Wirus okazał się bardzo zły,
pandemia bardzo wielką katastrofą, kwarantanna bardzo dołującą uciążliwością.
Gdy minął szok spowodowany strachem, restrykcjami i zamknięciem w domu, wielu z
moich znajomych i ja też przeżyliśmy
załamanie psychiczne. U mnie, na szczęście krótkie. Po czym nastąpił impuls do
domowej aktywności. Na pierwszy rzut poszło sprzątanie, czyszczenie, pranie,
polerowanie wszystkiego co możliwe.
Nazywałam to domową dezynfekcją. A co, gdy już wszystko lśni? Wtedy
zadano mi pytanie:
- Co teraz robić? Brudzić i matowić, aby
dalszemu sprzątaniu nadać sens?
No,
nie! Mnożenie absurdów pozostawmy politykom, a my skupimy się na pandemicznej
modzie. Nastąpiła faza uruchomienia wytrenowanej za czasów PRl-lu pomysłowości,
w celu wymyślania fantazyjnych i skutecznych domowej produkcji maseczek,
których jeszcze w sklepach nie było.
Phiii…
Przeżyliśmy czasy szycia spódnic z zasłon i sukienek z niemowlęcej tetry, więc
i teraz damy radę. Maseczki potrzebne, których w handlu brak? Proszę bardzo!
Siuuup! Czego tam nie było! Wyciągane z szuflad ściereczki i serwetki,
dziecinne chusteczki w zabawny deseń, a nawet słoneczne kapelusze w kropki i
kuchenne ręczniki papierowe. Kolorowe szmatki faszerowałyśmy wkładami –
filtrami z worka od odkurzacza lub filtra do kawy, zaprasowując fałdki gorącym
żelazkiem, bo ten sposób na odkażanie tkanin także pamiętamy z czasu prasowania
pieluch i kaftaników. Kreatywności wymagało mocowanie masek na twarz, więc
gumki, tasiemki, pozostałe z czasów peerelowskiego domowego krawiectwa, a nawet
ściągacze odcięte od skarpet miały swoje pięć minut w wymianie doświadczeń.
Wiele
pań praktykowało kulinarne eksperymenty. Dużą popularnością cieszył się domowy
wypiek pieczywa. Hmmm… Gdyby nie okresowy brak drożdży to może i tu zanotować
można by jakieś sukcesy. U mnie, w tym temacie, jak dotąd skończyło się na
pozytywnym doświadczeniu z zamrażaniem. Drożdże odmrożone nie tracą właściwości
im przypisanych i rosną!
A
pewien Pan… Oto czego dokonał według relacji Elżbietki 53:
Opowiem
co zrobił mój mąż:) Odkurzył wiersze po 25 latach od ich napisania, a pisał dla
naszej małej córki. Siedział nad tematem kilka dni i dzięki nadmiarowi czasu
....zadebiutował na You Tube :):)
Te „odkurzone” wierszyki także
zaliczam do kreatywności peerelowskiej bo cóż, że powstały tuż po transformacji
skoro autor wywodzi się zapewne z czasów
PRL i kto wie jak długo rymowanie wtedy trenował?
A Elżbietka, po zaliczeniu fazy szycia maseczek, nieco
skromniej, nie mniej jednak także intelektualnie:
Ja żadnego debiutu nie zaliczyłam,
ale otuliłam wzrokiem wszystkie szafy, wszystkie półki, znalazłam książki
zakupione na Targach Książki. W kolejce czeka Michnik, Tischner i Żakowski wraz
z ich pogaduchami "Między Panem a Plebanem", czeka Pilch i Tokarczuk
:)
Na koniec do wszystkich zapytanie:
Jak inni wypełniali nadmiar czasu?
Może ktoś zechce o tym napisać?
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńTak w zasadzie nie mam czym się pochwalić w dziedzinie zapełniania wolnego czasu. U mnie, nic w tej kwestii nie zmieniło się. Od lat wolnego czasu mam pod dostatkiem. Martwię się zmianami w sobie, bo zaczęłam narzekać i marudzić. Aaaa... to, że nie mam balkonu. A czy kiedykolwiek miałam? Aaaa... to, że nie mam domku z ogródkiem. A czy kiedykolwiek miałam? Aaaa... to, że nie mogłam póść do lasu. A przecież od lat nie chodziłam, bo bałam się sama po lesie spacerować. I tak przykłady można mnożyć i narzekać w nieskończoność.
Postanowiłam więc rozpocząć pracę nad sobą, by znowu odzyskać pogodę ducha i zacząć cieszyć się drobiazgami, po prostu tym, co mam.
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo ambitne zadanie sobie postawiłaś. Praca nad sobą jest najtrudniejsza. Masz rację, że narzekanie jest bez sensu i czas doceniać dostępne dobra.
UsuńTeż żałuję, że nie mam domu z ogródkiem... Ajś, zaczęło się narzekanie:))
Tak sobie myślę, że pandemiczny nadmiar wolnego czasu trochę wziął się z zaniechania małych wędrówek. A to do sklepu, a to na cmentarz, a to wycieczka do zapomnianych miejsc, a to nad Wisłę itp...
UsuńMasz rację, Bet. Przecież nawet wyjście na cmentarz, choć mam niedaleko, zajmuje czasem pół dnia. Najpierw po kwiaty i świeczkę, potem obejście prawie całego cmentarza, bo tam koleżanka spoczywa, a gdzie indziej babcia z dziadkiem, a w drodze powrotnej pogaduszki na ulicy z napotkanymi znajomymi, a w małym mieście w danym "rewirze" wszyscy są znajomi.
UsuńA propos, jutro wybieram się do żołnierzy wyzwolicieli.
Koniecznie pozdrów żołnierzy i zrób im nowe zdjęcia. Chyba troszkę się zestarzeli?
UsuńElżbietko 53.
OdpowiedzUsuńProszę pogratuluj swojemu Mężowi debiutu. Wysłuchałam od początku do końca. Jestem pod wrażeniem. Brawo!
Pozdrawiam Was serdecznie.
Prawda? Wspaniałe te wierszyki no i ten aksamitny głos ze wspaniałą dykcją... Po prostu talent!
UsuńWitajcie :)
UsuńDziękujemy za publikację i ciepłe pochwały :) Beatko, nie wiem czy mój mąż zawsze miał taki aksamitny głos :) Jedno jest pewne, Ty pierwsza usłyszałaś jego głos :) Oboje kończyliście IV Liceum, pewnie pamiętasz szkolne akademie. Występy Agnieszki Mandat, Adolfa Welschek'a i Janusza Gawlika.
Mój mąż także brał udział w tych akademiach. Aktorem nie został, ale sentyment do tych występów i to w takim towarzystwie, tkwi w nim do dzisiaj :)
Elzbietka53
Naprawdę jest to mój kolega ze szkoły? Oczywiście pamiętam i jestem dumna z koleżanki Agnieszki Mandat i kolegi Dolka Welsche'ka. Gawlika jakoś nie zapamiętałam. No i Twojego męża chyba też nie:)) Ale miło mi, że jesteśmy absolwentami tego Liceum. Pozdrowienia dla Was oboje:)
UsuńZamieszczenie tego debiutanckiego filmiku było wielka przyjemnością.
Oprócz całej notki, bardzo udał się Bet tytuł z rymowanką. Czy to peerelowskie wytrenowanie, czy wpływ wierszyków dla dzieci Męża Elżbietki?
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ostatnio często mi się rymuje:)) Może wyłazi ze mnie jakiś ukryty talent?
UsuńW moim zasobie pojęć nie istnieje coś takiego jak "wypełnianie nadmiaru czasu", bo mnie tego czasu zwyczajnie brakuje. Mam zaległości nawet w wykonaniu projektów elektronicznych z lat 1970-1980! O informatyce (soft i hard) już nie wspomnę, bo leży u mnie kilkadziesiąt lapków do naprawy. Chciałbym dokończyć pisanie kilku "zaczętych" książek, ale to mi się wydaje pracą bezsensowną. Obiecałem żonie kilka kreacji wieczorowych (lubię projektować i szyć), ale ona woli te z netu i ciucholandu, bo jest szybciej. No i wreszcie od początku pandemii dostałem prace zlecone z firmy serwisowej i ... czuję się jak "osiołkowi w żłobie dano ..."
OdpowiedzUsuńPracować ktoś musi aby leniuchować mógł ktoś:))
UsuńCzęsto mam podobnie, że złoszczę się na zbyt krótki dzień. Nie jest tak codziennie lecz mam wyraźny talent do wyszukiwania sobie zajęć. Zawsze pożytecznych:)
Te wiersze to chyba nie z PRL-u, bo czy wtedy znaliśmy pojęcie dredów? jeśli chodzi o wykorzystanie czasu to malujemy własnie kuchnię. I piekę więcej niż zwykle :)
OdpowiedzUsuńWiersze, jak pisze Elżbietka, powstały 25 lat temu a więc "tuż po". Natomiast Autor, według moich szacunków, zapewne jest "peerelowski" więc płynnie podciągnęłam Jego twórczość na użytek tej notki:))) Może nie zaprotestuje.
UsuńGratuluję malarsko-kulinarnych prac kuchennych!
Acha, a dredy to chyba poznaliśmy przy okazji mody hippisowskiej?
UsuńA Bob Marley? To lata sześćdziesiąte czyli głęboki peerel!
Melduję, że dzisiaj, dla zabicia czasu, zainspirowana przez Optymistę (blog ZLEPEK KLEPEK ALBO BECZKA ŚMIECHU) zaczęłam tworzyć nieudolne moskaliki.
OdpowiedzUsuńBrawo! Czekamy na efekty:)
UsuńWitaj alEllu :)
UsuńMój mąż na wzór moskalików zaczął tworzyć PiS-kaliki :) Mają ewidentnie zabarwienie polityczne :) Co ta pandemia wyrabia z nami :):):)
Pozdrawiam :)
Elżbietka53
Dajcie trochę tych PiSkalików!
UsuńElżbietko, czy opublikujecie gdzieś te PISkaliki? Chętnie poczytałabym.
UsuńByły błędy literowa - poprawiam się. Dać sobie wmówić, że ma się więcej czasu wolnego prowadzi do lenistwa. Bo jak nazwać zrobienie jutro czegoś co można zrobić dzisiaj.
OdpowiedzUsuńCo masz zrobić dzisiaj - zrób jutro. Co masz zrobić jutro - zrób pojutrze. Będziesz miał dwa dni wolnego.
UsuńTo taki stary bardzo dowcip, ale wiele mówi w temacie lenistwa:))
Nigdy w domu się nie nudziłam i nie nudzę. Jestem sobie domatorka z urodzenia. Tak więc nic się dla mnie drastycznie nie zmieniło... Wyselekcjonowali/wały mi się przyjaciele "podręczni". Ale mam cały świat wirtualny 😍. Maluję, remontuję, kryzysy przegradzając inspiracjami. Pewno, że czasem nic się nie chce i dopada człowieka beznadzieja jakaś, ale zadzwoni Kapitan Jos i zapyta:" Dagmara mogłabyś mi naszkicować...?" No jakże nie. Już, gdzie ten ołówek? I Żuki dzwonią jakby częściej... I z siostrzenicą mam kontakt prawie codzienny. Czuję się szczęśliwa jak już dawno nie... Wiem, może to szok, szczęśliwym być w nieszczęściu... Ale taki stan jest we mnie teraz...
OdpowiedzUsuńTaki stan to błogostan! Niech trwa jak najdłużej. Oto jeden z pozytywnych skutków pandemii.
UsuńBet, klasyczne limeryki są o ludziach :) Andrzej wpadł na pomysł, żeby napisać limeryki o zwierzętach. Oto kilka przykładów.
OdpowiedzUsuńWęgorz bałtycki z Jastarni,
Szedł po chleb do piekarni,
Spotkawszy kolegów po drodze,
Skoczyli na jednej nodze
Na dymka do wędzarni.
Pewien niedźwiedź na Słowacji,
Słynął z niebywałej gracji,
Gdy turystę w Tatrach złapał,
Tańczył przed nim na dwóch łapach,
Ale tylko do kolacji.
Pstrąga z Pcimia cztery gracje,
Zaprosiły na kolację,
Choć miał pewne podejrzenie,
Że posłuży za jedzenie,
Poszedł sprawdzić czy ma rację.
Nieśmiały żubr z Białowieży,
Do młodej żubrzycy się szczerzył,
Ta rzekła zbliżając się: „Żubrze,
Co chciałeś zrobić zróbże,
Nie przyszłam tu klepać pacierzy”.
Elżbietka53
Cudowne! Takie lekkie i pełne wyrafinowanego humoru. Popis inteligencji.
UsuńBrawo, brawissimo:))
Elżbietko, nalegam i zachęcam do stworzenia strony z twórczością Andrzeja. To nie jest zwykłe "wierszoklecenie", jakim bawiliśmy sie czasem na blogach. To jest sztuka wyższych lotów i wymaga wyjścia z szuflady.
UsuńSzuflady nie są objęte kwarantanną! Można a nawet trzeba wychodzić:))
UsuńWprawdzie takie wyjście zakaża, ale pożytecznie.
UsuńJa, w przeciwieństwie do Ciebie, mam dużą odporność na takie zakażenia:))
UsuńNo, jak masz, jak nie masz odporności. A pozytywne emocje i zabawa nie liczą się? Toż zakażona jesteś na całego, o!
UsuńAaaa... W tym sensie to tak! Myślałam o zakażaniu zdolnością do rymowania:))
UsuńKażdy przecież inaczej się zakaża i na różny sposób zakażenie przechodzi.;) :)))
UsuńU mnie bezobjawowo:))
UsuńO Boże, mój Boże, czasem lepiej mieć ograniczoną wyobraźnię, która nie zakręca w dziwne strony...
OdpowiedzUsuń"...zaprasowując fałdki gorącym żelazkiem, bo ten sposób na odkażanie tkanin także pamiętamy z czasu prasowania pieluch i kaftaników."
I od razu zobaczyłam "beztetrowe" mamy z pampersami zamiast maseczek, nie da się odwidzieć ;), bez urazy oczywiście dla nowoczesnych mam.
No tak, to ciekawe "widzenie":)) Na szczęście tylko w wyobraźni:))
UsuńKlik dobry:) w słoneczny dzień.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy nie pora na zajęcia plenerowe? Wirus nie odpuszcza pomimo naszego siedzenia w domu. To już chyba lepiej walczyć z nim na wycieczkach i spacerach.
No więc tak: Rekonesans miejsc plenerowych wykonany w ubiegłą sobotę wykazał to, że czym prędzej uciekłam do domu.
UsuńPenetrowałam ulubione miejsce nad Wisłą, z dala od miasta i co?
Rozległy i wygodny parking zamknięty, zagrodzony na głucho. Pozostawiono mały skrawek "nie wiadomo dla kogo" więc auta stłoczone i nie ma mowy o zachowaniu odległości parkując w co drugim miejscu. Pozostawiono jedno, wąskie dojście do ścieżek rowerowo-spacerowych więc ludzie ocierają się o siebie. Część trasy do chodzenia i jeżdżenia wyłączona z użytku - bez widocznego powodu. Część dość rozległego terenu nad starorzeczem Wisły zagrodzona.
Nie rozumiem dlaczego tak to urządzono?
Także zauważyłam różne zasieki w plenerze, zupełnie nie wiem po co. Zostawione tylko wąskie przejścia. Przecież w szerokim wejściu/wyjściu można zachować dystans, a w wąskim ścisk ludzi. W drodze powrotnej - przepisowo - czyli z zachowaniem dystansu - forsowałam owe zasieki, aby nie ocierać się o ludzi z nosami na wierzchu w wąziutkim przejściu.
UsuńWidziałam w telewizji, jak molo spopockie też zagrodzone, a tylko wąziutkie wejście zostawione. O co chodzi? Nie rozumiem.
Podobnie nie rozumiem zapowiedzi dalszego luzowania rygorów w dniu gdy notowano rekordowa liczbę zakażeń /ponad 500/ czyli 12 maja. W poniedziałek idziemy do fryzjera...
UsuńCo mi po fryzjerze, jak do medyka nie można się dostać, jeśli się ostatniego stadium covida nie ma.
UsuńZ doniesień telewizyjnych wynika jasno, że fryzjer i kosmetyczka to teraz potrzeba najwyższej konieczności. Nawet się nie dziwię zważywszy, że współczesna uroda opiera się na doklejanych paznokciach, rzęsach i brwiach, które wymagają regularnej, fachowej pielęgnacji. Tatuaże też się odnawia?
UsuńNa tatuażach nie znam się. Za to rzęsy od kosmetyczki widziałam u dziewczyny na wycieczce. Po trzech dniach były poprzełamywane i miały różną długość.
UsuńSztuczne rzęsy to jest obecny "must have". Jak dobrze, że emerytów nie dotyczy:))
UsuńCo za tym idzie, pora wypuścić z kopca Wędrowną Mrówkę. :)
OdpowiedzUsuńWypuściła się i wróciła rozczarowana. Na pustej zazwyczaj, trawiastej, nadwiślańskiej plaży ludzi "jak mrówków"!
UsuńCzmychnęła do kopca w try miga.
I ja siedzę w kopcu, bo na zewnątrz nie podoba mi się "ustawodawstwo".
UsuńJa już w ogóle jestem pogubiona co wolno a czego jeszcze nie i dlaczego.
UsuńBo nie czytasz Dzienników Ustaw. Obecnie to lektura obowiązkowa.
UsuńAcha. Jak mus to mus.
UsuńDla mnie ten czas, był okresem odpoczynku po dość intensywnym, zbyt chyba intensywnym na moją kondycję trybie życia. Więc owszem, najpierw odpoczywałam, pławiąc się w luksusie wolnego czasu, potem sprzątałam zaniedbany dość dom, potem miałam czas i na bloga, na który ostatnio go brakowało, i na fotografię i na robienie grafik i na oglądanie filmów zaległych... A potem.. zaczął mnie szlag trafiać, że nie mogę wyjść, protestować, robić RZECZY. Zatem ponownie wpadłam w psychiczny dołek. Ale się nie poddaję. Z domu nadal wychodzę jedynie na spacer z psem, ewentualnie z aparatem, bo jestem w grupie ryzyka - astma i wątłe zdrowie. I nie wiem jak długo tak jeszcze wytrzymam, bo wirus przecież nie pójdzie sobie, tylko trzeba zacząć się oswajać z myślą, że zostanie z nami na zawsze.. Więc, nie wiem co dalej. :/
OdpowiedzUsuńJa jestem teraz w stanie zupełnego ogłupienia. Nie wiem czy jest groźnie /maski i reżimy różne/ czy już nie /luzowanie restrykcji, sklepy, gastronomia i tłum na plaży/ czy się bać nadal czy cieszyć, że już koniec. Do tego niebywały galimatias polityczny, który też nie rokuje nic dobrego.
UsuńDobrze, że chociaż kwiaty kwitną i słońce dogrzewa czasem:))
Robię dobrą minę do złej gry ale do spokoju i zadowolenia bardzo mi daleko.
Wytrwałości i zachowania zdrowia życzę najmocniej jak mogę.
Bet, ja także się pogubiłam. Gdy był jeden chory w Zielonej Górze, to nie mogłam wejść do lasu ani na cmentarz pod wschodnią granicą. Także nie mogłam pójść najkrótszą drogą do apteki, bo prowadziła przez park. Teraz - przy tak dużej liczbie zakażonych - można.
UsuńWitaj w grupie pogubionych:-) Swoje prywatne odmrażanie zaczęłam od zaprzestania używania kawowych filtrów w masce oraz używania maseczek ozdobnych, które prawdopodobnie pomagają tyle co umarłemu kadzidło.
UsuńW mojej okolicy odmrożone wszystko. Nosy na powietrzu, maski na brodzie, w sklepie - jakby koronawirusa nie było, nie ma i nie będzie. Terninal do płacenia kartą macany i nie dezyfenkowany. Dystansu nie da się zachować, ponieważ pełno towaru na podłodze, więc nie ma, gdzie się oddalić. Najgorzej, jak trzeba uciekać w kierunku przeciwnym do wyjścia, bo zagnają człowieka w kąt, z którego nie da się wyjść, żeby nie otrzeć się o kogoś.
UsuńDo sklepu idę w przewiewnej masce bez filtra, ale przed sklepem zakładam maskę nawet z podwójnym filtrem. Może chociaż troszkę ochroni. Tłumaczę sobie, że koronawirus swoją inteligencję ma, więc po co mu się męczyć z przebijaniem się przez filtry, jak ma obok wystawione na jego przyjęcie nosy.
PS. A minister tak często zmienia zdanie, że dla spokojności może lepiej ufać swoim teoriom? ;) :)))
UsuńMoże by tak dla odmiany odmrozić sobie lodówkę?
UsuńWpłynęło doniesienie, że niniejsza notka ma nr 400. Zasługuje więc na specjalne wyróżnienie, o!
OdpowiedzUsuńDonosicielstwo się panoszy:)) Potwierdzam doniesienie. Myślę jednak, że wyróżniać będziemy 401 post jako start do okrągłej pięćsetki:))
UsuńTo dobrze! Na start tej pięćsetki będę mogła stawić się prosto od fryzjera. :)))
UsuńNo nie wiem, nie wiem... Podobno zapisy na fryzury dopiero na wrzesień są możliwe:))
UsuńPomyślałam, że mogę nie chwalić się piękną fryzurą. W maseczce i tak nikt mnie nie rozpozna.
UsuńNo i problem rozwiązany. Ja polubiłam swój ciemny odrost na blond włosach i chyba wkrótce będę czesać się w kok:))
Usuń
OdpowiedzUsuńNadmiar czasu ?...a co to takiego proszę Pani ?
Dobre pytanie. Tak naprawdę wiedzą to ci, którzy nadmiaru czasu doświadczają.
Usuń