klasowej szafie. Atrament ten miał brzydki kolor, taki bardziej szary niż granatowy i był wodnisty.
UsuńDla mnie stalówka z obsadką to był koszmar! Pierwsze wieczne pióra z gumową pompką dla mej ciężkiej ręki też niewiele był przyjazne. Następnie drogie pióra kulkowe marki "Pelikan" (siostra taty mieszkała w tych Richtich Fajnych Niemcach), które też metodycznie wykańczałem.
OdpowiedzUsuńZa kaligrafię musiałem się porządnie zabrać, kiedy zostałem nauczycielem i trzeba było pisać na tablicy.
buziule
Artystom wybacza się takie drobne ułomności 😘
Usuń„Napisz mi sto razy to słowo!” - USŁYSZAŁ MÓJ KUZYN jANUSZEK OD CIOCI, KIEDY PRZYWLÓKŁ ZE DWORU PIĘKNE SŁOWO D**A ...
OdpowiedzUsuńnapisał ale oduczył się na zawsze
A wiesz, że ta metoda "napisz mi 100 razy" wciąż działa?
Usuńmoje pierwsze w życiu pióro wieczne to był prezent na Komunię, cóż wtedy dla rodziców było podobnie trudno osiągalne finansowo, jak dzisiaj quady, a mnie pewnie podobną radość sprawiło ... było czerwone z białymi żyłkami, atrament na gumkę :) kilka ładnych lat pisałam tym piórem
OdpowiedzUsuńCudne wspomnienie i cudny pomysł na oryginalny prezent komunijny. Część otoczenia pewnie zbaranieje ale część doceni😆
UsuńPiękne wieczne pióro posiadam, tylko okazji do użycia jakby coraz mniej
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gratuluję posiadania:))
UsuńZ każdych czasòw należałoby pozostawiç to co składało się na plus tamtych czasòw. Kaligrafia nie była taka zła
OdpowiedzUsuńzolza73.blogspot.com
A pewnie, że nie była zła. Ćwiczyła nie tylko pismo ale uczyła staranności i cierpliwości w dążeniu do celu. To nawet cenniejsze niż piękne pismo.
UsuńJak uczyłam się pisać musiałam mieć pióro .... jak ja go wtedy nienawidziłam / Rozmazywało się, nie dało się wymazać gumką :) Teraz chętnie po niego sięgam :)
OdpowiedzUsuńLepiej późno niż wcale😉
UsuńKałamarze..pióra..atrament..No i co nam na dziś z tego zostało? Kałamarnice,które,gdy się je połechta piórkiem,to się strasznie wnerwiają i plują atramentem,o!
OdpowiedzUsuńm_16Waszek