piątek, 10 lutego 2017

Ogólnokrajowy Dzień Pisania Piórem



       
       Tak, tak! Nadal widnieje w kalendarzu „świąt różnych, a nawet dziwnych” /http://www.kalbi.pl/  pod datą 12 lutego. W kalendarzu widnieje, ale czy w rzeczywistości ktoś to wydarzenie jeszcze jakoś celebruje? Hmmm… Zważywszy na to, że obchody pierwszego Ogólnopolskiego Dnia Pisania Piórem w 2011 roku patronatem swym objęły Panie: ówczesna Prezydentowa  Anna Komorowska oraz ówczesna i obecna Prezydent W-wy Hanna Gronkiewicz - Waltz, sądzę, że mało będzie odważnych do podjęcia działań w tym temacie. Obie patronki z 2011 roku pozostają dziś na pozycji „wyklętych” albo co najmniej „niepopularnych”. 

A co w tym zawiniło poczciwe i zasłużone dla ludzkości pióro? W dodatku Wieczne i to nie tylko z nazwy?  Ten zacny przyrząd wynalazł i w dniu 12 lutego 1884 roku opatentował pan Lewis Edson Waterman w Nowym Jorku. Amerykańskie pochodzenie wynalazku zwiększa nieco jego szansę na utrzymanie swojego miejsca w kalendarzu wyjątkowych dni. Czyż nie?

Jako przedstawiciel odchodzącego pokolenia „piśmiennych ręcznie” choć obdarzona dość pospolitym charakterem pisma zachęcam do uhonorowania Jubilata /133 latek liczy sobie ten piśmienniczy Dziadek/ wspomnieniami z szkolnych lat.

Edukacja wczesnoszkolna wykształciła w nas szacunek dla Wiecznego Pióra. Posługiwanie się nim powierzano dzieciom, które opanowały już sztukę pisania  wpierw za pomocą ołówka,  potem pióra zwykłego z wymienną stalówką maczaną w atramencie. Pióro wieczne napełniane atramentem z kałamarza to był kolejny etap edukacji pojmowany przez uczniów jako wyróżnienie, nagrodę za postępy w nauce. Dzieci uczono porządnego, czytelnego stawiania liter nazywając to szumnie nauką kaligrafii. Za brak efektów w „ładnym” pisaniu pomimo zwiększonej ilości ćwiczeń nie karcono zbyt dotkliwie uznając, że często przyczyną może być brak talentu bardziej niż chęci nauki. Noooo chyba, że trafiło na ewidentnego lenia, niechluja lub, o zgrozo, osobnika z wypaczoną duszą! Nie bez przyczyny od zawsze uznaje się, że charakter pisma jest obrazem charakteru i ujawnia cechy osobowości. Niestety, w takich przypadkach nawet klaps linijką po łapkach lub surowy nakaz: „Napisz mi sto razy to słowo!” - nie pomagał. Nie wiem jak tam u chłopaków, ale grzeczne dziewczynki bardzo sobie ceniły ładne pismo i starały się dorównać najlepszym. Mnie się zdarzało podpatrywać u koleżanek krój niektórych literek i stosować go w swoim piśmie. Czy było to jednoznaczne kopiowaniem jakichś cech charakteru? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Estetyka była ponad wszystko. Mniejsza o charakter:)

Z estetyką zeszytów szkolnych bywało trudno. Największą zmorę stanowiły kleksy z atramentu. Te zdarzały się najczęściej przy pisaniu piórem zwykłym. Niewprawne w pisaniu dziecięce paluszki nie raz zbyt mocno naciskały na papier i trach… Stalówka traciła swój rozdwojony czubek, a na papier spływał kleks! Wrrr… Atrament plamił też palce, pryskał na fartuszki sięgając czasem aż do białych kołnierzyków i końcówek warkoczy. Zaplamiony kleksami tekst należało przepisać. Dzieci próbowały uniknąć tej pracy czyszcząc plamy gumką o zwilżonej językiem powierzchni lub wydrapując plamę żyletką. Pozytywny efekt tych zabiegów był rzadkością. Najczęściej w kartce powstawała dziura i trzeba było zaczynać pisanie od początku, skupiając uwagę na prawidłowym prowadzeniu pióra po papierze. Niekiedy przyczyną kleksów i rozmazywania się pisma była zła jakość zeszytowego papieru. Wtedy największe nawet skupienie nie pomagało i kartkę plamiły łzy bezsilności. Ech, trudne było życie młodocianego ucznia… Dlatego z entuzjazmem witano możliwość posługiwania się piórem wiecznym, mniej kłopotliwym w użyciu. Teraz głównym zadaniem młodego pisarza było zadbanie o napełnianie atramentem zbiorniczka umieszczonego w środkowej części obsadki. To był wieczorny rytuał jako element przygotowania przyborów i pakowania tornistra na zajęcia w dniu następnym. Już nie trzeba było wędrować z kałamarzem w dłoni. Wystarczył mały zbiorniczek w wiecznym piórze. Czy to nie była nobilitacja na wyższy stopień wtajemniczenia? Była!

Potem wynaleziono długopisy. Nie pamiętam, aby wzbudzały tyle emocji co wieczne pióra. Może w pierwszych dniach użytkowania do momentu wyczerpania pierwszego wkładu tuszem. Długopisy nie były „wieczne” i zapasowe wkłady tuszu trzeba było kupić w kiosku Ruchu. Tak po prostu wymienić wnętrze. Zwyczajna czynność bez aury rytuału czy nawet uczniowskiego obrzędu. Z czasem nastąpiło takie rozpasanie, że „wypisane” długopisy zwyczajnie wyrzucano. Na śmietnik.

Och, ale się rozmarzyłam… Wystukując te wspomnienia na klawiaturze czule wspominam atramenty, kleksy i stalówki. Atrybuty sztuki pisania, które odchodzą podobnie jak potrzeba umiejętności ładnego pisania. Klawiatura jednakowa dla wszystkich i jak z takiego pisania odczytywać cechy charakteru oraz głębię duszy? No jak?

Może to i lepiej, że nie można? Hi, hi, hi…

 

73 komentarze:

  1. Ołówek,pióro,kałamarz,to nasze czasy,i oczywiście kaligrafia
    i dlatego starsi ludzie mają wyrobiony charakter,nie tylko pisma.
    A dziś,widzę to po wnukach,długopisy,mazaki a bibuły brak.
    Wspomnieniowo pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Bobem w sprawie wyrobionego charakteru /nie tylko pisma/ u ludzi, którzy w dzieciństwie mieli kaligrafię.

      Usuń
    2. Zastanawiam się czy stukanie w klawiaturę też jakoś wyrabia charaktery? No to jakie będzie to komputerowe pokolenie? Nie wyrobione?

      Usuń
    3. Bob, bibuły brak... Czy dzieci wiedzą co to jest i do czego służy?
      Pamiętam jasne kartoniki bibuły, całe w atramentowych plamach:)) Jak ta bibuła pięknie spijała nadmiar atramentu.

      Usuń
    4. Niestety, stukanie w klawiaturę nie u wszystkich jednakie, niektórzy mają bardzo paskudny charakter komputerowego pisma.

      A z tą durną weryfikacją czy nie jestem robotem proszę, zrób coś. Siódmy raz wybieram z nie dość czytelnych obrazków.
      allensteiner

      Usuń
    5. Drogi allensteiner! Nie mam włączonej weryfikacji komentarzy. Blog jest otwarty dla wszystkich. Nie wiem skąd Twoje kłopoty. Nikt inny się nie skarży na taka blokadę. Wiem, że to uciążliwe i dlatego nigdy takiej blokady nie stosowałam.

      Usuń
    6. Ty to otwierasz z pozycji właściciela i tego nie widzisz. Mnie się wyświetla obowiązek potwierdzenia, ze nie jestem robotem. Na wielu blogach starczy kliknięcie w okienko, u Ciebie jest bardziej skomplikowany system. Błagam, dowiedz się, jak to zmienić.
      allensteiner

      Usuń
    7. Allensteinerku kochany, pytam znajomych komentatorów i nikt nie zgłasza takich problemów. Sprawdzałam w ustawieniach bloga i "stoi tam jak byk" że nie ma zabezpieczeń komentarzy i komentować może każdy, nie ma moderacji. Może korzystasz z jakiegoś "wrogiego" systemu czy przeglądarki? Wiem jak to jest uciążliwe i dlatego nie stawiam żadnych barier dla miłych gości. Nie wiem doprawdy co mogę zrobić aby Cię nie stracić?
      Próbowałeś może dostać się do mnie z innego komputera? Może ta bariera tkwi w Twoim systemie?

      Usuń
  2. Klik dobry:)
    Nauka pisania piórem uczy pokory, sumienności, staranności i pobudza wyobraźnię oraz kształtuje charakter. Pracując nad pismem można wpłynąć na zmianę swego charakteru.
    W dzisiejszych czasach pióro jest swego rodzaju narzędziem przynoszącym prestiż, bo kojarzy się z wysokim stanowiskiem. To skojarzenie podświadomie rozwija ambicje i chęć dążenia do celu.
    Niektórzy kojarzą też z naturą romantyka.

    Dla mnie pisanie piórem jest bardzo przyjemne, a gdy jest przyjemnie, to o wiele łatwiej się myśli i rozwiązuje problemy.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mnie pocieszyłaś w sprawie poprawiania charakteru za pomocą ćwiczenia ładnego pisma. Wzory czerpałam od bardzo dobrych koleżanek o prawidłowych cechach charakteru.
      Wydaje mi się, że na ogół dziewczęta pisały ładniej niż chłopcy. Może to kwestia staranności a może jednak w tym, że kobiece duszyczki ładniejsze są z natury?

      Usuń
  3. Dla mnie pamięć o atramencie i stalówce to zmora bo jako leworęka usiłująca pisać prawą ...Moje zeszyty wtedy to raczej koszmarek...Wieczne pióro to już inna historia...
    Długopisy umożliwiły mi wreszcie pisać szybko nie odrywając rysika od kartki w związku z tym moje pismo ..no cóż - dorównuje ojcu, gdzie odczytanie listu od niego zajmowało mamie cały tydzień :))
    A teraz?? Jednak wolę klawiaturę...Przynajmniej można mnie odczytać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reniu, ta zmora - to nie wina stalówki i atramentu, tylko zmuszania dzieci leworęcznych do pisania prawą ręką. To było złe w owych czasach.

      Usuń
    2. To fakt, że dawniej dzieci zmuszano do pisania prawą ręką. Na szczęście to już przeszłość.

      Usuń
    3. Teraz klawiatura a dawniej maszyna do pisania była wybawieniem dla wybitnych antytalentów w pisaniu ręcznym. Zdarza się, że wybitne intelektualnie osoby za nic na świecie nie nauczą się czytelnie pisać ręcznie.

      Usuń
  4. Podczas pisania piórem, przypomina się też wielkich ludzi będących autorytetami. Branie z nich przykładu może mieć wpływ na nasze dalsze życie.

    Tak więc pióro to PIÓRO!, o!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pióro jest symbolem mądrości. Może tylko dla naszego pokolenia wychowanego na książkach, poezji i bajkach czytanych z papierowych kart? Jeden z krasnali, "Mędrek" chyba, miał wielkie pióro i druciane okulary - Taki obraz mądrości tkwi w nas.

      Usuń
    2. Czy dzisiaj mędrców przedstawia się z klawiaturą i myszką? Ja się nie spotkałam. Raczej z piórem.

      Usuń
    3. No właśnie. A czy dziś lansuje się mądrość i mędrców?

      Usuń
    4. Dzisiaj lansuje się IQ.

      Usuń
    5. O, tak, tak! Ale nie powiedziałabym aby wysokie IQ było równoznaczne z mądrością

      Usuń
  5. Oj, pamiętam, pamiętam.... Szczególnie te kleksy i dziury w kartkach zeszytu... Ale i "konkursy" ładnego pisania w klasie. Była to domena dziewcząt. I raz, gdy wysunęłam się na czoło w rankingu, okazało się, że najładniejszy zeszyt w klasie ma jeden z naszych kolegów (!!!).... I to wcale nie t.z.w. kujon. Przeżyłam to bardzo. No bo jak to! Ja tu sprytnie zdobię moje zeszyty (robiąc z małej plamki kwiatuszek lub motylka), a taki Krzyś, nie wkładając w zeszyt serca i emocji - zbiera laury... ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Estetyka zeszytów była oceniana. Dlatego stosowano często "zeszyt na brudno" i "na czysto". Zeszyty "na czysto" były ozdabiane tak zwanymi wzorkami.
      Wzorek - ozdobnie kreowana linijka pod tekstem, jako zakończenie tematu lekcji lub pracy domowej.
      Ileż dziecięcej inwencji było w malowaniu wzorków kolorowymi kredkami.

      Usuń
    2. maradag, a nie pomyślałaś wtedy tak: "Ta zniewaga krwi wymaga"!

      Usuń
    3. No, taka "zabójcza" to ja nie byłam ;-)

      Usuń
    4. Zacytowałam bardzo popularne za mojego dzieciństwa "przekleństwo". Nie używaliśmy tych słówek na "k..."

      Usuń
    5. No przecież! I teraz bym nie użyła... Najwyżej: kurcze blade, albo: w mordę jeża...
      A szlaczki też pamiętam. Robiłam śliczne :)

      Usuń
    6. Nie wątpię, że Twoje szlaczki były artystyczne! Może przypomnisz jakieś wzory? Chętnie zamieszczę jako suplement do tej notki?

      Usuń
  6. O! Jak ładnie - piórem - egzekutywa zatwierdziła do publikacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo egzekutywa zna się na rzeczy! A jaki ma piękny charakter...

      Usuń
  7. Gdzieś już to pisałem, ale powtórzę. W I i II klasie mieliśmy kałamarze w takich pojemniczkach umieszczanych w ławkach. Wtedy ulubioną zabawą było wrzucanie much do tego kałamarza. Praktycznie zawsze w takim kałamarzu na dnie można było znaleźć sporo muszych trupów. I teraz horror! Te muchy nabijaliśmy na stałówkę i przystawialiśmy obok twarzy koleżanki (rzadziej kolegi, bo mógł oddać). Potem pukając ją w ramie czekaliśmy aż ona się odwróci. Z reguły zawsze był ubaw po pachy bo ofiara odruchowo wycierała się i była coraz bardziej umazana.
    Chyba w połowie II kl. te kałamarze zlikwidowano, chodziliśmy z piórami wiecznymi.
    Nie wiem czy pamiętacie, ale na początku kariery długopisów można było te wkłady ponownie nabijać tuszem. W późniejszych klasach zafundowano nam naukę kaligrafii i ozdobnego pisania patyczkami chińskimi, i to była super sprawa. Charakter pisma mam nieczytelny, ale jak trzeba to jeszcze te "ozdobniaki" mażę na pocztówkach i listach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ławki miały dziury pośrodku i tam "siedział" kałamarz. Dziewczynki robiły kałamarzom kołnierzyki z ręcznie obrębionymi rantami.
      A, fe! Muchy dla koleżanek? Moi koledzy na szczęście nie wpadli na ten pomysł:))
      Tak, wkłady do długopisów można było napełniać w specjalnych punktach napełniania. To były wkłady metalowe. Potem wymyślono wkłady plastikowe, jednorazowe.
      Nieczytelny charakter pisma to częsta przywara męskiej połowy społeczeństwa. Dziewczynkom rzadziej się to przytrafiało:))
      Nauka kaligrafii była, uczono nas też pisma technicznego używając do tego specjalnych szablonów z okienkami na każdą literkę. też fajna zabawa.
      Acha, kałamarze z ławek zabieraliśmy po lekcjach do domu. Maszerowała dziatwa z tornistrem na plecach i kałamarzem w dłoni. Nieść trzeba było ostrożnie aby nie rozchlapać!

      Usuń
    2. Dziewczynki też psociły. Wystarczyło włożyć do kałamarza drobno porwany kawałeczek ligniny i chłopcy w zeszytach robili kleksy i maziaki, jak "talala" gdy drobinka ligniny przyczepiła się do stalówki.

      Usuń
    3. O, Ty, psotnico!

      Usuń
  8. Pochwalę się, że kilkanaście lat temu dostałem od pewnej redakcji z okazji jej jubileuszu pióro Watermana właśnie, już na atramentowe naboje. Pierwszy załadowałem zaraz, postanawiając je wyciągać i używać czasem w celu czynienia dobrego wrażenia, niestety, atrament zasechł. Załadowałem drugi w celu napisania szczególnego listu, co doszło do skutku, po czym ponownie reszta atramentu zaschła. I tyle mojego pisania piórem w czasach policealnych.
    allensteiner

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to pech! Zdarzyło się markowemu "pióru"? Pech prawdziwy.
      A może to jakaś chińska podróbka była...

      Usuń
    2. Nie wiem, czy w owych czasach były chińskie podróbki. Raczej to, co chińskie uważano za dobre, w tym chińskie pióra, gumki do ścierania, kolorowe piórniki...

      Usuń
    3. Chińskie kolorowe kredki też były bardzo poszukiwane z powodu szerokiej gamy kolorów.

      Usuń
    4. Pamiętam nawet takie "piętrowe" pudełka z kredkami.

      Usuń
    5. Chyba żeś nie pojęła. To nie pióro było felerne, po prostu młodzi ludzie nie pamiętają, że prędzej czy później atrament wysycha, tak na papierze, jak i w najlepszym piórze.
      allensteiner

      Usuń
    6. A pewnie, że zasycha. Dlatego długopisy zwyciężyły w konkurencji przyrządów do pisania.

      Usuń
    7. Długopisy też zasychały. Ale był na to sposób, wystarczyło wyjąć wkład, końcówkę metalową chwilę potrzymać w ustach (podgrzać), a potem silnie dmuchnąć w rurkę z drugiej strony. I działało! Zresztą dzisiejsze długopisy też nie zawsze chcą wystartować.
      Ostatnio miałem nieciekawy przypadek w banku, gdy przy konwersji jakichś kwot podpisywałem aneks do umowy. Podpisałem go swoim długopisem (n.b. podebranym mojemu siostrzeńcowi), lecz zamiast przekazania mi egz. aneksu poproszono mnie do innego pokoju, gdzie wkrótce pojawiła się policja. Okazało się, że umowę podpisałem długopisem, który w zasadzie był zwykłym ołówkiem, a na drugim końcu miał gumkę do zmazywania. Dopiero w prokuraturze, gdzie także wezwano mojego siostrzeńca sprawa się wyjaśniła.

      Usuń
    8. Ale historia! Dobrze, że nie aresztowali ołówka vel długopisu za oszustwo😉

      Usuń
    9. Aresztowali! W banku spisano protokół i zabrano przestępcę w kopercie. Dopiero po paru dniach w prokuraturze, gdy okazało się, że ewentualne wymazanie mojego podpisu nie przynosi mi żadnych korzyści, a możliwe są nawet straty, otrzymałem pismo o zaniechaniu czynności i możliwości odbioru zbrodniarza. Ale nie chciało mi się składać wizyty.

      Usuń
  9. Pamiętam ławki, czyli siedzisko razem z pulpitem i pośrodku dziurka na kałamarz z atramentem... Pamiętam też, że pani chyba w drugiej czy trzeciej klasie twierdziła, że piszę "pięknie, wręcz pedantycznie". Gdybyż pani Maria widziała moje dziesiejsze pismo. I to wcale nie z powodu komputera, po prostu z czasem "charakter" mi się zmienił. Nie tylko pisma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, oj, Iwono, zepsuć charakter nie jest prosto:)))

      Usuń
  10. Witaj Beatko :)
    Mój temat znowu poruszyłaś :) Z atramentem mam dwa wspomnienia. Pierwszy bardzo niemiły. To mogła być pierwsza albo druga klasa. Jak wszystkie dzieciaki maszerowałam do szkoły z kałamarzem, w którym tkwił maleńki koreczek z prawdziwego korka. Pewnego razu upuściłam kałamarz i .... mam przed oczami ten ogromniasty, granatowy kleks na parkiecie w sali szkolnej. Rozpacz, bo pani woźna nie dość, że na mnie nakrzyczała, kazała przyjść w następnym dniu z mamą.
    Oczywiście od rana bolał mnie brzuch. Robiłam wszystko, żeby nie pójść do szkoły. Jakoś sprawa została załagodzona, szczegółów nie pamiętam :) Pamiętam natomiast zeszyty drzewne i bezdrzewne. Te bezdrzewne z bibułą w środku kosztowały 1 zł, te drzewne były tańsze o 20 groszy. Oba miały szaro niebieskie okładki z prostokątną ramką. Można było je podpisać i nawet nazwę przedmiotu można było wpisać. Zawsze miałam zapas tych zeszytów. Nie uwierzysz, tych zeszytach w linię używałam na studiach, ucząc się stenografii.
    A teraz drugie wspomnienie :) W siódmej klasie moja koleżanka Grażynka Klima przyniosła do szkoły chińskie pióro. Absolutny przebój. Najbardziej fascynował mnie zapach atramentu ! Pióro przyjechało aż z Berlina. W Polsce ich nie było.
    Minęły może dwa lata i oto w sklepach papierniczych pojawiły się pióra chińskie. W maleńkich, tekturowych pudełeczkach. Kupiłam w sklepie na Placu Nowym od razu dwa. Jedno czarne, drugie ciemnozielone. Oba miały nad stalówką złote groty strzałek. Mam je do dzisiaj :) Czasem sprawdzam czy wciąż tak pachną jak pióro Grażynki :) Z długopisów najbardziej fascynował mnie taki grubaśny, który miał 3 kolory. Pstryk i pisałam na niebiesko, potem pstryk i już mogłam zrobić czerwoną kreskę. Zielony tusz także tam był :) Dzisiaj mam 14 długopisów na biurku. Najważniejsze, żeby pisał grubo i ciemno :) Jak pisze cienko i blado, natychmiast skreślam go z kolekcji.
    Pozdrawiam :)
    Elżbietka53

    OdpowiedzUsuń
  11. Cześć Elżbietko! 14 długopisów? to jakaś magiczna liczba czy przypadkowa?
    Wielokolorowe długopisy były fajne ale dość często się psuły. A może ja miałam do nich pecha?
    Zapachy są ważną częścią wspomnień. Lubiłam zapach atramentu.
    O zeszytach drzewnych o bezdrzewnych już kiedyś wspominaliśmy. Te "drzewne" były wyjątkowo paskudne, stalówki robiły w papierze dziury, atrament "zalewał" litery. Na szczęście dość szybko wycofano je z produkcji.

    OdpowiedzUsuń
  12. Beatko, ta liczba długopisów jest absolutnie przypadkowa :) Po prostu lubię mieć w zasięgu wzroku czyli tuż pod ręką kilka długopisów. Po samo z ołówkami. Nie daj Boże, żeby ktoś mi podstawił ołówek 2H :) Pod ręką mam tylko 2B :) No takie skrzywienie mam ;)
    Elżbietka53

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi, hi, hi... Wietrzyłam jakieś magiczne zaklęcia:))) ja tez lubię mieć kilka długopisów - niestety moi współpracownicy też więc moje długopisy znikają. To nie jest złośliwe działanie tylko tak się jakoś składa, że długopisy wędrują wraz z ludźmi i nie wracają! Ludzie - tak. Długopisy - nie. Jednak jest w nich jakaś magia:)))

      Usuń
  13. Jak zawsze czuję się dobrze u Ciebie. Piórem "wiecznym" nadal piszę (Parker).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Bardzo się cieszę, że tak jest.
      Muszę się przyznać, że tak się tu wymądrzam a pióra wiecznego nie mam... Skandal! Muszę ten brak nadrobić.

      Usuń
    2. Zastanawiam się Beatko, czy ktoś używający pióra wiecznego poda sposób na rozpisanie pióra, gdy niechcący zaschnie w nim atrament :) Ja dlatego skończyłam pisać piórami :) Trzepanie aż chlapnie atramentem ....brr!
      Na samo wspomnienie mam dreszcze :) Znam takich, którzy przykładali stalówke do języka, podobne to była skuteczna metoda. Inni mocno przygniatali stalówkę. Jak się rozcapirzyła...to było po piórze :)
      Elżbietka53

      Usuń
    3. Ja wkładałam brzeg czystej kartki między dwie części końcówki pióra.Ostrożnie bardzo. Trzepanie też było skuteczne, czemu nie:)))

      Usuń
  14. Zapraszam Cię do facebookowej grupy Kochamy Pismo Ręczne - pełno tam wielbicieli pisania piórem, a o atramentach możemy długo;) Elżbietko53 takie pióro trzeba namoczyć w szklance z wodą choćby i przez noc. A swoje chińskie pioro z podstawówki (peerelowskiej��) wciąż mam i pisze jak Szatan!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agato! Witaj😘 Dziękuję za zaproszenie ale ja nie fejsbukuję... Taki mam feler😏
      Miłego pisania i dzięki za poradę.

      Usuń
    2. Wykorzystam Agato to namoczenie do moich dwóch piór z czasów PRL-u :)
      A może znasz sposób na rozpisanie pióra, które ma w swoim zbiorniczku połowę niewykorzystanej zawartości atramentu? Beatka delikatnie rozszerzała stalówkę, ja trzepałam aż wypadł kleks, inni naciskali stalówkę i czasem była to katastrofa.
      Pozdrawiam :)
      Elżbietka53

      Usuń
  15. Po obsadce ze stalówką, były pióra wieczne ze zbiorniczkiem na atrament, który wciągało się z kałamarza za pomocą pompki. Taka ilość atramentu nie zawsze wystarczała na cały szkolny dzień. Dlatego ja z ogromną radością przyjęłam pojawienie się piór z wymiennymi zbiorniczkami, bo wtedy można było mieć w piórniku taki zapasowy "nabój". Wieczne pióro było ulubionym przedmiotem mojego ojca, posługiwał się nim nawet gdy modne zaczęły być długopisy, do których nie miał większego zaufania. Wielka szkoda, że pióra wieczne, nie okazały się naprawdę takie, bo poszły w zapomnienie przez większość z nas. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Iwono! Pióra na naboje mnie ominęły... Nigdy takiego nie miałam. Od pióra na pompkę przeszłam do długopisu.
      Atramentu nie wystarczało na cały dzień, czasem ktoś zapomniał napełnić pióro w domu więc w nauczycielka miała w klasie atrament w dużej butelce.Takich dużych opakowań nie było w sklepach więc przypuszczam, że pochodził ze sprzedaży hurtowej. Niestety, był bardzo kiepskiej jakości.

      Usuń
    2. Beatko, ja pamiętam te ogromniaste butle z atramentem :) Pani woźna napełniała nam kałamarze :) Tylko ona mogła to zrobić, bo otworki w kałamarzach były malutkie. U nas nikt nie dostąpił zaszczytu nawet potrzymania tej butli :)
      Elżbietka53

      Usuń
    3. U nas atrament przechowywano w klasowej szafie. Atrament ten miał brzydki kolor, taki bardziej szary niż granatowy i był wodnisty.

      Usuń
  16. Dla mnie stalówka z obsadką to był koszmar! Pierwsze wieczne pióra z gumową pompką dla mej ciężkiej ręki też niewiele był przyjazne. Następnie drogie pióra kulkowe marki "Pelikan" (siostra taty mieszkała w tych Richtich Fajnych Niemcach), które też metodycznie wykańczałem.
    Za kaligrafię musiałem się porządnie zabrać, kiedy zostałem nauczycielem i trzeba było pisać na tablicy.
    buziule

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Artystom wybacza się takie drobne ułomności 😘

      Usuń
  17. „Napisz mi sto razy to słowo!” - USŁYSZAŁ MÓJ KUZYN jANUSZEK OD CIOCI, KIEDY PRZYWLÓKŁ ZE DWORU PIĘKNE SŁOWO D**A ...
    napisał ale oduczył się na zawsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ta metoda "napisz mi 100 razy" wciąż działa?

      Usuń
  18. moje pierwsze w życiu pióro wieczne to był prezent na Komunię, cóż wtedy dla rodziców było podobnie trudno osiągalne finansowo, jak dzisiaj quady, a mnie pewnie podobną radość sprawiło ... było czerwone z białymi żyłkami, atrament na gumkę :) kilka ładnych lat pisałam tym piórem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudne wspomnienie i cudny pomysł na oryginalny prezent komunijny. Część otoczenia pewnie zbaranieje ale część doceni😆

      Usuń
  19. Piękne wieczne pióro posiadam, tylko okazji do użycia jakby coraz mniej
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Z każdych czasòw należałoby pozostawiç to co składało się na plus tamtych czasòw. Kaligrafia nie była taka zła
    zolza73.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pewnie, że nie była zła. Ćwiczyła nie tylko pismo ale uczyła staranności i cierpliwości w dążeniu do celu. To nawet cenniejsze niż piękne pismo.

      Usuń
  21. Jak uczyłam się pisać musiałam mieć pióro .... jak ja go wtedy nienawidziłam / Rozmazywało się, nie dało się wymazać gumką :) Teraz chętnie po niego sięgam :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Kałamarze..pióra..atrament..No i co nam na dziś z tego zostało? Kałamarnice,które,gdy się je połechta piórkiem,to się strasznie wnerwiają i plują atramentem,o!
    m_16Waszek

    OdpowiedzUsuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.