„Wiedzą sąsiedzi wiedzą jak kto siedzi…” Czasem to irytujące ale moim zdaniem taka wiedza bywa bardzo pomocna. Skąd ten temat? Ano zdarzyło się niedawno…
Ding - dong! Śpiewa dzwonek u drzwi. Otwieram nawet nie zajrzawszy w wizjer bo jakoś nie mogę wyzbyć się poczucia ufności.
- Cześć, masz może kurkumę? Gotuję zupę z zielonej fasolki i potrzebna mi ta przyprawa, której nie mam :) Pyta sąsiadka zamieszkała piętro niżej bo wie, że dużo i chętnie gotuję.
- Mam, mam! Odpowiadam radośnie z chęcią ofiarowując nienaruszone jeszcze opakowanie aromatycznego proszku.
Dlaczego tak mnie ten incydent ucieszył? Bo to pierwsza od niepamiętnych czasów prośba o pożyczenie niezbędnego w danej chwili drobiazgu. Och, jak dawno nikt nie przyszedł w potrzebie odrobiny soli, jednej cebuli czy szklanki cukru… Dlaczego, tak powszechny dawniej zwyczaj uzupełniania braków zanikł? Staliśmy się bardziej zapobiegliwi, sprawniejsi w domowej logistyce czy mniej chętni sąsiedzkim kontaktom? A może dobrze działający handel i sieć usług wyeliminował z konkurencji instytucję poczciwego Sąsiada?
Przypominam sobie najczęściej pożyczane produkty. Dominuje chyba sól chętnie i powszechnie dawniej używana lecz w niewielkich dawkach więc rzadko kupowana ujawniała swój deficyt nagle! Ha, pomoc sąsiedzka wtedy niezbędna.
Puste domowe cukiernice mogły świadczyć o roztargnieniu gospodyni, ale także o wyraźnym braku produktu w handlu. Wtedy prośba o pożyczkę była ryzykowna, a nawet niestosowna. Żartowano wtedy: „Gość w dom – cukier do szafy”!
Często brakowało zapałek, octu, odpowiedniej wielkości garnka oraz… Pieniędzy! Pożyczanie drobnych sum „do pierwszego” bywało dość częste. Najbardziej oryginalną sąsiedzką pożyczką była u nas waga kuchenna stosowana do ważenia… niemowląt!
waga do zadań specjalnych:) |
Życzliwy sąsiad użyczał dostępu do telefonu lub telewizora. Czasem miejsca w lodówce oraz krzeseł na większe domowe imprezy. Dzwonek u drzwi nie śpiewał tylko ryczał: Drrrr… O ile w ogóle był używany. Często nie zawracano sobie głowy zamykaniem drzwi do mieszkań. Wystarczyło lekko zapukać i nacisnąć klamkę.
Z biegiem lat, z biegiem zmian obyczajowych i rozwojem sieci handlu oraz usług współpraca sąsiedzka oraz znajomości „drzwi w drzwi” stopniowo zanikły. Podobnie jak wizytówki z nazwiskami lokatorów na tych drzwiach.
Cóż, ja swoją kurkumę już odzyskałam, a wraz z nią nadzieję na powrót sąsiedzkich relacji, które w moim sąsiedztwie ostatnio mają się nieźle. A no tak się ostatnio złożyło. Ktoś robi długotrwały i uciążliwy remont więc wyrozumiałość lokatorów jest konieczna. Zamiast narzekać na hałasy oraz kurz – sekundujemy. Ktoś poważnie zachorował i niezbędna była fizyczna pomoc silnych młodych rąk oraz psychiczne wsparcie i fachowa pomoc pielęgniarska.
Ding - dong! Śpiewa dzwonek .
- Jak tam? Chętnie będę towarzyszyć jeśli potrzebujesz pobyć z kimś w trudnym czasie. Przyjdź jeśli chcesz, to tylko krok do sąsiednich drzwi.
Ding - dong! Śpiewa dzwonek.
- Mogę posiedzieć z chorą jeśli masz potrzebę wyjść. Daj znak kiedy.
Ding - dong! Śpiewa dzwonek.
- Jesteś w domu? Odbierz, proszę, paczkę moją od kuriera bo nie zdążę wrócić na czas.
Stuku, puku, stuk! Odgłos obcasów na kamiennych schodach zwiastuje spotkanie z sąsiadką.
- Dzień dobry:) Przy okazji zapytam co słychać u pani P bo jej dawno nie widziałam… Nie chora?
- Wszystko w porządku u pani P. Niedawno przesuwałam jej lodówkę i pomogłam odzyskać klucz od altany śmietnikowej. Jest zdrowa, ale zbyt leniwa aby wyjść z domu:)
Mam dobrych i miłych sąsiadów więc chętnie hoduję dla wszystkich pelargonie, ustawiam je na wspólnych parapetach oraz pielęgnuję korytarzową zieleń. I zastanawiam się: Czy to trudne czasy zbliżają ludzi czy płynąca z wyżyn władzy złość i wrogość wyzwoliła potrzebę człowieczych kontaktów?
Melduję, że w ramach odradzającego się poczucia społecznej wspólnoty zakupiłam solidarnościowe chryzantemy celem wsparcia bazarowego handlu! Takiego bukietu nie miałam w domu od wielu lat i chyba będzie to moja nowa tradycja na Zaduszny Dzień. Tak!
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńBardzo krzepiące wieści w tych trudnych czasach. Znowu rodzi się miłość człowiecza po sąsiedzku. Tylko... Czy aby to zgodne z polityką naszego państwa?
Pozdrawiam serdecznie.
Brawo za solidarnościowe chryzantemy!
Raczej nie jest zgodne z obecną polityką w sensie zasypywania podziałów. Zjednoczone społeczeństwo jest trudniejsze do kierowania.
UsuńAle co tam, buntujmy się w ten pozytywny sposób.
Zgadzam się z puentą. Tak! Trudne czasy ludzi zbliżają. Mają także już dość wrogiego i złośliwego napuszczania jednych grup społecznych na drugie.
OdpowiedzUsuńMam nowo-stare przysłowie: Dobrych ludzi poznajemy w biedzie!
UsuńU mnie najbardziej pozadana rzecza w przestrzeni sasiedzkiej jest wino :)
OdpowiedzUsuńMam tez sasiadke Polke, ktora wie, ze w domu mam prawie wszystko co w kuchni powinno sie znalezc.
Nie powinnam narzekac, sasiadow mam w okolicy bardzo milych, no oprocz jednej takiej co mi powiedziala ostatnio, zebym jej nie mowila co ona moze/ nie moze robic w SWOIM kraju. A poprosilam ja grzecznie, zeby trzymala swojego pieska na smyczy w miejscu publicznym, ktorym jest ulica. Oj, nasluchalam sie duzo....
Ale tak ogolnie to sasiadow mam ok, staramy sie tylko nie rozmawiac o Brexit i emigrantach :)
Pozdrawiam serdecznie
Beata
Oj, ta mniej miła sąsiadka chciała zapewne potrenować Twoje umiejętności językowe:)) Słuchać ze zrozumieniem tez trzeba umieć więc to taka darmowa lekcja była:))
UsuńDrażliwych tematów należy unikać dla zdrowia psychicznego.
Dalszego, miłego sąsiadowania:)
Ha, ha. Ta "mila" sasiadka tez mnie posluchala tak, ze teraz jak mnie widzi to przechodzi na druga strone ulicy. Ja naprawde nie mam nic do pieskow chodzacych bez smyczy. Ale musza to byc psy, ktore sa nauczone na przyjscie na zawolanie. Moje 2 musza chodzic na smyczy.Jedna, gdyby mogla, oblecialaby wszystkie kosze do smieci w okolicy, a druga poluje na wiewiorki, ktorych mamy bardzo duzo. Piesek owej pani nalezy do tych mniejszych, a rasa moich psow nalezy do tych polujacych na szczury :) Jesli moje szczurolapy sa na smyczy, a taki malenki piesek do nich podbiega i rzuca im sie do gardel, to one sie bronia. Wyglada to komicznie ale moze sie zle skonczyc dla pieska. A pani ewidentnie nie lubi emigrantow!
OdpowiedzUsuńA podobno wszyscy "psiarze" są sympatyczni... No, ale na Wyspie zawsze odwrotnie:)
UsuńJa pamiętam jeszcze takie czasy - początek lat 60' ub.w. - gdy w czasie świąt rodzinnych (wigilia, Wielkanoc, śmigus dyngus, itp.) sąsiedzi odwiedzali siebie nawzajem. W korytarzu stały choinki, świeczki, wisiały wyprane firanki ... Było, minęło, znak czasu?
OdpowiedzUsuńJuż kilka dni temu pomyślałam, że na korytarzowych kwiatkach zainstaluję światełka. Będą choineczki!
UsuńKto wie, może i do odwiedzin wkrótce dojdzie?
No tak! Nie tak dawno używałem w postach określenia "znajomy sąsiad" by odróżnić znajomych od tych którzy sąsiadami są wyłącznie z powodu pobliskiego zamieszkania, a nawet wymiany "dzień dobry" brakuje. A ze "znajomym sąsiadem" mecz można obejrzeć, a ze znajomą sąsiadką Maria "debatuje" o wszystkim.
OdpowiedzUsuńTo bardzo trafne określenie! Sąsiedzi dzielą się na "znajomych" a nawet czasem "zaprzyjaźnionych" oraz na "sąsiadów".
UsuńZwykły sąsiad też bywa sympatyczny:)
Ech, pewnie to kwestia tego jak kto spędza czas. Gdy człowiek wraca zmęczony po pracy, ostatnią rzeczą o jakiej marzy jest sąsiedzka wizyta. Pamiętam, że listopad był dla mnie najtrudniejszy, gdy po czwartej wchodziłam do domu - obiad, prysznic i spać. Budziłam się po ósmej wieczorem zregenerowana. Jakby ktoś w tym czasie chciał kurkumy, u mnie nie ma ;)
OdpowiedzUsuńNo tak, listopad jest wyjątkowo wredny. Też odczuwam dotkliwie drastyczne skrócenie dnia. Właściwie już o 14 zaczyna się czuć zbliżający wieczór i brak ochoty na aktywność.
UsuńMyślę też, że osłabienie kontaktów sąsiedzkich wynika z przyspieszenia tempa życia po prostu. Mam wrażenie, że dawniej wszystkie dni były dłuższe i ludzie mieli więcej czasu. Tak się teraz porobiło, że nie nadążamy:))
Kurkumę polecam, dla zdrowotności:))
Czytałam kiedyś, że relatywne skracanie się czasu wraz z wiekiem wynika z tego, że coraz mniej robimy nowych rzeczy. Dlatego dzieciństwo wydaje się nam takie długie - ciągle czegoś się uczymy. Niestety niechętnie podejmuje nowe aktywności, wybieramy znane koleiny.
UsuńKurkumę dorzucam do rosołu :)
Nie zgadzam się! Wciąż robię coś nowego i ciągle się uczę tak jak Pan Prezydent:)) A czasu brakuje mi jak nigdy dotąd.
OdpowiedzUsuńKurkumę daję do każdej zupy! Rosół na razie nie dostąpił tego zaszczytu ale spróbuję bo... Wciąż się uczę:)))
Też się nie zgadzam. Uważam, że obecni seniorzy, choćby ze względu na olbrzymi postęp techniki, stale robią i uczą się czegoś nowego.
UsuńDokładnie tak. Seniorzy uczą się także nieznanych wcześniej umiejętności, zachowań, gestów i innego pojmowania świata:) A technologia to niemałe wyzwanie!
UsuńAle ja nie napisałam, że się nie uczą, tylko, że tych pierwszych razów jest więcej w dzieciństwie. Poza tym podejście do nowości też jest inne. Dziecko po prostu podejmuje próbę zrozumienia - tu i teraz rozwiązuje problem. Co się dzieje w późniejszym wieku, było widać przy okazji zmian w interfejsie bloga. Wiele osób przed próbą długo okopywało się na pozycji "ja chcę stare" i dla pewności kilkakrotnie sprawdzało, że nie działa system już znany. Byli nawet tacy, co się obrazili i przestali blogować. Technologia to faktycznie wyzwanie.
UsuńTo prawda, że starsze umysły i psychiki są bardziej oporne w działaniu. Chyba dlatego sądzi się, że "starych drzew się nie przesadza" co można rozumieć szerzej niż tylko w sensie miejsca przebywania.
UsuńNa nowy interfejs też się żachnęłam, ale na krótko. Może oni specjalnie tak nam robią aby trenować mózgi:))
Interfejs jest po prostu dostosowywany do nowych urządzeń, które cały czas powstają. Ja mam opory natury estetycznej - lubię klasyczne tła i nie znoszę jak mi stare tapety znikają, ale to już trochę co innego. Ubieram się też inaczej, bo tak ;)
UsuńJa bym to ugryzł z innej strony - sąsiedzi nie chodzą już do sąsiadów po szklankę cukru itd., bo prawdopodobnie nie chcą pokazywać, że nie są samowystarczalni, a i czasy takie, że jak ktoś czegoś potrzebuje, to od razu niegramotny jest. Kiedyś nikt nikomu nie odmawiał szklanki wspomnianego cukru ale też nie gadał za plecami, jaki ten ktoś jest. Ludzie byli inni, czasy były inne. Dzisiaj to nie do pomyślenia. Niemniej życzyłbym sobie, żeby pomoc sąsiedzka funkcjonowała jak kiedyś. Żeby w ogóle pewne rzeczy obyczajowe były jak kiedyś, ale niestety, na to już nie mamy szans. Na szczęście jest taki blog jak Twój, Bet, żeby powspominać. Musisz kontynuować, bo czytałem, że wątpisz. Nie wątp, wciąż są ludzie, którzy chcą czytać Twoje świetne notki. Pozdrawiam gorąco! Serdeczności!
OdpowiedzUsuńOj, jakie miłe słowa:)) Dziękuję bardzo i serdecznie witam nowego gościa bo chyba jeszcze się nie znamy?
UsuńTwoje "ugryzienie" jest bardzo interesujące - nie pomyślałam, że taka może być przyczyna oziębienia sąsiedzkich relacji. Coś w tym jest niewątpliwie.
A może trzeba zrobić pierwszy krok i zagadać do sąsiada?
Mam nadzieję, że zostaniesz w gronie komentatorów na peerelku:) Zapraszam!
O! Sztandar Robótki już zawieszony. Znak, że święta idą?
OdpowiedzUsuńChyba tak! Wieszam plakat i szukam nastroju świątecznego który zgubiłam jakiś czas temu i nijak nie znajduję:(((
UsuńI u mnie kiepsko z nastrojem. Tłumaczę sobie, że zawsze w życiu bywały lepsze i gorsze chwile, a czasem całkiem tragiczne i jakoś się trwało. Tylko, wtedy w dobry nastrój wprawiali ci aktualnie szczęśliwi i radośni. Dzisiaj nieszczęście dotyka wszystkich, więc trudno u kogokolwiek znaleźć pocieszenie.
UsuńTeraz trudno jest znaleźć jakiś promyczek nadziei, że "jeszcze będzie normalnie". Obawiam się że już nigdy nie będzie "po naszemu normalnie". Jakieś kosmiczne czasy nastają z topniejącą Arktyką, czającymi się wirusami i zanikiem kontaktów "twarzą w twarz".
UsuńJest! Jest nadzieja. Pan Minister ogłosił, że już można się uśmiechać, a kryzys jest poza nami.
UsuńPanom Ministrom i Premierom nie wierzę w ani jedno słowo. W te dobre też.
UsuńObawiam się, że obecny "sukces" ma na celu odmrożenie handl przedświątecznego bo to wielki biznes jest.
Nawet okazało się, że protesty na ulicach nie spowodowały zwiększenia liczby zakażań.
UsuńCiekawe jakim sposobem to sprawdzili.
UsuńTo wszystko jest chyba zależne od przekazu dnia.
UsuńA po co budują kolejne szpitale tymczasowe skoro ten Narodowy stoi pusty?
UsuńJest pusty, bo ludzie nieodpowiednio chorują. Trzeba chorować według wytycznych. Bywa, że ktoś jest za chory do szpitala narodowego, a za zdrowy do szpitala powiatowego. Może dla tych odrzuconych będą te tymczasowe szpitale?
UsuńTak jest, społeczeństwo nie wie jak chorować i stąd wszystkie kłopoty.
UsuńTo by było śmieszne gdyby nie było tragiczne.