Nigdy nie umiałam kupować
na zapas, ale od kiedy ze zdumieniem
czytam doniesienia prasowe o braku papieru toaletowego tu i ówdzie wracają
wspomnienia o przeżytych w młodości kłopotach z kupowaniem.
Papieru toaletowego i sznurka do snopowiązałek brakowało
zawsze. Chyba za mało produkowali. Sznurek był kłopotem rolników ale brak
papieru w toalecie dotykał wszystkich. Ratowano się wprawdzie gazetami, które
to występowały powszechnie w zgrzebnej formie bez utwardzonych i błyszczących
kolorami stron. Przycięte /podarte/ w odpowiedni rozmiar, nabite na gwóźdź lub
starannie ułożone w stosik – oto „awaryjne” wyposażenie toalet i łazienek.
Co jakiś czas, z różnych powodów wybuchała zakupowa panika i
przystępowano do gromadzenia zapasów. Artykułem najchętniej okresowo
gromadzonym był cukier. A przecież nie był to produkt gwarantujący przeżycie.
Chyba, że… Dla niektórych amatorów mocnych trunków to już jak najbardziej:)
Zapasowy cukier upychano w tapczanach, szafach i komórkach
gdzie z czasem z powodu wilgoci zamieniał się w słodką skamielinę lub zwabiał
armie mrówek faraonek. A potem, po znajomych, krążyły opowieści i rady jak
sobie z faraonkami radzić.
Mniej kłopotliwe w przechowywaniu mąki, kasze oraz ryż
powodowały co najwyżej inwazje spożywczych moli i różnych innych owadów co
również było mało przyjemne.
Ziemniaki i cebula w zapasie zawsze były bo o zaopatrzenie
zimowe w te artykuły dbały Rady Zakładowe fabryk i biur.
Historia lubi się powtarzać. Dziś znów trzeba kupować „na
zapas” nie tyle z powodu braków w zaopatrzeniu lecz w celu ograniczania częstotliwości bywania w sklepach. Podobno
dobrze jest unikać wielkich sklepów na korzyść małych sklepików osiedlowych. A
co jeśli mój sklepik noszący od dawna i nie bez powodu przydomek „brudny” jest
na dodatek ciasny, nie sposób tam utrzymać zalecanego dystansu odległości a
pieczywo wygrzebuje się z kosza gołymi „ręcami”? To już wolę przestronny,
wielkopowierzchniowy market z płynem dezynfekcyjnym przy wejściu. Od dwóch dni
robię listę potrzebnych artykułów mając na uwadze zasłyszaną w po peerelowskich
czasach obfitości poradę: „Kupuj to, co potrzebne – a nie to, co widzisz”.
Nigdy nie umiałam gromadzić zapasów i nadal unikam nadmiaru żywności. Aktualna
akcja gromadzenia zapasów doprowadziła do takiej oto sytuacji: strategiczny
ongiś cukier jest w ciągłej sprzedaży, w różnych nawet odmianach, ale występuje
dramatyczny brak drożdży… Znaczy, że
domowa produkcja „wiadomo czego” znów ruszyła a cukier nadal można swobodnie
kupować bo zmieniliśmy żywieniowe nawyki? A może brak tapczanów z pojemnikami
na pościel, które powszechnie zamieniono na łoża z materacami, wymusza
rezygnację z magazynowania cukru?
Ale co dziś robić gdy zabraknie papieru toaletowego?
Współczesne gazety nie nadają się do tego celu!
Och, jak dobrze, że piwniczkę całe lato pracowicie
zapełniałam przetworami. Teraz z satysfakcją wybieram co i rusz kolejne słoiki.
Ach, jaka jestem zapobiegliwa – to także efekt treningu w czasach
peerelowskiego niedoboru dóbr różnych.
Wiadomość z ostatniej chwili: Hurra, kupiłam drożdże! Ale emocje!
Trafiłam na moment dostawy towaru do sklepiku i podsłuchałam dostawcę, który
chwalił się posiadaniem drożdży. Zgłosiłam się natychmiast do zakupu choć towar
jeszcze w magazynku. Jak się jest przeszkolonym w sztuce zdobywania to się
ma:))
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńTak zapobiegliwie zaopatrzona piwniczka, do tego drożdże i można żyć, nie umierać!
Nie rozumiem, o co chodzi teraz z tym papierem toaletowym? Przecież nie ma epidemii jakiejś czerwonki.
Mrówki faraonki to chyba nasłane zostały przez Egipt? Bo... stonkę to nam Amerykanie zrzucili na pola. Mieliśmy jednak wtedy azotoks, który z każdą plagą się rozprawiał.
Pozdrawiam serdecznie.
Brak papieru toaletowego występuje w Niemczech. Też tego nie rozumiem.
UsuńFaraonki musiały być z Egiptu - no bo skąd?
Ej, a może azotoksem na wirusa też można?
UsuńOk. 1980 r. przywiozłem sobie z Węgier fikuśny bidet i skończyły się moje kłopoty z polowaniem na papier toaletowy. Niestety żona wyznaje tradycję …
OdpowiedzUsuńA cukier i drożdże to stały element inwestycji w czasach kryzysowych.
Nie wiem czy obecnie jest po co inwestować w cukier i drożdże skoro ogrom procentowego dobra zalega sklepowe półki i nie ma reglamentacji.
UsuńA może pieczenie drożdźowych ciast dla zabicia kwaranntannowego czasu?
Gratuluję fikuśnego bidetu:-)
Ja myślę, już tak na poważnie, że chodzi o pieczenie chleba podczas kwarantanny lub izolacji. Zanim przyniósł mi chleb pan z osiedlowego sklepu, miałam dość jedzenia sucharów. Poza tym w każdej chwili najbliższa piekarnia może zostać objęta kwarantanną. Warto więc mieć drożdże i mąkę.
UsuńJakoś nie wierzę, źe współczesne, młode gospodynie rwą się do pieczenia chleba. Może prędzej zamówią pizzę.
UsuńObecnie najbardziej brakuje zdrowia, wolności i papieru toaletowego.
OdpowiedzUsuńWczoraj kupiłam ulubiony gatunek papieru biorąc stosowną porcję z wielkiej hałdy ustawionych równo paczek. Szkoda, że nie ma w sklepie regałów że zdrowiem i wolnością...
UsuńU nas też towarów nie brak. To Niemcy spanikowały!
OdpowiedzUsuńZdrowia i nadal tak wspaniałego poczucia humoru życzę. Uściski.
OdpowiedzUsuńOch, ratuję się żartami ale tak naprawdę nie jest mi do śmiechu.
UsuńTrzymaj się zdrowo, Iwono:))
Zachwyca mnie PRL-owska siatka sznurkowa.
OdpowiedzUsuńMnie też zachwyca:)) A wiesz, w "moim" markecie sprzedają teraz podobne siatki z przeznaczeniem na warzywa.
UsuńCoś mi z tym papierem toaletowym przypomina braki sznurka do snopowiązałek (to były takie maszyny rolnicze, jeszcze przed kombajnami do zbioru zbóż). Brak występował zwykle z powodu robienia zapasów.
OdpowiedzUsuńCzasem myślałam, że brak sznurka w czasie żniw był specjalnie robiony aby dziennikarze mieli o czym pisać i nie zajmowali się tym co nie trzeba.
UsuńNie tylko snopowiązałki zapamiętałam, ale także zwrotnice. Kiedy bardzo podrożała żywność I sekretarz PZPR powiedział, "... ale zwrotnice kolejowe potaniały".
UsuńI lokomotywy też taniały odpowiednio do podwyżek cen kiełbasy:))
UsuńBet, narzekasz na brak regałów ze zdrowiem i wolnością. Zdrowie ma każdy, na jakie zasłużył, a wolność wykupiła DLA SIEBIE władza i nie ma zamiaru jej więcej "rzucać na rynek". Co do zapasów - przywykłem stopniowo zaraz w pierwszej po studiach pracy. Otrzymawszy miesięczna wynagrodzenie kupowałem na cały miesiąc herbaty, cukru i papierosów. Nie z powodu braków zaopatrzeniowych. Obawiałem się, że przez kolejnym "pierwszym" skonczą mi się pieniądze...
OdpowiedzUsuńNo tak, rząd się wolnością wyżywi aż nadto. Lud niech bije brawo i to wystarczy.
UsuńŻycie "od pierwszego do pierwszego" było dobrą motywacją do robienia zapasów. Herbata, cukier i papierosy to były ongiś artykuły pierwszej potrzeby zwłaszcza w kawalerskim życiu:-)
Czy już upiekłaś coś, czy trzymasz drożdże na lepsze czasy?
OdpowiedzUsuńDrożdże czekają na babkę wielkanocną:))
Usuńod zawsze mam w szafkach kuchennych kilka paczek makaronu więcej (może dlatego, że ciągle nawiedza nas rodzina) więc i my przez jakiś czas nie poumieramy z głodu. A drozę mam suszone. Dłużej można przetrzymywać Przetwory są super - ale i te się kończą ze wszględu na porę roku. Za dużo zżeramy :)
OdpowiedzUsuńZżerany za dużo? Coś przecież trzeba robić siedząc w domu:-)
UsuńŚwieże drożdże można zamrozić. Przed zamrożeniem warto podzielić w poważone odpowiednio do naszych przepisów porcje, ponieważ rozmrożonych czy choćby ogrzanych ręką podczas odłamywania z dużego kawałka i ważenia, nie można drugi raz zamrażać. Do ożywienia zamrożonych drożdży używamy ciepłego (nie gorącego) mleka.
UsuńWłaśnie tak zrobiłam pierwszy raz w życiu. Zobaczymy jaka z tego baba wyjdzie:)) Do drożdży suszonych nie mam zaufania i przekonania więc nie używam. Bez drożdży w lodówce czuję się kulinarnie uboga:))
UsuńNie ma drożdży i kupić nie ma gdzie. Jak żyć panie premierze w kulinarnym ubóstwie? ;)
UsuńCzy nie próbowano domowej hodowli drożdży w czasach gdy robiliśmy domową czekoladę z mleka w proszku? Nie pamiętam, ale coś mi "pika" że o tym słyszałam
UsuńMnie coś "pika" o dzikich drożdżach, które są na skórce winogron.
UsuńAle one pomagają robić wino, ciasta nie upieczesz:-)
UsuńTo nie upiekę babki wielkanocnej: :-(
UsuńTo napij się za to wina!
UsuńDobra rada nie jest zła! Toastów za zdrowie nie wznosi się przecież babkami. :)))
UsuńZapasy też robię, przetwory mi się skończyły (mało było, tylko dżemy i ogórki), ale są jeszcze moje mrożonki. Dzięki tym, co wykupili drożdże przetestowałam suszone. Pizza była ok. Może i drożdżowe sie uda?
OdpowiedzUsuńSuszone drożdże też znikły przed świętami. Teraz już drożdże leżą na półce. Ja nie mam zaufania do suszonych, ale wielu moich znajomych bardzo je sobie chwali. Przetestowałam zamrażanie drożdży i polecam. Wystarczy je zalać ciepłym mlekiem i rosną jak na drożdżach:-)
Usuń