czwartek, 26 marca 2020

Robimy zapasy?


        Nigdy nie umiałam kupować na zapas, ale od kiedy ze zdumieniem czytam doniesienia prasowe o braku papieru toaletowego tu i ówdzie wracają wspomnienia o przeżytych w młodości kłopotach z kupowaniem. 

        Papieru toaletowego i sznurka do snopowiązałek brakowało zawsze. Chyba za mało produkowali. Sznurek był kłopotem rolników ale brak papieru w toalecie dotykał wszystkich. Ratowano się wprawdzie gazetami, które to występowały powszechnie w zgrzebnej formie bez utwardzonych i błyszczących kolorami stron. Przycięte /podarte/ w odpowiedni rozmiar, nabite na gwóźdź lub starannie ułożone w stosik – oto „awaryjne” wyposażenie toalet i łazienek. 

        Co jakiś czas, z różnych powodów wybuchała zakupowa panika i przystępowano do gromadzenia zapasów. Artykułem najchętniej okresowo gromadzonym był cukier. A przecież nie był to produkt gwarantujący przeżycie. Chyba, że… Dla niektórych amatorów mocnych trunków to już jak najbardziej:)
        Zapasowy cukier upychano w tapczanach, szafach i komórkach gdzie z czasem z powodu wilgoci zamieniał się w słodką skamielinę lub zwabiał armie mrówek faraonek. A potem, po znajomych, krążyły opowieści i rady jak sobie z faraonkami radzić.

        Mniej kłopotliwe w przechowywaniu mąki, kasze oraz ryż powodowały co najwyżej inwazje spożywczych moli i różnych innych owadów co również było mało przyjemne.

        Ziemniaki i cebula w zapasie zawsze były bo o zaopatrzenie zimowe w te artykuły dbały Rady Zakładowe fabryk i biur. 

        Historia lubi się powtarzać. Dziś znów trzeba kupować „na zapas” nie tyle z powodu braków w zaopatrzeniu lecz w celu ograniczania  częstotliwości bywania w sklepach. Podobno dobrze jest unikać wielkich sklepów na korzyść małych sklepików osiedlowych. A co jeśli mój sklepik noszący od dawna i nie bez powodu przydomek „brudny” jest na dodatek ciasny, nie sposób tam utrzymać zalecanego dystansu odległości a pieczywo wygrzebuje się z kosza gołymi „ręcami”? To już wolę przestronny, wielkopowierzchniowy market z płynem dezynfekcyjnym przy wejściu. Od dwóch dni robię listę potrzebnych artykułów mając na uwadze zasłyszaną w po peerelowskich czasach obfitości poradę: „Kupuj to, co potrzebne – a nie to, co widzisz”. Nigdy nie umiałam gromadzić zapasów i nadal unikam nadmiaru żywności. Aktualna akcja gromadzenia zapasów doprowadziła do takiej oto sytuacji: strategiczny ongiś cukier jest w ciągłej sprzedaży, w różnych nawet odmianach, ale występuje dramatyczny brak drożdży…  Znaczy, że domowa produkcja „wiadomo czego” znów ruszyła a cukier nadal można swobodnie kupować bo zmieniliśmy żywieniowe nawyki? A może brak tapczanów z pojemnikami na pościel, które powszechnie zamieniono na łoża z materacami, wymusza rezygnację z magazynowania cukru? 

        Ale co dziś robić gdy zabraknie papieru toaletowego? Współczesne gazety nie nadają się do tego celu!

         Och, jak dobrze, że piwniczkę całe lato pracowicie zapełniałam przetworami. Teraz z satysfakcją wybieram co i rusz kolejne słoiki. Ach, jaka jestem zapobiegliwa – to także efekt treningu w czasach peerelowskiego niedoboru dóbr różnych.




Wiadomość z ostatniej chwili: Hurra, kupiłam drożdże! Ale emocje! Trafiłam na moment dostawy towaru do sklepiku i podsłuchałam dostawcę, który chwalił się posiadaniem drożdży. Zgłosiłam się natychmiast do zakupu choć towar jeszcze w magazynku. Jak się jest przeszkolonym w sztuce zdobywania to się ma:))  





    
https://pogadajmyopeerelu2.wordpress.com/2020/03/26/robimy-zapasy/
   

35 komentarzy:

  1. Klik dobry:)
    Tak zapobiegliwie zaopatrzona piwniczka, do tego drożdże i można żyć, nie umierać!

    Nie rozumiem, o co chodzi teraz z tym papierem toaletowym? Przecież nie ma epidemii jakiejś czerwonki.

    Mrówki faraonki to chyba nasłane zostały przez Egipt? Bo... stonkę to nam Amerykanie zrzucili na pola. Mieliśmy jednak wtedy azotoks, który z każdą plagą się rozprawiał.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brak papieru toaletowego występuje w Niemczech. Też tego nie rozumiem.
      Faraonki musiały być z Egiptu - no bo skąd?

      Usuń
    2. Ej, a może azotoksem na wirusa też można?

      Usuń
  2. Ok. 1980 r. przywiozłem sobie z Węgier fikuśny bidet i skończyły się moje kłopoty z polowaniem na papier toaletowy. Niestety żona wyznaje tradycję …
    A cukier i drożdże to stały element inwestycji w czasach kryzysowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy obecnie jest po co inwestować w cukier i drożdże skoro ogrom procentowego dobra zalega sklepowe półki i nie ma reglamentacji.
      A może pieczenie drożdźowych ciast dla zabicia kwaranntannowego czasu?
      Gratuluję fikuśnego bidetu:-)

      Usuń
    2. Ja myślę, już tak na poważnie, że chodzi o pieczenie chleba podczas kwarantanny lub izolacji. Zanim przyniósł mi chleb pan z osiedlowego sklepu, miałam dość jedzenia sucharów. Poza tym w każdej chwili najbliższa piekarnia może zostać objęta kwarantanną. Warto więc mieć drożdże i mąkę.

      Usuń
    3. Jakoś nie wierzę, źe współczesne, młode gospodynie rwą się do pieczenia chleba. Może prędzej zamówią pizzę.

      Usuń
  3. Obecnie najbardziej brakuje zdrowia, wolności i papieru toaletowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj kupiłam ulubiony gatunek papieru biorąc stosowną porcję z wielkiej hałdy ustawionych równo paczek. Szkoda, że nie ma w sklepie regałów że zdrowiem i wolnością...

      Usuń
  4. U nas też towarów nie brak. To Niemcy spanikowały!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdrowia i nadal tak wspaniałego poczucia humoru życzę. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ratuję się żartami ale tak naprawdę nie jest mi do śmiechu.
      Trzymaj się zdrowo, Iwono:))

      Usuń
  6. Zachwyca mnie PRL-owska siatka sznurkowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też zachwyca:)) A wiesz, w "moim" markecie sprzedają teraz podobne siatki z przeznaczeniem na warzywa.

      Usuń
  7. Coś mi z tym papierem toaletowym przypomina braki sznurka do snopowiązałek (to były takie maszyny rolnicze, jeszcze przed kombajnami do zbioru zbóż). Brak występował zwykle z powodu robienia zapasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem myślałam, że brak sznurka w czasie żniw był specjalnie robiony aby dziennikarze mieli o czym pisać i nie zajmowali się tym co nie trzeba.

      Usuń
    2. Nie tylko snopowiązałki zapamiętałam, ale także zwrotnice. Kiedy bardzo podrożała żywność I sekretarz PZPR powiedział, "... ale zwrotnice kolejowe potaniały".

      Usuń
    3. I lokomotywy też taniały odpowiednio do podwyżek cen kiełbasy:))

      Usuń
  8. Bet, narzekasz na brak regałów ze zdrowiem i wolnością. Zdrowie ma każdy, na jakie zasłużył, a wolność wykupiła DLA SIEBIE władza i nie ma zamiaru jej więcej "rzucać na rynek". Co do zapasów - przywykłem stopniowo zaraz w pierwszej po studiach pracy. Otrzymawszy miesięczna wynagrodzenie kupowałem na cały miesiąc herbaty, cukru i papierosów. Nie z powodu braków zaopatrzeniowych. Obawiałem się, że przez kolejnym "pierwszym" skonczą mi się pieniądze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, rząd się wolnością wyżywi aż nadto. Lud niech bije brawo i to wystarczy.
      Życie "od pierwszego do pierwszego" było dobrą motywacją do robienia zapasów. Herbata, cukier i papierosy to były ongiś artykuły pierwszej potrzeby zwłaszcza w kawalerskim życiu:-)

      Usuń
  9. Czy już upiekłaś coś, czy trzymasz drożdże na lepsze czasy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drożdże czekają na babkę wielkanocną:))

      Usuń
  10. od zawsze mam w szafkach kuchennych kilka paczek makaronu więcej (może dlatego, że ciągle nawiedza nas rodzina) więc i my przez jakiś czas nie poumieramy z głodu. A drozę mam suszone. Dłużej można przetrzymywać Przetwory są super - ale i te się kończą ze wszględu na porę roku. Za dużo zżeramy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zżerany za dużo? Coś przecież trzeba robić siedząc w domu:-)

      Usuń
    2. Świeże drożdże można zamrozić. Przed zamrożeniem warto podzielić w poważone odpowiednio do naszych przepisów porcje, ponieważ rozmrożonych czy choćby ogrzanych ręką podczas odłamywania z dużego kawałka i ważenia, nie można drugi raz zamrażać. Do ożywienia zamrożonych drożdży używamy ciepłego (nie gorącego) mleka.

      Usuń
    3. Właśnie tak zrobiłam pierwszy raz w życiu. Zobaczymy jaka z tego baba wyjdzie:)) Do drożdży suszonych nie mam zaufania i przekonania więc nie używam. Bez drożdży w lodówce czuję się kulinarnie uboga:))

      Usuń
    4. Nie ma drożdży i kupić nie ma gdzie. Jak żyć panie premierze w kulinarnym ubóstwie? ;)

      Usuń
    5. Czy nie próbowano domowej hodowli drożdży w czasach gdy robiliśmy domową czekoladę z mleka w proszku? Nie pamiętam, ale coś mi "pika" że o tym słyszałam

      Usuń
    6. Mnie coś "pika" o dzikich drożdżach, które są na skórce winogron.

      Usuń
    7. Ale one pomagają robić wino, ciasta nie upieczesz:-)

      Usuń
    8. To nie upiekę babki wielkanocnej: :-(

      Usuń
    9. To napij się za to wina!

      Usuń
    10. Dobra rada nie jest zła! Toastów za zdrowie nie wznosi się przecież babkami. :)))

      Usuń
  11. Zapasy też robię, przetwory mi się skończyły (mało było, tylko dżemy i ogórki), ale są jeszcze moje mrożonki. Dzięki tym, co wykupili drożdże przetestowałam suszone. Pizza była ok. Może i drożdżowe sie uda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suszone drożdże też znikły przed świętami. Teraz już drożdże leżą na półce. Ja nie mam zaufania do suszonych, ale wielu moich znajomych bardzo je sobie chwali. Przetestowałam zamrażanie drożdży i polecam. Wystarczy je zalać ciepłym mlekiem i rosną jak na drożdżach:-)

      Usuń

Dla błądzących - pomoc przy komentowaniu:

Jeśli nie masz konta w Google wybierz opcję:

- Anonimowy, ale podpisz się pod treścią komentarza, proszę.

- Nazwa/adres URL w okienku Nazwa wpisz swój nick lub imię, a w okienku adres URL wkopiuj adres swojego bloga

Za wszystkie komentarze bardzo dziękuję.