Rolę ścianek i czerwonych dywanów spełniały ważne wydarzenia wstrząsające Rzeczpospolitą Ludową. I tak w roku 1967 kraj nasz odwiedził francuski generał Charles de Gaulle. Polska Ludowa oszalała z radości i żądzy wzmacniania więzi Polsko – Francuskich co zaowocowało modą na generalskie czapki. Nastąpił bum w pracowniach czapników. Męska część Społeczeństwa zachwyciła się generalską czapką i zapragnęła nią nakrywać głowy. Cylinderek z daszkiem nazwano swojsko „degolówką”. Wszak zgodnie z ludowym porzekadłem „każdy wojak nosi buławę generalską w swym plecaku”.
Z archiwum Eustachego Kossakowskiego |
W tymże samym roku 1967 koncertowali w Warszawie Rolling Stone’s. Szczyt popularności dotyczył zespołu The Beatles i wielu innych grup rockowych. Oprócz muzyki uwagę przyciągał strój i wygląd artystów. To oni dyktowali modowe trendy. Szybko zareagowała męska branża obuwnicza przystępując do masowej produkcji podpatrzonych u muzyków, butów zwanych „beatlesówkami” lub „rollingstonkami”. Charakteryzowały się one podwyższonym obcasem oraz dużą błyszczącą klamrą dla ozdoby. Polscy młodzieńcy oszaleli na ich punkcie za nic mając sobie sarkanie rodziców, że to strój sceniczny i nieodpowiedni na ulicę! Zaraz, zaraz… Podwyższony obcas u mężczyzny, nadchodząca moda na kolorowe i wzorzyste koszule nawet zdobne w żaboty, długie włosy… Czy już wtedy jakiś mały gender próbował swoich sił?
Panie miały swoje obuwnicze fascynacje gdy nastała moda na kolorowe, połyskliwe kozaczki z elastyczną cholewką bez zasuwanego zamka. Buty te, wciągnięte z niemałym trudem bo uszyte ze sztucznej materii musiały ciasno opinać stopy i łydki, pozostawały na nogach długie godziny w ciągu dnia. Więc nazywano je „konserwami”.
Nikt wtedy nie słyszał jeszcze o oszczędzaniu plastiku ani ekologii ale kobiety zrzuciwszy „konserwy” obuły się w drewniaki! Stuk, stuk, klap, klap - drewniaczki mieć to był modowy mus. Nawet drewniane szpilki produkował ktoś:) Niełatwo było w nich chodzić, oj niełatwo.
A teraz – od stóp do głów! Skąd się wzięła moda na dziewczęce czapki wzorowane na lotniczych i wojskowych pilotkach? Dokładnie nie wiem. Podejrzewam, że to wynik fascynacji serialem Czterej Pancerni i Pies, a zwłaszcza głównym bohaterem tego filmu. Każdy chciał być wtedy Jankiem Kosem lub co najmniej Gustlikiem lub Marusią. Tak czy siak samodzielnie wydziergane szydełkiem „pilotki” nosiły solidarnie niemal wszystkie kobietki i kobiety pomimo, że zbyt twarzowe to one nie były.
Z filmów, głównie sensacyjnych, zaczerpnięto chęć do okrywania się lekkim płaszczem zwanym prochowcem, z postawionym w górę kołnierzem. Tak prezentowali się tajni detektywi i agenci wywiadu ścigający złoczyńców co czyniło z nich wzór do naśladowania. Przynajmniej w kwestii konfekcji. Popularność postaci występujących w czwartkowych spektaklach Telewizyjnego Teatru Sensacji „Kobra” też miało spore znaczenie:)
Prochowce, z czasem zastąpione zostały przez podobne w kroju lecz wykonane z nowoczesnej tkaniny płaszcze-ortaliony. Włoskie ortaliony kupowane chętnie przez handlowych turystów w Czechosłowacji. Były nieprzemakalne a tajemniczy szelest tej niezwykłej tkaniny był jak powiew życia zza żelaznej kurtyny. Atrakcyjny i pociągający.
Na zakończenie zostawiam odzieżowy hit wszech czasów za jaki uważam spódnicę „bananówkę”. Skąd się wziął i kto to zaczął? Nie wiem. Bajeczna, kolorowa, przecudnie układająca się w ruchu spódnica w wijące się pasy. W sklepie tego nie było a wiosenne ulice pełne bananowych dziewcząt! A jak? A tak: wykroje dostępne w magazynie mody Burda rodem z NRD. Wszelkie zapasy materiału „z metra” w ostateczności narzuta lub zasłona z okien na stół – nożyczkami ciach, ciach, ciach i maszyna do szycia w ruch. Szycia sporo, tych kilka krętych pasów zszyć i obrębić nie było łatwo ani szybko. Ale efekt wart zachodu. Uuuuu… Cudo! Frrr… Aż się chciało podskakiwać i wirować radośnie.
Modowe szały ulotne były jak wiosenne motyle. Były i mijały. Z jednym wyjątkiem: Ostał nam się jeno dżins… Kto go przywlókł do socjalistycznej krainy? Może wraz ze stonką ziemniaczaną był to dywersyjny z nieba zrzut? Na stonkę był DDT - na dżinsy nie pomogło nic. Rozpleniła się ta tkanina, rozrosła w asortyment i fasony… Choć dostępna trudno, drogo i nie dla każdego. Przemysł tekstylny polski uratował sytuację produkując wyroby dżinsopodobne. Nawet nieźle to wychodziło. Do tego stopnia, że z polskiego dżinsu szyto nawet fantazyjne, różnobarwne kapelusze z falującym rondem. Ale zanim polskie szwalnie tak się rozkręciły trzeba było nauczyć się szanować każdą sztukę dżinsowej odzieży i w razie potrzeby samodzielnie przerabiać znoszone spodnie na spódnice i obcięte nogawki na torebki.
Przemijanie mody to jej urok i czar. Czasem martwię się, że entuzjaści obecnej mody na tatuaże nie doświadczą tej ulotności. Ich chwilowe fascynacje pozostaną z nimi do końca życia wyryte ostrą igłą w żywej skórze.
A gdzie jest skóra!? Ta prawdziwa skóra ze sloganu "fura, skóra i komóra". Myślę, że skóra bardzo skutecznie konkurowała z "jebansem", i nawet w pewnym momencie była na topie. Ze skóry szyto marynarki, spodnie (damskie i męskie), spódniczki, torebki, buty (kierpce, mokasyny), kapelusiki, rękawiczki, a nawet widziałem u pań dolne części kostiumu plażowego. Była to jednak droga moda i miała kilka wad, trudniej przepuszczała powietrze, i ciężko było ją czyścić (prać).
OdpowiedzUsuńAj, to już czasy u schyłku PRL skoro nawet "komóry" już były.
UsuńAle racja, skórzany szał zapanował także. Chociaż to był chyba jego "drugi rzut" bo wcześniej modne były płaszcze importowane z Turcji. Importowane, oczywiście, prywatnie poprzez osoby pracujące na kontraktach np w Iraku.
Aaaa... No i wielkie uwielbienie dla kożuchów! Górale się wtedy obłowili jak nigdy.
Skóry były już na przełomie lat 60/70', a fura i komóra (od autora) oznaczało, że taka skóra była głównie do "pokazywania się". Nie było to praktyczne, ale cholernie drogie. Jeżeli zwykła skóra kosztowała 2 pensje, to taka "od komóry i fury" kosztowała już 4-5 pensji.
UsuńA, w tym sensie to tak. Zapomniałam, że skóry były wieloletnie:))
UsuńWidać, że nie tylko na "komórach" znasz się ale i "skóra" ci nie obca.
Bliższa skóra ciału ... 😜
UsuńZa nim na "skórę" było dandysa stać używał skóropodobnych materiałów jeszcze grubo przed "komórami". Nosząc "adisasy" z ceraty nabawiłem się odcisków na palcach nawet.
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Na oryginalne "jebansy" jeszcze było mnie stać dwa razy, za drugim razem pieczołowicie "nówkę" już wycierałem cegłą (taka była moda). Zanim się dorobiłem na skórę, to wcześniej ładnych parę lat pochodziłem w ceracie. Gdy już miałem skórę z komisu, to moda była na khaki ... Teraz te zmiany modowe są jeszcze szybsze, na szczęście mnie to już nie "jara".
UsuńA ja miałam "szykowny " płaszczyk ze skay'u! Nie do zdarcia!
UsuńNo a buty, to prawie wszystkie były ze sztucznych materiałów - moje odciski trwają do dziś:))
Prawdziwych dżinsów nie miałam nigdy:(((
UsuńPolskie dzinsy znam pod nazwa teksasy. Moja mama tak je nazywala, a do tego szyla/przerabiala je wlasnorecznie.Makabra! Moje pierwsze prawdziwe Wranglery dostalam chyba w 6 lub 7 klasie. Jaka ja bylam dumna! Specjalnie podwijalam bluzki/swetry, zeby bylo widac nalepke z napisem :)))
OdpowiedzUsuńNajgorsza moda byly dresy, te swiecace. Cale szczescie, ze nigdy ich nie mialam!
Bet, swietny tekst!
Pozdrawiam
Beata
Tak, to były teksasy. W Krakowie był im poświęcony osobny sklep. Zawsze pełen klientów. Sprzedawca dobierał rozmiar oceniając "na oko" obwód pasa klienta. Wystarczyło rozpiąć płaszczyk i okazać swój pas - właściwy rozmiar był gwarantowany.
UsuńAcha i dziękuję za docenienie świetności:))
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńŚwietne opracowanie! Zdanie po zdaniu wskrzesza wspomnienia z młodzieńczych lat. Widzę barwne obrazy wydarzeń i przygód w każdym z wymienionych ubiorów.
Pozdrawiam serdecznie.
Jak to miło być pochwalonym z samego rana, dziękuję:))
UsuńNo to dawaj te wspomnienia! Zabrzmiało intrygująco.
Skoro zabrzmiało intrygująco, no to dałam, ale niżej, żeby było z opcją "odpowiedz" pod każdą "szaloną" przygodą.
UsuńMacham wesoło i uśmiechy posyłam:))
OdpowiedzUsuńW szałowym płaszczu byłam w Budapeszcie. Ludzie na ulicy zaczepiali mnie i dotykali, ale nie wiedziałam, co mówią. Na wszelki wypadek dziękowałam, myśląc, że chwalą urodę płaszcza. Zrozumiałam dopiero wtedy, gdy jakaś kobieta bardziej natarczywa, niż inne, wyjęła pieniądze i pokazała na migi, o co chodzi. Później - na bazarze - zobaczyłam, że Polacy handlują takimi płaszczami, a przed policją "chowają" płaszcze, nakładając je na siebie.
OdpowiedzUsuńPolskie dżinsy nieźle "szły" w handlu w Bułgarii. A w Budapeszcie spotkałam się z handlem dżinsami szmuglowanymi z jakiegoś zachodniego kraju. To była nieomal mafia dżinsowa!
UsuńPo lewej - płaszczyk ze skay'u, po prawej - prochowiec.
OdpowiedzUsuńhttps://photos.app.goo.gl/9MWU1zhyiRHPNR879
Tak, tak! Płaszczyk ze skay'u jak żywy! I prochowiec oryginalny!
UsuńW szałowej spódnicy bananówce poszłam na deptak. To nic, że jeszcze nie była wykończona. Umówiłam się z koleżankami na deptaku, więc musowo nową piękność zaprezentować. W talii spódnica nie miała jeszcze wszytego paska ani gumki oraz wymagała zwężenia w pasie i na biodrach. Założyłam gumkę na spódnicę, po bokach przymocowując ją agrafkami, zakryłam dłuższą bluzką i heja szpanować. Koleżanki oglądają mnie ze wszystkich stron i pękają ze śmiechu. Okazało się, że z tyłu spódnica uwolniła się od uciskającej ją gumki i brzeg talii zwisał poniżej bluzki, odsłaniając majtki.
OdpowiedzUsuńA majtki w owym czasie były z przezroczystej elastycznej tkaniny. tylko troszkę grubszej od rajstop, ale równie prześwitujące.
alEllu, ale zaszalałaś z komentarzami! Miałam nadzieję, że tak będzie i że... Skoro o ubraniach mowa to znajdzie się tam jakaś rozbieranka. No i jest, majtki odsłonięte:))
UsuńPrzezroczyste majtki to dodatkowa atrakcja. Może i lepsze niż współczesne stringi?
UsuńW szałowych białych drewniakach lubili chodzić lekarze i pielęgniarki. Podczas pobytu w szpitalu podjęłam z tym walkę, bo nie mogłam znieść nieustannego stukotu. Niestety, bezskuteczny był mój protest, więc uciekłam ze szpitala.
OdpowiedzUsuńW drewniakach zbiegałam żwawo po drewnianych schodach. To był łomot co się zowie!
UsuńDrewniaki uważano za obuwie zdrowotne, dla pracujących "na nogach" wręcz zalecane.
Moda na szpitalne drewniaki nie minęła, nadal są noszone. Tu nie chodzi o modę, ale o bezpieczeństwo stóp, po których często przejeżdżają pędzące wózki z pacjentami. Teraz te "niby drewniaki" wyglądają nieco inaczej, ale są równie mocne i "pancerne". 😉
UsuńCzyli miałam rację, że "zdrowotne". A raczej część "odzieży roboczej".
UsuńWidziałam w sklepie medycznym dzisiejsze lekarskie obuwie. Jest faktycznie inne. Nawet chciałam sobie kupić, ale uznałam, że za drogie.
UsuńProfesjonalizm kosztuje. Ale dobrze, że jest takie zabezpieczenie dla medyków.
UsuńW szałowych wranglerach sztruksowych, które dostałam w prezencie latam, wyszłam szpanować w upalnym dniu. O mało nie ugotowałam się we własnym pocie.
OdpowiedzUsuńDla szałowej mody trzeba było nieraz sporego poświęcenia. Zmarznięte zimą kolana bo pończoszki cienkie i płaszczyk "MIni":)) Bolące stopy i twarde odciski bo szpilki-lakierki z plastiku pasowały do sukienki:))
UsuńTyle mi się przypomniało. Czy zaspokoiłam Twoje zaintrygowanie, Bet?
OdpowiedzUsuńPięknie zaspokajasz zaintrygowanie:)) Może jeszcze coś się przypomni?
UsuńPrawdziwe dżinsy były poza zasięgiem moich możliwości. Ale według dżinsowego wykroju szyto gdzieś w Polsce spodnie z czego się dało - z grubszej popeliny, farbowanej na modny przez czas jakiś "rudy" kolor, albo z obiciówki. Znacznie tańsze od oryginalnych, nieprzemakalnych ortalionów były podróby, których nieprzemakalność dość prędko się kończyła. Przed degolówkami były w modzie dżokejki a później czy wcześniej tyrolskie kapelusze. Degolówki nie nosiłem, ale odnotowano ją we francuskiej prasie, o ile pamiętam - "degaulleouffka". No i pamiętać należy o ponadczasowych w PRL garniturach, zwłaszcza dwurzędowych, w których chodziło się do liceum, do pracy, a nawet... na grzyby.
OdpowiedzUsuńA do garnituru obowiązkowo koszula non-iron! Pamiętam zachwyty pań, że nareszcie nie trzeba koszul prasować:)) Panowie nie narzekali na pocenie się lecz chwalili brak zagnieceń.
UsuńAch, ta fascynacja sztucznym tworzywem. Że też nikt wtedy nie zauważał jego szkodliwości dla zdrowia i natury.
Nie rozumiem tej fascynacji sztucznościami, choć sama jej uległam i z Paryża przywiozłam kilka metrów bistoru, a z samolotu zabrałam plastikowe tacki, sztućce i kubeczki po serwowanym posiłku. My - ludzie "gorszego Wschodu" nosiliśmy ubrania kaszmirowe, wełniane, bawełniane, lniane, jedwabne... Herbatę piliśmy z porcelany, spaliśmy na poduszkach z puchu...
UsuńDlaczego tak łatwo zrezygnowaliśmy z tego, co było lepsze i wręcz luksusowe, a w owych czasach u nas tańsze od tych zdobywanych sztuczności?
A reklamówki? Toż to prawie że biżuteria była dla nas:)) Trzeba też wspomnieć o samochodach - mydelniczkach z NRD!
UsuńBardzo trafna refleksja - fascynacja plastikiem jest teraz mało zrozumiała i wręcz głupia. Niestety, zapłacą za to kolejne pokolenia degradacją planety.
Koszule non-iron? Pierwsza, którą kupiłem w komisie kosztowała połowę mojej późniejszej stażowej pensji. Powszechna moda na tworzywa przyszła w miarę obniżki cen.
UsuńCeny, owszem miały wpływ, ale fascynacja nowym tworzywem jeszcze większy.
UsuńKoszule non-iron miały taką wadę, że żółkły po praniach. A może to wina ówczesnych środków piorących?
Koszule non-iron trzeba było prać w proszkach z niewielkim dodatkiem niebieskiej farbki i wtedy koszula z powrotem stawała się śnieżnobiała.
UsuńA no właśnie. Pamiętałam, że były jakieś domowe na to sposoby, ale o farbce zapomniałam:)
UsuńFarbka niebieska nazywała się chyba Ultramaryna? Zalecana do prania firanek też.
Przy pierwszym zakupie w "Peweksie" dodawano taką saszetkę na 3 prania. Potem można było je dokupić, ale taniej wychodziła "Ultramaryna". Zupełnie za darmo można było prać koszulę w wodzie po "jebansach". 😉
UsuńO, dawali gratisy "Peweksie"?
UsuńWspółczesne jebansy chyba nie farbują? Przynajmniej moje, bazarowe, nie puszczają farby:))
A pamiętasz obcisłe elastyczne golfiki? Prawie wszyscy mieli mokro pod pachami, często unosił się niemiły zapach (one były z czegoś, co wchodziło w cuchnącą reakcję z potem), ale trzeba było mieć golfik.
OdpowiedzUsuńJasne, że pamiętam! Był spory okres mody na golfy w wielu rodzajach garderoby: w swetrach, sukienkach, bluzkach a nawet sukniach ślubnych.
UsuńDziś obowiązuje pokazywanie jak największych dekoltów, w modzie ślubnej też.
polskie jeansy... toż to Odra produkowała!
OdpowiedzUsuń...a szwedy i dzwony pamiętasz?
a kurtki szwedki?
UsuńOczywiście, że Odry to były:))
UsuńSzwedy to takie spodnie rozszerzane już od bioder. Okropnie poszerzały sylwetkę ale i tak wszystkim się podobały.
Dzwony - klasyk pierwszej klasy. Nogawka u dołu - obwód 40 cm
Szwedki pamiętam ale jakoś były mi obojętne. Nie wiem dlaczego.
a okulary lennonki?
OdpowiedzUsuńMam do dziś. Oprawki pomalowane czarną plakatówką posłużyły jako element przebrania za Harry Pottera.
UsuńProponuję na kolejną notkę modę sportową. Przedtem trzeba pójść na boisko w granatowych szarawarach, białej koszulce oraz wypastowanych na biało tenisówkach i zrobić sobie selfie. Przy okazji pobiegać w ramach wspomagania odporności poszczepiennej. Nawet zgadzam się, aby to była notka konkurencyjna do boiska przy Dzikim Polu w moim mieście. ;) :)))
OdpowiedzUsuńCo na to Mrówka, ha?
Twarde warunki stawiasz. Szarawary jakoś bym przeżyła ale selfie zrobić nie umiem:((( Mój aparat jest tylnokamerowy:))
UsuńBoisko sfotografować mogę, a jakże i o modzie sportowej oraz lekcjach WF napisać też.
Przyjmuję wyzwanie bez selfie:))
Cóż, jaka staroświecka moda, taki tylnokamerowy aparat. :)))
UsuńDobra! Daruję selfie.
Nooo... Dopiero niedawno odkryłam tę wadę mojego aparatu telefonowego. Selfie nigdy mnie nie interesowały a gdy już postanowiłam spróbować to okazało się że moim tel nie da rady!
UsuńZapasowy, nowiutki telefon też ma aparat w tyłu.
Uprzejmie donoszę, że na "moim" stadionie pojawiła się młodzież grająca w piłkę oraz butelki, puszki, papierki, kolorowe torebki po czymś, woreczki foliowe ...
UsuńJedyna ławka, która się tam znajduje obklejona jest gumą do żucia.
O! Czyli wraca normalność? Wrrrr... Zepsuli mi pointę notki o "moim" stadionie.
UsuńPamiętam większość tego, o czym napisałaś :) Z nostalgią wspominam :) I pamiętam swoje pierwsze dżinsy :) z Pewexu hahaha...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Pola :)
Witaj Polu! Fajnie, że wspomnienia są przyjemne. Zaglądaj częściej aby razem z nami poddać się nostalgii:))
UsuńMiłego dnia.